Dramione - Przyrzeczona [Zako...

By VenaN-ks

404K 16.2K 3.3K

Tytuł: Przyrzeczona Fan Fiction na podstawie cyklu książek J.K.Rowling. Publikacja prologu: 10.04.2021 Plano... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI - I retrospekcja
Rozdział XXVII - II retrospekcja
Rozdział XXVIII - III retrospekcja
Rozdział XXIX - IV retrospekcja
Rozdział XXX - V retrospekcja
Rozdział XXXI - VI retrospekcja
Rozdział XXXII - VII retrospekcja
Rozdział XXXIII - VIII retrospekcja
Rozdział XXXIV - IX retrospekcja
Rozdział XXXV - X retrospekcja
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Epilog

Rozdział XXIII

5K 225 64
By VenaN-ks


12 grudzień 1998

Jej manicure był srebrny. Wyglądał trochę, jak gdyby ktoś obsypał jej paznokcie pyłem księżycowym, który w świetle mienił się delikatnym połyskiem zieleni. Hermiona starała się ze wszystkich sił, by jej dłoń nie drżała, gdy pomocnica Loredany kończyła zajmować się nakładaniem lakieru. Druga kobieta, właśnie machała różdżką nad gustownym upięciem jej loków, tłumacząc, że to tylko specjalne zaklęcie utrwalające.


- Jak się czujesz? – Tracey była już ubrana w cudowną jasno-różową suknię bez ramiączek i z dość głębokim dekoltem. Biegała po komnacie Hermiony w tę i z powrotem zajmując się milionem nieistotnych drobiazgów, niemniej, średnio co pięć minut upewniała się, czy z nią aby na pewno wszystko w porządku i ciągle przypominała jej o odpowiednim nawodnieniu.

Jej wczorajsze omdlenie wprawiło wszystkich w niemałą konsternację. Narcyza załamywała nad nią ręce, narzekając że niedostatecznie mocno zadbała o jej zdrowie i zapewne, to wszystko stało się z powodu przemęczenia przygotowaniami. Natomiast Regina Parkinson i Gloria Greengrass, cicho szeptały o podejrzeniu ciąży, która to mogła mieć oczywisty wpływ na zasłabnięcie Hermiony. Bardzo nurtowało je, kto mógłby być potencjalnym ojcem nieślubnego bękarta – i czy jeśli to nie Draco, to czy zaręczyny, zostaną natychmiast zerwane. W końcu Alma zganiła je za plotkowanie i przypomniała, że magomedyk który badał Hermionę na pewno by to wykrył. Obie kobiety wyglądały na nieco tym rozczarowane.

Hermiona sama nadal do końca nie rozumiała, dlaczego to jej się przydarzyło. Teraz, po ochłonięciu i opadnięciu emocji, już nie była taka pewna, że poczuła wczoraj zapach swojej amortencji w winie wyprodukowanym na cześć Malfoya. Bo to było przecież dość absurdalne, prawda? A gdyby jednak tak naprawdę się stało, to nie musiało oznaczać niczego ostatecznego, czy tak? Przynajmniej w ten sposób to sobie tłumaczyła. Taką chciała mieć nadzieję.

- Mówiłam ci już, że nic mi nie jest. Narcyza ma rację, że to tylko przez stres i intensywny harmonogram ostatnich dni przygotowań – zapewniła Hermiona, starając się nie okazywać jej swojej irytacji.

- To dobrze! Naprawdę, przykro byłoby to wszystko teraz odwołać. Byłam przed chwilą na dole i cały dwór wygląda po prostu przepięknie. Jeszcze niecałe dwie godziny i wszystko się zacznie! – Tracey wyglądała na niesamowicie podekscytowaną.

- Już nie mogę się doczekać – burknęła Hermiona, w duchu czując, że to stwierdzenie było całkowicie szczere. Naprawdę, chciałaby mieć już cały ten cyrk za sobą.

- Skończyłyśmy! – oznajmiła z dumną jedna ze stylistek. – Za jakiś czas Loredana przyjdzie osobiście, pomóc założyć pani pierwszą suknię.

- Bardzo dziękuję – Hermiona uśmiechnęła się z przymusem do kobiet i spojrzała na siebie w lustrze. Fryzura i makijaż były naprawdę perfekcyjne. Czuła się bardzo dojrzale w taki wydaniu i miała nadzieję, że to doda jej nieco pewności siebie.

