Proces || miniaturka Dramione

By inspirations_whisper

1.5K 126 44

Hermiona Granger zostaje skazana na śmierć wyrokiem wizengamockim. Dni, które jej pozostały, spędza w Azkaban... More

Egzekucja

Wyrok

764 57 10
By inspirations_whisper

Obecnie – 30 maja 2005 roku

– Panno Granger, jest pani pewna, że nic nam nie powie? – zapytał Kingsley Shacklebolt. Nachylił się ku niej ze swojego miejsca, ale nadal patrzył na nią z góry. Zadarła wysoko głowę i zmrużyła oczy.

– Nie – oznajmiła nieswoim głosem. W gardle ją drapało od ciągłego pragnienia.

Minister Magii pokręcił głową z dezaprobatą. Nie dziwiła się mu. Pokładał w niej wielkie nadzieje, a teraz musiał przeprowadzić rozprawę. Dla uściślenia – jej rozprawę.

– Panno Granger – podjął ostatnią próbę – proszę jeszcze raz przemyśleć swoją odpowiedź. Zdaje pani sobie sprawę, co pani grozi? – Uniósł wysoko brwi, by zmusić ją do interakcji. Powstrzymała się, by nie zagryźć wargi. Nie mogła okazać słabości. Jeśli to zrobi, będzie zgubiona. On będzie zgubiony.

– Tak, panie Ministrze. Moje stanowisko nie uległo zmianie.

Wśród członków wizengamotu przebiegł nerwowy szmer. Hermiona wiedziała. I oni też. Zaraz stanie się nieuniknione.

Obserwowała beznamiętnie, jak Shacklebolt naradzał się z najbliżej siedzącymi czarodziejami. Westchnął ciężko. Wszyscy widzieli po nim, że nie było mu łatwo odczytywać sentencję wyroku, szczególnie w stosunku do niej.

– Najwyższa Izba Wizengamotu w składzie tu obecnym po rozpoznaniu na rozprawie w dniu 25 i 30 maja 2005 roku sprawy Hermiony Jean Granger, córki Patricka i Jean z domu Ardell, urodzonej 19 września 1979 r. w Londynie, oskarżonej o to, że w dniu 17 maja 2005 r. w budynku Ministerstwa Magii w Londynie pozbawiła życia ambasadora Francji, stosując wobec niego Zaklęcie Niewybaczalne, czym doprowadziła do jego natychmiastowej śmierci, biorąc za podstawę wymiaru kary przepis art. 14 § 1 i art. 44 § 7 w związku z art. 123 § 1 i 3 magicznego kodeksu karnego, uznaje oskarżoną winną zarzucanego jej czynu i skazuje ją na karę śmierci – powiedział w wysiłkiem. Przy ostatnich słowach głos mu się załamał.

Spokojnie słuchała odczytywanego wyroku. Nie spodziewała się innej decyzji. W tych okolicznościach, gdy uporczywie odmawiała współpracy, nie można było postąpić inaczej.

– Wyrok zostanie wykonany jutro o godzinie osiemnastej. Z uwagi na pani wcześniejsze dokonania, szczególnie te podczas Drugiej Wojny Czarodziejów, może pani wybrać narzędzie egzekucji. Jutro przedstawiciel katowski odbierze od pani oświadczenie o wyborze. Niech Merlin ma panią w swojej opiece. To wszystko w tej sprawie.

Hermiona skinęła lekko głową i pozwoliła wyprowadzić się z sali rozpraw. Ignorowała zaciekawione spojrzenia, gdy szła w obstawie dwóch aurorów. Nie mogła okazać strachu. Mieli zapamiętać ją jako silną. Tę, której przypięto łatkę zbrodniarki. Niesłusznie zresztą, o czym wiedział każdy. Próbowali wyciągnąć z niej prawdę, ale nie mogła im niczego zdradzić. Nie ona. Czas zatrważająco się kurczył, ale była świadoma, że zabierze tajemnicę do grobu.

