You're my flashlight//Harry P...

By Isicure

5.5K 254 240

"Tym razem odwróciłam się i spojrzałam w ślad za nim. Serce biło mi niesamowicie szybko i bałam się tego... More

Wow, brawo, Lily, pierwszy dzień i już pokazałaś, jaka jesteś miła//1
Nikt nie powinien być sam w swoje urodziny//2
Przynajmniej jeden Gryfon w tej sali nie jest całkowitym bałwanem//3
Oddawaj. Ten. List.//4
Lepiej z tobą nie zadzierać//5
Zawsze chciałem mieć kolczyki//6
Śmiała propozycja jak na kogoś, kto się boi//7
Nie mam w zwyczaju łamać obietnic//8
Lily ma chłopaka!//9
To nie jest śmieszne!//10
Cóż, nawet nie masz kandydatów do tej pierwszej//11
Jestem okropnym człowiekiem//12
Malfoy robi coś mugolskiego?//13
Nic nie ryzykujesz, nic nie zyskujesz, jak to się mówi//14
Ha, ha, bardzo śmieszne, Lily. Fred i George cię tego nauczyli? //15
Nie można wrzucać wszystkich ludzi do jednego wora//16
Ważne jest to, kto cię wychował, a nie, kto cię urodził//17
Nie sądzę, abym wyglądała jak Lily//18
Nie wiem, czy Lily się spodoba, że zarywasz do jej chłopaka!//19
Powiedziałabym, że miło mi cię poznać, ale bym skłamała//20
Nie zmieniłaś się ani trochę, Robin-... Rachel//21
To jak długo jesteście razem?//22
I co? Też mam tłuste włosy?//23
Twój chłopak zabił nastrój//24
Dziękuję, mój ty bohaterze//25
A mnie nie przytulisz?//26
Lily pozwoliła mi zostać//27
Przecież zamykanie komuś drzwi przed nosem jest najlepszym zaproszeniem//28
Może jednak jestem tą złą//30
Zwariowany dzień, który miał się jeszcze nie skończyć//31
Jakoś mało domyślni jesteście, bo zajęło wam to aż trzy tygodnie//32
Rozdzielanie się to najgorsze, co można zrobić w horrorach//33
Och, to urocze, że uważasz mnie za ładną//34
Nie martw się, Malfoy, wyślemy ci kartkę!//35
Na moich oczach dział się najgorszy możliwy scenariusz//36
Tak, wzięłam lek przed śniadaniem, nie, nie zawsze myślę//37
Smoki na drugie zadania miałyby więcej sensu//38
A ten dzień miał być spokojny//39
Śmiało, Moody, użyj na mnie eliksiru, ale nie waż się trącić mojego kuzyna//40
"Sealed with a kiss"//41
Chciałam zachować obie nogi//42
Jasne, zawsze to wina Harry'ego, kiedy coś dziwnego się działo//43
Mogłabym cię polubić za ten spryt//44
Po co ci ropucha? Sama jesteś jedną//45
Powiedział, że jestem piękna//46

Nie mam w zwyczaju przepraszać za coś, czego nie żałuję//29

89 3 2
By Isicure

Po imprezie każdy poszedł do swojego pokoju z myślą, że zobaczymy się z innymi Gryfonami dopiero jutro rano.

Myliliśmy się.

Obudziłam się gwałtownie, słysząc czyjś wrzask. Z mocno bijącym sercem usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Światła była zgaszone, ale gdy moje oczy przyzwyczaiły się do egipskich ciemności zobaczyłam, że wszystkie moje współlokatorki również nie spały i były wystraszone. W końcu skrzyżowałam spojrzenie z Hermioną i dopiero po chwili zorientowałam się, czyj to był głos.

To wystarczyło, abyśmy wyskoczyły ze swoich łóżek, z których pobiegłyśmy prosto do drzwi, a współlokatorki poleciały za nami. Wybiegłyśmy na korytarz w chwili, kiedy zapaliły się światła. Szybko zeszłyśmy po schodach i ja z Hermioną chciałyśmy wbiec na te prowadzące do pokoju chłopców z trzeciego roku, ale w tej samej chwili zaczęli zbiegać z nich Harry, Ron oraz ich współlokatorzy Dean, Seamus i Neville.

Usłyszałam jak Hermiona oddycha z ulgą i musiałam przyznać, że mi też ulżyło widząc, że chłopcy są cali i zdrowi. Zauważyłam jednak, że wszyscy byli przerażeni, a z nich wszystkich Ron najbardziej.

- Co się stało? - zadałam pytanie podbiegając do przyjaciół. Hermiona była tuż za mną. - Jesteście cali? I czemu krzyczałeś?