- To teraz pora na rytuały! – Tracy podeszła do niej i delikatnie złapała za jeden z jej luźno wypuszczonych na twarz loków.

- Jakie rytuały? – zdziwiła się Hermiona.

- Te przeznaczone dla narzeczonej w dniu jej zaręczyn – zaśmiała się Tracey. – Zaczniemy od podarunku przynależności.

- Przepraszam, że od czego?! – przestraszyła się Hermiona.

- Muszę ci odciąć niewielki pukiel włosów.

- Po co i dla kogo? – dopytywała nerwowo.

Tracey zaśmiała się cicho.

- Oczywiście możesz nie znać tej tradycji, bo praktykują je tylko czystokrwiści. Musisz oddać kilka swoich włosów Draco, jako potwierdzenie złożenia mu swojego przyrzeczenia.

- O Boże... - Hermiona ledwo się powstrzymała, by nie ukryć twarzy w dłoniach w obawie o rozmazanie makijażu.

- To ma być takie potwierdzenie, że oddajesz mu dziś cząstkę siebie, jako gwarancję tego, że od teraz należysz do niego. Jeśli kiedykolwiek się rozstaniecie, będzie musiał ci je oddać. Jeśli nie – zostaną przy nim na zawsze, a w dniu pogrzebu złożą je wraz z nim do trumny.

- To jest cholernie pokręcone! – wykrztusiła z niedowierzaniem.

- Nie martw się, on też musi ci coś dać. Jestem pewna, że Blaise niedługo to tu przyniesie.

- Niczego od niego nie potrzebuję! – Hermiona w ostatniej chwili się opanowała, by nie podnieść głosu.

- Tradycja tak nakazuje – Tracey nie traciła swojego dobrego humoru, gdy odcinała delikatnie mały lok i schowała go do sprytnej skrytki w przepięknym medalionie z białego złota w kształcie smoka ze szmaragdowymi oczami. Zaraz później schowała medalion do czarnego, aksamitnego pudełka.

Hermiona zastanowiła się dlaczego włosy zostały ukryte akurat w naszyjniku. Czyżby Malfoy miał zamiar to nosić? Nie – to byłby kompletnie niedorzeczny pomysł.

- Dalej! Czerwona podwiązka, ma zagwarantować romantyczność i namiętność w waszym związku – Davis otworzyła nieco większe, srebrne pudełko i wyjęła z niego piękną podwiązkę, prawdopodobnie wykonaną z najdelikatniejszych koronek z nici akromantuli. – Powinna ci ją dać ostatnio zaręczona przyjaciółka, ale jako że jesteś pierwsza, to podarowała ci ją Alma. Brała ostatni ślub w zeszłym roku, więc idealnie się nadaje - Tracey uklęknęła, by móc nasunąć podwiązkę na jej udo.

- Wspaniale – Hermiona zmusiła się do uśmiechu i odkryła satynowy szlafrok ze swojej nogi, ubranej już w delikatne, przejrzyste pończochy.

- Tradycja nakazuje, byś ty przekazała ją dalej, w dniu zaręczyn, jakiejś twojej przyjaciółki – wyjaśniła Tracey.

- Super, możesz być pewna, że będzie kiedyś twoja – Hermiona posłała jej słaby uśmiech.

- Trzymam cię za słowo! – Tracey roześmiała się z wyraźnym zadowoleniem. – A teraz buty – Davis sięgnęła po jej srebrne szpilki i ku zdziwieniu Hermiony, stuknęła w nie swoją różdżką od spodu.

- Co robisz? – zapytała z zainteresowaniem.

- Podpisuję na nich moje nazwisko. Ma to zagwarantować, że wkrótce ja poznam narzeczonego i się zaręczę, bo dziś wytańczysz dla mnie szczęście – Davis posłała jej mały uśmiech i obróciła buty, by pokazać, że faktycznie na podeszwach widnieje teraz jej podpis.

- Oby tak się stało – Hermiona naprawdę, szczerze jej tego życzyła.

- Poprosiłabym cię, żebyś teraz oddała mi swój notes z nazwiskami wolnych facetów, których znasz, ale żaden Gryfon i tak by się ze mną nie umówił – Tracey zachichotała.

- Tego nie byłabym taka pewna – Hermiona mrugnęła do niej.

- W porządku. Nasze obrzędy są skończone... - Tracey nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Przesyłka od narzeczonego – Blaise tylko wstawił głowę do pokoju.

