MEMORIES ON FIRE / ZOSTANIE W...

By autorka_hope

244K 15.8K 27.4K

„Spłonęliśmy od własnych uczuć i grzechów, które zniszczyły nas ostatecznie. I nie było już szansy na ratunek... More

Prolog + Trailer
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 24

5K 352 371
By autorka_hope



Na Twitter dowiedziałam się, że jedna z dziewczyn, która czyta trylogię ma urodziny. I właśnie jej dedykuję dzisiejszy rozdział...


Chcę Tobie życzyć wszystkiego najlepszego! Spełniaj marzenia, rozwijaj swoje pasje i nigdy nie pozwól żeby strach czy jakakolwiek osoba ciebie ograniczała, zburzyła twoją pewność siebie i poczucie wartości. Znajdź miłość, znajdź człowieka, który będzie ciebie uszczęśliwiał i uzupełniał, ale nigdy nie pozwól by twoje szczęście było zależne tylko od tej jednej osoby. Sto lat kochana i jeszcze raz wszystkiego najlepszego w dniu Twojego święta!



A teraz...Miłego czytania!



***



NICOLE POV


Westchnęłam i odchyliłam głowę do tyłu, spuszczając na chwilę wzrok z Hope biegającej po placu zabaw. Byłam zmęczona nadmiarem pracy, problemami w życiu prywatnym i układaniem w swojej głowie rozmowy, którą dziś mieliśmy z Nathanielem odbyć.

Oboje zdecydowaliśmy, że musimy powiedzieć Hope prawdę i ten moment miał nadejść właśnie dziś. Wiedziałam, że Nathaniel za chwilę wyjeżdża i wiedziałam, że nie jest w stanie określić czasu jaki pozostanie w Kalifornii. Nie oczekiwałam od niego deklaracji, ale znałam Hope i wiedziałam, że taka przerwa po przekazanych jej informacjach dobrze jej zrobi. Nie była fanką zmian i od zawsze każdą, nawet najmniejszą zmianę w naszym życiu przeżywała wcześniej czy później dość emocjonalnie.

— Czyli to już postanowione? — zapytała Molly, upijając łyk ciepłego napoju z kubka, który był podpisany jej imieniem.

— Ona musi znać prawdę — odpowiedziałam, zsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne. — Zbyt długo żyła w niewiedzy i w kłamstwie.

— Wiem o tym i całkowicie się z tym zgadzam. Tylko on wyjeżdża Nicole — wyszeptała, zerkając konspiracyjnie w stronę zbliżającej się dziewczynki. — A co jeżeli nie wróci?

— Wróci — odpowiedziałam pewnym tonem.

— Nie możesz mieć pewności.

— Nigdy niczego i nikogo nie byłam tak pewna, jak jego. Obiecał, że nas nie zostawi — powiedziałam spokojnie, przypominając sobie obietnicę bruneta, którą złożył tamtej nocy w klubie.

— Czyli co? Wróciliście do siebie tak naprawdę? — zapytała po chwili, przyglądając się w skupieniu mojemu profilowi.

— Nie wiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Nie wiedziałam czy wróciliśmy i czy faktycznie kiedykolwiek wrócimy. Padło wiele słów, spędziliśmy ze sobą upojne chwile, które wzbudziły uśpione uczucia i wspomnienia, ale nie wyobrażałam sobie swojego powrotu do Riverside. Nie tak na stałe. A on miał tam zbyt wiele zobowiązań, by zostawić to miasto i swoje życie. Nawet jeżeli to Hope teraz była na pierwszym planie, to nie mogliśmy udawać, że jego dotychczasowe życie nie ma już znaczenia.

— Musisz się zastanowić Nicole, czy to co cię czeka u boku Nathaniela jest tym, czego pragniesz? — westchnęła Molly i nie oczekując ode mnie odpowiedzi, kontynuowała. — Czy to, co on może ci dać jest warte tego, co będziesz musiała zrobić, poświęcić i stracić. Pamiętaj, że związek z nim zawsze więcej odbierał niż dawał. Wiem, że teraz gdy wie o Hope, to łączy was jeszcze więcej i wiem jak oboje walczyliście ze sobą, by przez te wszystkie lata trzymać się od siebie z dala. Ale nie chcę być na kolejnym pogrzebie kogoś z bliskich mi ludzi. Nie chcę pochować kolejnego przyjaciela.