- Tu był Syriusz Black! - zawołał Ron, a ja wciągnęłam powietrze z sykiem. - Był u nas w pokoju! Stał nade mną z nożem w ręce!

- Ron, na pewno ci się to śniło - oświadczył Percy, który usłyszał naszą rozmowę. Mówił to, choć sam wyglądał na przerażonego.

- TU BYŁ SYRIUSZ BLACK! - wrzasnął Ron ze strachem, ale i z irytacją. - NIC MI SIĘ NIE PRZYŚNIŁO!

Wpadła McGonagall i kiedy usłyszała od Weasleya co się stało, nakazała wszystkim Gryfonom spędzić tę noc w pokoju wspólnym, a sama poinformowała nauczycieli o tym wydarzeniu. Było jasne, że profesorowie mieli zamiar przeszukać zamek.

Siedziałam z Harrym, bo Hermiona postanowiła wykorzystać te godziny na naukę, a Ron, mimo że nadal był wystraszony, opowiadał wszystkim o tym, czego doświadczył.

- Jak się czujesz? - spytałam Pottera, na co on wzruszył ramionami.

- Chyba w porządku, gorzej z Ronem. Naprawdę był przerażony.

- Nie dziwię się - odparłam. - Nie wyobrażam sobie, że budzisz się, a nad tobą stoi najbardziej poszukiwany przestępca z nożem w ręce. Dobrze, że uciekł i nic nikomu nie zrobił.

Harry pokiwał głową, po czym się skrzywił.

- Chociaż to dziwne - stwierdził. - No bo skoro Black jest mordercą i zabijał niewinnych to czemu, kiedy zobaczył, że nie natrafił na mnie, nie zabił Rona i nie szukał dalej? Przecież Ron spał i Black miał dostatecznie dużo czasu, aby go skrzywdzić. A tak Ron wszystkich obudził.

Musiałam przyznać, że Harry miał rację. Przecież Black był mordercą. Niestety, ale to prawda, że mógł bez problemu zabić chłopców - w końcu mieli po trzynaście lat i byli nieuzbrojeni. No i spali.

- Może po prostu tak się zdziwił widząc, że to nie ty, że zmroziło go z szoku? - powiedziałam, choć sama wiedziałam, że to nie miało sensu. - Tak czy siak ważne, że nic wam się nie stało. To źle zabrzmi, ale dobrze, że to na łóżko Rona najpierw się natknął, a nie na twoje.

- I dobrze, że zmroziło go z szoku - zaśmiał się Harry, a ja walnęłam go poduszką.

- No co? - spytałam, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. To dziwne, że po tej strasznej informacji żartowaliśmy sobie, jakby to nie nam się przytrafiła ta sytuacja. - Takie rzeczy się dzieją.

- Wiem. - Harry uniósł ręce w geście obronnym. - Dlatego to mówię.

Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Nie, że brakowało tematów, tylko po prostu oboje zatopiliśmy się we własnych myślach.

- Będziesz spać? - odezwał się w końcu chłopak. Pokręciłam głową.

- Chciałabym, ale raczej mi się to nie uda. A ty?

- Nie.

- To może zagramy w "Eksplodującego Durnia"? - Nad naszymi głowami usłyszeliśmy głos George'a. Obok mnie usiadł Fred.

Z uśmiechem rozpoczęliśmy grę. Nikt nie zapomniał, co się wydarzało dzisiejszej nocy, ale choć na chwilę mogliśmy się od tego oderwać. W pewnym momencie dołączył do nas Ron, który w końcu się uspokoił.

Wspomnę tylko, że przegrałam z kretesem.

*

Nazajutrz pojawiły się nowe środki ostrożności. Portrety zostały wyszkolone jak rozpoznać Syriusza Blacka, a u nas ponownie pojawiła się Gruba Dama.

Po powrocie z lekcji dowiedzieliśmy się, że w przyszłym tygodniu było wyjście do Hogsmeade. Przed tym jednak Harry zaprosił mnie i Rona na naszą pierwszą lekcje o dementorach.

Potter prowadził. Weszliśmy do sali OPCM za nim. Czułam ekscytację, nie mogłam się doczekać lekcji o patronusach.

Na miejscu jednak nie zastaliśmy Lupina. Na jego biurku leżała za to kartka zaadresowana do Harry'ego. Potter podniósł ją i przeczytał na głos:

Drogi Harry,

Przepraszam Cię oraz Twoich przyjaciół, ale nagle zachorowałem i nie mogę się pojawić na Waszej lekcji. Uznałem jednak, że możesz przekazać swoim przyjaciołom to, czego się do tej pory nauczyłeś - bez użycia żadnego bogina. Wykorzystajcie moją salę.

