anti-romantic {zawieszone}

By YourLittleBoo

18.5K 2.1K 2.5K

Trójkąty miłosne zostały przeanalizowane już od każdej strony, w każdy możliwy sposób. Edward, Jacob i Bella... More

lekcja 0: pso
lekcja 1: europejscy modele i dwie księżniczki
lekcja 2: prawie-dziewczyna
lekcja 3: debata
lekcja 4: trenczowy płaszcz
lekcja 5: masturbacja
lekcja 6: akcent i chemiczne truskawki
lekcja 7: kochać się po francusku
lekcja 8: buziaki i trójkąty
lekcja 9: więcej grzechów nie pamiętam
lekcja 10: kiciuś gryzie
lekcja 11: zatrucie szpinakowe
lekcja 12: waniliowy seks i mleczna cera
lekcja 13: Luke i Ivy
lekcja 14: stare małżeństwo
lekcja 15: moja plaża, mój Michael i moje pierogi ruskie
lekcja 16: ja ciebie też kocham
lekcja 17: dwa wibratory i braterski wolontariat
lekcja 19: kaprys
lekcja 20: krew na dolnej wardze
lekcja 21: alkohol w perfumach i pijackie gierki
lekcja 22: jak ty ładnie mruczysz
lekcja 23: mon chéri
lekcja 24: bomba cukrowa

lekcja 18: balet moskiewski i truskawki lodowe

688 84 66
By YourLittleBoo

alexa, play insomnies by angèle!
lekcja 18: balet moskiewski i truskawki lodowe

Michael Clifford wydawał mi się osobą, która niczego się nie boi i wszystkiego już doświadczyła. Miał coś specjalnego w swoim przeszywającym spojrzeniu, jakby mógł nim sadzić drzewa. To właściwie śliczna, zabawna metafora, gdzie moje niebieskie oczy są odniesieniem do skutej lodem zimy, a jego zielone symbolizują rozkwitającą kwiatami wiosnę.

Może jestem dla siebie zbyt surowy? Może wcale nie stanowię zagrożenia dla wszystkiego co żyje, jak ta niesamowicie atrakcyjna wiedźma z Opowieści z Narni? 

Skylar miała tendencję sądzić, że jest inaczej, ponieważ była przekonana, iż skoro nie mam w sobie wiele skruchy, lub współczucia, musi czynić mnie to złym człowiekiem. Liz uważała, że w ogóle poprzez typ wzroku da się odgadnąć wszelkie intencje, dlatego nie powinienem okazywać emocji i mieć kontrolę nad każdą, nawet najbardziej zszokowaną miną.

Problem w tym, że Michael Clifford topił w tej pochłaniającej zieleni całą paletę uczuć, na wszystko potrafił zareagować w ten sposób, czy poprzez małe mrugnięcie, albo mechaniczne rozszerzenie się źrenic, mógłbym czytać z jego oczu, jak z książeczki dla dzieci, co powinno przedstawić doskonały obraz tego, jak pięknie i prosto dało się pojąć jego osadzenie w chwili.

On nikogo nie udawał, w nic nie grał, nie chował trupów w szafie, nie miał setek screenshotów zapisanych w strzeżonych folderach, nikomu nie wymyślił pseudonimu i po prostu był tak pociągająco autentyczny, że chciałem móc zatopić się w tej zieleni, by na zawsze przepaść w jego oczach i nigdy już nie musieć żyć w prawdziwym świecie.

Tamtego wieczoru czułem to na każdej płaszczyźnie, ponieważ z jakiejś przyczyny światło laptopa, które odbijało się na twarzy mojego współlokatora, wyjątkowo wybijało koloryt jego tęczówki, a moje zmęczenie minionym dniem sugerowało, bym bez ogródek zapytał, czy też czasem myśli w jakiś niekonwencjonalny, artystyczny sposób o moich oczach.

- O Chryste, zaraz się zrzygam – mruknąłem opierając głowę o ścianę za sobą, kiedy mały dym wydobył się z moich ust. Wiedziałem, że jestem zjarany, ale nie miałem pojęcia, że do tego stopnia, iż skręci mnie cały żołądek.