— Nic takiego tym razem się nie wydarzy Molly — odchrząknęłam, wymuszając uśmiech na swojej twarzy, gdy spostrzegłam biegnącą w naszym kierunku drobną brunetkę.

— Mamo — zawołała radośnie, przebierając szybko nogami. — Mamo — powtórzyła zdyszana i oparła się rączką o kolano Molly, przez co szatynka się wzdrygnęła, ale nic nie powiedziała i nie zrobiła.

Harrison nigdy nie lubiła dzieci, ani jakiś większych czułości z ich strony czy nawet ludzi dorosłych. Czasami miałam wrażenie, że gdyby nie zadowalający ją seks z Wilsonem, to nigdy by nie byli ze sobą.

— Co się stało? — zapytałam, zgarniając z jej czoła pojedyncze pasma włosów, które przykleiły się do jej spoconego czoła.

— Nathaniel mnie okłamał — oznajmiła obruszona, krzyżując ręce na ciężko unoszącej się klatce piersiowej.

— Dlaczego tak uważasz? — zapytałam, marszcząc swoje równe, ciemne brwi.

— Bo powiedział, że jakby mi ktoś dokuczał to mam go kopnąć z zgiętego kolana między nogi — odpowiedziała, łapiąc z trudem oddech. — A to nie działa — dodała, a Molly parsknęła śmiechem, starając się to ukryć.

Spojrzałam na nią z ukosa, dając znak, żeby się zamknęła i powróciłam spojrzeniem na poczerwieniałą twarz Hope.

— Hope mówiłam ci, że nie wolno bić innych.

— Ale Nathaniel powiedział — odezwała się pośpiesznie, chcąc siebie jakoś wybronić.

— Z nim też sobie o tym pogadam — mruknęłam pod nosem.

— A kogo kopnęłaś? — zapytała Molly z zaciekawieniem, rozglądając się po placu zabaw, z którego przybiegła przed chwilą Hope.

— Tamtą dziewczynkę. — Odwróciła się i wskazała ręką na huśtającą się blondynkę w jej wieku.

— Młoda — prychnęła i wstała z ławki. — Twój — urwała szybko, zaciskając nerwowo usta. — Nathaniel cię nie okłamał, tylko ten trik działa tylko na chłopców — zaśmiała się, odwracając uwagę brunetki od swojej wpadki i poczochrała jej włosy. — White — mruknęła, zerkając na mnie. — Odezwij się potem — dodała i skinęła znacząco w stronę dziewczynki, na co jedynie przytaknęłam słabo głową.

Ujęłam rączkę Hope swoją dłonią i ruszyłam spokojnym krokiem w kierunku naszego mieszkania.


***


Podałam Nathanielowi małą butelkę wody, starając się nie zwracać uwagi na muśnięcie jego palcami mojej skóry. Wstrzymałam oddech i odwróciłam wzrok od jego przeszywającego mnie spojrzenia. Nie potrafiłam go znieść, a co gorsza nie potrafiłam nad sobą panować w jego towarzystwie.

Myślałam, że nasze wzajemne pragnienie swojej bliskości, potrzeba walki i bezpieczeństwa, osiągnęła swój punkt kulminacyjny lata temu. Myślałam, że byłam już wtedy na granicy pożądania, namiętności, miłości i szaleństwa.

A jednak mam wrażenie, że teraz każde nasze spojrzenie to gra wstępna, która mogłaby się zakończyć upojną nocą. Mam wrażenie, że każdy nasz przypadkowy dotyk sprawia, że krew w moim ciele wrze i gęstnieje. Jego głos, szept owiewający moją skórę rozpala mnie na nowo, sprawiając, że ciągle żarzący się we mnie płomień, osiąga niebywałe rozmiary, pochłaniając mnie i jego. Nie chce tego zatrzymywać, a jednocześnie się tego boje.

I podobno strach jest czymś dobrym. Podobno to właśnie strach powstrzymuje nas przed przekroczeniem pewnych granic, ale o jakich granicach możemy mówić, gdy chodzi właśnie o nas? Przecież my nigdy ich nie mieliśmy a co więcej, nigdy nie potrafiliśmy się żadnych trzymać.