20 maja 2005 roku

Hermionę zamknięto w celi w Azkabanie. Nie złagodzono środków bezpieczeństwa, chociaż Harry zażądał tego od Ministra Magii. Shacklebolt pozostał jednak nieugięty. Postawiono jej ultimatum: albo Hermiona zdradzi swój sekret, albo spędzi czas do procesu w Azkabanie. Wybrała Azkaban.

Wiedziała, że długo nie wytrwa w tym zapomnianym przez Merlina miejscu. Mało kto wytrzymywał tutaj i pozostawał przy zdrowych zmysłach. To miejsce pozbawiało nie tylko duszy. Najpierw kradło zdrowie psychiczne.

Usiadła na pryczy. Nie miała już na sobie ulubionej garsonki – zdjęto ją z niej, zanim weszła do swojej celi. W zamian dostała luźną koszulkę i płócienne spodnie. Zadrżała pod wpływem zimnego podmuchu, który przedostał się przez mikroskopijne okno. Westchnęła. Musiała przeboleć i to. Oby tylko pobyt w Azkabanie się nie przedłużył.

Nie umiała dobrze zliczyć upływających dni. Pogoda za oknem niezmiennie była taka sama. Czarne chmury opanowały nieboskłon i nie dawały nadziei na to, że jeszcze kiedyś ujrzy jaskrawy błękit, choćby na krótką chwilę. Zabawne jak w obliczu takich właśnie chwil człowiek zaczynał doceniać coś, co miał na co dzień.

Ułożyła się na pryczy i przymknęła oczy. Przez pierwsze dni trzymali dementorów z dala od jej celi. Pewnie liczyli, że do zdradzenia sekretu wystarczy przesiąknięta ich obecnością niezdrowa aura. Nic bardziej mylnego. Nie pisnęła słowa. Nie zażądała przeniesienia. Jej jedyną współpracą z aurorami było spożywanie mdłych posiłków.

Tęskniła za herbatą. Chyba tego najbardziej jej brakowało. Napój pozwoliłby rozgrzać skostniałe, zziębnięte ciało. Nie miała co liczyć na takie luksusy. Była tu na swoje własne życzenie. No, prawie na własne.

Musiało już minąć co najmniej kilka dni, odkąd zamknięto ją w celi. Najpierw brali ją na przetrzymanie, by złamać ducha walki. Działali tak przewidywalnie! Zupełnie jakby nie wiedzieli, że doskonale znała ich sztuczki. Uśmiechnęła się pod nosem. Jej uporczywe milczenie wreszcie ich znudzi. Zniecierpliwią się. Wtedy przyjdą. Żądni prawdy, której ona nie mogła im dać.

Sądziła, że pobyt w Azkabanie nie wpłynie na jej psychikę. Pomyliła się. Gdy dementorzy zaczęli przemieszczać się obok jej celi, myślała, że oszaleje. Początkowa pewność siebie gdzieś z niej uleciała. Rozpłynęła się tak samo, jak dym nadziei, że wyjdzie stąd żywa.

Dementorzy to paskudne istoty. Przebrzydłe. Żywili się jasnością, bo sami utkani byli ze smolistej czerni. Czerni, która budziła grozę i ożywiała pierwotne lęki. Byli jak narkomani. Chcieli pochłonąć jasność samą w sobie, chociaż nawet to nie przyniosłoby im ulgi. Wiecznie głodni. Wiecznie spragnieni. Ich jestestwo nastawione było tylko na jedno – zdobyć to, co dobre, a potem pochłonąć i anihilować. Dzieci ciemności każdym atomem swojego ciała dążyły do unicestwienia światła. Pragnęły, by zapanował mrok. Czekały na czas, aż światło umrze.

