Dramione - Przyrzeczona [Zako...

By VenaN-ks

404K 16.2K 3.3K

Tytuł: Przyrzeczona Fan Fiction na podstawie cyklu książek J.K.Rowling. Publikacja prologu: 10.04.2021 Plano... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI - I retrospekcja
Rozdział XXVII - II retrospekcja
Rozdział XXVIII - III retrospekcja
Rozdział XXIX - IV retrospekcja
Rozdział XXX - V retrospekcja
Rozdział XXXI - VI retrospekcja
Rozdział XXXII - VII retrospekcja
Rozdział XXXIII - VIII retrospekcja
Rozdział XXXIV - IX retrospekcja
Rozdział XXXV - X retrospekcja
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Epilog

Rozdział XXXVII

5.4K 233 21
By VenaN-ks


16 grudzień 1998

Nie obchodziło ją specjalnie, czy mu przeszkadzała. Nigdy się na to nie poskarżył, więc i ona nie miała zamiaru sama go o to pytać. Po prostu codziennie po zjedzeniu śniadania w swoich komnatach, przychodziła prosto do jego pokoju. Badała go, pilnowała, by wypił swoje eliksiry, a później siadała w dużym fotelu, który przysunęła nieco bliżej jego łóżka i spokojnie sięgała po przyniesione jej przez Strzałkę książki.

Malfoy nie był zbyt szczęśliwy, że wciąż kazała mu leżeć i trochę próbował się targować o to, żeby pozwoliła mu już wreszcie chociaż wstać z łóżka. Jednak Hermiona przez lata doświadczeń z Ronem i Harrym w podobnych sytuacjach, po prostu rzucała mu groźne spojrzenie i odpowiadała krótko:

- Nie, jeszcze nie. Musisz w pełni wyzdrowieć.

Malfoy w odpowiedzi tylko zaciskał usta i nie odzywał się do niej przez większość czasu, samemu zajmując się czytaniem czy też popadaniem w krótkie drzemki, z książką nonszalancko rozłożoną na piersi. Wyglądał wtedy tak spokojnie, że Hermiona nie raz porzucała własną lekturę, by móc go przez kilka chwil poobserwować. Nadal nie wiedziała, gdzie się podział ten wstrętny, wredny, wyniosły drań, który przez lata dręczył ją w szkole? Bo naprawdę miała wrażenie, że ten przystojny blondyn, był kimś zupełnie innym niż się tego po nim spodziewała.

Lucjusz i Narcyza wpadali do komnaty Draco, po kilka razy dziennie, by móc sprawdzić co u niego. Hermiona była nieco zdziwiona, ale i zadowolona, że w pełni popierali każdą jej decyzję dotyczącą jego powrotu do zdrowia. Blaise, który został wtajemniczony w całą sprawę z Bellatrix, również odwiedzał go każdego dnia. Wtedy to Hermiona wychodziła z pokoju, by dać chłopakom trochę prywatności, a sobie samej odrobinę wytchnienia, od ciągłej chęci analizowania każdego szczegółu dotyczącego Tego Nowego Draco Malfoya – jak lubiła to określać w swoich myślach.


💍💍💍

- Naprawdę wciąż źle się czujesz, czy tylko ze względu na doskonałą opiekę medyczną, postanowiłeś pochorować trochę dłużej? – droczył się Blaise, gdy odwiedził przyjaciela w środowe popołudnie.

Blondyn wywrócił oczami i jęknął cicho.

- Chciałbym wstać, ale Granger ciągle mi na to nie pozwala. Traktuje mnie, jak swój osobisty manekin do nauki praktykowania magomedycyny. Trzy razy dziennie macha nade mną różdżką, rzucając jakieś skomplikowane zaklęcia kontrolne, a później poi mnie jakimiś ohydnymi miksturami, jeszcze wmawiając mi przy tym, że to wszystko dla mojego dobra – uskarżał się.

Ku jego irytacji, Blaise zaczął się szczerze śmiać.

- I naprawdę ci się to nie podoba? To, że Hermiona się tak bardzo o ciebie troszczy?

- Tak, bo robi to tylko i wyłącznie z poczucia winy, za to że oberwałem za nią klątwą – burknął, zakładając ręce na piersi.

- Nawet jeśli tak jest, to nie masz innego wyjścia, jak to zaakceptować. To gryfonka. Spaliłaby się od środka, gdyby nie mogła się jakoś odwdzięczyć lub zadośćuczynić za twoje poświęcenie – Blaise nadal, irytująco się do niego uśmiechał.

- Nie oczekuję po niej wdzięczności – Draco nerwowo potargał swoje włosy. – Tak naprawdę, ta cała sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Obiecałem jej, że Bellatrix będzie trzymała się z daleka...

- Skąd mogłeś przewidzieć, na co ta szajbuska wpadnie, by się tu dostać? To nie tak, że ktoś zna sposób, by przewidzieć plany tak pokręconej wariatki – Zabini skrzywił się z niesmakiem.

- Skoro obiecałem, to powinienem był jakoś tego dopilnować. I teraz nawet nie wiem, jak ją za to przeprosić. Musiała być przerażona, przez te kilka minut, gdy była z nimi sama w bibliotece, zanim skrzaty zdołały mnie dobudzić – westchnął ponuro.

- Zapewne tak, ale jestem też przekonany, że Granger nie ma do ciebie o to pretensji. I nie sądzę też, by opiekowała się tobą tak zaciekle z powodu samego poczucia winy. Bardziej dlatego, że naprawdę się o ciebie martwi – Zabini znów błysnął zębami w szerokim uśmiechu.