Powodzenia,

Profesor Lupin

- Ciekawe, czy w takim razie pojawi się jutro na zajęciach - zastanowiłam się.

- Miejmy nadzieję - wymruczał Ron. - Naprawdę nie mam ochoty mieć kolejnej lekcji ze Snapem. No, Harry, na co czekasz? - zdziwił się po chwili Weasley, a Potter w końcu podniósł głowę znad kartki. - Uczysz nas czy nie?

Chłopak wytrzeszczył oczy.

- Naprawdę chcecie, abym was uczył? 

- No a co ty myślałeś? - zapytałam. - Nie zmarnujmy tej godziny. W razie czego, jeśli czegoś nie zrozumiemy spytamy Lupina.

Ron skinął głową. Harry po chwili wahania zgodził się, po czym odłożył kartkę od Lupina na miejsce i ruszył, aby zamknąć drzwi od sali. Po chwili wrócił i powiedział:

- Pierwszy, i w sumie najważniejszy, etap to wybranie najszczęśliwszego dla was wspomnienia. Jak dobrze wiecie, dementorzy wysysają z nas to, co najlepsze i czujemy się przez nich przygnębieni, zrozpaczeni i tak dalej. Dlatego musicie umieć przywołać to wspomnienie, aby nie dać się smutkowi i przezwyciężyć go.

Wraz z Ronem pokiwaliśmy zgodnie głowami.

- Zastanówcie się teraz, jakie wspomnienie wybierzecie. Gdy będziecie gotowi, powiedzcie.

Nie było to łatwe. Jakkolwiek to nie zabrzmi mam mimo wszystko dużo szczęśliwych wspomnień i ciężko było mi wybrać to najlepsze. Jednak w końcu po tym, jak Ron powiedział, że jest gotowy, skinęłam głową i powiedziałam, że ja też. Zdecydowałam się na wspomnienie moich dziesiątych urodzin. Było to dosyć dawno temu, ale spędziłam wtedy świetny czas z Jeffem i swoimi rodzicami.

- Okej, w takim razie teraz musicie użyć zaklęcia "Expecto patronum". Powtórzcie.

- Expecto patronum - powtórzyliśmy chórem z Ronem. Harry skinął głową.

- Teraz wyciągnijcie różdżki, skupcie się na swoim wspomnieniu i wypowiedzcie to zaklęcie.

Zrobiłam to o co prosił Harry.

- Expecto patronum! - zawołałam wraz z Ronem. Nic się nie stało.

- Spróbujcie jeszcze raz - podpowiedział nasz prywatny nauczyciel.

Zrobiliśmy jak kazał, ale skończyło się to z tym samym skutkiem co wcześniej.

- Może spróbujcie z innym wspomnieniem - zaproponował Potter. - Ja dopiero po wybraniu trzeciego wspomnienia wytworzyłem coś w rodzaju patronusa.

Ponownie się zastanowiłam i tym razem wybrałam moment, w którym Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru. Ron też postawił na inne wspomnienie. U mnie nadal nic się nie działo, ale za to Weasley wyczarował jakieś srebrne... coś. Trwało to tylko chwilkę, ale Harry zaklaskał z wrażenia.

- O to chodzi! - zawołał z uśmiechem. - Dobrze ci idzie, Ron!

Oczywiście cieszyłam się z triumfu przyjaciela, ale sama czułam irytację. Czemu mi nie szło? Nie miałam nigdy wcześniej problemów z zaklęciami, więc co robiłam nie tak?

Harry spojrzał na mnie i łagodnie powiedział:

- Spróbuj wybrać inne wspomnienie. Ostatni raz. Jeżeli to też nie zadziała, to spytamy Lupina, co jest nie tak.

Pokiwałam głową i zastanowiłam się, a Ron w tym czasie próbował zaklęcia patronusa i wyczarowywał tę srebrną mgłę. Po chwili usiadł ze zmęczenia. Harry dał mi przestrzeń i podszedł do Rona, rozmawiając z nim cicho. Patrząc na rozmowę chłopców, na to jak dobrze się dogadywali, zdałam sobie sprawę, jaka byłam głupia. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?

Nic nikomu nie mówiąc, skupiłam się na wspomnieniu z całej siły, wyciągnęłam różdżkę przed siebie i zawołałam:

- Expecto patronum!

Dopiero po chwili zobaczyłam, jak przede mną ukształtował się jakiś srebrny obłok, który po chwili zniknął, ale Harry pogratulował:

- Świetnie, Lily! Udało ci się!