Mawiano, że w każdym z nas była pierwotna cząstka dobra i zła. Cząstki te mieszały się ze sobą, tworząc unikalną osobowość. Ale dementorzy to co innego. W nich nie było światła. Byli jak czarne dziury – pochłaniali wszelki blask i nie pozwalali mu się z powrotem wydostać. Tak zostali stworzeni. I nic nie można na to poradzić. Można było próbować nad nimi zapanować, ale nie unicestwić. Ich przecież nie dało się zabić.

Zadrżała z zimna. Ich obecność zaczęła coraz gorzej wpływać na jej organizm. Stopniowo go wyziębiali. Osłabiali. Przywoływali przy tym najtragiczniejsze ze wspomnień. Odtwarzała w pamięci raz za razem wszystko to co złe, smutne i tragiczne. A już szczególnie makabryczne. Oj tak. Strach był dla dementorów najsmaczniejszą pożywką. Zakąską przed deserem, jakim były jej szczęśliwe wspomnienia.

Gdy odchodzili, zastanawiała się nad sensem swojego życia. Czy zrobiła wszystko to, co powinna była zrobić? Chyba nie. Nie mogła zrobić dwóch rzeczy. Wyjawić prawdy i jeszcze raz powiedzieć mężczyźnie jej życia, że go kocha. A najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że obie te rzeczy dotyczyły jednej osoby.

Ponure rozmyślania przerwał odgłos czyichś kroków. To była nowość przy wietrznych szmerach dementorów i wrzaskach skazańców. Nasłuchiwała. Kroki ucichły przed wejściem do celi. Nie zdziwiło jej, gdy przez masywne drzwi przeszedł Harry. Uśmiechnęła się w duchu. A więc jednak się zniecierpliwili.

Przysunął sobie liche metalowe krzesło i usiadł na nim. Wpatrywała się w przyjaciela. Wyglądał na zmęczonego. Pewnie nie ustawali w poszukiwaniach. Ciekawiło ją, kogo szukali – czy mordercy, czy osoby, którą wzięli za mordercę. Teraz miała się tego dowiedzieć.

– Nie zmieniłaś zdania? – spytał cicho.

Odwróciła wzrok. Nie umiała na niego patrzeć, gdy w jego oczach widziała niemą prośbę. Nie mogła wyjawić im prawdy. Wtedy wszystko szlag trafi.

– Nie.

Wypuścił powietrze ze świstem. Nie wyszedł. Szykowały się twarde negocjacje.

– Na Merlina, Hermiona, nie możesz go kryć! – Harry się zdenerwował. W sumie jej to nie zdziwiło. Na jego miejscu też by tak zareagowała. – Przecież oboje dobrze wiemy, że tego nie zrobiłaś! Wszyscy to wiedzą.

– I co z tego?

– Oddasz za niego życie? Naprawdę jesteś gotowa zrobić to dla niego? By go kryć?

Powstrzymała się przed wzruszeniem ramionami. Mógłby odebrać jej zachowanie jako lekceważące. Westchnęła.

– Skutecznie zatarłaś za nim ślady, ale wiemy, że Malfoy tam był. Był na miejscu zbrodni. – Drgnęła na dźwięk jego nazwiska. Zdawało jej się, że widziała Dracona całe wieki temu. Pobyt w Azkabanie zmęczył ją fizycznie i psychicznie. Wiedziała, że długo nie pociągnie. Pamiętała jak Syriusz opowiadał, że uparcie powtarzał sobie w myślach o swojej niewinności, bo wtedy dementorzy nie atakowali. Hermiona też tak robiła. Jednak ona trochę czuła się winna, że chroniła ten cholerny arystokratyczny zadek.

Warknęła gniewnie, aż Harry się odsunął.

– Zniszczyłaś swoją różdżkę, byśmy nie mogli sprawdzić, jakie zaklęcia ostatnio rzuciłaś. Odmawiasz przeszukania twoich wspomnień. Hermiona, zaklinam cię, powiedz mi prawdę! – Złapał ją za ramię i potrząsnął. Spojrzała na niego zaniepokojona. Nie mogła powiedzieć mu, co się wydarzyło kilka dni wcześniej. Przez jej twarz przebiegł nagły skurcz bólu. Harry się cofnął. Nie mogła zdradzić. Nie jego – czarodzieja, który skradł jej serce.

