,, When i met you... "

Bởi An0nim3k539

481 45 2

Julia jest 24-letnią studentką psychologii, na ostatnim roku. Prowadzi własny biznes i ma kochającego chłopak... Xem Thêm

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział ✨14✨
Rozdział ✨15 ✨
🥀Rozdział 16🥀

Rozdział 9

26 3 0
Bởi An0nim3k539

Minęło kilka dni odkąd rozmawiałam z Mattem. Moja relacja z Lucjanem, jest dobra. Dogadujemy się i nie narzekamy na siebie tak bardzo jak na początku. Brennan nie rzuca już jakiś mało stosownych komentarzy w moją stronę. Wszystko wygląda jakbyśmy naprawdę się kochali. Jemy razem śniadania, obiadki i kolację, wychodzimy razem ,na imprezy do jego znajomych, bo ja nie znam tutaj prawie nikogo. W końcu nie mogę opuszczać posesji, bez jego lub jednego z jego goryli. Poza tym rozmawiamy jak przyjaciele. Dobrze się przy nim czuje, no pomijając fakt, że czuje się, jak zamknięta w złotej klatce. Z zewnątrz, wszystko ładnie, zajebiście, ale to tylko pozory. Dla każdego znajomego wszystko wygląda na szczęśliwe małżeństwo, ale czegoś nam brakuje. Brakuje nam miłości. Chociaż, wiedziałam że tak będzie. Od początku to małżeństwo było skazane na porażkę. Nie łączy nas nic głębszego niż przyjaźń? Jeśli w ogóle można tę relacje nazwać przyjaźnią.

Lucjan

Po tych kilku dniach, odkąd usłyszałem rozmowę Julii, chciałem się z nią trochę zbliżyć. Chodziło mi głównie o to, żeby nie wymyśliła sobie przypadkiem powrotu do Nowego Jorku. Chcę ją przy sobie przetrzymać, chcę żeby się zakochała, a w kim? We mnie. Muszę zrobić wszystko żeby tylko została ze mną, bo naprawdę nie uśmiecha mi się stracić takiej wielkiej ilości pieniędzy. Zacząłem z nią rozmawiać, opowiadała mi o wszystkim co działo się u niej, kiedy mieszkała jeszcze w Nowym Jorku. Udawałem, że interesuje mnie to w jakimkolwiek stopniu, ale prawda była taka, że było to nudne jak opowieści starszej pani, o tym jak było w sanatorium albo w kościele. No bo z drugiej strony, po co miałem wysłuchiwać jej pierdolenia i żalenia mi się z tego jak ciężko miała w życiu, ja to wszystko wiedziałam. W moim gabinecie, jest cały segregator z informacjami o niej. Wiem o niej wszystko, dosłownie wszystko, więc po co miałbym interesować się powtarzaniem w kółko tej samej śpiewki? .

No właśnie. Po co?

A przynajmniej tak mi się na początku wydawało.

Julia

Całymi dniami przesiadywałam w posiadłości, do której niedawno się przeprowadziliśmy. Była ona położona niedaleko morza, dlatego mieliśmy piękne widoki z okien domu. Dom był wielki. W sumie to mało powiedziane. Dom był gigantyczny. Najbardziej uwielbiałam przebywać w ogrodzie. Dlatego, tam się też udałam. Na zewnątrz, w ziemi, był wykopany wielki, podświetlany basen, przed którym stało sześć leżaków. Ogród był bardzo zadbanym miejscem, zresztą podobnie jak reszta posiadłości. Przeszłam jakieś pięćdziesiąt metrów, a przede mną pojawiło się mnóstwo kwiatów. Kochałam róże, a moimi ulubionymi były te białe. Idąc wąską kamienistą ścieżką, między roślinami (które swoją drogą wydobywały z siebie takie śliczne zapachy, tak piękne, że chciałabym zostać tutaj na zawsze) trafiłam na białą altankę. Od tamtej pory przychodziłam tutaj codziennie i mogłam spędzać tu większość swojego czasu. Było to jedno z niewielu miejsc, do którego Lucjan nie przychodził wcale, nie wiem dlaczego, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Altanka wśród kwiatów, stała się moim miejscem. Miejscem spokoju.