- W sam raz, na czas – Tracey złapała za aksamitne pudełeczko i podeszła do drzwi.

- Widzę, że nasza narzeczona jest oazą spokoju – zaśmiał się Zabini. – Z pewnością, nie mogę powiedzieć tego samego o Draco.

- Niestety daleko mi do spokoju – przyznała się Hermiona, czując jak wszystko w niej dosłownie drży. Wątpiła, że w dniu swoich prawdziwych zaręczyn, mogłaby denerwować się choć trochę bardziej.

- Przemycę wam do kolacji po szklaneczce whisky i na pewno się rozluźnicie przed pierwszym tańcem – zaproponował Blaise.

- Brzmi świetnie, dzięki! – Hermiona uśmiechnęła się do niego.

- Dawaj co masz na wymianę i zmykaj, bo zaraz mamy rytuały błogosławieństwa – pogoniła go Tracey, a Hermiona ledwo zdusiła jęk, słysząc tę rewelację o kolejnych bzdurnych, arystokratycznych tradycjach.

- Jak rozkażesz o królowo wszystkich świadkowych! – odpowiedział Zabini, po czym pomachał do Hermiony z uśmiechem i wyszedł z pokoju.

- Och! Nie mogę się doczekać, by zobaczyć co to jest! – Tracey z podekscytowaniem podeszła do niej trzymając w dłoni aksamitne, czerwone pudełko.

- Zapewne kolejna okrutnie droga biżuteria... - wymruczała.

- Zobacz! To brylantowa kolia z kamieniem nastroju! – Tracey wyglądała na zachwyconą blaskiem, jaki wydała przepiękna błyskotka umieszczona w pudełku. Misterne sploty brylantów, przypominały małe listki, a wieńcząca kolię łza, miała umieszczony na środku duży kamień.

- Kamień nastroju? Naprawdę? Czytałam o nich, są bardzo rzadkie – Hermiona dotknęła delikatnie brylantu, który natychmiast zmienił swą przejrzystą barwę na głęboką czerń.

Tracey zachichotała.

- To oczywiste, że odczuwasz teraz stres – powiedziała pocieszająco.

- Dobrze, że nie muszę jej dziś założyć – Hermiona zmusiła się do delikatnego uśmiechu.

- Nie sprawdzisz, co ukrywa kamień? – zapytała z ciekawością Davis.

- Ukrywa? – Hermiona nie bardzo zrozumiała.

- To oczywiste prawda? Nie może złożyć ci przyrzeczenia samą biżuterią, bo to nic nie znaczy w kręgach, gdzie każdy może sobie pozwolić na takie błyskotki. Musiał ci coś dać – również jakąś cząstkę siebie.

- Jak cudownie – Hermiona skrzywiła się pod nosem, zastanawiając się po co jej kępka włosów Malfoya albo nie daj Merlinie jego paznokieć...?

Tracey przesunęła palcem po obrzeżu oprawy kamienia, ale nic się nie wydarzyło.

- Chyba musisz sama to otworzyć – stwierdziła, podsuwając kolię bliżej Hermiony.

Z westchnieniem rezygnacji, dotknęła maleńkiego mechanizmu blokującego skrytkę pod brylantem, a ten od razu odskoczył.

- Co to jest? – Z mimowolnym zainteresowaniem popatrzyła na najmniejsza fiolkę jaką w życiu widziała.

- O wow! Draco nie chodzi na skróty, co nie? – Tracey wyglądała na szczerze zaintrygowaną.

- Czy to jest krew? – Hermiona wyjęła miniaturowy flakonik i podstawiła go pod światło.

- Tak dokładniej to jego krew. Oznacza to, że oddaje ci swoją pełną ochronę i prawo, do wszystkiego co posiada. To najmocniejsza deklaracja, jaką narzeczony może złożyć w dniu zaręczyn. Szczęściara z ciebie! – Tracey uścisnęła jej ramię, chcąc okazać jej swą radość.

- Tak, mam doprawdy niesamowite szczęście... – Hermiona czuła, jak ciepło uderza jej w policzki, gdy odkładała fiolkę na miejsce w skrytce. Tak, jak Tracey powiedziała – Malfoy nie chodził na skróty. Teatralny pokaz tego, jak wiele w oczach nieświadomych ludzi powinna dla niego znaczyć, jako jego narzeczona, był doprawdy dosadny. Podobnie, jak poziom jego zaufania do niej... Przecież sama widziała, że jego krew otwiera skarbiec z milionami galeonów. Naprawdę nie bał się jej tego dać?