- To nie jest dobry pomysł. – Michael odebrał ode mnie skręta ponownie, przy okazji zaciągając się tak, jak go nauczyłem, czyli bez wdychania żaru w płuca. – Znowu oparzyłem się w usta.

- Bo za mocno i za długo ciągniesz. – Pokręciłem głową zniesmaczony, tym samym Clifford zachichotał, opierając jednocześnie skroń na moim ramieniu.

Tak, wiem. To nieodpowiedzialne z mojej strony palić, kiedy zaliczyłem tydzień wcześniej przypał z matematyczką dotyczący tej sprawy i to całkiem niespójne ze strony Michaela zgodzić się na takie przedsięwzięcie, skoro uczestniczył w niniejszej dramie, ryzykując swoje wszystko. Ale... Nie musieliśmy być dojrzali, czy kompetentni, by podejmować dobre, dorosłe decyzje i mogliśmy dać sobie przyjemną noc próbowania nowych rzeczy.

Skoro nie zamierzaliśmy uprawiać seksu, przynajmniej zaliczyliśmy drugą bazę w używkach, ponieważ ochrzciłem go, rzygając na cliffordowe plecy po popijawie z Calumem, zanim zrobiłem rzeczy, za które musiałem przepraszać.

Nie wiem jak do tego doszło, że sięgnęliśmy do zapasu, który Ashton zrobił, abym przychodził już przygotowany na imprezy. Posiadanie wypada gorzej, aniżeli bycie pod wpływem, zresztą nie wszyscy chodzą z patyczkiem do testowania obecności marihuany w człowieku, tylko wstrętne matematyce! Ja sam po ziole, jeśli nie piłem, a tej nocy z Michaelem nie było między nami żadnych promili, robiłem się raczej bardziej przyjazny, refleksyjny i zakochany w pieszczotach; może trochę śmieszny? No i piekielnie głodny!

Byłem też ciekawy jak on zareaguje, bo rozdziewiczałem Michaela w tej sferze, tym samym nie mogłem zedrzeć z ust uśmiechu, gdy widziałem jak jego policzki się napinają i nieustannie szczerzy się w każdą stronę, zachodząc się małym rumieńcem. Był słodki taki napalony (wiem, tak samo jak wy, chciałbym zobaczyć inaczej „napalonego" Mike'a, ale póki co nie było mi wolno).

- Myślałem... - Nie dał rady. Parsknął, składając laptop na stolik nocny. – Ugh, czemu ja się ciągle chichram?! – Otworzył sobie szerzej okno, które znajdowało się teraz równo pomiędzy nami, skutkiem złączenia łóżek. – Luke!

- No co?! – Poczułem, że pękają mi usta, tak szerokiego miałem banana na twarzy, a gdy Mike po prostu położył otwartą dłoń wzdłuż mojej twarzy, polizałem sam jej środek.

- Masz Pocky?

- O nie! Zostaw moje Pocky! – pisnąłem.

Spójrzmy prawdzie w oczy, on by rozsadził moją szafę, gdyby się na nią rzucił, więc uznałem, że zwalczę ogień ogniem, samemu przygniatając wręcz Michaela ciężarem swojego ciała. Z rechotem objął mnie nogami w pasie, a dłonie wplótł w moje włosy.

No tak. Zapaliliśmy, bo potrzebowaliśmy wrócić sobie trochę luzu, plus chciałem pokazać mu coś nowego, czego jeszcze nie znał. Wcześniej zadzwoniła jego mama, poza tym chłopak nie był pewny, czy chce spotkać moją całą rodzinę, zresztą nie dziwię mu się, bo poznawanie rodziny kogoś, z kim jesteś w... Relacji, której nie umiesz nazwać, nie brzmi w porządku.

Liz nie przepadała za ludźmi z mojego otoczenia, aczkolwiek zadecydowałem postawić ją przed faktem w jego wypadku, bo nawet gdybym był Białą Czarownicą, nie chciałbym aby ktokolwiek pozostawał sam na Święto Dziękczynienia, jakby nie miał za co być wdzięczny w tym roku. Może naoglądałem się zbyt wiele Przyjaciół?

