Dramione - Przyrzeczona [Zako...

By VenaN-ks

405K 16.2K 3.3K

Tytuł: Przyrzeczona Fan Fiction na podstawie cyklu książek J.K.Rowling. Publikacja prologu: 10.04.2021 Plano... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI - I retrospekcja
Rozdział XXVII - II retrospekcja
Rozdział XXVIII - III retrospekcja
Rozdział XXIX - IV retrospekcja
Rozdział XXX - V retrospekcja
Rozdział XXXI - VI retrospekcja
Rozdział XXXIII - VIII retrospekcja
Rozdział XXXIV - IX retrospekcja
Rozdział XXXV - X retrospekcja
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Epilog

Rozdział XXXII - VII retrospekcja

5.1K 185 21
By VenaN-ks


  Ich rodzinne sowy krążyły tam i z powrotem. Draco był tym powoli sfrustrowany, ale jego mama miała setki pytań, o plany na przyjęcie zaręczynowe, wystrój komnat Hermiony, jej gust co do ubrań i pomysł na to, kiedy wysłać do niej Strzałkę. Ponadto, w ogóle nie podobał mu się, niezdrowy entuzjazm, z jakim jego rodzicielka podchodziła do tego wszystkiego. W każdym jednym liście do niej po kilka razy podkreślał, że ma pamiętać, że to jest tylko układ. On wcale nie będzie naprawdę zaręczony. Nie będzie miał prawdziwej narzeczonej. Nie będzie w żadnym realnym związku. Jednak matka odpisywał zwykle, coś lekceważąco w tonie: „Wiem, rozumiem, ale jednak...".

Dobrze, że miał przy sobie Zabiniego. Tamtego dnia, przyjaciel nic nie powiedział, o tym co się wydarzyło w sali eliksirów, tylko cierpliwie czekał pod drzwiami łazienki, aż Draco skończył z nerwów wymiotować. Czuł do siebie taki wstręt, po tej scenie z Hermioną, że jego żołądek tego nie wytrzymał. Blaise jednak słowem nie skomentował jego chwili słabości, tylko podał mu eliksir wzmacniający i butelkę wody.

- Nie ma żadnej dziewczyny, z którą chciałbym się w tej chwili zaręczyć, ale ustaliłem już z matką, że wystąpię z podaniem, by również szybciej zdać egzaminy i wrócić do domu w tym samym czasie co wy. Nie mogę tu bezczynnie siedzieć do końca roku – Blaise przyjacielsko uścisnął jego ramię.

- Nie chciałem cię o to prosić... - wyszeptał Draco, walcząc z kolejną falą mdłości.

- I nie prosisz. Sam tak zdecydowałem. Cokolwiek będzie ci potrzebne, jakkolwiek będę mógł ci pomóc, musisz mi tylko dać znać, dobrze? Nie duś tego wszystkiego ciągle w sobie. Za dużo już burz, przetoczyło się przez twoje dotychczasowe życie, byś nadal mógł sam się wszystkiemu opierać. Naprawdę chcę ci pomóc. Od tego ma się przyjaciół – zapewnił ze szczerością.

- Dzięki – Draco uścisnął jego dłoń czując drobną ulgę. Czuł, że przynajmniej będzie miał gdzie uciec i z kim pogadać, gdy wszystko dookoła zacznie się walić.

Snape przysłał mu notatkę, że ma się stawić wieczorem w jego gabinecie na podpisanie kontraktu. Wiedział, że Granger też tam będzie. Całe popołudnie zastanawiał się, czy nie sięgnąć po eliksir przeciwwymiotny albo po wyciąg uspakajający. Nie miał pojęcia, jak inaczej miał to przetrwać.

Blaise zaproponował odrobinę whisky i rozmowę, więc Draco postanowił skorzystać. Usiedli razem w swoim dormitorium, zadowoleni, że Nott i Montague poszli do biblioteki. Nim jednak któryś z nich zdążył się odezwać, w pokoju pojawiła się znajoma sowa.

- Ciekawe o może znów chodzić? – narzekał blondyn, podchodząc by odebrać pergamin.

- To sowa sióstr Greengrass, prawda? – zauważył Blaise.

Draco szybko odpiął list od nogi ptaka, po czym poczęstował go przekąską i wypuścił, nie sądząc by chciał odesłać odpowiedź. Szybko otworzył kopertę i przeleciał tekst wzrokiem. Gdy skończył, nie mógł opanować pogardliwego prychnięcia i od razu zniszczył list zaklęciem.

- Coś nie tak? – zapytał zaintrygowany Zabini.

- To od Astorii. W dniu ogłoszenia prawa małżeńskiego, uznała za zasadne, by napisać do mnie, sugerując, że zasługuję na to, by móc zaręczyć się z czarownicą, której naprawdę chcę... Nie zważając na uczucia przyjaciół, a zwłaszcza na Notta. Podszedłem do niej po kolacji w Wielkiej Sali i grzecznie wyjaśniłem, że naprawdę zaręczę się z czarownicą, której pragnę, nie kierując się przy tym zdaniem nikogo innego. Teraz wysłała mi list pełen pretensji, pytając czy to prawda z Granger. Wypłakuje się tu też, że Notta tak naprawdę każą jej poślubić rodzice, bo mój ojciec powiedział im, że my nie wystąpimy z kontraktem prosząc o jej rękę.

Blaise nie powstrzymał głośnego wybuchu śmiechu.

- Czy ona naprawdę myśli, że gdybyś ją chciał, to obchodziłby cię Theodore? Nie wie o tym, że obaj ledwo się znosicie?