— Hope — wychrypiałam imię naszej córki, chcąc przywołać ją z sąsiedniego pokoju. — Hope, chodź na chwilę.

— Zaraz — odkrzyknęła, nie wychylając się nawet zza uchylonych drzwi.

Usiadłam na kanapie obok bruneta, który położył swoją dłoń na moich lędźwiach i lekko smagał swoim kciukiem moją rozpaloną skórę. Moje ciało niebezpiecznie zadrżało, oddech ugrzązł mi w gardle, a obraz stawał się coraz bardziej mglisty i zamroczony.

Ciepło rozlało się w całym moim ciele i chociaż wiedziałam, że nie może do niczego dojść w tej chwili, to tak cholernie go w tej chwili pragnęłam. Pragnęłam go za każdym razem, gdy widziałam na jego ustach ten lubieżny uśmieszek, gdy lustrował wzrokiem moje ciało.

Pragnęłam go, gdy przypadkiem dotykał mojej dłoni, albo wymijał mnie, ocierając się swoim napiętym torsem o moje plecy lub piersi.

Kochałam go mocniej niż powinnam.

Kochałam go od tak dawna, że już nie pamiętałam, jak wygląda życie bez tej miłości.

— Hope — odezwał się Nathaniel tuż obok mojej szyi, a jego oddech owiał moja skórę. — Chcemy z tobą porozmawiać — dodał, a chwilę po tym jak zamknął swoje usta w wejściu do salonu pojawiła się dziewczynka.

— Siadaj kochanie — westchnęłam, wskazując na wolne miejsce niedaleko nas. — Pamiętaj, że zawsze byłaś i będziesz dla mnie najważniejsza. Wszystko, co robiłam i czego nie robiłam — urwałam nagle, gdy głos w moim gardle się załamał. — Zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej. Proszę, żebyś nas wysłuchała spokojnie, żebyś pozwoliła nam wyjaśnić — dodałam, opierając się łokciami o kolana i pochyliłam się w jej kierunku.

— Ja i twoja mama — wtrącił się Nate. — My znaliśmy się kiedyś. Kiedyś byliśmy razem — dodał, patrząc z trudem w jej duże, ciemne tęczówki, którymi przesuwała w milczeniu po naszych spiętych twarzach.

— Powinniśmy powiedzieć ci to wcześniej, ale chcieliśmy, żebyś najpierw mogła go poznać. Żebyście nawzajem mogli się poznać — oznajmiłam, a gdy wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, dziewczynka nerwowo poruszyła się na swoim miejscu.

— Zaraz, zaraz — mruknęła i wstała, pośpiesznie wybiegając z salonu.

Wbiegła do mojej sypialni i słyszałam cichy trzask stamtąd dobiegający. Nie minęła minuta, jak wróciła do nas, trzymając w dłoniach czarne pudełko, które było schowane na dnie szuflady pod moim łóżkiem.

Trzymała nie tylko pudełko w swoich drobnych, dziecięcych rączkach. Trzymała moją przeszłość, moje wspomnienia i dawne życie.

— Hope — wyszeptałam, obserwując z uwagą, jak odkłada delikatnie kartonik na blat stolika. — Skąd ty...

— Znalazłam je kiedyś — odpowiedziała, siadając na kanapie po turecku. — Nie bądź na mnie zła — dodała, podnosząc pokrywę pudełka a jego zawartość uderzyła we mnie, odbierając na chwilę oddech. — Płakałaś kiedyś i widziałam, jak coś tam chowałaś. Byłam ciekawa. — Wzruszyła ramionami, ale na jej niewinnej twarzy malowało się poczucie winy. — Byłam ciekawa, czemu to oglądasz skoro zawsze potem byłaś smutna.

— Kochanie — westchnęłam, przełykając z trudem ślinę. — Po prostu te przedmioty — wydusiłam z siebie, zerkając na pudełko. — Te rzeczy mają związek z ważnymi osobami, które kiedyś były przy mnie.

— Nathaniel jest taką osobą? — zapytała, wpatrując się we mnie wyczekująco, a jej oczy zdawały się powiększyć z każdą upływającą sekundą.