- Pocky to takie urocze słowo. – Mike wygrzebał się trochę spod materiału mojej koszulki. – Wyglądasz jak „Pocky".

- Co? – Oparłem czoło o jego brodę, bo choćby powiedział przypadkowy wyraz, taki jak na przykład „dupa", mógłbym uznać go za najśmieszniejszy żart na świecie.

- No. Nie masz tak... - Michael uniósł moją buzię za podbródek, bo koniecznie chciał, abym ponownie dał się wchłonąć w jego piękne spojrzenie, które nagle wydało mi się obrazem przypatrzonym przeze mnie na jakiejś piekielnie nudnej wycieczce, gdzie nagie aniołki tańczyły na polanie. – Że... - Przeciągał każde słowo. – Że każde słowo kojarzy ci się z czymś?

- Mhm. Z przedmiotem, który określa? – odpowiedziałem mu bardziej pytająco. Wtem usta miał jak truskawki, a oczy dalej pełne kupidynków w środku lasu.

Ja pierdolę, jestem bardziej zjarany, niż on!

I nie, te moje cudowne wizje nie były czymś takim realnym, jak po LSD, mój mózg tylko tworzył metafory, a cała reszta organizmu skręcała się skutkiem ich krindżującego wydźwięku.

- Czyli jak powiem „seks", to będziesz widział... Co? – Zostawił otwarte usta po dokładnym zaakcentowaniu pytania, dlatego teraz w głowie słyszałem Lanę oraz jej „całuj mnie w otwarte usta". Och, mógłbym. 

- Hm... - Mimo wszystko tylko się uśmiechnąłem i sturlałem z niego na bok. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.

Laptop stojący na niewielkim blacie wydawał z siebie lekko buczący dźwięk, świadczący o ciężkiej pracy procesora. Wyłącznie on rzucał na nas nieznaczną, kolorową poświatę, ponieważ nawet nie wiem, kiedy spadły nam z taśmy klejącej lampki. Mieliśmy oglądać bajki, lecz byliśmy znudzeni gdzieś tak w połowie Barbie i Jezioro Łabędzie, a Mike zasugerował, że powinniśmy zobaczyć prawdziwe przedstawienie, na co ja powiedziałem, że zrobię to, ale tylko zjarany, tym samym przez pierwsze parę buchów siedzieliśmy zblazowani wpatrując się w balet moskiewski.

- Jakim cudem od wybitnej, najwyższej kultury przeszliśmy do dyskusji o Pocky i seksie? – zapytałem, by nie odpowiadać na jego pytanie.

Oczywiście, że z tym słowem kojarzył mi się on napierający na twardy materac swoim różowiutkim policzkiem, kiedy ręce miał skrępowane, a jego gardło zdzierało się od jęków. Ale co miałem zrobić? Powiedzieć Michaelowi wprost, jak bardzo się frustruję, ponieważ nie mogę nic zrobić z tym konceptem? W końcu... Obiecałem Skylar, że jej wyjazd nic między nami nie zmieni, jeszcze parę godzin temu ponadto! Aczkolwiek to nie nasza roszada stanowiła problem, a fakt, że od jakiegoś czasu dzieliłem pokój z personifikacją swojej erotycznej fantazji.

- To wcale nie jest tak daleko. – Obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. – Od wybitności do seksu.

Leżeliśmy na wskroś zsuniętych posłań. Michael podkurczał nogi, krzyżując ramiona pod piersiami, podczas gdy moja stopa wylądowała na ścianie, a ręka pod głową. Zajmowałem znacznie więcej miejsca, co jemu nie przeszkadzało, bo i tak zaprzyjaźnił się z moją kołdrą, która cała pachniała, jak lodowy żel pod prysznic, którego użyłem, nim podjęliśmy cudowną decyzję o nocnym chill-oucie.