Draco skrzywił się pod nosem. Zabini oczywiście miał rację. Gdyby zechciał Astorii, to nic nie stałoby mu na drodze do jej ścigania. Fakt, że Theo się w niej podkochiwał, wcale by mu nie przeszkadzał, a raczej tylko dodawał pikanterii do całej sprawy. Jako synowie dwóch najpotężniejszych rodów czystej krwi, od zawsze ze sobą rywalizowali. Jednak Draco, nigdy nie rozważał młodszej panny Greengrass w kategorii potencjalnego związku. To już wcześniej Daphne mogłaby być w przyszłości ewentualną kandydatką na jego aranżowaną żonę, bo znali się o wiele lepiej.

Od około dwóch lat dochodziły do niego plotki, że Astoria czuła do niego coś więcej od zwykłej sympatii. Ciągle miał jednak nadzieję, że w grę nie wchodziły głębsze uczucia, bo nigdy tego nie odwzajemniał. A nieodwzajemniona miłość zawsze mocno raniła. Sam wiedział o tym najlepiej.

Aranżowane małżeństwo dla dobrego układu, od dawna nie było już jego celem. Ostatecznie zdecydował, że nie chce zakładać rodziny. Nie zniósłby, gdyby jego dziecko musiało przechodzić przez to wszystko, co on sam. Nawet przez chwilę nie widział się w roli dobrego rodzica, a tym bardziej oddanego męża przy boku kobiety, która nigdy nie byłaby w stanie zastąpić tej, której tak bardzo chciał. To nie miałoby żadnego sensu.

- Zamyśliłeś się. Czyżbyś naprawdę rozważał kiedyś zaloty w stronę Astorii Greengrass? – zdziwił się Blaise.

- Nie, nigdy. I nie obchodzi mnie czy poślubi ją Theodore, czy ktokolwiek inny. Nie mam nic przeciwko niej, ale prawda jest taka, że jest dla mnie zupełnie obojętna.

- Ale jesteś świadom tego, że ona od dawna się w tobie podkochuje? Pewnie byłaby ci bardzo wierna i oddana.

- To nie ma dla mnie żadnego znaczenia – odpowiedział krótko Draco.

- W sumie jednak Greengrass miała trochę racji. Zasługujesz na to, by być z czarownicą, której najbardziej chcesz.

- Nie chcę żadnej czarownicy! – odpowiedział ostro.

- Smoku... Dlaczego nie możemy o tym pogadać? Od lat sam się z tym męczysz. Znasz mnie i dobrze wiesz, że nigdy nie potępię cię za zakochanie się w mugolaczce.

- To temat, którego naprawdę nie lubię roztrząsać – przyznał ponuro blondyn, opadając na fotel i sięgając po swoją whisky.

- Tak, wiem to, ale jednak czasem trzeba się przemóc. Czy wiesz że, jeśli się porządnie nie wygadasz, to możesz wreszcie kiedyś pęknąć z tych tłumionych emocji? – zażartował.

Draco nie mógł się nie uśmiechnąć. Faktycznie czasem miał wrażenie, że zaraz coś rozerwie go od środka, przez to wszystko, co przechodził wewnątrz samego siebie z powodu Granger w czasie ostatnich lat.

- Żeby ci ułatwić, to ja zacznę. Pod koniec zeszłego roku, zakochałem się beznadziejnie w Ginny Weasley.

Draco prawie wypluł swoją whisky.

- Zakochałeś? Myślałem, że chciałbyś ją tylko do łóżka, bo jest ładna i seksowna – Blondyn przywołał chusteczkę, by powycierać mokre usta.

- To jest inne niż zwykle. Nie chcę jej tylko pieprzyć bez sensu w materac. Chcę z nią rozmawiać, śmiać się i dobrze bawić. Spacerować z nią w ładnych miejscach i jeść w moich ulubionych restauracjach. Zabrać ją do rodzinnej willi we Włoszech. Rozpieszczać ją i pomagać jej w trudnych chwilach. Opiekować się nią...

- Rozumiem – Draco był naprawdę zaskoczony, szczerą odpowiedzią przyjaciela, a tym bardziej tym, że nazwał to wszystko miłością. Czy i on nie odczuwał, przynajmniej raz każdej z tych rzeczy względem Hermiony? Jednak nigdy tak tego nie określał.

Obsesja. Choroba. Klątwa – ale nigdy miłość.

- Przeraziłem się, gdy stary Goyle powiedział Nevianiemu o tych nowych planach. Prawie zwariowałem z niepokoju, gdy wspomniano, że to ten pieprzony sadysta Dolohov ma ją dostać. Jednak dzięki tobie i twojemu ojcu wiem, że będzie bezpieczna przy Potterze. Dlatego też chcę ci pomóc w tej całej sprawie, jak tylko potrafię.

- Bardzo chciałem, żeby Granger została z tym rudym kretynem – wyznał cicho.

- Domyśliłem się już, że mimo twoich uczuć do niej, wcale nie cieszy cię cały ten plan – Zabini spojrzał na niego ze współczuciem.

- Ani trochę. Nienawidzę myśli, że będę ją do czegoś zmuszał – przyznał blondyn, sięgając po dolewkę whisky.

- W sumie dobrze, że Weasley jest najlepszą przyjaciółką Granger... - westchnął cicho Blaise.

- Trochę ironicznie, prawda? – Draco wskazał na jego i siebie, a Zabini się skrzywił.

- Tak, też już o tym pomyślałem. One są do siebie nawet trochę podobne z charakteru. Obie waleczne, odważne, lojalne i oczywiście piekielnie inteligentne.

