MEMORIES ON FIRE / ZOSTANIE W...

By autorka_hope

244K 15.8K 27.4K

„Spłonęliśmy od własnych uczuć i grzechów, które zniszczyły nas ostatecznie. I nie było już szansy na ratunek... More

Prolog + Trailer
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 29

5.7K 340 225
By autorka_hope


Dziś trochę więcej będzie o świecie Nathaniela i już bez cukrowej słodyczy...

Miłego czytania!

Komentujcie i pamiętajcie:

Twitter :  #trylogiafire



***



NATHANIEL POV


Zacisnąłem dłoń na telefonie i ciężko westchnąłem, przeczesując dłonią włosy. Spojrzałem na Hope, która w skupieniu zakolorowała swój rysunek i wróciłem z balkonu, zatrzymując się dopiero przy swojej córce.

— Hope — mruknąłem, a kiedy uniosła na mnie swoje spojrzenie, przymknąłem powieki. — Muszę jechać do pracy na trochę — oznajmiłem, opierając dłonie o blat stołu, przy którym siedziała.

— Mówiłeś tato, że masz wolne — odparła z wymalowanym smutkiem i rozczarowaniem na twarzy, zaprzestając wcześniejszej czynności.

— Coś się stało? — zapytała Nicole, odrywając wzrok od swojego laptopa, przy którym starała się pracować.

Ich pobyt w Los Angeles przedłużył się o kilka dni, jednak i tak dobiegał on końca, a jutro o tej godzinie miały już siedzieć na pokładzie samolotu do Nowego Jorku. Odchrząknąłem i uniosłem wzrok na Nicole, która w skupieniu przypatrywała mi się, zamierając w bezruchu z ułożonymi palcami na klawiaturze laptopa.

— Tak jakby — mruknąłem, nie chcąc wdawać się w szczegóły przy Hope. — Nie pracuje od dwóch dni i kilku pracowników myśli chyba, że już nie żyje.

— Przecież odebrałeś telefon to już wiedzą, że żyjesz — zauważyła Hope, kładąc swoją dłoń na mojej ręce.

— Tak, ale czasami pracownicy nie rozwiążą problemów, z którymi musi się uporać szef — odpowiedziałem, siląc się na uśmiech.

Nicole milczała i wyraźnie nad czymś myślała, bo nie oderwała przez dłuższą chwalę wzroku od ekranu laptopa.

— A wrócisz jeszcze? — zapytała z nadzieją drobna brunetka, trzymająca kurczowo moją dłoń.

— Obiecuje, że jeszcze dziś przyjadę do was.

I wtedy jak na zawołanie Nicole przeniosła wzrok na mnie i powoli wstała ze swojego miejsca, wygładzając dłonią materiał czarnej, zwiewnej sukienki.

— Jechać z tobą? — zapytała się cichszym głosem, chociaż Hope i tak doskonale ją słyszała.

— Poradzę sobie. — Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni, uprzednio czochrając lekko Hope po włosach. — Nie powinnaś się w to mieszać — mruknąłem, ruszając w stronę drzwi.

— Już się wmieszałam. — Położyła swoją dłoń na moim ramieniu. — Myślisz, że po tamtym wieczorze nie ma osób, które się domyślają prawdy? — zapytała, zerkając ostrożnie w stronę dziewczynki, która pobiegła na kanapę bo usłyszała piosenkę, która rozpoczynała jej ulubioną bajkę.

— Nie narażę ciebie ani Hope — mruknąłem, zaciskając zęby.

Wbiłem wzrok w zamkniętą, drewnianą płytę i ścisnąłem metalową klamkę w swojej dłoni. Nie mogłem pozwolić, by ktoś je skrzywdził, by coś im się stało. Wolałbym zabić wszystkich swoich ludzi i dotrzeć do samego Anthony'ego, którego musiałbym obedrzeć ze skóry, żeby mi powiedział, kto ewentualnie dowiedział się o Nicole i Hope poza ludźmi z Riverside.

— Nate — westchnęła, zaciskając mocniej swoje palce na moim ramieniu.