Lodowe truskawki. Tak nazywałaby się nasza wspólna marka perfum! O cholera, to nie jest głupi pomysł! Wspaniałomyślnie uznałem, iż to zapamiętam, ale nie, rano nie miałem już pojęcia o co mi chodziło.

- Nam się tak wydaje, że ludzie wyższych sfer są bardziej dystyngowani i poprawni, ale prawda jest taka, że im masz więcej wolnego czasu, tym więcej dewiacji, również tych erotycznych.

- Hę? – Zmarszczyłem nos. – Przepraszam, myślałem o czymś innym.

Myślałem o naszym wyimaginowanym seksie. Więc w sumie o tym samym, bo jakby się uprzeć należeliśmy do wyższych sfer.

- Och... Okej, już nic nie mówię. – Przetarł twarz dłonią. – Serio, daj mi te Pocky, bo zakwitnę z głodu.

- To tylko gastrofaza, nie prawdziwy głód – burknąłem. Ale ja jestem głupi, chętnie wysłuchałbym jego rozkminy o uniesieniach wśród arystokracji. Mając to w głowie, wychyliłem się trochę, patrząc jak podchodzi do swojej szafki, by wydobyć z niej paczkę chipsów.

- O nie, nie... Nie chciałeś dać mi Pocky, to się pieprz.

- Czy temat seksu nas dziś opuści? – Wyciągnąłem dłoń, by dał mi chociaż malutką garstkę ziemniaczanej, słonej przekąski, ale Mike wyłącznie przybił mi piątkę.

Parsknąłem pod nosem.

- Widocznie nie. – Wracając na posłanie nie położył się obok mnie, tylko znów wciągnął laptop na kolana, opierając barki parę centymetrów od mojej stopy w skarpecie, która robiła ślad przez brudnawą podłogę na plakacie.

- Mikeyy! – Wychyliłem nogę w ten sposób, że nagle miał moją piętę na swoim ramieniu. – Mike...

- Spadaj... - Powiedział to bardziej pieszczotliwie łapiąc mnie za łydkę. – Masz łaskotki?

- O fu, nie dotykaj mojej stopy!

- Zeżrę ją, jak Armie Hammer! – Nie zrobił tego naprawdę, bo nawet nie zdjął mi skarpety. Michael chyba brzydził się stóp bardziej niż ja, ale zrobił coś innego, mianowicie polizał moją łydkę, a potem ją ugryzł, zupełnie bez powodu.

Zaczęliśmy się śmiać.

- Ty naprawdę jesteś kanibalem, co?

Chciałem podnieść się na łokciach, ale nie miałem siły, więc na drugim jego ramieniu, ułożyłem drugą nogę i zamierzałem go chyba magicznie powalić, jednakże chłopak złapał mnie za kostki i przyciągnął w ten sposób bardziej na siebie, po czym sam mnie trochę zdominował.

Wstrzymałem oddech, gdy znaleźliśmy się nos w nos. To były tylko wygłupy, choć miałem chwilę słabości, więc powiedziałem wyłącznie:

- Pachniesz jak chipsy. – Lekko starłem sól z miejsca pod jego dolną wargą opuszkiem palca, powodując kolejną dawkę przeszywającej mnie, wciągającej zieleni. – Dam ci te Pocky, bo sam mam gastro.

Nie miałem aż takiego, jednak potrzebowałem pretekstu, by go z siebie zdjąć, zanim mózg prześle odpowiednią informację do penisa.

*

To było bardzo szczere z naszej strony, że się ze sobą wygłupialiśmy, zwłaszcza z uwzględnieniem kontaktu fizycznego, podczas bycia w zasadniczo jednym łóżku, mając kompletny brak pewności, czy jesteśmy w stanie zachowywać się wobec siebie tak, jak chcemy, bez niebycia fałszywymi względem innych ludzi.

Balet moskiewski być może nie należał do moich ulubionych seansów, tak samo jak z trudem skupiałem się na każdej, nawet dobrej animacji, bo nie umiałem się w nic zaangażować, a kiedy Michael zdecydował, że będziemy oglądać Potwory i Spółka na uniwersytecie, prawie się pobeczałem, ponieważ poczułem się Sullivanem i bez tłumaczenia kazałem mu wyłączyć. Mówiłem – zioło działa na mnie bardzo różnie, ale też bardzo mocno.

