Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

13.9K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU

237 36 22
By LuciferMorny

Krótkie odautorskie: mega, mega, mega Was przepraszam za tak długi brak rozdziału! Studia za bardzo mnie wciągają i jak próbuję znaleźć równowagę w czasie dla hobby to nagle brakuje mi godzin w dobie. Niemniej, rozdział już jest! Miłego czytania ♥


Nakahara nie pamiętał za wiele z tamtego wieczoru. Pamiętał za to absolutną bezsilność, która zawładnęła nim, gdy siostry de Luca walczyły ze swoimi uczuciami. Nie miał pojęcia, jak powinien był zareagować. Nie miał pojęcia, czy w ogóle miał prawo żeby jakkolwiek spróbować się obronić w ich oczach. Czy miał prawo przedstawić im jego własny punkt widzenia. To, czego był natomiast więcej, niż pewny, to był fakt, że widok pełnej zranienia, smutku i zdradzenia twarzy Rosalie, która mimo wszystko próbowała się uśmiechać i zachować ten spokojny ton, mimo że drżał jej głos przy każdym słowie, tak jak widok Adelaide, która ukryła twarz w dłoniach i tylko nieznacznie kręciła głową, jakby do samego końca nie chciała uwierzyć w całą tę sytuację, wryły się w pamięć Chuuyi aż po jego ostatnie dni. Nakahara pamiętał, jak stał z opuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami, gdy siostry mijały go w stronę wyjścia, a on nie ruszył się nawet o centymetr żeby je zatrzymać. Jeśli wypowiedziały wtedy jakiekolwiek słowa to nie dotarły one do jego przyćmionego emocjami umysłu. Tak jak wątpił, że jego cicha mantra składająca się z prostego słowa "przepraszam" dotarła do świadomości sióstr.

Chuuya nie pamiętał przepraszania wszystkich obecnych za zamieszanie, choć ostatecznie był pewien, że to zrobił. To zwyczajnie leżało w jego naturze. Tak, jak nie pamiętał płacenia za posiłek, zahaczenia o monopolowy, podróży na cmentarz i obalenia butelki taniej i cholernie niesmacznej wódki. A jednak każdego z tych wydarzeń musiał być pewnym, bo obudził się oparty o płytę grobową, na której wyryte było imię i nazwisko jego ukochanego, a w zasięgu wzroku zobaczył prawie pustą butelkę, której etykieta nie mówiła mu absolutnie niczego. W tamtym momencie Nakahara miał ochotę podziękować bogom za to, że na miejsce nagrobku Dazaia wybrali przestrzeń niedaleko dość starego drzewa, które było ostatnim bastionem chroniącym zmęczone oczy Chuuyi przed światłem nowego dnia. Światłem, którego nie witał zbyt radośnie, mrużąc powieki i już mentalnie witając się z migreną i kacem. O tyle dobrze, że tym razem nie miał przy sobie broni, bo wszechświat jeden raczy wiedzieć, co mogłoby się wtedy stać. W końcu jakby nie patrzeć, gdy ostatnio miał aż tak ciężki dołek, Rosalie znalazła go w pięknej scenerii, na którą składała się kula, która utkwiła w suficie i rozlana butelka czerwonego wina na podłodze. 

Nakahara doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że takie przeholowanie z alkoholem nie było dla niego typowe. Jasne, żarty z jego słabej głowy były zabawne, ale wiedział, kiedy przestać. Rzadko pił tak żeby choć na chwilę uciec od wszechświata. Ale w tamtym momencie, gdy siedział plecami oparty o nagrobek, luźno trzymając w dłoni butelkę i przymykając oczy, miał wrażenie, że w pełni zasłużył sobie na tę chwilę zapomnienia. Przecież wszechświat nie przestał się bez niego kręcić, a on miał wrażenie, że jego rzeczywistość znowu legła w gruzach. Wytrzymał. Kazali mu, więc wytrzymał. Przetrzymał całą akcję z łapaniem Dazaia, z uwięzieniem go. Przetrzymał, gdy wymagali od niego zbyt szybkiego pozbierania się po śmierci ukochanego. Spychał emocje na tak daleki tor, że prędzej czy później to musiało wybuchnąć. I przy tej ilości tłumionych uczuć musiało mieć to siłę pieprzonej atomówki. A najwidoczniej zapalnikiem do tego miała być utrata tej resztki rodziny, która mu na świecie pozostała.