Uśmiechnęłam się do niego i czułam wielką dumę. Dałam radę! Wyczarowałam patronusa! Rzuciłam zaklęcie jeszcze raz. Utrzymało się trochę dłużej niż wcześniejsze, ale musiałam przyznać, że i ja poczułam zmęczenie. Usiadłam obok Rona. Wystawił do mnie dłoń, której przybiłam piątkę.

- Jesteś świetnym nauczycielem, Harry - stwierdziłam po chwili.

- Może zapiszesz się na posadę nauczyciela OPCM? - zaproponował Ron, a ja i Harry się roześmialiśmy.

- Jestem za - mruknęłam.

- Może kiedyś - zastanowił się Harry.

Wkrótce wstaliśmy i poćwiczyliśmy jeszcze trochę, aż Potter uznał, że na razie wystarczy. Wracając do dormitorium Harry i Ron dyskutowali, a ja w duchu beształam się za to, że wcześniej nie pomyślałam o swoich dwunastych urodzinach. Mogłam pomyśleć o trzynastych, które były również świetne, ale nie tak, jak te wcześniejsze kiedy byli moi rodzice, bliźniacy Weasley, Ron, Hermiona oraz Harry. Pamiętałam, jak dobrze czułam się w ich towarzystwie, odśpiewanie mi "100 lat" oraz uśmiech Harry'ego, kiedy i mu to zaśpiewaliśmy. Kiedy najważniejsze dla mnie osoby były w jednym pomieszczeniu.

Tak, to było zdecydowanie jedno z moich najszczęśliwszych wspomnień.

*

Dzień przed wyjściem do Hogsmeade siedziałam z Hermioną przy stoliku w pokoju wspólnym i pomagałam jej z pracą z mugolznastwa. Czytałam podane przez nią książki i zaznaczałam fragmenty, których mogła użyć, aby poprzeć swoją tezę. W międzyczasie jeszcze czytałam książkę o hipogryfach i zaznaczałam niektóre strony.

Parę metrów dalej siedzieli Harry z Ronem i dyskutowali o jutrzejszym wyjściu do Hogsmeade. Weasley i Granger nadal ze sobą nie rozmawiali.

- To co, idziesz? - spytał cicho Ron, ale ja i Hermiona go usłyszałyśmy.

Harry chciał odpowiedzieć, ale nagle Granger podniosła głowę.

- Harry, nawet się nie waż! - wycedziła szeptem. - Jeżeli pójdziesz, to naprawdę powiem McGonagall o tej mapie...

Spojrzałam na nią zdziwiona i zagniewana. Chciałam się odezwać, ale Ron był pierwszy.

- Aha, czyli teraz chcesz, aby Harry'ego wywalono ze szkoły? Za mało jeszcze zrobiłaś?

Hermiona zmarszczyła gniewnie brwi, ale nagle zobaczyła Krzywołapa idącego w jej stronę. Spojrzała wystraszona na Rona, po czym wstała, chwyciła kota i pobiegła do naszego pokoju.

Wiedziałam, że pewnie prędko nie wróci, więc zebrałam jej rzeczy, a było tego całkiem sporo i rzuciłam chłopcom przepraszające spojrzenie, po czym weszłam na górę do naszego dormitorium. Nie miałam pojęcia czy Harry przyjdzie jutro do Hogsmeade, ale naprawdę czułam złość na Hermionę. Nic jej na ten temat jednak nie powiedziałam. W ogóle się do niej nie odezwałam. Może do jutra zmieni zdanie. Miałam taką nadzieję.

*

Nie zmieniła.

Rano, kiedy Filch i McGonagall sprawdzali obecność wypatrywała, czy Harry grzecznie wróci do dormitorium. Spojrzałam na Rona, który stał na końcu kolejki, ale jego mina nic nie wyrażała. W Hogsmeade moja cierpliwość pękła, kiedy Hermiona powiedziała:

- Mam nadzieję, że Harry się nie pojawi, bo naprawdę pójdę do McGonagall...

- Dlaczego się tak zachowujesz? - zapytałam w końcu z irytacją. Hermiona spojrzała na mnie zdziwiona.

- O czym ty mówisz? 

- To naprawdę zaczyna mnie denerwować, Hermiono. Wiesz, jakie wakacje miał Harry. Zasługuje na trochę zabawy. Znalazł w miarę bezpieczny sposób na przyjście tutaj, a ty mu to udaremniłaś.

- Może dlatego, że się o niego martwię? - syknęła zirytowana Granger. - Black był w naszym dormitorium i prawie zaatakował Rona, a ten jeszcze namawia Harry'ego, żeby tu nielegalnie przyszedł! Naprawdę się dziwisz?