Tracey odłożyła medalion i spojrzała na zegar, ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdy po krótkim pukaniu do pokoju weszła Narcyza.

- Jak tam moje drogie? – zapytała z uśmiechem.

- Draco przysłał Hermionie swoją krew! – zawołała z ekscytacją Davis.

Narcyza zaśmiała się cicho.

- To oczywiste. Mój syn byłby skłonny wykrwawić się za swoją narzeczoną, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Albo przelać czyjąś krew, gdyby ktoś jej zagrażał – Narcyza spojrzała Hermionie prosto w oczy, a ona poczuła, jak pod wpływem tego spojrzenia, włoski unoszą jej się na karku. Jak to mogło być tylko udawane, skoro wzbudzało w niej aż tyle prawdziwych emocji?

- To ja was zostawię i pójdę sprowadzić panów na dół i odebrać kwiaty – zdecydowała Tracey, machając im krótko na pożegnanie.

- Dziękuję ci bardzo moja droga, wywiązałaś się wspaniale ze wszystkich swoich zdań – Narcyza uśmiechnęła się ciepło.

- I ja ci dziękuję! – dodała szybko Hermiona, czując, że tak wypada.

- To dla mnie przyjemność – Tracey odwzajemniła uśmiech Narcyzy. – A ty będziesz się mogła odwdzięczyć Hermiono, jeśli kiedyś ja będę miała szczęście się zaręczyć – Davis zachichotała uroczo, po czym wymknęła się z pokoju.

- Obyś miała taką możliwość. To taka miła dziewczyna – Narcyza wciąż uśmiechała, patrząc na drzwi.

Hermiona na końcu języka miała wyrażenie swojej opinii o tym, że Tracey jest jedyną godną uwagi czystokrwistą, którą Draco powinien zgarnąć dla siebie, jeśli kiedyś zmieni zdanie i jednak postanowi się ożenić. Uznała jednak, że to nieodpowiedni moment na takie dywagacje.

- Teraz kochanie, nadchodzi część, gdy to matka narzeczonej przekazuje jej kilka słów – Narcyza podeszła do niej powoli.

Ubrana w przepiękną suknię, w kolorze głębokiej zieleni, z włosami upiętymi w wysoki kok, wyglądała doprawdy wspaniale.

- Ale... - Hermiona nie wiedziała, co ma jej na to odpowiedzieć.

- Żona Dagworth-Granger chciała tu przyjść, by dopełnić tej roli, ale skłamałam jej, że już mnie o to poprosiłaś – Narcyza wygięła lekko kąciki ust. – Jak wiesz nie mam córki i coś mi mówi, że nigdy więcej nie będę miała okazji tego zrobić, więc jeśli pozwolisz...? - Narcyza spojrzała na nią z nadzieją.

- Tak... Jasne... - wyszeptała Hermiona, czując jak zaciska jej się gardło.

W oczach Narcyzy błysnęła satysfakcja, gdy stanęła tuż przed Hermioną, która pośpiesznie podniosła się z krzesła.

- Złożę na twoje ręce cztery błogosławieństwa na czas trwania przyrzeczenia narzeczeńskiego. Oby wszystkie się spełniły – Narcyza ujęła ją za dłoń i spojrzała jej w oczy.

Hermiona nie wiedziała, co odpowiedzieć, dlatego tylko krótko skinęła jej głową.

- Dar matki, która życzy ci, by na twojej dalszej drodze spotkał cię tylko dobrobyt – Lady Malfoy płynnym gestem, wyjęła ze swojego eleganckiego upięcia złotą szpilkę zakończoną na czubku diamentową różą i ostrożnie wpięła ją miedzy loki Hermiony.

- Dziękuję – szepnęła z przejęciem, czując dreszcz na całym ciele.

Narcyza wyjęła z dekoltu swej sukni różdżkę i delikatnie stuknęła nią w oba nadgarstki Hermiony, a później w miejsce tuż nad jej serce.

- Czar matki, która pragnie zapewnić ci ochronę i wyrazić wiarę, że będziesz zawsze szczęśliwa.

- Ja... dziękuję – Hermiona przełknęła, napływające jej do oczy łzy.

Narcyza pochyliła się i złożyła przedłużony pocałunek na jej czole.