Wiedział, że był winien de Lukom jakieś wyjaśnienie. Że któregoś dnia, któraś z nich, choć Chuuya prędzej obstawiałby Rose, odezwie się do niego żądając przedstawienia tej kwestii. Tylko, że ta rozmowa w żaden sposób nie będzie przyjemna. Będzie opatrzona chłodnym głosem, niechęcią i poczuciem zdrady. Emocjami, do których obie siostry miały pełne prawo. Nakahara był natomiast więcej, niż pewien, że to, do czego on nie będzie miał prawa, to proszenie Włoszek, by mu wybaczyły. Oznajmianie, że poczeka tyle, ile będzie trzeba. Będzie mógł tylko przedstawić im sytuację, wyjaśnić niektóre kwestie, wytłumaczyć swoje motywy i na tym rozmowa się skończy. Nie będzie mógł dodać niczego od siebie. Nie będzie mógł się bronić. A potem pewnie na linii zapadnie cisza. I może któregoś dnia któraś z sióstr spróbowałaby powoli i niezdarnie wyciągnąć do niego rękę, ale Chuuya nie był gotowy na to stawiać. Gdyby był Dazaiem? Jasne, że by mu wybaczyły prędzej czy później. W końcu dla niego były prawdziwą rodziną, którą znali większość życia. On był tylko przypadkowym przybłędą, którą pokochała niewłaściwa osoba.

- Zgaduję, że poszło źle - oznajmił cicho delikatny kobiecy głos wyrywając Nakaharę z nieprzyjemnej zadumy. Głos, którego zdecydowanie zbyt przymulony mózg Chuuyi nie potrafił przypisać w pierwszym momencie do żadnej znanej mu osoby. A po krótkiej chwili próby zdecydowanie się poddał, gdyż jakiekolwiek podejście do użycia mózgu tylko zwiększało migrenę, która i tak wwiercała mu się boleśnie w czaszkę.

Chłopak poderwał się nieznacznie, oszukując się, że gdyby stał za nim wróg, to byłby gotowy do obronienia się, ale prawda była od tego możliwie daleka. Dlatego tylko obrócił nieznacznie głowę żeby dostrzec zarys sylwetki Ozaki, która stała po drugiej stronie nagrobka i patrzyła na niego ze zmartwieniem. Chuuya miał ochotę zacząć się śmiać. Nie miał pojęcia, jak inaczej miał zareagować na to banalne stwierdzenie. Bo to nie było tak, że "poszło źle". Jemu najzwyczajniej w świecie odebrano resztki tego, co trzymało go przed wyłączeniem całkowicie emocji. Albo przynajmniej próbą dokonania tego. Gdy Nakahara nie raczył odpowiedzieć, Ozaki przeszła ostatnie parę kroków i rozłożywszy z gracją niewielki koc dla siebie do siedzenia oraz przykrywszy Chuuyę drugim z nich, usiadła obok niego, delikatnie obejmując go ramieniem.

- Człowiek raz spóźni się na poranne zebranie i robi się z tego wielka afera - próbował zażartować niemrawo chłopak. - Skoro jednak przysłali akurat ciebie to zgaduję, że wszyscy wiedzą - oznajmił głucho po dłuższej chwili milczenia Nakahara, pozwalając Ozaki na absolutnie wszystko i doceniając ciepło, które nagle zagwarantował mu koc. Nawet nie zauważył, jak bardzo potrzebował tego ciepła w nocy. Cóż, jeśli się rozchoruje to będzie z tego tylko wisienka na torcie.