- Tak! - odparłam - Też martwię się o Harry'ego, ale nie można go tak traktować, do cholery! On też potrzebuje rozrywki, a peleryna i mapa dają mu większe bezpieczeństwo, niż nauczyciele kiedykolwiek mu zapewnili! - Pewnie przesadzałam, ale irytowało mnie, że mimo wszystkich zabezpieczeń Hogwartu Black wdarł się aż do pokoju chłopców - A ty traktujesz go, jakby miał pięć lat i przychodził tu bez żadnej ochrony ani broni! A na dodatek naprawdę chcesz go wydać McGonagall! Wiesz, jakie problemy by przez to miał?

- Ważne, że byłby bezpieczny!

- Szkoda, że to nie idzie w parze ze szczęściem.

Wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę, obie zagniewane, aż w końcu Hermiona wybuchła:

- Dlaczego więc nie pójdziesz do Rona? Wcale nie musisz spędzać ze mną czasu, nie potrzebuję twojej litości!

- Świetnie!

- Świetnie!

Odwróciłyśmy się w tym samym momencie i ruszyłyśmy w przeciwne strony.

Po jakimś czasie, nadal zdenerwowana, weszłam do "Pod Trzema Miotłami" i zamówiłam kremowe piwo. Usiadłam i upiłam łyk myśląc nad moją kłótnią z Hermioną. Mój gniew powoli mijał, ale nadal sądziłam, że Granger jest zbyt cięta na Harry'ego. Martwiłam się o Pottera tak samo, jak ona, ale uważałam, że chłopak zasłużył sobie na trochę rozrywki.

Uznałam, że po wypiciu piwa pójdę szukać Rona i razem z nim coś porobię. Nie wiedziałam, czy Harry się pojawi, ale jeżeli tak to miałam zamiar zrobić wszystko, aby Hermiona go nie zobaczyła.

Nagle do mojego stolika ktoś się dosiadł. A raczej dwa ktosie.

- Daj nam zgadnąć. Smith znowu dał ci się we znaki.

Spojrzałam na bliźniaków siedzących naprzeciw mnie i pokręciłam głową.

- Nie tym razem.

Weasleyowie przyjrzeli mi się badawczo.

- A co się stało?

Westchnęłam i pochyliłam się ku nim. Szeptem wyjaśniłam, że pokłóciłam się z Hermioną w sprawie Harry'ego. W końcu sami dali mu mapę i wiedzieli o pelerynie, więc uznałam, że mogę powiedzieć im prawdę.

- I co zamierzasz teraz zrobić? - spytał Fred. Wzruszyłam ramionami.

- Zamierzałam pójść znaleźć Rona, ale nie mam pojęcia, gdzie jest.

Bliźniacy wymienili spojrzenia i wyglądało na to, że podjęli jakąś decyzję.

- A co ty na to, aby spędzić ten czas z nami? - zaproponował George. Spojrzałam na nich zdziwiona.

- Mówicie poważnie? Przecież na pewno macie jakieś plany. A gdzie Lee?

- Właściwie nie mamy żadnych planów - odpowiedział Fred. - A Lee zobaczył jakąś ładną mieszkankę Hogsmeade i poszedł z nią flirtować.

- Dostanie pewnie w końcu w twarz, bo nie będzie chciał się od niej odczepić, ale to trochę potrwa - dodał George. Zaśmiałam się i spytałam jeszcze raz, aby się upewnić:

- Czyli naprawdę nic nie planujecie?

Bliźniacy pokręcili przecząco głową.

- To lepiej coś wymyślcie, bo przyłączam się do was - oświadczyłam.

Bliźniacy uśmiechnęli się i kiedy skończyłam piwo, wyszliśmy z gospody.

- Jak idą wam przygotowania do SUMów? - spytałam, kiedy szliśmy w stronę Miodowego Królestwa.

- A kto by się nimi przejmował? - Fred wzruszył obojętnie ramionami.

- No właśnie. Nie wiem, czym tu się stresować - dodał George.

- Nic nie wspomniałam o stresie - poinformowałam ich z uśmiechem. - A i czyli to nie was widziałam wczoraj nad książkami i powtarzających jakiś temat?

Bliźniacy wymienili spojrzenia.

- Lepiej powiedz, Lily, jak tobie idą przygotowania do egzaminów? - spytał George, a ja pokręciłam zrezygnowana głową widząc, jak zignorowali moje pytanie.

- W porządku. Jestem dobrej myśli - odpowiedziałam po chwili.

- A jakie masz myśli w związku z finałowym meczem quidditcha? - zapytał Fred, a ja przestałam się uśmiechać.

- Będzie ciężko - odparłam z westchnięciem.