- To prawda, tyle że Granger czasem bywa bardziej stonowana i racjonalna, a Weasley to prawie zawsze czysty ogień – zauważył Draco.

- To fakt – Blaise się uśmiechnął. – Odróżnia je również to, że jedna jest na zabój zakochana w swoim chłopaku, a drugiej tylko się tak wydaje.

- Co? – Draco zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc.

- Nie mów, że tego nie widzisz. Hermiona Granger i Ron Weasley to najgorzej dobrana para na świecie. On jest głupkowaty, próżny, narwany i mało odporny psychicznie. A ona jest jego całkowitym przeciwieństwem. To nie może się udać.

Draco roześmiał się gorzko.

- Jest w nim zakochana od trzynastego lub czternastego roku życia. Widać te wszystkie jego wady ani trochę jej nie przeszkadzają.

- Ona wcale nie kocha Weasleya. Powie ci to każdy, kto będzie ich widział razem. Widać, że męczy się z nim i go unika. Często przewraca oczami, na to co on mówi i zauważyłem, że nigdy nie zabiera go do biblioteki, gdy się idzie uczyć z krukonami. Jestem pewien, że to dlatego, by nie narobił jej tam wstydu swoją głupotą.

- Nigdy nie twierdziłem, że on na nią zasługuję – powiedział cicho Draco. – Ale jeśli go wybrała i jest z nim szczęśliwa, to nie chciałem być tą osobą, która jej to szczęście zepsuje.

- I wcale nie jesteś. To wszystko wina wojny, no i oczywiście obsesji Thorfinna Rowla na jej punkcie. Ona w końcu też to zrozumie. Zobaczysz, że się dogadacie.

- Wątpię – Draco potarł twarz zmęczonym gestem. – Widziałeś ją dzisiaj? Zabiłaby mnie, gdyby jej nie powstrzymano.

- Tylko dlatego, że nikt jej nie wytłumaczył, dlaczego to wszystko się dzieje. Gdy wreszcie cię wysłucha, jestem pewien że zmieni swoje nastawienie – Blaise uśmiechnął się do niego pocieszająco.

- To by mi wiele ułatwiło, ale nie łudzę się tym zbytnio – przyznał z goryczą.

- A ja mam wrażenie, że z tej całej sytuacji może wyniknąć, jeszcze coś całkiem dobrego – Blaise wychylił się i poklepał go po ramieniu.

- Wystarczy, że do końca wojny nic jej się nie stanie – Draco zamknął oczy i odetchnął, marząc o tym, by to życzenie się spełniło. Jednak tak wiele rzeczy mogło pójść źle...

- W każdym razie napijmy się jeszcze, nim będziesz musiał pójść na randkę z przeznaczeniem – zażartował Zabini, czym nieco go rozśmieszył, gdy dolewał im obu kolejną porcję whisky.

💍💍💍

Poprosił Grahama, by przekazał jej, że będzie czekał pod gabinetem dyrektora. Udawał nonszalancję przed wszystkimi dookoła, ale czuł się naprawdę paskudnie. Nie zjadł dziś nic na wypadek, gdyby jego organizm znów postanowił się zbuntować. Łyknął jedynie trochę eliksiru otrzeźwiającego, by nie czuć przyjemnego otępienia, w które wprawiła go whisky. Musiał myśleć racjonalnie.

Od razu wiedział, gdy pojawiła się na końcu korytarza. Nie patrzył w jej stronę, próbując chować emocje za barierą oklumencji, ale nie miał wątpliwości, że będzie musiał porzucić swą zimną obojętność. Nie mógł być przy niej taki niedostępny i odległy. To tylko powiększyłoby dystans pomiędzy nimi. Nie liczył na jej sympatię, przyjaźń ani tym bardziej na coś więcej, ale tolerancja i skłonność do chodzenia na kompromis byłaby pożądana, jeśli mieli oboje jakoś przetrwać ten układ.

Wreszcie podeszła na tyle blisko, by nie mógł dużej nie patrzeć w jej stronę. Mały oddech ulgi, wyrwał mu się z piersi, gdy zauważył, że nie wyglądała na zapłakaną. Nawet pogarda nie była tym dominującym uczuciem, które teraz w niej dostrzegał. Gdyby musiał, postawiłby na determinację. Po latach obserwacji, zdążył już zauważyć, że Granger zwykle miała taką minę, gdy natykała się na jakąś intrygującą ją zagadkę. Zawsze chciała pogłębić swoją wiedzę, nim zabrała się za rozwiązywanie nowego problemu. Tak, to było właśnie to.

- Dobry wieczór skarbie – zdobył się na bezczelny uśmiech, chcąc od razu ustawić pole do rozmowy. Złośliwość, sarkazm, trochę ironii – i dużo pół-prawdy, o której nie mogła mieć pojęcia. – Czy złość już ci przeszła?

- Naprawdę chcesz w to grać? – zapytała, a Draco widział ile kosztuje ją zachowanie spokoju. – Zapomniałeś już, jak dobrze moja pięść pasuje do twojego nosa skarbie? – To było niczym smagnięcie batem. Jeszcze nigdy nie słyszał, by ktoś włożył tyle ironii w tylko jedno słowo.

Zmusił się, by podejść bliżej. Nie musiał specjalnie ukrywać, że wolał ją zdeterminowaną, a nie załamaną. Znał wojowniczą Hermionę Granger i umiał sobie z nią poradzić.

- Dobry początek Granger. Myślałem, że zaserwujesz mi więcej tej samej histerii, co dziś rano, ale widzę, że poczyniłaś już pierwsze przemyślenia i słusznie uznałaś to za bezcelowe – Draco uważnie obserwował jej reakcję na jego słowa.