Odwróciłem wzrok od zamkniętych drewnianych drzwi przede mną i spojrzałem w jej niespokojne oczy, którymi lustrowała z uwagą moją beznamiętną twarz.

— A co z Hope? — zapytałem zrezygnowany. — Vivan odesłałaś do Nowego Jorku.

— Zadzwonię po moją mamę. Zajmie się nią przez jakiś czas w hotelu.

— Nicole...

Nie byłem przekonany do jej pomysłu, nie widziałem sensu wciągać ją w moje interesy, od których uciekała. Kiedy to jej ojciec się tym zajmował, nie chciała znać szczegółów, nie chciała się w to mieszać. Nie chciałem zmieniać jej życia, bo kierowały nią uczucia do mnie. Nie chciałem, by się zmieniała bo kochałem ją taką, jaka była.

— Pozwól mi być przy sobie, jeżeli dzieje się coś, co może mieć związek z nami — wyszeptała, a następnie lekko i leniwie musnęła moje usta, rozluźniając tym jednym gestem całe moje spięte ciało.

— Jeżeli Marissa się zgodzi zostać z Hope to przyjedź, ale nie wcześniej jak za dwie godziny. Proszę cię, nie przyjeżdżaj do klubu wcześniej — odparłem, czując nadal ciepło jej ust na swoich.


***


Zaparkowałem czarnego Mustanga na tyłach lokalu, wiedząc doskonale, kto na mnie czeka. Co więcej domyślałem się nawet powodów przybycia swojego niezapowiedzianego gościa, a to tylko upewniało mnie w przekonaniu, że mam szczura wśród ludzi.

Zatrzasnąłem drzwi od samochodu i wsuwając telefon do kieszeni spodni, ruszyłem pewnym krokiem w stronę głównego wejścia do lokalu. Przy wejściu nie stał żaden z moich pracowników, co powinno mnie zaniepokoić, ale domyśliłem się, że pewnie Anthony ich oddelegował, by w razie rozlewu krwi nie było zbyt wielu świadków. Każdy świadek to kolejny trup, a liczby musiały się zgadzać.

Blaszane drzwi z hukiem się za mną zatrzasnęły, a siedzący mężczyzna przy barze w moim klubie nawet nie drgnął. Siedział odwrócony do mnie tyłem i popijał powoli swoją szkocką. U jego boku poruszył się niespokojnie wysoki blondyn, który zmierzył mnie nieufnie wzrokiem, ale nie zareagował na moją obecność.

— Usiądź Nathanielu — zażądał pewnym, ale opanowanym tonem mężczyzna, nie odwracając się w moim kierunku.

— Czym sobie zasłużyłem na twoją osobistą wizytę? — zapytałem, obchodząc ladę dookoła.

Stanąłem za barem i chwyciłem w dłoń otwartą butelkę whisky, którą moi pracownicy musieli zostawić na barze, gdy w pośpiechu opuszczali lokal.

— Doszły mnie niepokojące wieści — odchrząknął, unosząc na mnie wzrok.

— A jaki związek z tym mam ja i moje miasto? — zapytałem, unosząc w zaciekawieniu jedną brew do góry.

— Twoje miasto? — parsknął, jednak w jego śmiechu nie było odrobiny rozbawienia. — To jest moje miasto — oznajmił, odstawiając z hukiem szklankę. — Riverside należy do mnie, tak samo jak cała Kalifornia.

— Jeżeli dowartościowałeś już swoje ego, to może przejdziesz do sedna sprawy i powiesz mi Anthony, po jaką kurwa cholerę przyjechałeś do mojego miasta? — zapytałem i tracąc cierpliwość, położyłem nacisk na przed ostatnie słowo w swojej wypowiedzi.

Zacisnąłem dłoń na szklanej butelce i gwałtownie upiłem z niej kilka łyków, a następnie podobnie jak mężczyzna, odstawiłem ją z hukiem na ladę baru.

— Twoja porywczość cię kiedyś zgubi, ale przymknę tym razem oko na twoje zachowanie — mruknął, zamaczając usta w alkoholu. — Nie możesz zabijać swoich ludzi bez powodu.