Bliźniacy nie próbowali zmienić mojego zdania. Miałam rację. Małymi krokami zbliżał się finał quidditcha Gryffindor versus Slytherin. Obie drużyny miały ochotę na zwycięstwo i szczerze mówiąc bałam się walki ze strony Ślizgonów. Nie tylko, że możemy przegrać. Choć miałam zamiar dać z siebie wszystko jak i cała nasza drużyna, bałam się fauli drużyny Slytherinu. Wiedziałam, że się przed niczym nie zawahają.

Całe szczęście długo o tym nie mówiliśmy, bo za chwilę przekroczyliśmy próg Miodowego Królestwa. Na chwilę się rozdzieliliśmy. Od razu podeszłam do czaszek z galarety, które chciałam kupić ostatnim razem. Zaopatrzyłam się w większą ilość, bo kiedy otworzyłam portfel, przypomniało mi się o pieniądzach, które Harry ostatnio mi wrzucił i których mu nie oddałam. Nie upominał się i chyba sam o tym zapomniał, ale ja postanowiłam oddać mu je w postaci czaszek. 

Kupiłam jeszcze cukrowe pióra i kiedy zapłaciłam, wyszłam na zewnątrz, gdzie czekali na mnie bliźniacy.

- Co teraz? - spytałam, a w odpowiedzi Fred pokazał mi coś co trzymał w ręce.

- Małe zawody?

*

Skrzywiłam się, czując smak... flegmy. Jęknęłam.

- Czemu nie trafiam na żadne dobre?

- Moja kolej.

George zamknął oczy i sięgnął do pudełka z fasolkami wszystkich smaków. Po chwili wyjął jakąś różową i włożył ją sobie do ust. Otworzył oczy i uśmiechnął się. Spojrzałam na tył opakowania i z irytacją stwierdziłam, co to za smak. 

- Truskawka! - Krzyk George'a potwierdził moje przypuszczenia.

Uderzyłam ręką w ziemię, a bliźniacy się zaśmiali. Od paru rund trafiałam na jakieś ohydne smaki, podczas gdy Fred i George mieli takie raz na jakiś czas.

- Coś nie masz dzisiaj szczęścia, mała - powiedział Fred i sięgnął do pudełka, zamykając oczy. Wyjął fasolkę o smaku gumy balonowej.

- Oszukujecie jak nic - fuknęłam z irytacją. 

- A może ty oszukujesz? - spytał George. - To niemożliwe, aby tak źle losować.

Zmrużyłam oczy, kiedy on i Fred się roześmieli. Westchnęłam, zamknęłam oczy i sięgnęłam do pudełka.

- Czy to nie Hermiona? - George nagle zapytał.

Odwróciłam gwałtownie głowę i rozejrzałam się. Rzeczywiście, na polanie, na której siedzieliśmy pojawili się jacyś uczniowie, ale dziewczyna z brązowymi włosami, o której zapewne mówił George, nie była Hermioną. Ulżyło mi, bo nadal nie chciałam z nią rozmawiać, a dzięki bliźniakom na razie zapomniałam o naszej sprzeczce.

Pokręciłam głową i odwróciłam się do bliźniaków.

- To nie ona.

- Mój błąd - mruknął George.

- Losuj. - Fred podsunął pudełko bliżej mnie.

Zamknęłam oczy i chwyciłam pierwszą lepszą fasolkę. Spróbowałam jej i przygotowałam się na jakiś okropny smak.

- Brzoskwinia! - zawołałam z uśmiechem i otworzyłam oczy. - W końcu!

Bliźniacy uśmiechali się, ale zauważyłam, że nie byli jakoś zdziwieni. Zmarszczyłam brwi.

- Podmieniliście fasolki.

Fred i George wymienili oburzone spojrzenia.

- Niby skąd mielibyśmy wiedzieć, jaką wybierzesz?

- A do tego ostatnie, czego chcemy, to ułatwić ci życie.

Nagle rozległ się dzwonek sygnalizujący powrót do Hogwartu. Wstaliśmy, a Fred schował fasolki do kieszeni. Wracając do Hogwartu, nadal rozmawiałam z bliźniakami i musiałam przyznać, że naprawdę dobrze się przy nich bawiłam. I nadal byłam pewna, że podmienili fasolki, abym wybrała tą smaczniejszą. Nie wiedziałam jak, ale byłam im wdzięczna.

Po powrocie do Hogwartu miałam już wejść do dormitorium ramię w ramię z bliźniakami, kiedy usłyszałam krzyk:

- Lily!

Odwróciłam się i zobaczyłam, że w moją stronę biegła Hermiona z jakąś kartką w ręce. Odetchnęłam i przygotowałam się na konfrontację.