- Po prostu, nie lubię tracić czasu, na rzeczy nieistotne, Malfoy. Mów czego chcesz i oszczędźmy sobie rozmowy, skoro nie cieszy ona żadne z nas.

Wiedział, że to tylko maska. Hermiona tylko kreowała się teraz przed nim na twardą i opanowaną, ale cała jej postawa, jednoznacznie wskazywała, że nadal jest bardzo zdenerwowana i niepewna.

- Och nie! – Odegrał małe przedstawienie, udając zranionego jej słowami. – Nie masz ochoty ze mną rozmawiać? Ranisz tym moje serce tak dotkliwie! – kpił, choć w głębi siebie wiedział, że jest w tym ziarno prawdy. Sam zapracował na to, by go absolutnie znienawidziła. I choć chciał być twardy, to mimo wszystko to nadal bolało.

- Mogę dużo gadać, jeśli chcesz. Mogę nawet zagadać cię na śmierć, jeśli to sprawi, że będziesz wtedy tak samo nieszczęśliwy, jak ja teraz jestem – zagroziła, całkowicie poważnie.

- Zostańmy przy opcji, nie tracenia czasu na głupoty. Domyślam się, że choć masz miliony pytań, jak to zwykle u ciebie, to jedno z nich szczególnie nie daje ci spokoju, prawda? – odgadł z łatwością.

Znał ją na tyle, by móc mieć pewność, że to prawda. Chciała wiedzieć dlaczego ją wybrał. Oczywiście nie mógł powiedzieć jej całej prawdy, ale już dawno nauczył się, że pół-kłamstwa działają lepiej niż totalne bujdy.

Nie mógł też od tak, podać jej swoich powodów. To byłoby zupełnie nie po ślizgońsku, by nie wykorzystać okazji, skoro to ona czegoś od niego chciała. A po drugie, naprawdę musiał zadbać o to, by przestała pokazywać się z Weasleyem. Nie łudził się, że ze sobą zerwą albo że zaprzestaną się spotykać na czas tego układu. Wcale też nie zamierzał jej tego kazać. Po co miał ją, jeszcze bardziej unieszczęśliwiać? Po prostu nie mogli robić już tego publicznie. A on musiał starać się nie myśleć o tym, co się będzie działo, gdy w jednej chwili będzie stała przy nim, jako jego narzeczona, a w drugiej leżała w ramionach tego rudego śmiecia.

- Bo jeszcze pomyślę, że naprawdę dobrze mnie znasz Malfoy! – warknęła na niego.

Miał ochotę się roześmiać. Obserwował ją bardzo uważnie od lat. I tak naprawdę wiele o niej wiedział. Wolała kawę od herbaty i sok z dyni od soku z mlecza. Jej ulubionym przedmiotem w szkole była numerologia. Lubiła spacerować nad szkolnym jeziorem w pogodnie dni i nie znosiła latania na miotłach. Miała loki swojej matki, oczy swojego ojca, a brzydkiego kota, który umarł przed ledwo dwoma miesiącami, kupiła tylko dlatego, że było jej go żal, ponieważ nikt inny go nie chciał.

Widział jej rodzinny dom. Był tam jeszcze przed bitwą o Hogwart, z grupą wyznaczoną do znalezienia jej rodziców. Był w jej biało-fioletowym pokoju z zasłonami w duże kwiaty, gdzie prawie każdą powierzchnię zajmowały półki z mugolskimi książkami.

Przeglądał zdjęcia wiszące we wszystkich pokojach – prawie na wszystkich była szczęśliwa i uśmiechnięta, zębata dziewczynka. Na jednym była w swojej sukni balowej na ich czwartym roku – to zdjęcie zabrał ukradkiem ze sobą, gdy reszta śmierciusów nie patrzyła.

Wiedział o niej dobrze, że miała skłonność do organizowania wszystkiego w logiczne wzory i schematy, i wiedział, że robiła to tylko dlatego, by czuć że ma nad wszystkim kontrolę. To dawało jej poczucie bezpieczeństwa i odsuwało strach przed porażką.

Znał Hermionę Granger, lepiej niż by chciał i o wiele, wiele lepiej niż ona sama się tego po nim spodziewała. Postanowił to powiedzieć, choć oczywiście nigdy nie zdradziłby jej całej prawdy.

- Lepiej niż się spodziewasz. Chcesz zapewne wiedzieć, dlaczego właśnie ty...?

- Owszem. Cholernie chcę się tego dowiedzieć! – odpowiedziała ostro, a on po prostu musiał się uśmiechnąć. Nigdy nie słyszał, by przeklinała, ale był w tym ten sam ogień, który tak w niej lubił.

- A co mi dasz za odpowiedź na to pytanie? – zapytał, wiedząc że musi ją sprowokować. Takie gry umysłowe będą zapewne częste w tej całej ich relacji.

Granger prychnęła pogardliwie.

- Jakbym miała jeszcze coś, co mógłbyś mi zabrać, ty okrutny dupku! Wolność, przyjaźń, moje dalsze plany... Nawet moje imię i nazwisko. Zabrałeś już wszystko. Czego jeszcze możesz ode mnie chcieć?

Gdyby go właśnie uderzyła, wierzył, że zabolałoby mniej.

Jednak miała całkowitą rację. Z jej perspektywy wyglądało właśnie na to, że znów jej coś odbiera. Zawsze umniejszał jej osobę w oczach wszystkich dookoła. Dlaczego teraz miałaby spodziewać się po nim innych intencji, niż tylko chęci na jej kolejne upokorzenie?