Zerknęłam na bruneta, który w tej akurat chwili zdawał się być zupełnie gdzie indziej. Siedział z zaciśniętymi dłońmi w pięści i nie spuszczał wzroku z pudełka, a dokładniej z jego zawartości. I gdy spojrzałam tam jeszcze raz, zobaczyłam nasze zdjęcie, zobaczyłam nieśmiertelnik i złoty łańcuszek, który dostałam od niego na urodziny.

— Tak Hope — odpowiedziałam po chwili ciszy, powracając nieobecnym wzrokiem na jej twarz.

A ona milczała i patrzyła przez dłuższą chwilę na swoje palce, którymi nerwowo się bawiła. Nabrałam w swoje płuca powietrza i dotknęłam swoją dłonią jej zaciśniętej w pięść rączki, a wtedy jak wyrwana z letargu, uniosła na mnie swoje ciemne tęczówki.

— Czy Nathaniel jest moim tatą? — zapytała nagle, czym zaskoczyła nie tylko mnie, ale również samego bruneta.

Nerwowo zassał powietrze i czułam, jak poruszył się niespokojnie obok mnie, a kanapa lekko zatrzeszczała.

— Tak Hope — wychrypiał nienaturalnie cichym tonem. — Jestem twoim tatą.

I chociaż wiedziałam o tym i nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem, to gdy brunet wypowiedział te słowa na głos, moje serce zabiło mocniej. Nathaniel był jej tatą, a ona była naszą córką. I to ja im to zrobiłam. To ja im odebrałam wspólne lata, odebrałam im wspomnienia i uniemożliwiłam stworzenie więzi.

Spojrzałam na dziewczynkę, która siedziała w miejscu i wyraźnie zastanawiała się nad odpowiedzią Nathaniela, który również tylko siedział. Siedział i oczekiwał w napięciu jej reakcji, a nikt z nas nie był w stanie jej przewidzieć. W końcu, kto jest w stanie przewidzieć jakąkolwiek reakcję dziecka, na tak stresującą i nietypową sytuację?

Jednak ona wstała bez słowa i obeszła stolik, wciskając się pomiędzy niewielki mebel i kanapę, na której siedzieliśmy. Stanęła przed Nathanielem pomiędzy jego kolanami i położyła obie dłonie na jego policzkach. Źrenice bruneta się rozszerzyły i widziałam jak spiął się na ten niespodziewany dotyk ze strony Hope. Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, przekrzywiając na bok swoją głowę, a ja zobaczyłam pomiędzy nimi kolejne podobieństwo. Nathaniel kiedy nad czymś poważnie się zastanawiał, przekrzywiał swoją głowę dokładnie w taki sam sposób.

I kiedy chciałam się już odezwać by przerwać tą stresującą ciszę, Hope westchnęła ciężko.

— Mamy takie same oczy — oznajmiła z powagą, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem, czując lekką ulgę.

— Porównywałaś nasze oczy? — zapytał z niedowierzaniem, patrząc na dziewczynkę, która skrzyżowała ręce na swojej klatce piersiowej i patrzyła z góry na bruneta, który nawet kiedy siedział a ona stała, był od niej nieco wyższy.

— Mama zawsze mówi, że na wszystko trzeba mieć dowód — mruknęła, wzruszając ramionami.

— Są testy DNA — prychnął Nate, zapominając najwyraźniej, że rozmawia z pięciolatką.

Czując ulgę z każdą kolejną minutą, gdy przyglądałam się ich zaciekłej dyskusji na temat ich podobieństw, odsunęłam się lekko na bok. Chciałam dać im czas i możliwość porozmawiania ze sobą bez świadków. Chciałam dać im możliwość poznania siebie tak, jak powinien się znać ojciec z córką. Chciałam chociaż w taki sposób, spróbować naprawić swój błąd.

I chociaż wiedziałam, że czasu nie mogę cofnąć to chciałam zrobić wszystko, by naprawić to, co sama im odebrałam.

Przez moją decyzję, moją dumę, strach i moje zranione uczucia Nathaniel nie był przy porodzie Hope. Nie widział jej pierwszego kroku, nie słyszał pierwszego słowa. Nie wołała go w nocy, gdy budziła się z płaczem bo męczył ją koszmar. Nie jechał z nami do szpitala gdy złamała palec u stopy, bo zamiast kopnąć piłkę, kopnęła wystający z ziemi kamień. Ominęło go tak wiele.