— Jak powiedziałeś to moi ludzie.

— Jesteś ich dowódcą, a oni są twoimi żołnierzami. Costello dobrze to wiedział i rozumiał, dlatego tyle lat umiał utrzymać swoją władze i panowanie — oznajmił opanowanym tonem, nie kryjąc swojej wyższości nade mną.

— Costello zarzynał swoich w zależności od dnia tygodnia, więc nie mów mi kurwa, że Costello znał się lepiej na swoim zadaniu — prychnąłem, patrząc obojętnym wzrokiem na jego twarz.

Ścisnął usta, a wokół nich utworzyło się wiele zmarszczek, które dodały mu lat. Nie podobała mu się moja niesubordynacja, ale przez te wszystkie lata nie mógł na mnie narzekać. Zastanawiało mnie tylko, kto do cholery był kapusiem.

— Zarządzał Riverside i nie było z nim problemów. Nawet kiedy zniknął, to miał władzę nad tym, co się dzieje w mieście — oznajmił, przywołując na pamięć sytuację sprzed wielu lat, gdy przez jego zniknięcie, interesami w mieście zajął się White i mój ojciec.

Wszystko zaczęło się od Costello. To on wciągnął w to White'a i moich rodziców, chociaż historia pokazała, że tak naprawdę rodzina Nicole była w tym o wiele wcześniej. Jedyna różnica była taka, że nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie wyszła na wierzch prawda o pochodzeniu Nicole i romansie jej matki z Frankiem.

— Przejąłem kontrolę po jego śmierci, bo to do cholery moje miasto — wysyczałem.

— Przejąłeś kontrolę bo zabiłeś Costello i ja ci na to pozwoliłem, ale jeżeli zginie z twojej ręki jeszcze jeden człowiek i nie będzie to zdrajca... — urwał na chwilę, patrząc na mnie nieufnie z wyraźną naganą. — Ty będziesz kolejny na liście moich ofiar.

— Chcesz rozmawiać o ofiarach? — warknąłem, poruszając się nerwowo w stronę mężczyzny.

— Nie próbuj mi grozić. Ostatni, który tego próbował, skończył z wyrwanym językiem, zakopany dwa metry pod ziemią.

— Nie próbuj odebrać mi władzy w tym mieście, bo będę miał wyjebane na to ilu masz żołnierzy w swoich zastępach — wychrypiałem, patrząc bez krzty obaw na jego twarz.

— Cała Kalifornia mi podlega. Ty również. Żyjesz, bo ja tego chce — oznajmił pewnym tonem.

— Nie zapominajmy, że to nie ty jesteś na samym szczycie — zauważyłem z kpiną.

— Nie zapominajmy, że ty na szczyt się nigdy nie dostaniesz — odpowiedział, wstając powoli ze swojego miejsca. — Nie każ mi się powtarzać Nathanielu. Kolejnej szansy na rehabilitację nie dostaniesz.

— Doskonale wiesz, że jestem więcej warty żywy niż martwy. Nie próbuj grozić człowiekowi, który sam zasypia co noc z groźbą na ustach — odpowiedziałem, wpatrując się w lekko spiętą sylwetkę mężczyzny.

— Tak jak powiedziałem Nathanielu — westchnął i ruszył w stronę wyjścia, razem ze swoim ochroniarzem. — Następnej rozmowy nie będzie.

Zacisnąłem zęby, starając zapanować jakoś nad zbliżającym się napadem furii. Stałem, zaciskając dłoń na butelce whisky i patrzyłem na oddalające się sylwetki mężczyzn do chwili, aż blaszane drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Wtedy w lokalu rozbrzmiały kolejne głośne dźwięki tłuczonego szkła, gdy rzuciłem pierwszą butelkę i roztrzaskała się ona na ścianie lokalu. Po chwili w tym samym kierunku poleciała kolejna, a następnym ruchem zwaliłem wszystko, co stało na szklanych półkach za moimi plecami.