– Nie mogę, Harry – powiedziała z bólem. – Proszę, nie naciskaj mnie więcej. Nie zmienię zdania.

– Będę tu przychodził codziennie i namawiał cię, byś się rozmyśliła – powiedział groźnie. – Jak się trzymasz?

Uśmiechnęła się leciutko. Był naprawdę dobrym przyjacielem. Gdzie dobrym – najlepszym! Od razu podjął wszelkie działania, by nie umieszczono jej w Azkabanie. Chciał, by przebywała w oddziale zamkniętym w budynku Ministerstwa. Jednak były takie sprawy, na które i sam Wybraniec nie miał wpływu.

– Jakoś – odparła bez wyrazu. – Jak Ginny?

– Chciałaby odzyskać przyjaciółkę. Ale nie w trumnie.

Zabolało. Harry wiedział, gdzie uderzyć. Chciał wpłynąć na jej altruistyczną duszę. Wywołać wyrzuty sumienia. Było jej przykro. Mogła już nigdy nie zobaczyć przyjaciółki. Ani Luny. Neville'a. Rona. Jedyne, co było jej dane, to kilkominutowa rozmowa z Harrym. Zagryzła wargę. Nadal nie mogła.

Nie wybaczyłaby sobie.

– Przykro to słyszeć. – Zmusiła się, by ton jej głosu pozostał obojętny. – Powinieneś już iść – dodała, gdy nie ruszył się z miejsca.

Podniósł się z ciężkim westchnieniem. Przytulił ją niezdarnie i obiecał, że jutro też się pojawi. Wątpiła w to. Nawet jemu nie pozwolą odwiedzać ją dzień po dniu. To była zbyt ważna sprawa. Shacklebolt za wszelką cenę chciał poznać prawdę, a Hermiona skutecznie mu to uniemożliwiała. Teraz pewnie zostawią ją na kilka dni w spokoju, by zmiękła.

Rozmowa z Harrym miała wyprowadzić ją z równowagi. Pokazać jej, że robią wszystko, by wyszła z tego cało. Uświadomić, że jeśli nadal będzie kryła Malfoy'a, przypłaci to życiem. Prychnęła. Jakby o tym nie wiedziała. Nijak nie mogli zwalczyć jej uporu.

Będą musieli ją zabić.

Będzie musiała umrzeć za prawdę.

Będzie go chronić. Cena nie grała tu roli.

25 maja 2005 roku

Hermionę przyprowadzono przed oblicze wizengamotu. Nigdy nie pomyślałaby, że stanie przed czarodziejską władzą sądowniczą jako oskarżona. Zabawne, jaki los bywa przewrotny. Była ciekawa, jak Shacklebolt to rozegra. Przewidywała kilka scenariuszy, ale nie potrafiła wybrać, jaką decyzję podejmie Minister Magii. Mógł od razu oskarżyć ją o morderstwo i, szczerze powiedziawszy, tę opcję obstawiała, mogła też występować jako współoskarżona. Albo wcale nie będzie oskarżoną, a głównym świadkiem w sprawie, chociaż ten scenariusz wydawał się najmniej prawdopodobny.

Nie korzystała z pomocy obrońcy, mimo że przydzielenie go dla niej było obowiązkowe. Starszy czarodziej siedział przed nią, ale nie przemawiał długo. Hermiona na początku procesu powiedziała mu, że ma się nie wtrącać i streszczać z przemową.

Tak jak zakładała – była oskarżoną. To najwygodniejsze rozwiązanie i zarazem najlepszy sposób na to, by naświetlić winę Malfoy'a i to, że kryła go za cenę własnego życia. W trakcie odczytywania aktu oskarżenia kilkukrotnie podkreślano jego obecność na miejscu zbrodni. Drgnęła niespokojnie, gdy po raz pierwszy usłyszała jego nazwisko.