Wróciliśmy zatem do Life is Strange, które Mike'a wciągnęło, a widząc jak mocno średnio radzi sobie z konsolą, miałem ubaw, no i bardzo lubiłem tę grę, więc nie dostrzegałem przeciwskazań, by to on rozwiązywał zagadki Max i Chloe. Oparłem skroń o jego ramię, mocniej okrywając nas tym razem jego kołdrą, bo moją mieliśmy pod plecami.

Jako że dobrze znałem tę produkcję, zacząłem też poważnie myśleć, czy może nie przegiąłem zapraszając go do siebie. Nie skomentował sytuacji jakoś wybitnie, zrobił tylko biczfejsa i temat przeszedł na bardziej absurdalne rzeczy, choć nagle sam poczułem, że chciałbym zrobić z Michaelem coś wielkiego i wyniosłego.

To była taka... Zwyczajna noc. Ona nic wielce nie zmieniła, niczego monumentalnego nie wniosła, nie zmodyfikowała naszego postrzegania fundamentalnych spraw, a ja sam miałem wrażenie, że na coś czekam, choć jednocześnie było mi dobrze, bezpiecznie i komfortowo.

- Michael? – mruknąłem, bo nie mogłem się powstrzymać.

- Hm? – Spojrzał na mnie z góry, gdyż był bardziej skupiony i w pozycji siedzącej. – Nie ogarniam pada na tyle, żeby cię głaskać, a serio chcę skończyć chociaż ten epizod.

Zaśmiałem się cichutko.

- Nie... Znaczy się, jakbyś chciał mnie głaskać, to by było super, ale mam mentala i się zastanawiam, czy nie jesteś na mnie zły.

- Za co? – Zmarszczył czoło.

- No wiesz. – Podniosłem się bardziej. – Za to, że tak wypaliłem z tym Świętem Dziękczynienia i w ogóle. Ja tylko... Nie wiem, nie wybaczyłbym sobie chyba, gdybym skazał cię na samotną noc w hotelu akurat w to wydarzenie.

- Luke, nie jestem jednym z twoich, ja nie będę cię zachęcał do świętowania rewolucji francuskiej, więc... – Zrobił znaczącą minę.

- Boże, przypomniał mi się ten tik-tok, gdzie koleś mówił, że jego francuski chłopak go przeraża, bo jak były protesty to uznał, że protestujący są głupi, ponieważ tylko atakują policję, a...

- ...zawsze można podpalić jakiś samochód – dokończył za mnie on robiąc bardzo poważną minę. – No tak. Albo przejąć Bastylię, to też nie stanowi problemu. – Wzruszył zabawnie ramionami, dzięki czemu moja skroń wylądowała bardziej na jego obojczyku. W ten sposób też koślawo mnie objął. – Możemy też świętować rewolucję komunistyczną, jeśli to do ciebie bardziej przemawia.

- Jezus, Michael, nie mów takich rzeczy publicznie. – Nie mogłem się powstrzymać i ugryzłem go trochę w miejsce przy piersi, na co mruknął niezadowolony.

- Ale czemu? Skoro wy tutaj świętujecie początki wielkich ludobójstw i niszczenia kultury... - Zmordowałem go wzrokiem. – Okej, dobra, nie będziemy o tym rozmawiać, przepraszam, mama mnie ostrzegała przed różnicami w rozumieniu historii pomiędzy mną, a kolegami ze szkoły.

- Przepraszam? – Podniosłem się z niego, gdy to usłyszałem, a chłopak aż zastopował grę. – Co to niby miało oznaczać?

- Że jest historia i amerykańska historia – powiedział bez zawahania. – No sorry, Luke, ale nasze stosunki do spraw społecznych napiętnowanych historycznie zawsze będą wyglądały inaczej, bo literalnie nasze narody mają inną historię. Ale masz rację, byłem po prostu złośliwy z tym atakiem na Święto Dziękczynienia.