- Mam pięć dobrych powodów, dla których wybrałem właśnie ciebie Granger – wyjawił nad wyraz spokojnie.

Pierwszy raz wyglądała na zaskoczoną jego słowami.

- Jakich? – dociekała, czego też mógł się spodziewać.

- Pięć powodów za pięć poleceń, które dla mnie wykonasz, oto moja propozycja – odpowiedział, czując że jego dobrze przemyślany plan, właśnie zaczyna się realizować.

- Poleceń? – Granger roześmiała się gorzko. – Czyżbyś potrzebował nowego skrzata domowego o wszechmocny książę? Mam napisać ci referat z transmutacji, nakarmić twoje pawie czy może wyczyścić ci buty? – prowokowała butnie, trochę go tym bawiąc.

- Na początek, skończ się zachowywać, jak mała, kłótliwa jędza Granger. Rób, co ci mówię, a gwarantuje, że nie będziesz miała zbyt wielu powodów do narzekań na całą tę sytuację – Zaczął się trochę denerwować. Naprawdę nie chciał spędzić kolejnego roku na wiecznych kłótniach z nią. Wolałby obojętność i milczenie niż ich codzienne bitwy na słowa.

- Sam fakt, że żyjesz w tym samym świecie co ja, to już dla mnie dobry powód do narzekań Malfoy! – syczała złowrogo.

Cóż, od dawna zasłużył sobie, by być obiektem jej nienawiści. I musiał to znieść z godnością.

- Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli zacząć mówić do siebie po imieniu? – Draco wygiął usta w drwiącym uśmieszku, który tak naprawdę wiele go kosztował.

- Na pewno nie kiedy będziemy sami! – zaprzeczyła gwałtownie.

- Staram ci się to ułatwić, ale jeśli wolisz, to możemy ciągle walczyć – powiedział to z uśmiechem, choć wcale nie było mu teraz wesoło. Już miał tego wszystkiego serdecznie dość, a przecież to dopiero był początek.

Granger opadła szczęka i chyba sama nie wiedziała, czy ma mu coś odpowiedzieć, czy po prostu rzucić się na niego z tymi małymi piąstkami.

- O nie! Czyżbyś właśnie szykowała się do kolejnego ataku furii? Powinienem uciekać? – Nie mógł sobie darować tej małej prowokacji. Po prostu nie potrafił się powstrzymać, widząc jej minę.

- Jakie polecenia mam spełnić, by móc poznać twoje powody? – zapytała siląc się na chłód w swoich słowach.

- Współpracuj Granger, a wszystko dobrze się skończy – Miał nadzieję, że jej teraz nie okłamuje. Chciał by wszystko skończyło się dobrze i najlepiej – szybko.

Tak naprawdę, chciałby móc tylko uciec... Biec przed siebie i nie oglądać się wstecz. Wystarczyłoby mu wiedzieć, że była wreszcie bezpieczna. Nic więcej.

- Jakieś konkrety? – zapytała go ponuro.

- Na początek - żadnego prowadzania się z innymi facetami. Nie możemy sobie pozwolić, na żaden tego typu skandal – wyjawił to, co najbardziej go uciskało. Nie wiedział, jak miałby się zachować, gdyby prasa zaczęła oficjalnie pisać, że ona namiętnie zdradza go z Weasleyem. Jak miałby zachować wtedy twarz?

Jego ojciec miał kontrolę nad wieloma magicznymi periodykami, ale jednak nie nad wszystkimi. Mógłby wybuchnąć z tego niezły skandal, już nie mówiąc o tym, że to najpewniej mocno wkurzyłoby Czarnego pana i dało Rowlowi duże pole do podkopania ich pozycji, a nawet zaprzepaszczenia ich planów.

- Zabawne, bo nie dalej jak pięć minut temu, twoja dziewczyna prawie mnie zaatakowała na samym środku Wielkiej Sali. Jeśli nie chcesz skandalu, to zacznij od posprzątania własnego podwórka – odpowiedziała z kpiną i wyraźną urazą.

- Załatwię to. A ty masz pilnować siebie Granger! – zripostował, w duchu zastanawiając się, która ze ślizgońskich idiotek, jako pierwsza do niej podeszła. Gdyby musiał, postawiłby swoje galeony na Parkinson. Zawsze była najbardziej narwana.

- To ciekawe, wiesz? Twój ojciec twierdził, że wybrałeś mnie z listy czarownic czystej krwi, a jakoś nie słyszę byś kwapił się do używania mojego nowego, jakże szlachetnego nazwiska – Granger prowokacyjnie uniosła podbródek.

- Kwestia przyzwyczajenia – zmyślił na poczekaniu. W życiu nie miał zamiaru nazwać ją Niną lub nazwiskiem tego oszusta, który wziął za nią pieniądze, jakby doprawdy miał do nich jakieś prawo. Brudny śmieć, nie był godzien nawet kłamać na temat tego, że ta genialna wiedźma jest z nim spokrewniona. Niestety był im potrzebny i nic nie można było z tym zrobić.

- Przyzwyczajony jesteś do nazywania mnie szlamą, ty rasistowski chamie! – krzyknęła na niego.

Draco poczuł, jak zaczyna wrzeć mu krew. Nie miała kurwa zielonego pojęcia o tym, do tego jak naprawdę był przyzwyczajony ją nazywać przed samym sobą. Nie miała kurwa pojęcia o tym, co mu robiła od lat. Poczuł wściekłość, niesprawiedliwość i gorycz. Nie miała pojęcia...!