- Nie robiłaby się z tego afera, gdyby tym człowiekiem nie był szef, to po pierwsze. Nie robiłaby się też z tego afera, gdyby wyżej omawiany szef raczył naładować telefon przed wyjściem na miasto w celu odbycia załamania nerwowego. Poważnie mówię. Jak podłączysz go do ładowania to zostaw go na godzinę na spokojnie. Bo dzwonili i pisali do ciebie absolutnie wszyscy. Powiadomienia będą ci się zwalać na głowę przez naprawdę długi czas. No i nie jest rano. Jest mocno po południu, ale zgaduję, że alkohol może człowiekowi rozregulować wewnętrzny zegar - zaczęła wymieniać Herszt, delikatnie bawiąc się włosami Chuuyi. - Dałeś nam mały zawał, wiesz? Naprawdę się martwiliśmy, gdy okazało się, że nie ma z tobą kontaktu. Ale do tego tematu wrócimy, gdy będziesz w trochę lepszym stanie. Chwilowo wolałabym cię raczej choć trochę uspokoić. Nie wszyscy wiedzą. I nie uwierzysz dzięki komu - dodała z krótkim śmiechem Ozaki, kręcąc lekko z niedowierzaniem głową.

- Przez Świętego Mikołaja - prychnął Nakahara mając nadzieję, że jakakolwiek odpowiedź zadowoli Herszt, która czekała na odpowiedź. Naprawdę nie miał siły na takie podpuchy. Chciał tylko zerwać ten plaster jak najszybciej. Dowiedzieć się, ilu z jego przyjaciół chwilowo go nienawidziło, ilu miało ochotę walnąć mu prosto w kłamliwy ryj, a ilu z nich będzie unikało przebywania z nim w tym samym pomieszczeniu.

- Przez Akutagawę - odpowiedziała poważnie Ozaki, na co Nakahara mimowolnie podniósł brew i spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Mówiłam, że nie uwierzysz. Choć zrobił to w najdziwniejszy możliwy sposób. Wysłał nam tak zawiłą wiadomość, że za nic nie zrozumieliśmy, o co mu chodzi. Powiedział tylko o jakimś tajnym projekcie, którego bezpieczeństwo i tajność zostały naruszone i że to może mieć tragiczne konsekwencje, które ugryzą nas w dupę na skali międzynarodowej. Więc w naszej sytuacji każdy z Cuppoli założył, że chodziło o Agatę. Więc zaczęliśmy gorączkowo sprawdzać wszystkie ostatnie akcje, wszystkie zagraniczne kontakty. Dlatego się spóźniliśmy. Gdybyśmy od początku skupili się na odpowiedniej rzeczy, udałoby nam się zatrzymać Seikę. Ale połączyliśmy kropki dopiero, gdy Endoki wszedł na zebranie trochę się śmiejąc, trochę nie rozumiejąc, co właśnie mu się przytrafiło i opowiedział nam, jak Akiko wpadła na niego i zaczęła przekonywać go, że Dazai tak naprawdę żyje i że wszyscy musimy wziąć się za ten temat. Skoro mleko się już wylało to chyba wypadałoby żebyś ostatecznie potwierdził albo zaprzeczył faktom. Choć jeśli mam być szczera to twój obecny stan mówi więcej, niż ty mógłbyś wyrazić słowami.

Nakahara nie miał nawet siły spojrzeć na Ozaki z absolutnym zmęczeniem na twarzy. Jasne, że jego stan był tragiczny. Czyj by nie był w takiej sytuacji? Przecież to idealne życie, nie? Miłość twojego życia będąca więźniem we własnym domu po tym, jak wyprano mu mózg. Mentalność rodziny Dulskich wśród własnej rodziny z krwi, bo przecież mafia zła, ale zarabianie hajsu na projektach związanych z mafią dobre. Konieczność ogarniania wszystkiego jakby było się pieprzonym robotem czy też może zazdrość związana z tym, że jedyna osoba, która byłaby w stanie go jakkolwiek zrozumieć, zwyczajnie spieprzyła i nikt nie mógł jej odnaleźć. Chuuya mógłby rzucać powodami do końca dnia, a nie byłby nawet w połowie listy. I jeśli jego przyjaciele nie rozumieli, dlaczego wylądował w tej konkretnej sytuacji, to może powinni wszyscy grupowo wziąć krok w tył i z pokorą przyjrzeć się obecnym wydarzeniom.