- Ona martwiłaby się nawet o hodowlę gumochłonów tego głupiego Hagrida. Wiesz jaka jest...

- Nie sądzę, by poświęcała cały swój wolny czas na opiekę nad jakimś gumochłonem. Codziennie siedzi przez wiele godzin w twoim pokoju, nie spuszczając cię z oka na dłużej, niż możesz wyjść do łazienki. To coś więcej niż troska i poczucie winy.

- Nie mam pojęcia, co sugerujesz – Draco spojrzał oschle na przyjaciela.

- Ja jeszcze też nie – Zabini zachichotał. – Ale na pewno coś...

- Lepiej skończmy ten temat. Nasz wypad na zakupy w piątek nadal aktualny? Muszę odebrać kilka zamówień – przypomniał Draco.

- Jeśli twoja prywatna pani magomedyk cię puści, to jak najbardziej możemy skoczyć na Pokątną i wszystko załatwić.

- Hermiona coś mówiła, że dostała sowę od Tracey i też się wybierają w piątek, by załatwić świąteczne prezenty.

- Teraz to Hermiona, prawda? Już nie Granger... - Blaise był irytujący, gdy wciąż zaczynał chichotać.

- Nadal mówię do niej Granger. Jednak matka bardzo nalegała, byśmy nie mówili sobie po nazwisku, bo będzie skandal jeśli wymsknie się to przy kimś obcym. A poza tym...

Blaise z rozkoszą obserwował, jak na zwykle porażająco blade policzki jego kumpla, występuje delikatny rumieniec.

- Poza tym, ona postanowiła, że będzie się zwracać do mnie po imieniu, skoro jestem kimś, kto uratował ją przed okrutną klątwą.

- Gdyby wiedziała, ile razy w życiu zdołałeś ją uratować przed wszelkimi nieszczęściami, jak nic wpadłaby prosto w twoje ramiona – O dziwo Blaise tym razem się nie śmiał.

- Bardzo wątpliwe – Draco skrzywił się pod nosem. – I naprawdę mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie.

- A ja nie – burknął Blaise, ale tak cicho, że Draco tego nie dosłyszał.

- Przyniosłeś mi nowe wydanie Quidditch Leauge? Chciałem zobaczyć statystyki – Draco wyraźnie chciał zmienić temat.

Blaise wyjął z kieszeni, przerzuconego przez oparcie fotela płaszcza, rzeczone pismo i podał je kumplowi. Mimo, że Draco oberwał naprawdę mocno i z konieczności musiał spędzić ostatnie kilka dni w łóżku, wyglądał dziś naprawdę dobrze. Zabini nie miał wątpliwości, co było tego przyczyną. Uśmiechnął się lekko sam do siebie. Tak, to był idealny początek.


💍💍💍

W czwartek, Hermiona z łaską pozwoliła Draco na wyjście z łóżka i czytanie na jednej z wygodnych kanap w bibliotece. Znów nie zapytała, czy przeszkadzałoby mu, gdyby poszła tam razem z nim. Po prostu to zrobiła i tak siedzieli tam razem przez całe popołudnie, popijając herbatę i wymieniając kilka zgrabnych uwag na temat lektur, którymi obydwoje się obecnie zajmowali.

Dziś wieczorem na kolacji mieli znów pojawić się państwo Flint, których wizytę odwołano, z powodu niedyspozycji Hermiony po aferze z domniemaną kradzieżą bransoletki. Ona i Narcyza zgodziły się, że Draco może wziąć udział w dzisiejszym wieczorze, pod warunkiem, że nie będzie pił alkoholu i da znać Hermionie, jeśli tylko poczuje się gorzej.

Blondyn słuchając ich rozmowy, jedynie prychnął i przewrócił oczami. Wcale nie był zadowolony z tego, że obie chciały decydować za niego, ale też nie miał siły się kłócić, wiedząc, że to z góry przegrana sprawa.

Hermiona miała właśnie zapytać Draco, co myśli o narzeczonej Marcusa, jako że nie miała okazji jeszcze zbyt wiele z nią porozmawiać, gdy nagle coś błysnęło za jednym z wielkich okien.

Nim się zorientowała, co naprawdę się dzieje, została poderwana z miejsca. Na sekundę pociemniało jej przed oczami, ale gdy tylko jej wzrok się wyostrzył, zobaczyła, że znów stoi ukryta za postawną sylwetką Malfoya, a on sam trzyma w ręce różdżkę, celując w coś, co właśnie wylądowało na środku pokoju. Była lekko zszokowana tym, jak niesamowicie szybki w swych ruchach był blondyn.

- Co...?

- To tylko patronus – odpowiedział, nim zdążyła dokończyć pytanie.

Hermiona wychyliła się zza jego pleców i na chwilę zamarła. To był jeleń.

- Harry! – wykrzyknęła, rzucając się do przodu. Na jej widok srebrzysty jeleń uniósł głowę i przemówił, tak znajomym dla niej głosem:

Hermiono, pomocy! Jesteśmy gdzieś w Wiltshire. Uciekaliśmy przed bandą szmalcowników i Ron znów się rozszczepił. Jego noga strasznie krwawi. Mam nadzieję, że jesteś na tyle blisko, że patronus cię odnajdzie. Pomóż nam! Błagam!

- O Boże! – Hermiona przytknęła dłoń do ust, czując jak głucho wali jej serce. Co miała teraz zrobić? Jak szybko skontaktować się z Kingsleyem, by mógł on coś wymyślić?