- Nigdy więcej nie usłyszysz tego słowa, gwarantuje ci to – wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Nie będę się z nikim pokazywała, ale tylko dlatego, by... Tylko dlatego, by nie komplikować i tak trudnej sytuacji... - wyjaśniła, ale Draco wiedział dlaczego się zawahała. Nie chciała, by z zemsty zrobił coś jej ukochanemu Weasleyowi. Wszystko zawsze kręciło się wokół tego rudego głupka.

- Czy to prawda, że musieli wywieźć Łasicę ze szkoły, bo tak bardzo chciał mnie dopaść i natychmiast zabić? – zapytał prowokacyjnie, przypominając sobie treść sowy od ojca, którą odebrał dziś wieczorem, na krótko przed wyjściem z dormitorium. - Szkoda, że nie pozwolili mu chociaż spróbować – Naprawdę tego żałował. Chętnie znalazłby pretekst na obicie tej pieprzonej piegowatej mordy. – Miałbym dobrą wymówkę, by móc go skrzywdzić w obronie własnej...- dodał z wrednym uśmiechem.

- Przestań! – warknęła wściekle, wyraźnie rozdrażniona jego słowami.

- Znów przybiegłabyś mu na ratunek, mam rację? On i Potter są bez ciebie kompletnie bezużyteczni – wypluł, nim zdołał się opanować. Nienawidził tego, jak ta dwójka na niej żerowała, niczym dobrze zorganizowane pasożyty. Ani trochę nie byli jej godni.

- Zamknij się! Nie masz pojęcia... - Granger nie zdążyła dokończyć, bowiem na schodach tuż obok nich, właśnie pojawił się Snape.


- Czy szanowni, przyszli państwo Malfoy, mogą dokończyć tę żywiołową dyskusję, jak już podpiszemy kontrakt? Tak się składa, że mam inne plany na wieczór, niż czekanie, aż się pozabijacie pod moim gabinetem – powiedział zimno, ale Draco wiedział, że w głębi ducha go to bawiło. Wuj Severus zawsze lubił plotki o dramatach swoich uczniów, to była dla niego forma rozrywki.

- Przepraszamy panie dyrektorze – Draco uśmiechnął się do niego porozumiewawczo.

- Przy swojej narzeczonej nie musisz być taki formalny, Draconie – Severus posłał mu swój zwyczajowy grymas, który oznaczał tylko, że faktycznie cała ta sytuacja, wprawia go w spore rozbawienie.

- Skoro tak mówisz, Severusie. Możemy to od razu załatwić? Masz rację, że tę dyskusję możemy dokończyć później.

- Zapraszam! – Snape odwrócił się, by wrócić do gabinetu.

- Ty przodem kochanie – gestem wskazał jej, by ruszyła pierwsza.

- Ależ mi się poszczęściło! – zadrwiła. – Prawdziwy z ciebie dżentelmen!

- Po prostu lubię, gdy dziewczyny w krótkich spódniczkach wchodzą przede mną po schodach – odpowiedział, uśmiechając się prowokacyjnie i wiedząc, że ją to zdenerwuje. Nie żeby skłamał – naprawdę lubił oglądać jej kołyszące się biodra, gdy tylko miał ku temu dobrą okazję.

Granger, aż sapnęła i ogniście poczerwieniała z nagłego oburzenia.

- Ty obrzydliwy zboczeńcu...! – krzyknęła.

- Ruszaj się Granger, bo Snape nie wyglądał na specjalnie cierpliwego – popędził ją w duchu czując, że pierwszy raz dzisiaj chce mu się śmiać. Weasley na pewno nie miał z nią łatwo. Była wojowniczką na co dzień, ale chyba bardzo pruderyjną w sypialni.

Uśmiechnął się szczerze za jej plecami, gdy wbiegła po schodach, jakby ją sam Voldemort gonił. Cóż... Może jednak nie tylko będą się kłócić? Wciąż nie był pewien.


💍💍💍

Tak jak przewidział, Granger była poirytowana i kłótliwa, ale też racjonalna. Dalsza część rozmowy w gabinecie Severusa nie przyniosła zmiany atmosfery pomiędzy nimi, choć przyznał szczerze, że trzymanie jej za rękę było czym,ś co najmniej mu w tym wszystkim przeszkadzało. Nienawidził tego, że nie potrafił jej sobie odpuścić i o niej zapomnieć, ale przynajmniej obdarzył swoimi uczuciami czarownicę, która była po prostu wspaniała. Mądra, dzielna i piękna.

Zirytował się, gdy po wyjściu z gabinetu dyrektora, zarzuciła mu, że cieszy się jej bezsilnością i tym, że odebrano jej nawet prawo do imienia i nazwiska.

Nie cieszył się. Prawda była taka, że już nienawidził każdej chwili tego, czego będzie musiał doświadczyć z nią tuż obok, w całym tym układzie.

Nie miał jednak wyboru. Zgodził się na to wszystko. Teraz musiał wytrwać.


💍💍💍

Drogę od gabinetu Severusa do dormitorium Slytherinu, pokonał praktycznie biegiem. Chciał krzyczeć. Uderzyć w coś. Upić się. Zasnąć i przez kilka dni nie wstać. Miał w sobie tyle złych emocji. Tyle negatywnej energii...

Nie zastał Zabiniego w pokoju wspólnym, dlatego od razu poszedł do ich dormitorium. Bardzo liczył na to, że whisky i kumpel, który swą racjonalną stroną często nieco gasił jego rozdrażnienie, jakoś pomogą mu przetrwać ten przeklęty wieczór.

Niestety w pokoju nie zastał Zabba, a zamiast tego natknął się na wyraźnie rozgoryczonego Theodora, który ciągle popijał ze swojej srebrnej piersiówki jakiś mocny alkohol.