- Pocałunek matki, która pragnie byś zawsze potrafiła kochać i dbać o swoją rodzinę, tak jak ona dbała o swoją.

Hermiona wiedziała, że nie wydusi teraz z siebie ani słowa, dlatego znów tylko lekko skinęła.

Narcyza znów ujęła jej dłoń i podsunęła ją wyżej, Hermiona spojrzała na nią i ze zdziwieniem odkryła, że matka Malfoya płacze. Duża łza potoczyła się po jej policzku, nie czyniąc żadnego spustoszenia w idealnym makijażu.

Hermiona z fascynacją patrzyła, jak ta właśnie łza opada na ich połączone dłonie.

- Łza matki, jest wyrazem troski. Byś pamiętała o tym, że jesteś w jej sercu i zawsze będziesz mogła na niej polegać.

- Dziękuję – Hermiona nic nie mogła poradzić na to, że z jej gardła wyrwał się szloch.

Narcyza objęła ją i delikatnie pogładziła po plecach.

- Mam nadzieję, że w dniu ślubu twoja mama będzie już mogła być przy tobie – wyszeptała jej do ucha.

- Ja też – wyznała Hermiona, odrywając się od kobiety i ścierając z twarzy łzy z nadzieją, że czar utrwalający, rzucony na jej makijaż to wytrzyma.

Rozległo się pukanie do drzwi.

- To zapewne Loredana – Narcyza odsunęła się od Hermiony. – Najwyższa pora założyć pierwszą suknię.

Hermiona odetchnęła głęboko i zmusiła się do małego uśmiechu. Te całe udawanie zaręczyn z Malfoyem było dla niej naprawdę, cholernie trudne. Z pełną odpowiedzialnością mogła stwierdzić, że jeszcze raz wolałaby się przelecieć na dzikim, ślepym smoku, niż by musiała kiedyś, drugi raz przez to wszystko przechodzić.


💍💍💍


Przyglądała się sobie w dużym lustrze, w duchu myśląc, że to prawie nierealne. W przecudownej, miętowo-zielonej sukni, czuła się trochę, jak w bajce o księżniczce. Jej kreacja miała gorset wysadzany kamieniami, a jej dół składał się wielu warstw tiulu i falbanek. O dziwo mimo swoich rozmiarów, suknia sprawiała wrażenie lekkości.

Tracey, która wróciła do komnaty, krótko po wyjściu Narcyzy i Loredany, pomogła jej zapiąć piękną kolię i kolczyki z topazami, które doskonale pasowały do tej stylizacji.

- Wyglądasz jak królowa. Idealna przyszła Lady Malfoy – chwaliła ją jej świadkowa.

- Mam wrażenie, że to mi się śni – przyznała się jej Hermiona.

- Nic dziwnego. To wszystko naprawdę wygląda jak w bajce. Widziałam na dole już pierwszych gości, wszyscy są dziś niesamowicie eleganccy.

- Chciałabym to już mieć za sobą – Hermiona zaczęła liczyć swoje oddechy, obawiając się, by nie zacząć przypadkiem hiperwentylować. Musiała wziąć się w garść.

- Chyba pierwszy raz w życiu widziałam, żeby Draco się denerwował. Wściekły czy zirytowany bywa często, ale nigdy, tak naprawdę nerwowo przejęty – chichotała była ślizgonka.

- Od razu mi lepiej, gdy wiem, że nie tylko ja się stresuję – Hermiona zmusiła się do małego uśmiechu.

- Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna – Tracey pocieszająco uścisnęła jej dłoń.

- Dzięki... - Hermiona nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bowiem rozległo się kolejne pukanie do drzwi.

Okazało się, że był to Umberto Dagworth-Granger. Noszący widocznie nowe, choć niedopasowane szaty i ze śmiesznie przylizanymi włosami, wyglądał trochę jak chłopczyk, przebrany w ubrania ojca.

- Ale ty pięknie wyglądasz kuzyneczko! – zawołał na jej widok, szczerząc się głupio.

- Dziękuję wuju – odpowiedziała czując w ustach niesmak, po tym słowie. Ten człowiek był zwykłym, małym krętaczem, niszczącym dobre imię swojego wspaniałego dziadka swoją pazernością.

- Wszyscy już są! Wiecie ile tam jest ludzi? W życiu tylu nie widziałem, nawet na Pokątnej! A ten dwór? No nie mogłaś lepiej trafić Nadio!