- Cały Potter. Żadnego planu na wypadek sytuacji awaryjnej, poza szukaniem ratunku u ciebie – sarknął Draco, machając szybko różdżką.

Hermiona zamrugała z zaskoczenia, gdy do biblioteki wleciały dwa ciepłe płaszcze. W tym jeden najwyraźniej przywołany z jej szafy.

- Odeślij mu patronusa. Niech za dwie minuty, wystrzeli w niebo czerwone iskry – polecił, zakładając płaszcz. – A później niech powtarza to, co kolejne dwie.

- Ale ty... Nie możesz... - Hermiona sama nie wiedziała, co chciała powiedzieć. Malfoy nie mógł im pomagać. Przecież on był...

- Granger, w Wiltshire mieszka przynajmniej połowa z rodów czystej krwi, z tego prawie wszyscy są zaangażowani w działalność śmierciożerców. Jeśli ktoś znajdzie ich przed nami, ta wojna jeszcze dziś się skończy, ale nie sądzę byśmy byli zadowoleni z tego zakończenia – Malfoy szybko pomógł jej założyć płaszcz, po czym złapał ją za nadgarstek i wyciągnął na przylegający do biblioteki taras.

- Ale...

- Odeślij patronusa! – warknął, znów machając swoją różdżką.

Hermiona wstrzymała oddech próbując przywołać jakieś szczęśliwe wspomnienie. Na szczęście niezawodny obraz tego, jak jej rodzice pierwszy raz w życiu zabrali ją na łyżwy, pomógł jej wezwać srebrzystą wydrę.

- Harry, co dwie minuty wystrzel z różdżki prosto w niebo czerwone iskry. Gdybyś zapomniał, zaklęcie brzmi: Periculum.

Machnęła różdżką popędzając wydrę, by wyruszyła na poszukiwanie jej przyjaciół. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że powinna zabrać ze sobą swoją magiczną torebkę, w której trzymała odpowiedni zapas eliksirów leczniczych. Malfoy, w tym czasie przywołał do siebie dwie nowocześnie wyglądające miotły.

- Musimy lecieć wysoko, wtedy łatwiej będzie nam ich zlokalizować – zapowiedział, wręczając jej jedną.

Hermiona przełknęła nerwowo. Nigdy nie lubiła latania na miotle, ale od czasu incydentu z Szatańską Pożogą w Pokoju Życzeń, bała się tego jeszcze bardziej.

- Nie mów, że wciąż nie znosisz latania – Draco uśmiechnął się nieco złośliwie.

- Ja nie...

- Nie mamy na to czasu Granger! – westchnął zniecierpliwiony, wyrywając miotłę z jej dłoni i pomniejszając ją tak, by zmieściła się do kieszeni jego płaszcza. – Wsiadaj i złap się mocno – nakazał, przesuwając się bliżej przodu swojej miotły.

Hermiona odetchnęła płytko. Z dwojga złego, naprawdę już wolała lecieć razem z nim. Usiadła ostrożnie i położyła dłonie na bokach jego talii, niepewnie łapiąc za materiał drogiego płaszcza. Usłyszała, jak Malfoy wypuszcza z ust nerwowy syk, po czym nagle poczuła, jak łapie ją za nadgarstki i pociągnął jej ręce do przodu, tak by mocno objęła jego sylwetkę swoimi ramionami.

Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, gdy została praktycznie siłą wtulona w jego plecy. Opierając policzek pomiędzy jego łopatkami, zamknęła oczy, gdy pęd zimnego powietrza, potargał jej loki.

Malfoy leciał szybko i wznosił się naprawdę wysoko i choć, nie było to dla niej ani trochę przyjemne, trzymając się go tak blisko i mocno, czuła się dziwnie bezpieczna. Wiedziała, że on nie pozwoli, by coś jej się stało.

- Rozglądaj się Granger! – pouczył ją, jakby naprawdę mógł zobaczyć, że wciąż miała zamknięte oczy.

Było naprawdę zimno, a padający śnieg, nie poprawiał widoczności, ale wreszcie po około kwadransie, dostrzegli w oddali przed sobą iskrę czerwonych promieni.

- Tam! – krzyknęła Hermiona, odrywając od niego rękę, by wskazać na wschód.

Malfoy bez słowa protestu poprowadził miotłę w tamtą stronę. Pod nimi znajdował się naprawdę gęsty las, ale blondyn świetnie manewrował pomiędzy drzewami, aż wreszcie postawili stopy na zamarzniętej ziemi. Obydwoje od razu zsiedli z miotły, a Hermiona poczuła się nieco odrętwiała z zimna. Nim jednak udało jej się wyjąć z rękawa swoją różdżkę, Malfoy zdołał już rzucić na nią zaklęcie rozgrzewające.

- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego lekko.

- Wyślij im kolejnego patronusa – pouczył ją. – Niech zdejmą osłony, jeśli jakieś mają, bo inaczej nigdy ich nie znajdziemy.

Hermiona od razu go posłuchała i po raz drugi przywołała swojego patronusa. Wydra pobiegła przodem, a oni skierowali się zaraz za nią, sądząc że to odpowiedni kierunek. Nie zaszli daleko, gdy usłyszeli trzask gałęzi.