Zaczęłam wykonywać lekkie prace. Brennan mi nie pozwolił, ale cóż, kto powiedział, że będę się go słuchać? No kto? Nikt. No właśnie, a ja nie zamierzałam. Poprosiłam ogrodnika, żeby pokazał mi jak dbać o róże. Poprosiłam go o posadzenie jednego krzaka białych róż, bo jak na złość, takich tutaj nie było. Zrobił to w dwa dni. Oczywiście nie powiedziałam o tym Lucjanowi. Wyobrażacie sobie, co by było gdyby ktoś dowiedział, że żona bardzo szanowanego biznesmena, wykonuje obowiązki domowe, a nie wysługuje się służbą? Wstyd i hańba. Ja tak nie uważam, sama musiałam napracować się , żeby mieć pieniądze. Tak pochodzę z dość zamożnej rodziny, ale ciężka praca nie jest mi obca. Mam swoją wartość. Potrafię pracować ciężko.

Poza zajmowaniem się różami, nie miałam zbytnio co robić i nie ukrywam, nudziłam się przy tym strasznie. Do czasu. Na jednym z przyjęć u przyjaciół Brennana, poznałam Molly. Molly była bardzo miłą dziewczyną, o długich do tyłka blond włosach i ślicznych czekoladowych oczach. Od razu złapałyśmy kontakt, szczerze? Obie nie pasowałyśmy tam kompletnie. Widać było po niej, że takie spotkania, nie są w jej stylu. Zaczęłyśmy rozmawiać, dużo. Molly była tak pozytywna i pełna pozytywnej energii, że zarażała innych swoim humorem. Przyciągała do siebie ludzi, nie tylko wyglądem modelki, ale dziewczyna miała po prostu zajebisty charakter. Zaczęłyśmy się przyjaźnić, nie można było jej nie lubić. Dziewczyna była jedynym powodem, dla którego z chęcią wychodziłam do znajomych Lucjana.

Kilka dni później postanowiłyśmy pojechać razem do galerii, zrobić zakupy. To znaczy, chciałyśmy kupić jakieś ciuszki, buty i oczywiście wstąpić do sklepu z kosmetykami. Kiedy dojechałam na miejsce, przywitałyśmy się przytulaskiem, a następnie ruszyłyśmy na sklepy. Po trzech godzinach poszukiwania czegoś, co postanowiłam kupić, ruszyłyśmy w stronę kawiarni, bo wiadomo, jak to my zwykle mamy w zwyczaju, ploteczki. I wszystko byłoby zajebiście, bo prawie weszłyśmy do kawiarni, ale ktoś chwycił mnie za ramię. Kiedy się odwróciłam, z ulgą zobaczyłam, że to mój ochroniarz, znaczy, prawie mój, bo on był zastępcą za Michela, który miał coś do załatwienia, więc dostał wolny dzień.

-Coś się stało?- zapytałam, go kiedy nadal nie puścił mojego ramienia.

-Tak, szef każe przywieźć cię na lotnisko- powiedział znudzony.

-Co? Przecież jestem na zakupach, Lucjan o tym wie- próbowałam mu wytłumaczyć.

-Szef zmienił plany.

-Co to znaczy?- zapytałam go, już trochę zdenerwowana.

-Nie pytaj. Mam cię zawieźć na lotnisko- przewrócił oczami.

-Nigdzie nie jadę- zarzekałam się.

-Nie interesuje mnie , co chcesz, a czego nie. Dostałem taki rozkaz, więc mam obowiązek go spełnić.

-Powtarzam Ci. Nigdzie. Nie. Jadę- powiedziałam każde słowo głośno i powoli, jak do małego dziecka, jakby czasem, miał nie zrozumieć.

-Słuchaj- warknął- Idziesz ze mną. Rozumiesz kurwa?!