- Wiesz... - Przekrzywiłem głowę. – Nie chcę wiedzieć co myślisz o czwartym lipca.

- Nic nie myślę, dosłownie mam ten dzień w dupie. – Skrzywił się troszkę mówiąc te słowa.

- O mój bożę. – Pokręciłem głową. – Ciebie serio trzeba douczyć o rzeczach. Będę ci tłumaczył każdy powód do świętowania, jak krowie na rowie. Czy ty obchodzisz w ogóle Halloween?

- Cóż, jakoś nieszczególnie. – Podciągnął kolano pod brodę. – Nie mam zdania na ten temat, kiedyś byłem na świetnej imprezie z tej okazji, ale w sumie to tylko dlatego, że kuzynka Charlotte mnie tam zabrała i nie świętowaliśmy Halloween, a przeciętny piątek.

Pomasowałem skronie głęboko zawiedziony.

- Wiem, że odzywa się we mnie typowo amerykański duch plądrowania i zawłaszczania sobie wszystkiego, co nie jest moje, a potem niszczenia tego i uznawania za moje, ale ja cię naprawdę nauczę życia.

- Och, to może stanowić problem. – Mike założył ręce na piersiach. – Rosja ma wielką, piękną historię zawłaszczania sobie i niszczenia wszystkiego, co do niej nie należy.

- Ale Francja łatwo się poddaje. – Puściłem mu oczko.

- Odwołaj to cwelu! – Michael podniósł się na kolana raczej dla żartu, niewinnie popychając moje ramię, dlatego oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Dobrze już. – Złapałem jego nadgarstki.

- Wiesz co? Mam lepszy pomysł – powiedział, gdy odsunęliśmy się od siebie, wracając do naszych pierwotnych pozycji, gdzie chłopak trzymał pada, a ja leżałem z policzkiem przyklejonym do jego koszulki, po paru minutach przepychanek. – Chętnie nauczę się twoich głupich świąt, ale ty musisz nauczyć się moich.

- Muszę? – Udałem niezadowolonego, ale w głębi duszy, tak naprawdę byłem tego ciekawy.

- Tak, musisz, bo zabiłeś moją wizję chillowania w drogim hotelu zupełnie samotnie, czyli tak, jak lubię, z pełną obsługą i najpewniej basenami.

- O nie, będziesz wcinał indyka i słuchał ze mną Lany, w moim basenie, normalnie tragedia.

- Ale ty jesteś zajmujący. – Mike powiedział to z rozczuleniem, a i tak poczułem się przez chwilę głupio, bo dotarło do mnie, że może byłem poniekąd głównym powodem, dla którego szukał samotności na długi weekend.

Jednak nie rozważałem tego wyjątkowo, bo zamiast skupiać się na rozgrywce, zabrał się za głaskanie moich pleców.

Mruknąłem zadowolony. Chłopak zaśmiał się cicho, toteż mruknąłem głośniej. Nie wiem jak to się stało, tak jakoś wyszło, że objąłem go w pasie, a potem bardziej na niego wlazłem, więc Michael nie mógł już grać, ale mógł za to mocno mnie przytulić i pozwalać, abym wdychał zapach jego truskawkowej mgiełki.

- Chcesz iść spać? – zapytał niespodziewanie.

Co miałem mu powiedzieć? Nie, nie chcę spać, chcę umrzeć wdychając twój zapach, bo ta noc jest chaotyczna, kompletnie nic nie wnosi, ale wreszcie czuję się sobą? Dlatego milczałem nie odsuwając się od niego.

- Hej, Lu?

Wydałem z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, ponieważ nawet nie wiedziałem, że mogę poczuć się tak dobrze, gdy ktoś skróci moje imię, jak robili to moi przyjaciele na porządku dziennym.

- Przepraszam, słyszałem jak Ivy tak do ciebie mówiła...

- Jest okej.

- Może być „Lu"?