Zaśmiała się w duchu. Kingsley rozegrał to po mistrzowsku, ale nie zamierzała ułatwiać mu sprawy. Nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że kogoś kryła, ona wciąż pozostawała jedyną oskarżoną. Ona i nikt więcej.

– Panno Granger, rozumie pani treść zarzutów? – Pytanie Ministra wyrwało ją z dziwnego stanu, w który zapadała, odkąd wyszła z Azkabanu. To chyba więzienie powodowało, że popadała w otępienie i z trudem docierały do niej bodźce z zewnątrz.

– Tak, rozumiem – powiedziała twardo.

Minister uniósł brwi. Nie dowierzał tym słowom, ale to nie był jej problem.

– Panno Granger – zaczął wolno – świadek zeznał, że widział panią i pana Malfoy'a na miejscu zbrodni. Widział też, jak pan Malfoy się deportował. Zechce nam to pani jakoś wyjaśnić?

– Nie.

Krótka odpowiedź. Nie zadowalała nikogo poza nią samą.

Przez wizengamot przebiegł szmer. Spodziewali się, że Hermiona pęknie na skutek przerażającej atmosfery procesu. Nie mogli bardziej się mylić. Chęć ochrony była silniejsza, niż strach. Jeśli ona nie mogła żyć, musiał chociaż on. Przynajmniej na tyle długo, by zdołał oczyścić swoje imię z zarzutów. I jej. Prawdopodobnie już pośmiertnie.

Minister Magii westchnął ciężko.

– Zdaje sobie pani sprawę, że jeśli nie wyjawi miejsca pobytu pana Malfoy'a, pani – i tylko pani – zostanie obarczona winą?

– Tak. – Spojrzała mu w oczy, by potwierdzić, że jest w pełni świadoma swoich słów.

Nie mogli skazać Dracona, jeśli go nie znaleźli. Nie mogli nawet wpisać jego nazwiska do aktu oskarżenia, skoro nie zdołali przedstawić mu zarzutów. A jednak był jeszcze ten cholerny świadek, który wszystko skomplikował. Nie znała jego tożsamości, a wizengamot chyba się bał, że pod wpływem spojrzenia Hermiony, zmięknie i przyzna, że nic nie widział. Albo zacząłby plątać się w zeznaniach.

Prychnęła. Świadek pojawił się w nieodpowiednim momencie. Albo pojawił się w odpowiednim, ale Shacklebolt zataił przed wszystkimi ten drobny szczegół. Gdyby bowiem usłyszał ich ustalenia, zeznawałby zupełnie inaczej. Plan Hermiony i Dracona był bowiem prosty – on szukał zabójcy, a ona brała potencjalną winę na siebie do czasu, aż nie wróci z mordercą.

– Proszę się jeszcze zastanowić, panno Granger. Nierozważnie byłoby podejmować pochopne decyzje. Odraczam rozprawę do 30 maja.

Podniosła się z dumnie uniesioną głową. Wiedziała to i pozostali również. Znali treść wyroku, nim został ogłoszony.

Hermiona Granger umrze za swoją niewinność.

Continue Reading

You'll Also Like

3.2K 160 10
Eda Yilzdiz to młoda 25 letnia dziewczyna, będąca na ostatnim roku architektury krajobrazu. Serkan Bolat to właściciel biura architektonicznego ArtL...
5.2K 135 25
Ines jest w ostatniej klasie liceum. Wyjeżdża na wycieczkę pożegnalną do Warszawy. Plan wycieczki obejmuje uniwersytet, który zawsze tak bardzo chcia...
11.9K 960 33
Lewandowski i Messi, wrogowie na murawie, partnerzy na boku. Podczas mundialu wiele tajemnic wychodzi na światło dzienne, a ludzie którym ufasz stają...
18.8K 1.6K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...