Uśmiechnęłam się, widząc, że całkowicie pochłonęła ich rozmowa i wzajemna przepychanka słowna, na którą miałam ochotę się roześmiać. Miałam wrażenie, że ten trzydziestoletni facet jest na tym samym poziomie, co nasza pięcioletnia córka. Pokręciłam słabo głową i wyszłam z salonu, pozostawiać ich samych.

Skupiłam się na przygotowaniu kolacji i zrozumieniu tego, co jest między mną a Nathanielem? Co było między mną a Deanem i co zrobić dalej ze swoim życiem?


— Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy o dzieciach? — zapytał brunet, opierając się dłońmi o blat kuchennego stołu.

— Nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach — parsknęłam, zerkając na niego rozbawiona.

— Rozmawialiśmy.

— Nie — mruknęłam, wrzucając pociętą marchewkę do szklanej miski.

— Tak. — Obstawiał przy swoim, wpatrując się we mnie nieustępliwym i pewnym wzrokiem. — Kiedyś w klubie w Riverside. Chłopacy gadali, że gdybyśmy mieli dziecko, to byłoby jak Voldemort — dodał.

— Albo Darth Varder — wtrąciłam, przypominając sobie sytuację, o której mówił, chociaż to nadal nie było tak, że to my rozmawialiśmy o dzieciach.

Nigdy nie planowaliśmy dzieci, nie mówiliśmy o założeniu rodziny ani o swojej wspólnej przyszłości. Byliśmy razem i poniekąd żyliśmy chwilą, mając w świadomości, że nasza przyszłość jest ze sobą powiązana.



„— Nie interesuje mnie twoja opinia — odparł oschle Nathaniel, nieznacznie się poprawiając na kanapie.

— To dobrze, bo mnie nie interesuje, co ciebie interesuje — odgryzłam się.

— Autko się sprawuje? — zapytał z kpiną, zmieniając taktykę.

— Tak. Fajnie, że naprawiłeś to, co sam zniszczyłeś — odpowiedziałam przesłodzonym głosem. — To, co Nate? Ukrywasz się przed kimś? Czy jakaś laska cię śledzi, bo wpadła? — zagadnęłam z kpiną, mierząc chłopaka, który siedział obok Willa.

— A co zazdrosna?

— O ciąże z kimś takim jak ty? Oczywiście. Nie wiedziałeś? — udałam zaskoczenie i położyłam swoją dłoń na klatce piersiowej. — Skrycie się w tobie kocham i w domu sobie wybudowałam ołtarzyk z twoimi zdjęciami — zakpiłam z chłopaka, na co on cicho parsknął, a Will bez krępacji głośno się zaśmiał.

— Pewnie nie byłabyś pierwsza — rzucił Will.

— Kurwa — odezwał się nagle pobudzony Mulat, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni. — Wy sobie wyobrażacie, co by było, gdyby Nicole zaszła w ciąże z Nate'em? Ich dziecko, to by był jakiś pieprzony Lord Voldemort albo Darth Varder — oznajmił z lekką konsternacją na twarzy. Lily na słowa swojego chłopaka wybuchła śmiechem, podobnie jak Will, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

— Najpierw musiałbym ją przelecieć, a do tego musiałbym być ostro pijany — oznajmił chamsko, komentując uwagę przyjaciela.

— No widzisz. Tak jesteś w lepszej sytuacji niż ja. Mnie nawet by alkohol nie pomógł, żeby ciebie dotknąć.

— Czy wy nie możecie jakoś normalnie? — zagadnęła Lily, przerywając otwierającemu już usta brunetowi.

— Ale musicie przyznać, że iskry lecą — wtrącił Will, obserwując naszą dwójkę.

— Byle by z tego pożaru nie było — mruknął Mulat. — Bo wtedy ktoś się na pewno poparzy.

— To chyba oczywiste, kto — wtrącił Wood i sięgnął po swoją szklankę z alkoholem."



— No widzisz, jednak pamiętasz — parsknął. — Mówiłem, że rozmawialiśmy — dodał.

— Dobra. Nie ważne i co w związku z tym?

— No to ona — mruknął i pokazał na dziewczynkę, ściszając głos. — Jest gorsza. Spłodziliśmy pomiot szatana.