Pokiwałem głową przy okazji trochę odkrywając jego brzuch spod koszulki. Przełknąłem ślinę, bo gorąca skóra Michaela dotknęła mojego przedramienia. Wciąż opierał się o ścianę plecami, a ja przytulałem go koślawo, jak najbardziej chowając nos w chłopięcej klatce piersiowej i czułem się zaopiekowany.

- Okej, więc... Lu?

- Hm?

- Mam rozsunąć te łóżka, czy pokażesz mi jak to zrobić? – Podrapał mnie wzdłuż kręgosłupa.

Michael trochę się spiął, a jednocześnie coraz więcej zaangażowania wkładał w swoje czułe gesty, którymi mnie obdarowywał, więc nie ruszałem się z miejsca.

- Nie będziemy chyba szurać meblami po podłodze, bo ktoś tu przyjdzie i wyczuje blanta, co? – Wymyśliłem tę wymówkę na poczekaniu. Prawda jest taka, że kompletnie nikt by nie przyszedł, a jedynie osoba mieszkająca pod nami mogłaby się potem tylko sadzić, że robimy hałas w środku nocy.

- Tak, to jest dobry pomysł – zgodził się w taki sposób, że byłem przekonany, iż on wie, jak bardzo wyssaliśmy sobie powód do wspólnego spania z palca. – To co? Idziemy spać?

- Noo... - przeciągnąłem od niechcenia odsuwając się od niego.

Michael powędrował wzrokiem za całą moją postawą, jednocześnie uśmiechając się pod nosem. Byliśmy wówczas strasznie bezpretensjonalni. Sam nazwałbym nas może nawet uroczymi? Może to dobrze, że znaleźliśmy jakiś konsensus, a fakt, że mieliśmy erotyczne napięcie sprzyjał naszej... Przyjaźni?

- Masz moją koszulkę na policzku.

Położyłem dłoń we wskazanym miejscu. Rzeczywiście jej wzór odbił mi się na twarzy, dlatego odwzajemniłem słodki uśmiech Mike'a.

- Trudno. – Ziewnąłem, sięgając do laptopa, by go wyłączyć. Dopiero wstając pomyślałem, że warto zaznaczyć istotną kwestię. – Jutro pokażę ci jak rozsunąć te łóżka.

- Tak, pewnie. – Mike pokiwał głową.

- Ja od ściany! – zawołałem, bo dostrzegłem też gdzie się układa.

- Ale z ciebie dzieciuch. – Clifford pokręcił głową, jednak zmienił pozycję i pozwolił mi wcisnąć się w ulubione miejsce na materacu, kiedy wszystko już pogasiłem.

*

Przebudziłem się czując na twarzy nieprzyjemne światło z ekranu komórki. Zasnąłem obrócony do Michaela tyłkiem, ale na skutek wiercenia się w każdą stronę świata, wylądowałem z głową w miejscu nad jego ramieniem, ale pod żuchwą, bo odchylał swoją głowę bardziej w drugą stronę.

Tym razem to on miał rękę pod skalpem, podkurczoną jedną nogę i w jakiś sposób dominował wizualnie nad moją pozycją zwinięcia się w kulkę przy jego boku. Zabawne, bo nawet na śpiku zapamiętałem, że są jakieś granice, a moja dłoń tylko ściskała skrawek koszulki Mike'a, natomiast w objęciach znajdowała się jego noga, którą „przytulałem" swoją nogą. Nic więcej, nic mniej.

Podniosłem trochę głowę, a on mruknął cicho, bo szturchnąłem lekko podbródek Michaela czubkiem swojego nosa.

- Śpij, cichutko. – Wplótł palce w moje włosy, przesuwając kciukiem drugiej ręki po wyświetlaczu. – Cii-iii-iii – zaczął mruczeć mi szeptem, jak malutkiemu dziecku.

- Obudziłeś mnie, ośle – burknąłem, bo wydał mi się wtedy taki zabawny!

- O boże, ty debilu, nie strasz! – Położył komórkę na brzuchu, bym nie zobaczył co czyta, tym samym zmarszczyłem brwi. Mimo wszystko, żaden z nas się nie odsunął. – Obróć się na drugi bok i nie marudź, zaraz idę spać.