- Nino lub Hermiono – poprawiła go szybko Tracey.

- A tak, tak! Przejęzyczenie. Ale zobacz, jaki przyniosłem ci prezent! – Umberto podszedł do niej i obcesowo wcisnął jej w ręce ciemnozielone, aksamitne pudełko, po czym obdarzył ją obrzydliwym cmoknięciem w policzek.

- Dziękuję, nie trzeba było – mruknęła Hermiona, starając się powstrzymać od chęci wytarcia z obrzydzeniem policzka.

- Zobaczmy co to – zdecydowała Tracey, otwierając pudełko.

Oczom Hermiony ukazała się najbrzydsza, złota bransoletka jaką w życiu widziała. Masywna i o grubym splocie, była poprzetykana jakimiś tandetnie wyglądającymi szkiełkami, które miały chyba imitować kamienie szlachetne.

- To jest... - Hermiona ledwo powstrzymała grymas. – Jeszcze raz bardzo dziękuję.

- Schowamy to na inną okazję, bowiem biżuterię na dziś mamy już wybraną – Tracey szybko zatrzasnęła pudełko, jakby sam fakt istnienia takiej biżuterii, obrażał jej gust.

- Możemy zaczynać? – Umberto potarł ręce w geście ekscytacji.

- Tak – stwierdziła krótko Hermiona.

- Zgodnie z moim zegarkiem, właśnie powinniśmy ruszać – Tracey również nie traciła swojego entuzjazmu.

Hermiona trochę im pozazdrościła, że mają w sobie tyle pozytywnej energii. Ona czuła teraz tylko napięcie, strach, niepewność i... poniekąd, trochę niezrozumienia dla samej siebie.


💍💍💍


- Tylko się nie przewróć! Tylko się nie przewróć! – powtarzała samej sobie w myślach, gdy zbliżali się do wielkich schodów prowadzących do głównego holu. W głębi podświadomości wiedziała, że na jej buty jest nałożone specjalne zaklęcie stabilizacyjne, ale podskakujący u jej boku niczym pchła na prochach Dagworth-Granger, powodował w niej, jeszcze większy dyskomfort.

Gdy wreszcie wyszli z korytarza i stanęli u szczytu wielkich schodów, Hermiona uniosła głowę i ledwo zdusiła jęk, widząc tłum ludzi. Była prawie pewna, że hol musiał zostać specjalnie powiększony zaklęciami, by ich wszystkich tam wygodnie pomieścić.

Miała sekundę by przelecieć po wszystkim wzrokiem, gdy rozległy się nieomal ogłuszające brawa. Zdążyła jednak zauważyć wysoką postać Kinsgleya i stojącą obok niego profesor McGonagall, która miała na głowię swą odświętną tiarę w szkocką kratę.

Jej wzrok prawie automatycznie powędrował tam, gdzie jak wiedziała miał czekać na nią Malfoy. Na jego widok, jej ciało przeciął silny wstrząs. Dziś wyglądał jeszcze lepiej niż wczoraj. Wysoki, przystojny, ubrany w najlepsze szaty... Idealny syn arystokracji.

I idealny aktor... Gdy jego wzrok, nieomal nonszalancko spoczął na jej osobie, faktycznie przez chwilę wyglądał, jakby dosłownie miało go ściąć z nóg. Hermiona zauważyła, jak Blaise poklepał go przyjacielsko po ramieniu. Nie wiedziała tylko, czy ten gest miał oznaczać wsparcie, gratulacje czy może jednak pocieszenie?

Hermiona zmusiła się do uśmiechu i spojrzenia z powrotem pod nogi, gdy Dagworth-Granger zaczął, nieco niezgrabnie, sprowadzać ją ze schodów. Trochę irytowało ją to, że Umberto był non-stop uśmiechnięty od ucha do ucha, niczym zadowolony z siebie idiota.

Uniosła głowę, starając się patrzeć tylko na Malfoya, ale mimowolnie jej spojrzenie uciekło na bok, gdzie dostrzegła Narcyzę i Lucjusza, a także stojącą przy nich niską i dość ponurą czarownicę, w nieco za mocno krzykliwej, pomarańczowej szacie. Hermiona od razu domyśliła się, że była to żona Umberta.