- Wiesz może gdzie jest Zabini? – zapytał Draco, starając się nie pokazywać po sobie, w jakim naprawdę jest teraz stanie.

- Chyba bierze prysznic – Theo niezobowiązująco machnął ręką w stronę drzwi od łazienki.

Draco odetchnął i opadł na swoje łóżko. Najwyraźniej musiał chwilę poczekać, a w międzyczasie najlepiej spróbować jakoś pozbyć się Theodora z pokoju, nim Blaise skończy. Nie potrzebowali świadków do tej rozmowy, a on sam nie miał specjalnie ochoty nigdzie wychodzić.

- Nie spędzasz wieczoru z narzeczoną? – zapytał Theodora.

- Nie. Jak widzę, ty z twoją też nie – Nott uśmiechnął się do niego cynicznie.

Draco usiadł na łóżku i spojrzał na niego uważnie.

- Masz jakiś specjalny powód, dla którego tak się upijasz? – zapytał.

- Nie wiem... Może kilka? Może na przykład taki, że moja narzeczona wyje od kilku godzin, bo fiut którego kocha, właśnie zaręczył się z samą księżniczką Gryffindoru? – wypluł ze złością Theo.

- Fiut? – zapytał Draco, czując nagły napływ irytacji.

- Przepraszam! Wolisz by nazywać cię kutasem? – szydził Nott.

Draco zerwał się na równe nogi.

- Sam nie wiem... Wolisz, bym wybił ci zęby, czy złamał ci nos? – syknął wściekle.

Theodore również wstał, mierząc go nienawistnym spojrzeniem.

- Wiedziałem, że nie jesteś w porządku, z tym co się wydarzyło z Philipą, ale żeby mścić się przez to na uczuciach Tori...

Draco roześmiał się drwiąco.

- Serio chcesz do tego wracać? Ta dziewczyna nie byłą niczym więcej niż wakacyjnym pieprzeniem dla nas obojga i dobrze o tym wiesz! Nie próbuj sobie poprawiać ego tym, że mi ją odbiłeś, bo to nieprawda Nott!

- Może niczego do niej nie czułeś, ale na pewno chciałeś się na mnie zemścić! Nie musiałeś jednak dokonywać tego, poprzez rozkochiwanie w sobie Astorii! Ona sobie na to nie zasłużyła! – krzyczał Theodore, plując i iskrząc ze wściekłości.

Draco z dezaprobata pokręcił głową.

- Naprawdę myślisz, że choć trochę obchodzi mnie ta twoja słodka, mała Greengrass? Nigdy nawet na nią dwa razy nie spojrzałem! Przez te wszystkie lata, nie zamieniliśmy ze sobą więcej niż kilku zdań! – warczał.

- Nie kłam! Założę się, że specjalnie mamiłeś ją obietnicami, by teraz móc złamać jej serce i zrzucić to na mnie, wiedząc, że zrobiłbym wszystko, by ją ochronić! – Theodore, aż jąkał się z emocji, wykrzykując te wszystkie oskarżenia.

- Nie zbliżyłem się do Astorii Greengrass dalej niż, gdy mijałem ją w wejściu do Wielkiej Sali! – Draco czuł się coraz bardziej wkurzony i sfrustrowany tymi wszystkimi oskarżeniami.

- Pieprz się Malfoy! – sarknął Theodore, znów popijając ze swojej piersiówki. – Zawsze musisz być we wszystkim najlepszy, prawda? Rozkochałeś w sobie najlepszą dziewczynę wśród rodów czystej krwi, ale gdy tylko pojawiła się plotka, że Granger też jest jedną z nas, to szybko zdecydowałeś, że jednak wolisz pojąć za żonę, najjaśniejszą czarownicę tego pokolenia?

- Tłumaczę ci wyraźnie, że nigdy nie podrywałem Astorii Greengrass! Nie wiem czego ode mnie chce, ale nie mam z tym nic wspólnego, więc załatw to z nią, a na mnie więcej nie naskakuj, jeśli nie chcesz mieć we mnie prawdziwego wroga! – ostrzegł poważnie Draco.

Ku jego zaskoczeniu Theodore roześmiał się dziwnie złośliwie.

- Wiesz co mnie cieszy? To fakt, że Granger nigdy cię nie zechce. Może nawet będzie kiedyś twoją żoną, ale nigdy nie uwiedziesz jej tak, jak wszystkie inne. Jest na to za mądra! – szydził.

Draco zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Doskonale wiedział, że to prawda. Od dawna, a w zasadzie chyba nigdy, nie łudził się prawdziwą możliwością zdobycia dla siebie Hermiony. Nawet nie zamierzał tego próbować, choć jako Malfoy był nauczony rzadko rezygnować. Niemniej miał pełną świadomość tego, że ta sprawa była już przegrana, zanim na dobre się zaczęła.

- W dupie mam twoje zdanie na jakikolwiek temat, Nottie! Jednak nie wchodź mi w drogę, jeśli nie chcesz mieć poważnych kłopotów... Ostrzegam cię!

Theodore znów roześmiał się szyderczo, po czym mocno pociągnął lewy rękaw swojej jasnoszarej bluzy. Draco przełknął nerwowo. Naprawdę nienawidził widoku Mrocznego Znaku, choć poniekąd się spodziewał, że Nott może wkrótce go przyjąć. Wiedział, że jego pokręcony ojciec mocno na to nalegał.

- Co próbujesz mi teraz udowodnić? – zapytał cicho Draco.

- To, że się ciebie nie boję! Mam teraz taką samą władze, jak ty! – syczał wściekle Theodore.