- Zaprzeczanie temu nie ma sensu. Ta gnida żyje. Możesz to przekazać reszcie razem z moim wypowiedzeniem ze stanowiska. Zgaduję, że żadne z was nie będzie chciało pracować dla człowieka, któremu nie mogą zaufać. - oznajmił Nakahara z pewną kpiną w głosie, za co Ozaki delikatnie zdzieliła go po głowie. - Auć! Przełożonego tak fizycznie atakować? Jeszcze nie zrezygnowałem ze stołka. Przynajmniej oficjalnie.

- Już nie dramatyzuj - uznała krótko Ozaki. - Dzisiaj zrobisz sobie przymusowe wolne. W tym stanie byłbyś w stanie wyrządzić jedynie więcej szkód. Najpierw skoczymy do twojego mieszkania. Musisz się przebrać w czyste ciuchy i wykąpać. Może nie w tej kolejności. Później zamówimy jakieś jedzenie na wynos i każę komuś dostarczyć leki na kaca i migrenę, bo zgaduję, że dość mocno ograniczają one obecnie twoje zdolności umysłowe. Inaczej darowałbyś sobie ten dramatyzm z rzucaniem pracy. A wieczorem grzecznie pójdziesz spać, rano wstaniesz i ogarniesz ten syf. Zawsze ogarniasz. Zawsze dajesz sobie radę. Ta sytuacja nie będzie wyjątkiem. I wiem, jak bardzo nie chcesz tego w tym momencie słyszeć, ale ta sytuacja nie może być wyjątkiem. Za dużo ludzi na tobie polega żebyś mógł od tak się załamać.

- Ozaki czy ty siebie słyszysz? - spytał zadziwiająco szczerze i bez irytacji Nakahara. Był zbyt zmęczony i zbyt przymulony przez alkohol żeby silić się na emocje. Za bardzo zwyczajnie chciał wrócić do tego błogiego stanu snu, nawet jeśli miałby dalej spać na teoretycznie publicznym cmentarzu. - Poważnie. Wypruwam z siebie emocje i flaki od paru lat dla tej organizacji. Walczę dla niej jeszcze dłużej. I nie zasługuję na parę dni przerwy w momencie, gdy straciłem całą rodzinę? Gdyby Dazai wiedział, jak bezduszna stanie się ta organizacja to pewnie sam skoczyłby z któregoś mostu w Londynie. A liczył, że będziemy rodziną.

- Jeśli sądzisz, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele poświęciłeś dla tej organizacji to jesteś w błędzie - zaczęła delikatnie Ozaki. - Każdy z nas coś poświęcił, ale w porównaniu z tobą to wszystko wydaje się błahe i nijakie. I nie wiemy jak ci za to podziękować. Ani jak cię przeprosić. Dlatego nie ruszamy tego tematu w ogóle. Dlatego jedyne, co możemy zrobić to udawać, że problem nie istnieje i pracować dalej. Bo co ci po naszych przeprosinach? Co ci po tym, że przyznamy, że wymagamy od ciebie nieludzkich wyrzeczeń? Skoro to będą tylko słowa, bo nie będą wiązały się z żadną zmianą w naszym zachowaniu? Portówka jest ogromną organizacją, która dzięki tobie chodzi jak w zegarku. Jest też tym typem organizacji, gdzie praca nigdy się nie kończy, nigdy nie zwalnia. Gdzie nie masz dnia przerwy na złapanie oddechu. Żeby utrzymać tempo musisz biec. I normalnie ci to nie przeszkadzało. Byłeś przyzwyczajony do przesuwania własnych granic, do pracowania ciężej, niż ktokolwiek mógłby tego od ciebie wymagać. I nie próbuj mi wcisnąć kitu, bo obserwowałam cię od kiedy tylko dołączyłeś do tej organizacji. Dzięki mnie tak tylko przypomnę. Teraz zacząłeś się potykać i dlatego wydaje ci się, że zostałeś w tyle i że nie nadgonisz. Ale nadgonisz. Potrzebujesz tylko jednej szansy.

- Wydawałoby się, że kilkukrotnie otarcie się o śmierć, zmarły narzeczony i bycie porzuconym przez rodzinę to dobre powody do wyjebania się na ziemi, a nie do delikatnego potknięcia, nie sądzisz? - spytał Nakahara na co Ozaki westchnęła ciężko.