- Powodzenia - mruknęli bliźniacy. Skinęłam głową w podzięce, a Fred i George przeszli przez dziurę w portrecie. Ja stałam w miejscu i czekałam na Hermionę. Nie wiedziałam co jej powiedzieć, ale nie zamierzałam przepraszać pierwsza.

- Lily... - wysapała i podała mi pergamin. Wzięłam go i spojrzałam na nią zdumiona.

- Napisałaś do mnie liścik zamiast ze mną pogadać? - spytałam oburzona.

Hermiona spojrzała na mnie zaskoczona.

- Co? To nie ode mnie, tylko od Hagrida.

To zmieniało postać rzeczy.

Spojrzałam na pergamin i szybko przeczytałam list. Podniosłam zrozpaczona głowę.

- Niemożliwe. Jak to przegraliśmy? - powiedziałam cicho.

Dopiero teraz zobaczyłam, że Hermiona miała łzy w oczach. Potrząsnęła głową.

- Hagrid powiedział, że ze stresu zapomniał tych wszystkich dat, które mu wypisałyśmy i poplątał się w odpowiedzi.

Poczułam ucisk w gardle. Nie, to niemożliwe. Nie, nie, nie.

- Oni nie mogą go zabić - szepnęłam. Oparłam się o ścianę i poczułam łzy w oczach.

Hardodziob na to nie zasłużył. Wtedy, kiedy na nim leciałam, mógł tyle raz zrobić mi krzywdę, a zachowywał się tak, aby mi włos z głowy nie spadł. Cholera, mógł mi coś zrobić już na samym początku, kiedy w ogóle do niego podeszłam, ale on spokojnie stał.

Czułam się winna. Tak, jakbym mogła zrobić więcej, choć przecież do tej pory siedziałam z Hermioną nad książkami i razem opracowywałyśmy, co Hagrid może powiedzieć komisji.

Z bezsilności uderzyłam pięścią w ścianę.

- Cholera.

- Też nie w humorze?

Podniosłam głowę i zobaczyłam idących w naszą stronę Rona i Harry'ego. Obaj byli przygnębieni, ale nie wiedziałam czemu.

- Przysięgam, Hermiono, jeśli będziesz się z nas nabijać... - zaczął Weasley, ale podałam mu kartkę.

- Od Hagrida - dodałam.

Chłopcy bez słowa przeczytali pergamin i po chwili spojrzeli na nas przerażeni.

- Przecież Hardodziob nie jest niebezpieczny. Nie mogą go zabić - powiedział Harry.

- To ojciec Malfoya. Nastraszył komisję - odparła Hermiona, a ja zacisnęłam pięści, słysząc to nazwisko. Zacisnęłam zęby, czując taki gniew, jakiego nigdy nie czułam.

- Ale na pewno będzie apelacja! I teraz wam pomożemy! Nie będziecie w tym same! - wołał Ron, ale ja jakbym go nie słuchała.

To wszystko stało się przez to jedno nazwisko. To, że Hagrid stracił zapał do ONMS. To, że Hardodziob był związany i sądzony. To, że teraz miał być stracony. Miałam nadzieję, że apelacja coś da, ale nie wierzyłam w to całym sercem.

Zaczęłam się trząść z ledwo hamowanego gniewu. Hardodziob nic nie zrobił. Powinien żyć wolno i być szczęśliwym, bo na to zasługiwał.

Nagle ruszyłam gwałtownie przed siebie, chcąc dać ujście gniewu.

- Dokąd idziesz? - zawołała za mną Hermiona.

- Muszę się wyładować - odkrzyknęłam nie odwracając się.

- Lily, nie zrób nic głupiego! - Usłyszałam krzyk Harry'ego.

- Nic nie obiecuję - mruknęłam do siebie.

Nogi same mnie zaniosły do lochów. Wiedziałam, że idę w dobrą stronę, bo chwilę później usłyszałam kpiący głos Malfoya:

- Ojciec napisał, że ten mazgaj beczał, kiedy czytali wyrok. Co za głąb! Jak dobrze, że tego jego potwora skazali na śmierć. Zasłużył na to.

Wyszłam za róg i zobaczyłam, że Malfoy szedł na początku jakiejś pięcioosobowej grupki Ślizgonów. Wszyscy kierowali się w stronę dormitorium. Szli normalnym tempem, a mi mało co brakowało do biegu. Przepchnęłam się przez nich, odprowadzana ich pogardliwymi prychnięciami. Malfoy dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie tak. Zatrzymał się, patrząc na mnie. Jego arogancki uśmiech był czymś, co przechyliło szalę.

- Lily Witer! - zawołał. - Czemu zawdzięczam...