— Tak dokładniej, to ty spłodziłeś. Ja tylko ją urodziłam — mruknęłam, wzruszając ramionami i ugryzłam kawałek marchewki.

Słyszałam jak jego usta opuściło ciche parsknięcie, a po chwili wyczułam jego ciepło za swoimi plecami. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a usta musnęły leniwie moje ramię. Zacisnęłam palce na rękojeści noża kuchennego, którym jeszcze przed chwilą kroiłam warzywa i wbiłam ostrze w drewnianą deskę, starając się uspokoić przyśpieszony puls.

— Co dalej? — wyszeptał tuż przy moich uchu, wprawiając moje ciało w przyjemne drżenie.

— Hope nie śpi — wychrypiałam, nieobecnym tonem bo jedyne na czym mogłam się teraz skupić, to na jego torsie, który przylgnął do moich pleców.

Przycisnął mnie gwałtownie do kuchennego blatu, a z dłoni wypadł mi nóż, który pozostał wbity w drewnianej desce do krojenia. Oparłam dłonie o blat i przygryzłam dolną wargę, by nie wydać z siebie żadnego głośniejszego dźwięku.

— A gdyby nie spała? — mruknął, sunąc swoimi rozgrzanymi ustami po mojej szyi.

— Nate — wychrypiałam szeptem, chcąc przerwać to co brunet robił z moim ciałem i z nami.

To nie był dobry moment, a ja nie potrafiłam mu przerwać chociaż wiedziałam, że powinnam.

Miał nade mną całkowitą władzę i lubiłam to, jak się wtedy przy nim czułam.

— Co kochanie? — zapytał, zasysając skórę na moim obojczyku.

— Nie możemy teraz — powiedziałam, przełykając z trudem ślinę.

— Czego nie możemy? — zapytał, a jego dłoń zsunęła się na moje podbrzusze, wbijając w nie palce.

Zagryzłam dolną wargę jeszcze mocniej, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i zacisnęłam palce na brzegach blatu, by nie odwrócić się w jego stronę. Bałam się, że gdybym spojrzała w jego oczy to nie potrafiłabym już tego przerwać.

— Jestem głodna! — krzyknęła nagle Hope z salonu, a ja oprzytomniałam, potrząsając słabo głową na boku.

— Za pięć minut będzie kolacja — odkrzyknęłam, starając się zabrzmieć naturalnie a Nathaniel odsuwając się ode mnie, cicho parsknął.

— A poważnie White — odkaszlnął, poprawiając wyraźną wypukłość w swoich spodniach. — Co dalej? — zapytał, obserwując z uwagą jak krzątam się po kuchni. — Mógłbym mieć takie widoki już do końca życia — wtrącił nagle, sunąc wzrokiem po moim ciele.

— Zatrudnij kucharkę i masz załatwione.

— Idiotka — prychnął, kradnąc z półmiski winogrono, które wsunął między swoje zaczerwienione usta.

— Zanieś córce kolacje lepiej — oznajmiłam, przesuwając w jego stronę talerzyk z jedzeniem. — A odpowiadając na twoje pytanie Nate — westchnęłam poważniej, kiedy brunet wstał i ruszył z kolacją do salonu. — Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co dalej z nami będzie.



***


Miłego dnia!


Kolejny rozdział w ten weekend ale nie powiem wam teraz czy wieczorem, czy w nocy czy jutro...Na pewno jeszcze się coś pojawi i na pewno dam wam o tym znać na Twitter!


#trylogiafire

Continue Reading

You'll Also Like

2.7K 68 30
Clementine Wilson, zwykła 16-latka z samymi dwójkami i trójkami w szkole. Mieszka z okropną matką, kochaną babcia i z znienawidzona siostra. Zaczynaj...
271K 10.4K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
4.3K 334 10
Spotkali się przypadkiem, a połączyło ich uczucie. Historia Theo jest wyjęta niczym z horroru. Stracił matkę, po części ojca i siostrę. Mimo, że ją o...
281K 8.5K 44
Trzeci tom trylogii BC! 1 część. Drugi tom zakończył się dla Amayi niewyobrażalną pustką, którą ciężko było jej przez lata uzupełnić. Jej serce zost...