Obydwoje trzymali swoje różdżki w gotowości, ale Hermiona nieco irytowała się tym, jak Malfoy zawsze starał się, by szła pół kroku za nim, jakby w każdej chwili znów miał skoczyć do przodu i zasłonić ją własną piersią. Wiedziała, że jego ojciec złożył przysięgę dla Zakonu, że oni jej nie skrzywdzą, ale nie sądziła, że obiecali również, że nie dopuszczą, by stała jej się jakakolwiek krzywda. Jak największy egoista świata Draco Malfoy – mógłby przekładać jej bezpieczeństwo nad swoje własne? To jej zupełnie nie pasowało do obrazu jego osoby, jaki przez lata wykreowała w swej głowie.

Trzask gałęzi powtórzył się, a ona i Draco odwrócili się w stronę wielkiego drzewa.

- Wyjdź stamtąd! – nakazał ostro Malfoy.

Potargane włosy, przekrzywione okulary, brudne ubrania... Hermiona wyrwała się do przodu, ale Draco mocno złapał ją za ramię i zatrzymał w miejscu, nie przestając celować różdżką w swojego szkolnego wroga.

- Harry! – Hermiona była naprawdę szczęśliwa, że udało jej się odnaleźć przyjaciół. Musiała jak najszybciej pomóc Ronowi. Jeśli naprawdę się rozszczepił, to zapewne strasznie cierpiał. – Gdzie jest Ron? Co z nim?

Nie mogła jednak podbiec do przyjaciela, by mógł jej odpowiedzieć, bowiem Draco owinął palce wokół jej nadgarstka, nie pozwalając jej zrobić nawet pół kroku do przodu.

- Musimy się upewnić, że to on – oznajmił chłodno blondyn, uważnie obserwując Pottera.

- Chcesz żebym zadał ci pytanie Malfoy? – Harry był wyraźnie spięty i zdenerwowany. – Proszę bardzo! W co zostałeś zamieniony na naszym czwartym roku w Hogwarcie?

Hermiona miała ochotę wywrócić oczami. Naprawdę nie powinni tracić czasu na słowne utarczki.

- Mustela putorius furo – odpowiedział przez zaciśnięte zęby Draco.

- Co? – Harry spojrzał pytająco na Hermionę.

- To łacińska nazwa dla fretki domowej. Szybciej! Ron na pewno potrzebuje pomocy! – ponaglała nerwowo.

- Zgadza się, Malfoy. Byłeś wtedy małą, białą, przerażoną fretką – Potter uśmiechnął się złośliwie, opuszczając różdżkę. Draco jednak nie opuścił swojej.

- Plakietki z jakim napisem promującym twój udział w Turnieju Trójmagicznym rozdawałem wszystkim na naszym czwartym roku? – Teraz to Draco uśmiechnął się cynicznie.

Harry zacisnął gniewnie szczękę i znów uniósł różdżkę.

- Możecie przestać? Naprawdę nie mamy na to czasu! – zdenerwowała się Hermiona. – Muszę natychmiast sprawdzić co z Ronem!

- Uśpiłem go zaklęciem – wyjaśnił jej szybko Harry. – A na plakietkach pisało „Potter śmierdzi"!

- Cuchnie, ale sens był ten sam – Draco wyglądał na nieco zadowolonego z siebie.

- Jeśli Ron się rozszczepił, uśpienie go nie za wiele pomoże na utratę krwi – Hermiona wreszcie wyrwała dłoń z uścisku Dracona i szybko podbiegła do przyjaciela, wyjmując po drodze swoją torebkę z koralikami z kieszeni płaszcza

- Nie możemy tu zostać – wtrącił Malfoy, idąc zaraz za nią. – Ktoś mógł zauważyć te iskry. Musimy się przenieść.

- Nawet nie rozbiłem jeszcze namiotu. Gdzie niby mielibyśmy pójść? – irytował się Harry, prowadząc ich w stronę leżącego na starym kocu, wyraźnie nieprzytomnego Rona.

Hermiona szybko opadła na kolana, rzucając szereg zaklęć diagnostycznych i starając się zachować spokój. Nie mogła teraz panikować. Ron potrzebował, by dała z siebie wszystko, aby mu pomóc.

- Śmiałek! Strzałka! – zawołał Draco, a dwa skrzaty prawie natychmiast zmaterializowały się obok niego. – Strzałko zabierz Hermionę do mojego starego domku na drzewie, tego przy północnej granicy posiadłości, a ty Śmiałku teleportujesz mnie tam, razem z Potterem i Weasleyem.

- Chcesz ich zabrać na teren Malfoy Manor? – zdziwiła się Hermiona.

- Nigdzie indziej w całym Wiltshire nie będą teraz bezpieczni – wyjaśnił szybko Draco. – Muszą się jednak mnie trzymać, by osłony nad dworem pozwoliły im przejść.

- W porządku. Ruszajmy! – Hermiona podniosła się z klęczek, zadowolona, że zaklęcia diagnostyczne nie wskazywały, by życie Rona mogło być w jakiś sposób zagrożone.

- Hermiona... - Harry spojrzał na nią z powagą. – Czy jesteś pewna, że możemy mu zaufać? – zapytał cicho, uważnie obserwując Dracona.

- Jeśli miałeś co do tego jakieś wątpliwości Potter, to po jaką cholerę wysyłałeś do Granger patronusa z prośbą o ratunek, wiedząc że przebywa w moim domu? – wściekał się blondyn.

- Bo nie sądziłem, że przyprowadzi cię ze sobą! – wykrzyknął Harry.

- Daj spokój Harry! Nie odnalazłabym was, gdyby nie Draco. To szczęście, że zgodził mi się nam pomóc. Nie mamy żadnego innego wyjścia, jak tylko zrobić to co mówi. Szybko pomóżmy Ronowi, a później ja spróbuję jakoś wezwać Kingsleya...