Zacisnąłem skaleczoną dłoń, z której zaczęła się sączyć krew. Patrzyłem na skraplającą się z mojej ręki czerwoną ciesz, która spływała w dół, tworząc na podłodze niewielkie, czerwone plamy.

Oblizałem usta i wsunąłem skaleczoną dłoń do kieszeni, wyciągając z niej swój telefon. Wybrałem odpowiedni kontakt, nie przejmując się powierzchownym zranieniem.

— Gdzie jesteś? — wychrypiałem, gdy tylko usłyszałem w słuchawce męski głos.

— Załatwiamy z chłopakami dostawę nowego towaru od chemików — mruknął.

— Nie obchodzi mnie to — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Za piętnaście minut widzimy się w Xposed, zadzwoń po Willa i wyślij chłopaków do mojego klubu. Musi być gotowy na otwarcie za godzinę. — Przesunąłem wzrokiem po rozbitych butelkach, szklankach i dwóch półkach w regale, którego ściana była jednym wielkim lustrem.

— W Xposed?

— Chyba wyraziłem się jasno. Czego kurwa nie rozumiesz?

— Łącze twój humor z tym lokalem i wychodzi mi tylko ostre pieprzenie dziwek od Baldwina — parsknął, tracąc najwyraźniej swój instynkt samozachowawczy.

— Ostro to mogę ciebie napieprzać po ryju, jak nie zrobisz tego, co do ciebie należy. Masz dziesięć minut.

Kiedy zakończyłem połącznie, wysłałem krótkiego SMS-a do pracowników lokalu z informacją, że dziś jest otwarte jak zawsze i mają się stawić w lokalu. Następnie omiotłem wzrokiem pomieszczenie, które było w kiepskim stanie przez mój wybuch złości i szybkim krokiem opuściłem budynek, wskakując za kółko swojego auta.

W przeciągu sześciu może siedmiu minut dotarłem na parking Xposed, sunąc wzrokiem po szyldzie z nazwą lokalu, w którym miałem spotkać się z Jonesem i Dariusem. Zacisnąłem zęby, dostrzegając idącego faceta ze skąpo ubraną zapewne pracownicą lokalu. Po chwili zniknęli za betonowym ogrodzeniem, więc domyśliłem się, że dziewczyna chciała zarobić na boku, obciągając jakiemuś desperacie.

Ruszyłem pewnym krokiem w stronę wejścia do lokalu ze striptizem, który nieoficjalnie miał w swojej ofercie również usługi dziwek w prywatnych pokojach. Wyminąłem ochroniarzy, którzy tylko skinęli w moim kierunku głową i wszedłem do środka.

Od razu uderzył we mnie zaduch, opary alkoholu i unoszący się w powietrzu seks. Skrzywiłem się nieznacznie, wymijając kuso ubraną kelnerkę, która przesunęła wzrokiem po moim ciele. Nawet nie kryła się z tym, że była gotowa zostawić tace i zamówione drinki, które niosła do stolika i udać się ze mną do jednego z wolnych pokoi.

Bez zbędnego rozglądania się, zająłem stolik nieopodal głównej sceny, na której tańczyła dziewczyna. Przesunąłem wzrokiem po jej ciele i przełknąłem ślinę, gdy okręcając się wokół rury, powoli zdjęła z siebie stanik. Jej piersi wręcz z niego wyskoczyły, a ona zacisnęła na nich swoje dłonie, patrząc powoli na każdego mężczyznę, który pożądał ją swoim wzrokiem.

— Co ci podać skarbie?

Uniosłem wzrok na stojącą obok stolika kelnerkę, która miała na sobie skórzany gorset i jakieś cienkie siateczkowe stringi, przez które i tak wszystko było widać. Niebotycznie wysokie szpilki, jakie miała na nogach sprawiły, że dziewczyna lekko się zachwiała. Niezrażona nadal uśmiechała się w moją stronę, jakby miejsce i sposób w jaki wyglądała, nie sprawiało jej żadnego problemu ani dyskomfortu.

— Butelkę Bourbona i trzy szklanki — mruknąłem, spuszczając z niej wzrok.