-Nie rób scen.

-Idziemy- warknął i mocno pociągnął mnie za ramię.

-Puszczaj, to boli.

-Idziemy- ryknął.

-Czekaj chwilę- wywróciłam oczami i podałam mu torby, przyjął je niechętnie, ale trzymał je wszystkie.

Podeszłam do Molly i powiedziałam, że muszę iść, ponieważ Brennan miał jakąś ważną sprawę do mnie, zgodziła się oczywiście, bo widziała przejęcie w moich oczach. Pożegnałam się z nią i ruszyłam do mojego pożal się Boże ochroniarza.

-Idziemy- warknął znowu i mocno chwycił moje ramię.

-To boli kurwa, puszczaj w tej chwili. Sama pójdę. Niech tylko Lucjan się dowie.

Nie puścił. Ten idiota wywiózł mnie na lotnisko, gdzie czekał już prywatny samolot Lucjana. Mój mąż, czekał przed nim wraz z jednym ze swoich przydupasów. Podeszłam do nich i od razu rzuciłam spojrzenie Lucjanowi, a z jego twarzy można było wyczytać tylko obojętność.

-Mogę wiedzieć, dlaczego łaskawie nie uprzedziłeś mnie, że wyjeżdżamy? Przecież ja nawet nie mam nic ze sobą- krzyknęłam sfrustrowana.

- Kochanie, opanuj nerwy. Alshley spakowała ci walizkę ubrań i dzisiaj też coś kupiłaś, jak widzę- skinął głową na moje torby.

-Uhhh...Gdzie lecimy?

-Do Tajlandii, kochanie.

Skinęłam tylko głową.

-Chodź, na nas już pora- powiedział i ruszyliśmy zająć nasze miejsca.

Gdy usiedliśmy, Brennan objął mnie ramieniem i lekko przytulił, przy czym, położył swoją prawą rękę na moje prawe ramię. Syknęłam z bólu, całkowicie zapominając o tym, że osoba, która miała mnie ochraniać, ścisnęła moje ramie tak, że na pewno pozostał siniak. Lucjan przystanął i uniósł wysoko lewą brew.

-Co ci się stało?

-Nic.

-Jak to nic, kurwa, Julia widzę, że boli cię ramię.

-Ehh...No dobra. Ten cały ochroniarz...Nie chciałam iść, bo dobrze się bawiłam, ale on chwycił mnie mocno za ramię i szarpnął. Trzymał mnie trochę za mocno i po prostu teraz mnie lekko boli ręka.

-Pokaż rękę- zalecił, nie chciałam, wahałam się, ale pod wpływem jego spojrzenia uległam i odsłoniłam ramię. Brennan powoli zbliżył dłoń do mojego ramienia i delikatnie przejechał po nim opuszkami palców.

-Zabiję gnoja. Co za chuj! Miał cię chronić, a nie zadawać ból.

Cały kipił ze złości. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby się denerwował, dlatego położyłam swoją małą dłoń, na jego ogromnej i ścisnęłam lekko. Popatrzył na mnie, jakby, z niedowierzaniem?

-Proszę, nie rób nic głupiego.

-Nie rozumiesz! Nikt nie ma prawa cię tknąć. Ja nie mogę, nikt nie może! Zwolnię go, wcześniej pobiję do nieprzytomności, nigdy więcej cię nie zobaczy, a tym bardziej cię nie dotknie, obiecuję- chwycił moje dłonie i popatrzył mi w oczy- Nie pozwolę, nikomu cię skrzywdzić.

Patrzyłam na niego oniemiała. Dlaczego nagle zrobił się taki czuły? O co mu chodzi?

O co chodzi Lucjnowi?

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

64.7K 7.2K 25
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...
30.9K 1.2K 15
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...
49.3K 3.6K 32
Spin-off dylogii układ ARES HERMAN Trzydziestosześcioletni Ares Herman poszedł w ślady ojca, Victora Hermana i założył własną firmę graficzną. Jego ż...
111K 3.5K 35
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...