Gdzieś w oddali usłyszeli trzask gałęzi, po których wyraźnie ktoś stąpał.

- Szybko! – warknął Draco, a Hermiona rzuciła się, by móc złapać za dłoń Strzałki.

💍💍💍

Zamknęła oczy, gdy porwał ją wir teleportacji, a po chwili uświadomiła sobie, że znalazła się w czymś, co wyglądało niczym trochę zakurzony salon z drewnianą podłogą. Ściany również były drewniane, choć w kilku miejscach wisiały na nich stare plakaty z jakimiś zawodnikami Quidditcha. Lekko zapadnięta kanapa była przykryta ciemnozieloną narzutą, a w niewyszukanym, kamiennym kominku leżała kupka popiołów. Na regale w kącie leżały stare magazyny sportowe oraz kilka zestawów figurek prezentujących graczy z miotłami. Hermiona prawie mogła zobaczyć w swojej wyobraźni, jak mały Draco przychodził, by się tu bawić.

Nie miała jednak czasu nad tym rozmyślać, bowiem Harry, Draco i Ron, właśnie pojawili się w pokoju, teleportowani tam przez Śmiałka.

- Ułóżcie go na kanapie – poprosiła, widząc jak obaj podtrzymują za ramiona wciąż nieprzytomnego Rona.

Hermiona szybko przyklęknęła przy nim i różdżką rozcięła jego stare jeansy, by mieć lepszy dostęp do rany na nodze. Nie mogła wprost uwierzyć, że Ron znów rozszczepił się przy teleportacji. Czy on się nigdy tego prawidłowo nie nauczy?

- Co mam zrobić? Jak mogę ci pomóc? – spytał z paniką Harry.

- Potrzebuję pustej miski i jakichś ręczników – zapowiedziała.

- Nie wiem, jak mam to wyczarować – Harry wyglądał na przejętego.

- Jakieś ręczniki najpewniej będą w łazience, Potter – Draco wskazał mu na jedne z dwójki drzwi wychodzących z salonu.

Sam w tym czasie podszedł do stojącego w kącie stolika. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że stoją tam puste butelki po whisky i kryształowe szklanki. Malfoy jednym machnięciem różdżki, transmutował jedną ze szklanek w dużą, kryształowa misę.

- Może być? – zapytał, podchodząc, by móc jej ją podać.

- Idealnie. Dziękuję – Hermiona szybko napełniła miskę wodą z różdżki, a Harry w tym czasie wrócił z łazienki, wręczając jej zielony ręcznik. Hermiona szybko oczyściła ranę na nodze Rona, zanim zabrała się do jej dokładnego leczenia.

- Co to za miejsce? – Harry zwrócił się do Malfoya, rozglądając się nerwowo.

- Spójrz przez okno Potter – polecił cierpko Draco.

Harry podszedł do jedynego okna w pokoju i wyjrzał niepewnie przez brudną szybę.

- Jesteśmy na drzewie?

- Mówiłem przecież, że to moja stara chatka na drzewie. Bawiłem się tutaj, gdy byłem dzieckiem.

- Miałeś w dzieciństwie domek na drzewie z dużym salonem i osobną łazienką? – Harry popatrzył na blondyna z niedowierzaniem.

- Jak widzisz. Miałem też magicznego kucyka i wynajętych trolli, do których mogłem strzelać z mojej zaczarowanej procy – Draco uśmiechnął się bezczelnie.

- Rozpuszczony bachor – wymamrotał Potter, ale i tak zdołali go usłyszeć.

Na szczęście Draco nie był tym razem skłonny do wszczynania kłótni, koncentrując się na tym, jak Hermiona leczyła ranę Weasleya. Nie było wątpliwości, że w przyszłości zostanie naprawdę genialnym uzdrowicielem.

- Musimy go wybudzić, bym mogła mu podać eliksiry. Chodź Harry, uniesiesz go trochę – poprosiła, grzebiąc w swojej torebce, w poszukiwaniu fiolek.

Wreszcie, gdy już znalazła wszystko, rzuciła zaklęcie, a Ron się ocknął. Jęknął cicho, nim otworzył oczy.

- Hermiona... - wyszeptał z napięciem. – To naprawdę ty, kochanie? – sięgnął dłonią, by dotknąć jej policzka.

- Nie ruszaj się Ron – poprosiła. – Twoja noga wciąż się goi. Musisz wypić kilka eliksirów. Pomóż mi mu to podać, Harry – poprosiła przyjaciela, wręczając mu fiolki.

- Jak się tu znaleźliśmy? – Ron przełknął wszystko posłusznie, po czym powoli rozejrzał się po chacie. – Co on tu robi do cholery?! – warknął, próbując samodzielnie usiąść i najwyraźniej sięgnąć po swoją różdżkę, gdy dostrzegł stojącego pod jedną ze ścian Draco.

- Nie ruszaj się Ron! Musisz leżeć! – pouczyła go Hermiona, ponownie sprawdzając ranę.

Ron krzywił się pod nosem i nie przestawał mordować Malfoya wzrokiem, ale posłusznie opadł z powrotem na kanapę.

- Czemu ten pierdolony śmierciożerca jest tu razem z nami? – wykrztusił, gdy wreszcie doszedł w pełni do siebie.

- Nie ma za co Weasley – wycedził przez zaciśnięte zęby Draco. – Uratowanie cię, to zawsze sama przyjemność.