- Nie oszukuj się, Nott – Draco skrzywił się pod nosem. – Tak naprawdę nie masz pojęcia, o czym mówisz!

- Wiesz co zrobię? – zapytał spokojnie Theodore odważnie patrząc Draco prosto w oczy.

- Mam to w tym samym miejscu, gdzie twoje zdanie, co wyjaśniłem przed chwilą... - odpowiedział zmęczony tym wszystkim Draco.

- Obiecuję ci, że rozkocham ją w sobie. Naprawdę mocno i głęboko – Theodore uniósł kąciki ust w złowrogim uśmieszku, od którego Draco przeszył mimowolny dreszcz.

- Powodzenia! Greengrass na pewno to doceni – zakpił szyderczo blondyn.

- Dobrze wiesz, że nie mówię o Astorii. Mówię teraz o twojej cudownej Granger – Theodore zachichotał. – Jestem prawie pewien, że ona wcale nie kocha tego głupiego Weasleya, a to oznacza, że jej serce jest wciąż do zdobycia!

Draco mimowolnie zacisnął pięści. Absolutnie nie chciał, by ten parszywy padalec, w ogóle kiedykolwiek zbliżył się do Hermiony!

- Wyobraź to sobie... Ona tak kompletnie zakochana we mnie, ale stojąca tuż obok ciebie i udająca, przykładną panią Malfoy – Theodore chichotał niczym opętany.

- Czy zrozumiesz wreszcie, że to nie moja wina, że Greengrass cię nie kocha? – westchnął Draco, czując się powoli na skraju cierpliwości.

- Ale moją będzie to, że Granger nigdy cię nie zechce. Sprawię, że ucieknie ze mną, upokarzając cię przy tym na oczach wszystkich! Słowo, że ci ją odbiję, choćbym nawet miał ją do tego jakoś zmusić... - zagroził Theodore.

Draco nie wiedział, jak to się stało. Jedyne co pamiętał to dźwięk upadającej piersiówki Notta, a zaraz później to, że jego pięści zaciskały się z dużą brutalnością na bluzie chłopaka. Był absolutnie gotów do zadania mu pierwszego, bardzo bolesnego ciosu, gdy poczuł, jak duża dłoń zaciskała się mocno na jego ramieniu, odciągając go od parszywej mordy Notta.

- Zabije cię! Trzymaj się od niej z daleka! Słyszysz?! Przysięgam, że pożałujesz, jeśli tylko pomyślisz o tym, by się do niej zbliżyć, ty odrażający śmieciu! – krzyczał bez opamiętania, doprowadzony do białej gorączki.

- Spokojnie Smoku. On nie jest wart kłopotów, jakie jego pobicie mogłoby wywołać – przekonywał go spokojnie Blaise, stając tak, by Draco nie mógł znów zaatakować.

W tym czasie, Theodore prawie zgiął się w pół, z nieco wymuszonego lecz głośnego śmiechu.

- Nie mów! Ty naprawdę masz coś poważnego do Granger? O Salazarze! Tego się nie spodziewałem, ale to jeszcze lepiej! – zawołał.

Draco znów chciał ruszyć do przodu, ale nim to się stało, Zabini zrobił dwa kroki i złapał Notta za fraki.

- Wypierdalaj stąd albo sam zaraz ci dołożę. I od dziś śpisz w dormitorium siódmego roku! – warczał, ciągnąc nieco zszokowanego jego zachowaniem Theodora do drzwi.

- Nie możesz Zabini...

- Wypierdalaj powiedziałem, zanim pozwolę Draco zrobić z ciebie niezbyt apetyczną marmoladę! – ostrzegł go ostro Blaise, po czym otworzył drzwi do dormitorium i wyrzucił Notta na korytarz, niczym zbędną szmatę.

Zabini z hukiem zatrzasnął drzwi, a Draco opadł na swoje łóżko, w desperacji wplatając palce we włosy. Nie spodziewał się na swojej drodze kolejnego problemu. I choć wiedział, że Nott nie ma władzy, by naprawdę mu zaszkodzić, to fakt że mógłby próbować rozkochać w sobie Hermionę, na pewno nie poprawiał sytuacji.

Miał już zbyt wiele popieprzenia w swoim życiu, by musieć się mierzyć jeszcze i z tym, że dziewczyna jego marzeń, zakochałaby się w mężczyźnie, z którym rywalizował od dnia, w którym obaj się po raz pierwszy spotkali, jako małe dzieci.

Czuł, że musi się napić, ale nim zdołał się podnieść, by pójść do barku, przed jego twarz pojawiła się szklaneczka ognistej whisky. Uniósł głowę i skinął w podziękowaniu, nie wiedząc, czy przypadkiem głos go teraz nie zawiedzie.

Przelotnie pomyślał o tym, że jeśli coś choć trochę dobrego miało wyjść z tej całej historii, to przynajmniej, miał dzięki temu możliwość, by dowiedzieć się, że jego przyjaźń z Zabinim była naprawdę mocna i prawdziwa. Musiał doceniać takie rzeczy w swoim życiu, bowiem prawdziwych uczuć wciąż było w nim bardzo mało...

Continue Reading

You'll Also Like

483K 18.4K 24
Ministerstwo uchwala ustawę o małżeństwie, by ponownie zaludnić świat po wojnie. Hermiona Granger zostaje sparowana z Draco Malfoyem. Czy to kiedykol...
325K 10.9K 47
Rose i Draco byli przyjaciółmi od dzieciństwa. Razem dorastali, dostali list z Hogwartu, uczęszczają do tego samego domu. Jednak po jednej kłótni wsz...
26.6K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
23.5K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...