- Co czytasz? – Zignorowałem prośbę chłopaka, chcąc sięgnąć do jego komórki, lecz automatycznie wręcz zablokował moją dłoń swoją. – Mike?

- Nic.

- Daj spokój, ostatnio już mnie poinformowałeś, że czytasz gejowski seks, żeby mnie zgorszyć musiałbyś teraz tylko czytać jakieś furry porno.

- Jezus. – Pokręcił głową i chyba tylko, aby się wybronić, że nie jest to furry porno, pokazał mi stronę. – To ta książka, którą czytałem też ostatnio, po prostu kupiłem sobie e-booka, żeby nie musieć wszędzie chodzić z papierową wersją, a znalazłem parę fragmentów, do których chciałem wrócić.

- Woah.

Niesamowite. Michael jest niesamowity – tylko tyle cisnęło mi się wtedy na usta. Dochodziła druga w nocy, a on po spaleniu blanta i wygłupach, znalazł energię, aby zatopić się ponownie w jakiejś górnolotnej lekturze, bo zaznaczył sobie niezrozumiałe fragmenty. Nie poznałem wcześniej kogoś takiego i nagle urosło mi serce, bo w mojej głowie pojawiła się myśl, że ten sam Michael Clifford, co ma najpiękniejsze, zielone oczy i czyta wybitną literaturę dla własnej rozrywki – chce spać ze mną w jednym łóżku.

- Jaki fragment czytałeś teraz? – zapytałem cicho, przy okazji wtulając nos bardziej w jego obojczyk, by jednym okiem widzieć ekran jego telefonu.

- Bardzo... Romantyczny.

- Więc zrobiło ci się głupio, że robisz to, kiedy śpię obok ciebie? – Strzelałem, że mam rację, a czując, że się czerwieni, nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu. – Nie musi być ci głupio, w sumie to naprawdę możesz poczytać mi na głos.

- Luke... - Westchnął głaszcząc moje włosy z takim samym wyczuciem, jak wcześniej. – Serio to nie jest... - Już miałem powiedzieć, że rozumiem i dać mu spokój, jednak chyba zmienił zdanie, bo chrząknąwszy przeszedł do czytania.

Dobrze słuchało mi się ciepłej, miękkiej barwy głosu Michaela, który wręcz kołysał mnie do wyobrażenia o tym, że to my dwoje stanowimy głównych bohaterów tej powieści. Leżałem tak i myślałem, aż wreszcie mój „audiobook" zaczął słabnąć, ziewać i sam zasnął mamrocząc na koniec pod nosem farmazony.

Po drugiej trzydzieści złapałem za telefon Mike'a, by nie spał z nim na twarzy, a nie mogąc się powstrzymać, położyłem się wyżej i z ciekawości wróciłem do lektury.

Jednak moją uwagę rozproszyło coś innego, niż Clifford, który bezceremonialnie wtulił się w moją klatkę piersiową. Nie. To był snap od Skylar, który wybił mnie z rytmu na następne godziny trwającej nocy. 

_______________________

hej, ten rozdział jest taki, że możecie go nawet pominąć, jest po prostu słodki, ale chciałam dać im tę zwyczajność, taki właśnie komfort, który sprawia, że ta relacja jest bardziej bezpieczna i czuła, niż wybuchowa i niepewna. 

Mam nadzieję, że wam się podobało. 

Koniecznie dajcie znać, kocham czytać wasze komentarze sksk

all the love xx

Continue Reading

You'll Also Like

13.7K 1.3K 9
Pewnie każdy z Was kojarzy autorów takich jak Pizgacz, LaylaWheldon, AngelGirl854 czy choćby Anna Tood, która zasłynęła z serii „After". Całą czwórkę...
8.5K 462 13
O tym jak światło zakochało się w gwieździe morza... Miłość przez internet - każdy ma inne zdanie na jej temat. Jest ona na pewno trudna. Jest wiele...
67.2K 1.5K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
68.7K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...