- Nikt cię o to nie prosił, ty brudny śmierciojadzie! – wykrzyknął Ron, czerwony na twarzy.

- Ron, przestań! Gdyby nie Malfoy i Hermiona, to nie wiem, co byśmy zrobili. Byłeś rozszczepiony, a ja nie wiedziałem jak i gdzie mam cię przenieść – Harry złapał przyjaciela za ramię.

- Hermiona na pewno poradziłaby sobie sama! Nie potrzebowała tego gnojka do pomocy! – Ron złapał ją mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie, władczo obejmując ją ramionami, mimo niezgrabnej pozycji.

Malfoy parsknął pod nosem, po czym gwałtownie ruszył do wyjścia.

- Przestań Ron! – Hermiona wyswobodziła się z jego uścisku. – Nie dałabym sobie rady, gdyby Draco mi nie pomógł. Zawdzięczasz jemu ten ratunek!

- Draco? Od kiedy mówisz do tego parszywca po imieniu? – krzyczał rudzielec.

Drzwi z chaty trzasnęły głośno, co oznaczało, że Malfoy znalazł się na zewnątrz.

- Jakbyś zapomniał, to teraz mój narzeczony! – wycedziła przez zęby, unosząc dłoń by pokazać pierścionek zaręczynowy błyszczący wymownie na jej palcu.

- Tylko udawany! Nadal jesteś moją dziewczyną! To niczego nie zmienia, bo my wciąż się kochamy! A ty wciąż go nienawidzisz, tak samo mocno jak ja! – Ron krzyczał tak głośno, że zapewne Malfoy nawet stojąc za drzwiami, nie miał problemu, by to wszystko usłyszeć.

Hermiona poczuła, jak opanowuje ją gniew. Jak on śmiał być tak niewdzięczny? Gdyby nie Draco, sama mogłaby nie dać rady im pomóc. Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że na widok Rona nie poczuła nic, poza troską o dobro przyjaciela. Gdy poprzednim razem się rozszczepił, każdy jęk jego bólu sprawiał jej samej nieomal fizyczną krzywdę. Teraz, gdy wiedziała, że jego noga jest w porządku, była już tylko na niego zła. Nie chciała jednak się z nim kłócić, gdy był w takim stanie. To nie był właściwy czas.

- Leż spokojnie Ron. Eliksiry zaraz zadziałają, a ty się rozluźnisz – burknęła, po czym wstała i skierowała się do łazienki.

Gdy umyła ręce i przeczesała palcami rozmierzwione loki, dotarło do niej, że Draco naprawdę im dobrowolnie pomógł. Nie kłamał, gdy mówił, że wcale nie chciał zwycięstwa Czarnego Pana. Tak wiele zaryzykował... Gdyby jego oklumencja kiedyś zawiodła, a Voldemort dowiedział się, że uratował jego najgorszego wroga, blondyn zginąłby, nim zdążyłby mrugnąć okiem.

Hermiona poczuła, jak przeszywa ją przeraźliwy dreszcz. Cholera! To było naprawdę bardzo niebezpieczne, a ponadto Draco dopiero, co doszedł do siebie, po dosyć poważnym urazie. Nie powinien jeszcze latać na miotle ani tym bardziej teleportować się z nieprzytomnym Ronem uwieszonym na jego ramieniu.

Szybko przeszła przez chatę. Harry wciąż siedział przy Weasleyu, a Draco najwyraźniej nie wrócił do środka. Wyszła więc na zewnątrz. Okazało się, że chatka na drzewie miała też drewniany taras oraz prawdziwą opuszczaną w dół sznurową drabinkę, po której można było zejść.

Draco stał z rękami opartymi o drewnianą balustradę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji i Hermiona zastanawiała się, czy przypadkiem wciąż nie stosował oklumencji. Szybko podeszła i skierowała na niego swoją różdżkę.

- Co ty wyprawiasz? – spytał, od razu łapiąc ją zapobiegawczo za nadgarstek, wyraźnie spięty.

- Chciałam tylko rzucić na ciebie zaklęcie diagnostyczne. Nie powinieneś był jeszcze tak się przemęczać – wytłumaczyła spokojnie.

- Nic mi nie jest – Draco puścił jej dłoń i znów odwrócił się do niej bokiem. – Lepiej zajmij się tym rudym głupkiem. Jeśli dalej będzie się tak wydzierać, to ta konspiracja nie potrwa długo.

- Przepraszam cię za niego. To co powiedział...

- Nie masz za co. Nie żeby kiedykolwiek zależało mi na jego opinii na mój temat – sarknął, ale wyraźne napięcie widoczne w linii jego szczęki, wskazywało na to, że mimo wszystko jest zdenerwowany.

Drzwi z chaty otworzyły się i Harry do nich dołączył.

- Ron zaczyna znów przysypiać. Kiedy będę mógł go stąd zabrać? – zwrócił się z pytaniem do Hermiony.

- Najlepiej byłoby, gdyby dziś już się nie ruszał. Nogi nie należy w żaden sposób obciążać – przyznała z napięciem.

- Może tu zostać, ale niezbyt długo. Masz ze sobą swój magiczny płaszcz Potter? – zapytał cierpko Draco.

W odpowiedzi Harry jedynie skinął głową.

- Możesz go założyć i wyjść za bariery. Stamtąd teleportuj się gdzieś, gdzie będziesz w stanie przekazać wiadomość, że mają tu przybyć i go stąd zabrać. Najpóźniej musi stąd zniknąć jutro rano – wytłumaczył.