Przytaknęła głową, uśmiechając się do mnie kokieteryjnie, a ja znużony przesunąłem wzrokiem po lokalu. Zerknąłem na zegarek na swoim nadgarstku, niecierpliwiąc się na przybycie Willa.

— Co jest Nate? — Usłyszałem po swojej prawej stronie, a gdy oderwałem wzrok od bezmyślnego wgapiania się w tańczącą striptizerkę, zobaczyłem Jonesa i Dariusa.

— Odwiedził mnie Anthony — wychrypiałem, patrząc na każdego po kolei, a gdy dostrzegłem zaskoczenie i niepokój na ich twarzach, byłem pewien, że to nie oni byli w to zamieszani.

Will zassał nerwowo powietrze i zerknął od niechcenia na kelnerkę, która postawiła na stoliku przed nami zamówioną butelkę z alkoholem. Darius potarł zaskoczony twarz swoimi dłońmi, jednak gdy tylko w pobliżu zjawiła się dziewczyna, która zakręciła przed naszymi oczyma swoimi atutami, jego ręce powędrowały na jej odsłonięte pośladki.

— Co się stało? — zapytał w końcu Will, nie kryjąc grymasu na swojej twarzy, gdy Darius posadził na swoich kolanach półnagą dziewczynę.

— Zabronił mi zabijać ludzi swoich ludzi chyba, że pracują dla wroga. Zachciało mu się używać kurwa metafor o dowódcy i żołnierzach — prychnąłem i upiłem łyk alkoholu, którego nalałem w trakcie rozmowy do naszych szklanek.

— Wie o Diego? — zapytał Darius.

Nie wysiliłem się na odpowiedź, a jedynie skinąłem głową. Nerwowo uderzyłem pałacami w blat drewnianego stolika i zacisnąłem szczękę, gdy obok nas pojawiła się kolejna dziewczyna.

— Jesteś strasznie spięty — mruknęła i stanęła za moimi plecami, kładąc swoje dłonie na moich ramionach. — Nie bądź taki sztywny, odpręż się kotku — wychrypiała do mojego ucha i przesunęła swoje dłonie w dół mojego torsu.

Zacisnąłem zęby, a po chwili również swoje dłonie na jej nadgarstkach. Skrzyżowałem jej ręce jednym ruchem i pociągnąłem w swoją stronę tak, że stanęła na wprost mnie z unieruchomionymi rękoma. Patrzyła na mnie rozszerzonymi źrenicami i chociaż powinna się bać i odczuwać respekt, to jej się to kurwa podobało. Widziałem, jak sutki w jej cienkim koronkowym staniku nabrzmiały, jak oblizała swoje rozchylone usta i przesunęła łaknącym mojej bliskości wzrokiem po moim ciele. Zacisnąłem mocniej szczękę i przełknąłem ślinę, patrząc na nią obojętnym wzrokiem.

— Dotknij mnie jeszcze raz, a to ty będziesz sztywna dwa metry pod ziemią — warknąłem, patrząc bez litości na jej twarz.

Gdy dotarł do niej sens moich słów, pobladła i spięła się, a wtedy odrzuciłem jej spięte ręce w bok i oparłem się wygodniej w zajmowanym przez siebie fotelu.

— Chcę jutro widzieć wszystkich u siebie Will — oznajmiłem, gdy dziewczyna szybkim krokiem oddaliła się od naszego stolika i spojrzałem na nich, ignorując ich zaskoczenie.

— I co masz zamiar zrobić? — zapytał Darius, pozwalając by siedząca na jego kolanach dziewczyna się o niego ocierała i wierciła na jego zapewne sztywniejącym kutasie.

— Dowiem się, kto jest kretem i zabiję — oznajmiłem, jakbym mówił o panującej na dworze pogodzie.

— A co jeżeli zdrajców będzie więcej?

— Wtedy zabiję każdego, kto mi zagrozi. Nie obchodzi mnie ilość ofiar, ale zginie każdy kto mi kurwa nie będzie lojalny i kto będzie mi zagrażać.