Wreszcie ona i jej udawany wuj dotarli do podnóża schodów. Hermiona ukłoniła się lekko w stronę Draco i jego rodziców, a Umberto wyciągnął swoją dłoń tak niezgrabnie, że prawie uderzył nią Malfoya w pierś.

- Drogi Draconie! – zawołał tak, że Hermiona zastanawiała się, czy całe Wiltshire go nie usłyszało, bo pięciuset gości na pewno dało radę, nawet bez zaklęcia nagłaśniającego. – Mam zaszczyt oddać ci tę czarownicę mego rodu, jako przyrzeczoną ci narzeczoną! Niech wam się wiedzie! – Umberto złapał dłoń Hermiony i podsunął ją pod usta Draco, jakby chciał, żeby ten jej skosztował.

Ledwo się powstrzymała, by nie wyrwać swojej ręki z uścisku palców tego pajaca. Na szczęście, Malfoy bez zbędnej zwłoki, sięgnął po jej dłoń z delikatnym uśmiechem.

- Zaszczytem dla mnie, jest przyjęcie tego daru. Dziękuję ci uprzejmie drogi Umbercie, że pozwoliłeś mi tego dostąpić – Blondyn skłonił się lekko w stronę oszusta, po czym przeniósł swoje spojrzenie prosto na nią.

W pierwszej chwili prawie zachłysnęła się powietrzem, gdy ich spojrzenia się spotkały. To były te oczy. Te same. Te o których śniła. Te pełne troski. Te, które widziała, gdy w jej snach nazywał ją swoim kochaniem i błagał, by się nie poddawała.

Ciche chrząknięcie Tracey przypomniało jej, że to ona miała odezwać się jako pierwsza.

- Draconie... - wykrztusiła ze ściśniętym gardłem.

- Hermiono – odpowiedział spokojnie, pochylając się i składając krótki pocałunek na jej dłoni.

Goście znów głośno zaklaskali, a Hermiona poczuła, że jej oddech powoli wraca do normy.

Draco zgrabnym ruchem, wsunął jej rękę pod swoje ramię i delikatnie pociągnął ją za sobą w stronę korytarza prowadzącego do sali balowej. Kolejna część przedstawienia nie mogła dłużej czekać.

💍💍💍

Urzędnik ministerstwa – podstarzały, niski jegomość w czarnej szacie - stał już na środku sali, przy specjalnej katedrze. Hermiona skinęła mu na powitanie, a Draco uścisnął jego dłoń. Tracey i Blaise ustawili się na swoich miejscach tuż za nimi, a ona i Malfoy stanęli przodem do siebie, łapiąc się za ręce. Musieli chwilę poczekać, aż wszyscy goście ulokują się dookoła sali, tak by móc dobrze widzieć ceremonię.

- Wszystko ok? – zapytał ją szeptem, najwyraźniej wyczuwając, jak bardzo jest spięta.

- Bywało lepiej, ale dam radę – odmruknęła, zmuszając się do nikłego uśmiechu i zastanawiając się, jakim cudem ma znów spojrzeć mu w oczy. Musiała naprawdę zdobyć się teraz na wyżyny swojego opanowania i samokontroli.

Wreszcie wszyscy ustawili się jak należy, a urzędnik przeciągnął uważnym wzrokiem po sali, uciszając tym samym wszystkie szepty. Wreszcie rzucił na siebie zaklęcie nagłaśniające i zaczął swoją przemowę.

Przywitał gości i narzeczonych, po czym mówił o tym, jak nowe prawo małżeńskie jest ważne dla całego magicznego świata i jak ministerstwo docenia, że chcą je zastosować. Przypomniał im, że na zawarcie ślubu mają już tylko niecały rok oraz zaapelował, by nie zwlekali z tym za długo, bo magiczny świat potrzebuje nowych czarodziejskich rodzin. Co w domyśle oznaczało, że ministerstwo liczy, na ich jak najszybsze rozmnożenie. W końcu jednak po jego paplaninie, padły najważniejsze słowa:

- Teraz narzeczeni wygłoszą swoje przyrzeczenia. Lordzie Draconie Lucjuszu Malfoyu ty zaczniesz, jako pierwszy.

Hermiona poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej nieco mocniej, więc zmusiła się do uniesienia głowy i spojrzenia mu w oczy.