- Co o tym myślisz? – spytał Harry, patrząc wyczekująco na Hermionę.

- To dobry plan. Nawet jeśli ktoś znalazłby tu Rona, nie zrobią mu krzywdy, gdy wyjaśni, że przyszedł tu by sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. To nie byłoby specjalnie dziwne. Jeśli jednak znajdą tu ciebie... - Hermiona przełknęła nerwowo.

- W porządku – Harry szybko wyjął ze swojej starej torby pelerynę niewidkę. – Gdzie kończą się bariery antyteleportacyjne? – zapytał Malfoya.

- Jakieś dwie milę stąd, w tamtą stronę – Draco wskazał mu kierunek, po czym sięgnął do kieszeni i szybko powiększył jedną ze swym mioteł.

- Czy to nowa Błyskawica Silver Arrow? – zapytał, a jego oczy zaświeciły się z podziwu.

- Masz mi ją później odesłać, Potter! – warknął Malfoy, rzucając miotłą w bruneta.

- Oczywiście, że tak. I... Dziękuję Malfoy. Najwyraźniej ty i twój ojciec naprawdę nie kłamaliście, że chcecie nam pomóc – Harry wygiął lekko kąciki ust.

- Najwyraźniej nie – skomentował chłodno Draco, znów odwracając się bokiem.

Harry szybko uściskał Hermionę, szepcząc w jej włosy słowa podziękowania i prośby by opiekowała się Ronem, po czym podał jej pelerynę i sam wskoczył na miotłę. Hermiona zarzuciła na niego magiczny płaszcz i jedynie odgłos świstu powietrza, jaki rozległ się obok nich, wskazał, że Harry już wyruszył.

- Dziękuję ci. Ja naprawdę nie wiem...

- Przestań, Granger. Oczywistym jest, że oni bez ciebie najwyraźniej są kompletnie bezużyteczni – Draco posłał jej mały uśmiech, który od razu odwzajemniła. Nie miała nawet siły i ochoty, by bronić przed nim honoru przyjaciół.

- Czy Śmiałek może cię teleportować stąd do dworu? Naprawdę nie powinieneś już dziś latać.

- Może – Draco westchnął ciężko. – Poproś Strzałkę, by przyniosła wam tu kolację i może jakieś ciepłe koce. Nie radzę używać transmutacji na meblach, bo są już stare i nie wiem czy się nie rozpadną. Może Strzałka znajdzie wam też jakiś materac.

- Myślisz, że zostanę tu na noc? – zapytała, kompletnie zaskoczona.

- Zapewne chciałabyś go mieć na oku – Draco rzucił jej krótkie spojrzenie.

- Chciałabym, ale przecież nie mogę. Za godzinę zaczyna się kolacja, a wiesz, że dziś przychodzą goście – Hermiona spojrzała na słońce, które właśnie zaczęło chować się za horyzontem.

- Nie martw się tym. Jakoś wytłumaczę twoją nieobecność przed rodzicami i Flintami. Nikt się nie zorientuje.

- Ja... Dziękuję. To naprawdę miłe z twojej strony – Hermiona nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby mu powiedzieć. Kompletnie nie spodziewała się, że zaproponuje jej by została z Ronem.

- Nie ma za co. W razie problemów wezwij do siebie skrzaty – Draco nawet ponownie na nią nie spojrzał.

I nim Hermiona zdecydowała się, co jeszcze mogłaby mu powiedzieć, blondyn wezwał do siebie Śmiałka, a zaraz potem zniknął, nie mówiąc jej nawet nic na pożegnanie.

Hermiona westchnęła ciężko i wróciła do chaty, czując się dziwnie odrętwiała po tej rozmowie. Dlaczego miała wrażenie, że w jakiś sposób Draco nie chciał z nią dłużej przebywać, a nawet na nią patrzeć? Czym go zdenerwowała? Przecież sam zaproponował pomoc dla jej przyjaciół.

- Jesteś! – Ron otworzył oczy i posłał jej promienny uśmiech. – Czy ten zgniły śmierciożerca wreszcie stąd poszedł? Wpadł na to, że nikt go tu nie chce i wreszcie ma zmiatać?

- To jego chata Ron, postawiona na jego rodzinnej ziemi – warknęła Hermiona. – To ty jesteś tu niemile widzianym gościem, nie on, więc z łaski swojej zamknij się!

- Dlaczego tak go bronisz? To tylko wstrętny...

- Dość! Jeśli dalej chcesz obrażać Malfoya, to ja nie mam zamiaru tego ani przez chwilę słuchać – oznajmiła dosadnie, podchodząc do niego i przysiadając na skraju kanapy, by jeszcze raz móc obejrzeć jego nogę.

Nie zdołała jednak dobrze się przyjrzeć, gdy Ron nagle usiadł, a zaraz później złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie, by móc ją pocałować.

Gdy jego suche, spierzchnięte usta zetknęły się z jej wargami, Hermiona poczuła nieprzyjemny dreszcz. Odsunęła się szybko od niego, kładąc mu ręce na ramionach.

- Połóż się Ron, nie powinieneś się tak wysilać.

- Daj spokój – chłopak uśmiechnął się do niej dwuznacznie. – Zostaniemy tu sami na całą noc. Wiem, że chata to też nie wymarzona sceneria i jeśli naprawdę nie chcesz, nie posuniemy się za daleko, ale chyba możemy się trochę poprzytulać i całować, prawda? – Ron znów pochylił się i ponownie zetknął swoje usta z jej.