- Z tej sytuacji nie ma jasnego wyjścia. I nigdy nie będzie. Kiedyś to była Yakuza. Teraz to jest Christie. Ale jeśli ją pokonamy to znajdzie się kolejny równie silny przeciwnik. Jak nie silniejszy. I ten krąg będzie się toczył i wymagał od nas coraz więcej i więcej, aż nie zostanie w nas żaden, nawet najmniejszy skrawek duszy - oznajmiła kobieta po dłuższej chwili zastanowienia.

- Więc może nie powinniśmy pokonywać Agaty. Może powinniśmy zaakceptować, że nie podbijemy całego świata i przestać próbować. Może żyłoby nam się lepiej, gdyby nie nasza chora i wyniszczająca ambicja - zauważył Nakahara bez cienia ironii w głosie.

- Nie dałbyś rady - uznała Herszt ze smutnym uśmiechem. - Gdybyś zdecydował się podążyć tą drogą oczywiście, że poszlibyśmy za tobą bez najmniejszego wahania. Ale nie dałbyś rady. I my też nie, jeśli już o tym mówimy.

- A teraz daję radę? - odpowiedział pytaniem na pytanie Nakahara patrząc na przyjaciółkę tak zmęczonym wzrokiem, że kobiecie zwyczajnie łamało się serce. - Czy tak twoim zdaniem wygląda człowiek, który daje sobie radę?

- Nie mówię, że jest idealnie. Nie mówię, że kiedykolwiek będzie idealnie - zaczęła powoli Herszt ostrożnie dobierając słowa. - Ale jesteś zbyt ciekawy świata. Jesteś wolnym duchem Chuuya. Nie wytrzymałbyś życia ze świadomością, że musisz przed kimś odpowiadać. Że ktoś może ograniczyć twoje działania albo wysłać cię tam, gdzie sam nie chcesz pójść. Zawsze dawałeś radę czasowo to wytrzymać, gdy było to potrzebne do wykonania kolejnego kroku, do wspięcia się wyżej, do osiągnięcia czegoś więcej. Nigdy na stałe. I Dazai absolutnie to w tobie kochał. Dlatego chciał rzucić ci świat do stóp. Bo wiedział, że tego potrzebuje przynajmniej jakaś część twojej duszy.

- Prawdopodobnie masz rację, ale myśl o tym, ile cierpienia mógłbym sam sobie zaoszczędzić zwyczajnie mnie rani. Ironiczne, nie? - Nakahara zaśmiał się krótko i nieszczerze, po czym dodał o wiele ciszej. - Kiedyś myślałem, że z Dazaiem wszystko będzie prostsze. Że oddałbym życie za to żeby móc zobaczyć go jeszcze raz. Ba, kiedyś sam siebie oszukiwałem, że kochałbym go nawet wtedy, gdyby walczył świadomie po stronie Christie. Że sam fakt, że żyje byłby dla mnie wystarczający. Ale to wszystko jest... trudne. Zbyt trudne. I on bardzo szybko kiedyś zrozumiał, że próbował podarować mi świat w niewłaściwy sposób. Że tak naprawdę najwyższą formą wolności byłoby dla mnie zwyczajnie zniknąć z nim z powierzchni planety jednego dnia. Nie mówić nikomu dokąd się udajemy, ile czasu tam spędzimy i czy w ogóle wrócimy. Nie musisz mieć świata w swoim władaniu żeby móc włóczyć się po nim z ukochanym u boku. Żeby móc podróżować. Żeby móc zrobić to, co zrobiła Kaguya.

- Kiedyś też będziesz miał na to okazję Chuuya. Któregoś dnia obudzisz się, Mafia dalej będzie się kręciła i wymagała tego niesamowitego tempa, ale wtedy będziesz już gotowy żeby od niej odejść i zostawić ją w rękach swojego następcy. I zwiedzisz cały świat. Ale to jeszcze nie jest ten moment. I sam w głębi duszy wiesz, że jutro też w tym kontekście nie wygląda za dobrze. No przynajmniej przysłowiowe "jutro" - oznajmiła Ozaki, na co Nakahara dał radę cicho się zaśmiać.

- Zostawię ci coś wtedy na biurku. Jakiś mały drobiazg żebyś wiedziała, co się stało i że nikt nie musi się o mnie martwić - obiecał Chuuya uśmiechając się nieznacznie na samą tę myśl.