- Hermiono, przyrzekam ci siebie jako twojego narzeczonego. Przyrzekam, że będę doceniał wszystkie dobre chwile, jakie razem przeżyjemy i będę pokonywał wraz z tobą wszelkie przeszkody, jakie staną na naszej drodze. Przyrzekam szanować cię, ufać ci i zawsze być wobec ciebie lojalnym. I przyrzekam dotrzymać wszystkich moich obietnic do dnia, gdy pojmę cię za żonę i później, gdy wspólnie stworzymy rodzinę.

Ucieszyła się, gdy po jego przemowie rozległy się brawa, co pozwoliło jej na chwilę odetchnąć i zebrać się w sobie.

- Teraz ty panno Hermiono Jean Dagworth-Granger – nakazał urzędnik.

Hermiona spojrzała na niego nieco zdziwiona. Była prawie pewna, że będzie musiała złożyć tę przysięgę pod swoim pełnym, nowym imieniem i nazwiskiem. Sama nie wiedziała, czy tak by nie wolała... Wzięła głęboki oddech i zmusiła się, by ponowie spojrzeć w niesamowite oczy Malfoya.

- Draconie, przyrzekam ci siebie jako twoją narzeczoną. Przyrzekam, że będę doceniała wszystkie dobre chwile, jakie razem przeżyjemy i będę pokonywała wraz z tobą wszelkie przeszkody, jakie staną nam na drodze. Przyrzekam szanować cię, ufać ci i zawsze być wobec ciebie lojalną. I przyrzekam dotrzymać wszystkich moich obietnic do dnia, gdy pojmę cię za męża i później, gdy wspólnie stworzymy rodzinę.

Nie wiedziała czy zdołała, chociaż raz odetchnąć w czasie recytacji tych słów i nie wiedziała, czy ktokolwiek był w stanie cokolwiek z tego zrozumieć, bowiem miała wrażenie, że cały czas tylko bez sensu bełkotała. Na szczęście goście znowu klaskali, więc chyba jakoś się jej udało.

- Czas na założenie pierścieni. Wymieńcie się nimi ze słowami: „Przyrzekam ci siebie" – instruował urzędnik.

Draco jako pierwszy odebrał od Zabiniego pierścionek, który wcześniej wybrała z jego rodzinnego skarbca. Słowa przyrzeczenia, wyszeptał jednak tak cicho, że tylko ona i urzędnik je mogli usłyszeć. Było to dziwnie intymne i wzbudziło w jej ciele, kolejną falę przejmujących dreszczy.

Wpatrywała się w ciężki sygnet ozdobiony „M" wysadzanym ze szmaragdów. Sygnet Lorda Malfoya... Wsunęła go na palec Draco, gdzie wciąż widniał mały tatuaż z jej inicjałami i równie cicho powtórzyła, że przyrzeka mu siebie.

- Od teraz. Od dziś. Nie naprawdę. I nie do końca na niby – dodała we własnych myślach.

Rozległy się kolejne brawa od zebranych gości. Hermiona uśmiechnęła się całkiem szczerze i z ulgą. Wspaniale, że ta najtrudniejsza część dobiegła wreszcie końca. Nie musiała się już martwić o nic więcej, poza tym by nie potknąć się w czasie pierwszego tańca.

Gdy brawa ucichły, urzędnik stuknął wreszcie w ich wciąż złączone dłonie i coś wymamrotał.

- Przyrzeczenie zostało dopełnione i będzie mogło zostać zerwane, tylko gdy obie strony wyrażą na to zgodę lub któraś z nich, rażąco złamie warunki kontraktu.

Hermiona rzuciła Malfoyowi lekko zdziwione spojrzenie. Obie strony muszą się zgodzić na zerwanie zaręczyn? Myślała, że wystarczy decyzja tylko jednego z nich. Niemniej w ich przypadku, to zapewne i tak nie powinno stanowić żadnego problemu.

Nie zdążyła jednak uporać się z tą myślą, gdy znów odezwał się przedstawiciel ministerstwa:

- Dla przypieczętowania przysięgi, możesz teraz pocałować swoją narzeczoną.

Continue Reading

You'll Also Like

15.1K 589 17
Isabel West jest zwyczajną psychoterapeutką, pracującą w zwyczajnym szpitalu, aż pewnego dnia wpada na młodą Monet. Dziewczynie udaje się jakoś opano...
58.2K 2.4K 12
Wojna jest najgorszym, co może nas spotkać. Strata najbliższych, osamotnienie, strach. Jednak na Grimmuald Place znajduje się dwójka ludzi, która ni...
74.3K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
51.4K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...