Hermiona miała wrażenie, że za chwilę poczuje się chora. Sama myśl o nocy spędzonej w objęciach Rona sprawiała, że coś boleśnie zaciskało jej się w żołądku. Nie chciała tego. Ani trochę.

- Przykro mi Ron, ale nie mogę zostać – skłamała. – A poza tym, ty musisz wypić eliksir i przespać przynajmniej dwanaście godzin, by dobrze się zregenerować. – Kolejne kłamstwo.

Ron skrzywił się pod nosem, wyraźnie obrażony.

- To wygląda prawie, jakbyś nie cieszyła się, że się zobaczyliśmy – burczał.

- Cieszę się, choć wolałabym by okoliczności były inne – westchnęła ponuro. – Chcesz coś zjeść, zanim weźmiesz eliksir?

- Nie. Ja i Harry właśnie wychodziliśmy z restauracji, gdy szmalcownicy próbowali nad dopaść. Nie jestem głodny.

- Jedliście w restauracji? W biały dzień? – Hermiona z niedowierzaniem pokręciła głową.

- Miałem ochotę na udka z kurczaka – Ron wyraźnie obrażony założył ręce na piersi. – Harry długo nie chciał się zgodzić, ale jakoś go przekonałem...

- Co za głupota! – zirytowała się, wreszcie wpychając fiolkę z eliksirem w dłoń Rona. – Nigdy więcej nie wpadajcie na takie idiotyczne pomysły! – nakazała, wstając z kanapy i sprzątając puste fiolki po eliksirach.

- A co jeśli w nocy coś mi się stanie? – Weasley mocno złapał ją za dłoń. – Zostań ze mną, proszę cię – zrobił tę minę zbitego szczeniaczka, która zawsze na nią działała. Dziś jednak nie czuła wcale współczucia, tylko wciąż irytację.

- Naprawdę nie mogę. Ale mój skrzat domowy będzie cię doglądał i da mi znać, gdyby coś się z tobą działo – zapewniła uspokajająco.

Ron prychnął z niesmakiem i puścił jej dłoń.

- Od kiedy to masz skrzata domowego, co? – warknął, otwierając ostatnią fiolkę z eliksirem, który mu podała, po czym pochłonął ją jednym haustem i z jękiem położył się z powrotem.

- Od wtedy, gdy stałam się Niną Dagworth-Granger, narzeczoną Dracona Lucjusza Malfoya – wyszeptała, szukając w swojej magicznej torebce jakiegoś starego koca.

Nakryła nim Rona, gdy ten westchnął cicho, najwyraźniej zapadając już w głęboki sen. Przyglądając mu się przez chwilę, doszła do bardzo prostego wniosku. Nie kochała go już. Nie tak, jak dziewczyna powinna kochać swojego chłopaka. Nadal był jej przyjacielem i pozostawał jej bliski. Jednak jej serce było już wolne i gotowe na to, by w przyszłości mogła je bez wyrzutów sumienia, oddać komuś innemu.

💍💍💍

Strzałka bez problemów przeniosła ją z powrotem do dworu, a Hermiona wzięła szybki prysznic i założyła przygotowaną dla niej na ten wieczór sukienkę, buty i biżuterię.

Właśnie kończyła zapinać drugi kolczyk, gdy usłyszała trzask drzwi z sypialni Malfoya. Szybko pośpieszyła do własnych i wyszła z pokoju, akurat gdy Draco go mijał. Zajęty poprawianiem spinki przy jednym z mankietów, nie zauważył jej od razu. Gdy jednak zamknęła za sobą drzwi swojej sypialni, zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Co ty tu robisz? – wychrypiał gardłowo, mrugając szybko, jakby chcąc się przekonać, że naprawdę wcale nie ma omamów.

- Zadaje się, że od niedawna mieszkam – Hermiona z uśmiechem spojrzała na drzwi swojej komnaty.

- Ale sądziłem... - Draco chyba naprawdę był zaskoczony tym, że jednak wolała stawić się na kolacji z jego rodzicami i ich gośćmi, niż zostać w chacie z Ronem.

- To byłoby podejrzane, gdybym dwa razy z rzędu nie pojawiła się na kolacji akurat z Flintami – stwierdziła rzeczowo. – Chodźmy lepiej, nie wypada nam się spóźnić. – Sama podeszła i ujęła go pod ramię, po czym gładko poprowadziła go w stronę wyjścia z korytarza.

Widząc jego szczere zdziwienie tym, jak postąpiła, Hermiona naprawdę poczuła się lepiej. Była mu wdzięczna za to, co zrobił dla jej przyjaciół i naprawdę nie zamierzała dostarczać mu innych problemów, jeśli mogła tego uniknąć. Tak, to był jedyny powód dla którego wolała dzisiejszej nocy pokazać się u jego boku, jako jego narzeczona, niż zostać i zaopiekować się nieprzytomnym przyjacielem. Przynajmniej dokładnie o takich jej powodach, próbowała przekonać samą siebie.

Continue Reading

You'll Also Like

349K 21.6K 55
" - Możesz się odsunąć? - wolała trzymać go na dystans. - Nie uciekaj ode mnie, Granger. - Ja przecież nie uciekam... - nieco się speszyła, co usilni...
111K 3.5K 35
Próba nowego, lepszego życia nigdy nie jest łatwa. Tak samo jak próba pogodzenia się z odejściem osoby, którą kochamy. Ale to wszystko, to nic. Znale...
75.1K 3.9K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
239K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...