- Będę na to czekała Chuuya. Naprawdę będę. Ale to dalekie plany. Co zamierzasz zrobić teraz? - spytała szczerze zaniepokojona kobieta.

- W tym momencie zamierzam zebrać się z ziemi i ruszyć dupę do domu. Gorący prysznic jeszcze nikogo nie zabił. A potem wezmę parę dni wolnego. Wiem, że to więcej, niż wszyscy na to liczyliście, ale nie dam rady pojawić się jutro w pracy jakby nigdy nic - oznajmił Nakahara spokojnym tonem. - Muszę pobyć sam. Muszę zastanowić się, jak rozegrać sytuację, w której się znalazłem. I muszę pogodzić się z pewnymi rzeczami. No i pokazywanie się Dazaiowi w takim stanie teraz to jak wręczanie dziecku odpakowanego lizaka z prośbą żeby się powstrzymało. A później będę musiał zwołać zebranie. Wszystko wam wytłumaczyć. I rozwiązać parę problemów. Jeszcze nie wiem jak, ale będę musiał się z tym jakoś uporać. No i podziękować Akutagawie. Tego to bym się po sobie nie spodziewał nawet i za tysiąc lat, a jednak.

- Jesteś pewien, że dasz sobie radę sam? Że chcesz być sam? - próbowała upewnić się Ozaki.

- To nie kwestia tego, że chcę czy mogę. To raczej kwestia tego, że muszę. Tak bardzo nauczyłem się polegać na innych ludziach, że tracę grunt pod nogami za każdym razem, gdy ktoś się ode mnie odwróci. To słabość, na którą niestety nie mogę sobie pozwolić - zauważył zadziwiająco logicznie Nakahara wstając i wyciągając dłoń do przyjaciółki, by ta mogła ją chwycić i podnieść się z gracją z ziemi.

- Nawet w przypadku Dazaia? - spytała Herszt obserwując uważnie każdą, nawet najmniejszą zmianę w mimice rozmówcy.

- W jego przypadku wątpię bym kiedykolwiek dał radę przyjąć bezuczuciowe stanowisko - przyznał się szczerze chłopak otulając się szczelnie kocem. - Ale jego przypadek jest mocno specyficzny. I zawsze będzie. Koc oddam ci na zebraniu, dobrze? Wyprany i złożony, słowo harcerza, po prostu dupa za bardzo mi zmarzła - dodał na odchodne, gdy Ozaki stała z opuszczonymi ramionami, zupełnie jakby chciała zwrócić mu uwagę, że jako Szef powinien zachować jakikolwiek poziom wypowiedzi. Kobieta poczekała aż rudzielec zniknie jej z pola widzenia, nim przeniosła wzrok na nagrobek.

- Nie wiem, jak to zrobisz, ale musisz do nas wrócić Dazai. Chuuya cię potrzebuje. Wszyscy cię potrzebujemy. Rzucałeś cudami na prawo i lewo, gdy byłeś Szefem. Naprawdę przydałaby nam się ta jedna, ostatnia sztuczka. Pokaż jak niezwyciężony jesteś. Jak obronną ręką wychodzisz z każdej sytuacji. To, co ci się przytrafiło nie mogło być łagodne czy słabe. Większość z nas pewnie by tego nie przeżyła. Ale przeżyłeś to dla jednej, konkretnej osoby. Osoby, która teraz cię potrzebuje. Spróbuj o tym pamiętać, proszę - oznajmiła cicho, delikatnie opierając dłoń o górną część płyty i uśmiechając się ze smutkiem, nim odchrząknęła cicho i sama skierowała się ku wyjściu z cmentarza.

Continue Reading

You'll Also Like

12K 991 22
Jest sporo poradników o tym jak pisać: jak stworzyć barwny i żywy świat, jak wymyślić intrygującą fabułę, jak wykreować bohaterów z psychologiczną gł...
71.3K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
26.2K 1.3K 46
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
3K 329 35
Związek Socjalistycznych Republik radzieckich próbuje poderwać III Rzeszę Niemiecką, jednak czy mu się uda? poczekamy zobaczymy #2🥈 podrywy 14.12.20...