— Złamiesz zasady Anthony'ego — zauważył Will, spychając ze swojego kolana dłoń dziewczyny, która siedziała na kolanach Dariusa.

— Przestrzeganie zasad ma sens tylko wtedy, gdy nie naruszają one twojej wolności — odparłem, zaciskając palce na szklance z alkoholem, który powoli wlałem w swoje gardło.

— Nie, zasady są po to, żebyśmy nie zachowywali się jak dzikie zwierzęta.

— Możliwe, ale tylko te najbrutalniejsze na wolności zdołają przetrwać — odpowiedziałem, nieporuszony próbą wpłynięcia na mnie przez słowa bruneta.

Will był moim przyjacielem od wielu lat. Tak naprawdę tylko on z najbliższych ludzi przy mnie pozostał i nie miałem żalu do Jordana, Orlando czy Ivy, że odeszli. Każdy z nich otrzymał szanse na rozpoczęcie innego życia. Życia, w którym nie panował mrok, śmierć i ryzyko niedoczekania dnia następnego.

Mieli prawo zmienić swoje życie, założyć rodzinę czy po prostu odnaleźć swoje szczęście. Ja też dostałem taka szansę, tylko gdy mogłem ją zrealizować pojawiły się komplikację ja zawsze w moim życiu. Musiałem porzucić swoje nierealne plany odzyskania Nicole, musiałem zająć miejsce jego ojca i zrobiłem to bez chwili zawahania, bo tylko dzięki temu mogłem utrzymać władze i tajemnice, które wylądowały wraz z pochowanymi na tej ziemi trupami. A Will? Will pozostał przy mnie jak przyjaciel i brat, zdając sobie sprawę, że przekreśla tą decyzją szanse na spokojne życie. I o ile mogłem, starałem się go wykluczyć z tego świata i interesów. Chciałem, żeby mógł zbudować swoją przyszłość z Chloe. Jednak prawda była również taka, że tylko jemu ufałem tak naprawdę. I kiedy pojawiła się szansa odzyskania Nicole i mojej córki, kiedy dostałem szanse by zbudować swoją przyszłość u ich boku, nie chciałem czekać dłużej i szukać wymówek. Wiedziałem ile ryzykuję, ale byłem gotowy na walkę, byle utrzymać je w bezpieczeństwie i obok siebie. Tylko one miały znaczenie w moim życiu.

Wyjąłem telefon i spojrzałem na ekran, na którym pojawiła się nowa wiadomość.

Nicole: Wyjeżdżam z Los Angeles za kilka minut.

Pośpiesznie odpisałem kilka słów i wysłałem do niej wiadomość, a następnie spojrzałem na zajętego Dariusa, który zabawiał się przy naszym stoliku w najlepsze i zdegustowanego, ale również zaniepokojonego Jonesa.

— Spadam — mruknąłem, wstając z miejsca. — Widzimy się jutro wieczorem u mnie. Ma być każdy, a kto nie przyjdzie, będzie szukał w jeziorze swoich poodcinanych palców — dodałem, chowając telefon do kieszeni spodni i nie czekając na ich odpowiedź, ruszyłem w stronę wyjścia.

Chciałem jak najszybciej znaleźć się u boku brunetki. Chciałem zacisnąć na jej krągłych biodrach swoje place, objąć jej drżące ciało i posmakować jej pełnych ust.

Potrzebowałem jej.



***


Miłego wieczorku!


A jeszcze dziś wleci rozdział Perdition.

Continue Reading

You'll Also Like

147K 4.7K 92
Druga część tej wspaniałej opowieści
252K 1.6K 5
Ofelia Williams nigdy nie miała swojego miejsca na ziemi. Przez stale pracującą matkę, dziewczyna ciągle musiała się przeprowadzać. Brak znajomych, z...
VANDAL By

Romance

11.6K 896 30
Bezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach...
281K 8.5K 44
Trzeci tom trylogii BC! 1 część. Drugi tom zakończył się dla Amayi niewyobrażalną pustką, którą ciężko było jej przez lata uzupełnić. Jej serce zost...