Nie dokończył zdania, bo kiedy w końcu wyszłam z tłumu, wzięłam zamach i z całej siły uderzyłam Malfoya w twarz. Ślizgon się zachwiał, usłyszałam, jak pozostali wciągnęli głośno powietrze, ale ja na tym nie skończyłam. Chwyciłam Malfoya za poły szaty, przycisnęłam go do ściany i przyłożyłam mu różdżkę pod żuchwę.

- Pożałujesz tego - warknęłam, nadal trzymając go za szatę.

Malfoy trzymał się za lewy policzek, w który go uderzyłam. Nagle usłyszałam za sobą kroki, ale nie zrobiłam ani ruchu, patrząc z gniewem na Ślizgona. Draco spojrzał za mnie, po czym nakazał, patrząc na wszystkich zgromadzonych:

- Nic tu nie widzieliście. Idźcie stąd. Już.

- Jesteś pewien? Może pójść po Snape'a... - zaczął Crabbe, ale Malfoy rzucił mu takie spojrzenie, że po chwili usłyszałam oddalające się kroki.

Wkrótce domyśliłam się, że wszyscy sobie poszli.

- Ty dupku - syknęłam. - Nie dość, że przez ciebie zginie Hardodziob, to na dodatek masz czelność kpić sobie z Hagrida!

- A ty masz czelność bić mnie po twarzy - stwierdził Malfoy, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. 

- Zasłużyłeś sobie.

- Ciekawe, czy Snape też będzie takiego zdania.

Zmrużyłam oczy.

- To dlaczego powstrzymałeś Crabbe'a przed pójściem po Snape'a?

- Chciałem się dowiedzieć, co sprawiło, że mnie uderzyłaś. Chyba, że poza tym mazgajem jest jeszcze inny powód?

Spojrzał na mnie sugestywnie, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak blisko niego stałam. Odsunęłam się z obrzydzeniem, chowając różdżkę. Przez chwilę nic nie mówiłam, wpatrując się w niego. Zobaczyłam, że jego lewy policzek był zaczerwieniony.

- Tobie nawet nie jest przykro - stwierdziłam po chwili z pogardą. - To właśnie ty doprowadziłeś do tej całej sprawy z Hardodziobem, więc to właściwie ty go skazałeś. To przez ciebie teraz Hagrid wylewa łzy, a ci nawet nie jest przykro. Jak można być tak okrutnym?

- Okrutnym? - prychnął. - Jakim okrutnym? Zrobiłem to, co powinienem. To coś mnie zaatakowało. I poza tym nie wiem, nad czym tu rozpaczać. To tylko zwierzę, które zasługuje na śmierć.

- Obraziłeś go, choć tego wyraźnie zakazano i dlatego cię zaatakował. Po prostu się bronił, bo uznał, że jesteś niebezpieczny. A i jeszcze jedno. To zwierzę nie zasługuje na śmierć. Jesteś podły.

- Zmieniłem zdanie. To nie jest zwierzę. To potwór.

Malfoy chwycił moją rękę w ostatniej chwili, bo inaczej znowu bym go uderzyła.

- Daj spokój, Lily, jesteś mądrzejsza. Nie zachowuj się, jakby ten potwór miał jakiekolwiek uczucia - dopowiedział.

- To nie Hardodziob jest potworem, Malfoy, tylko ty! - uniosłam głos patrząc mu w oczy. - Brzydzę się tobą. Od dzisiaj dla mnie nie istniejesz.

Odwróciłam się i odeszłam szybkim krokiem, słysząc głos za sobą:

- Zobaczymy, Lily! Zobaczymy! 

*

Po powrocie do dormitorium zauważyłam, że Hermiona pogodziła się z chłopcami, bo cała trójka siedziała razem i rozmawiała ze sobą jak za dawnych czasów. Dosiadłam się do nich.

- Co zrobiłaś? - spytał od razu Harry.

Wzruszyłam ramionami i najspokojniej w świecie opowiedziałam im, co spotkało Malfoya z moich rąk.

- No wiesz ty co? - oburzył się Ron, a ja spojrzałam na niego zdziwiona - Pobić Malfoya i nie dać nam na to popatrzeć? To szczyt wszystkiego. 

Roześmiałam się.

- Myślisz, że powie o tym Snape'owi? - spytała Hermiona.

- Nie mam pojęcia. Ale nawet jeśli powie to i tak go nie przeproszę, bo niczego nie żałuję.

- Zasłużył sobie - zgodził się Harry. - Jak nikt inny.

Skinęłam głową.

- A co wam się stało? - spytałam chłopców. - Jak szliście wtedy w naszą stronę to wyglądaliście na naprawdę przygnębionych.

Harry i Ron wymienili spojrzenia.

- Malfoy przyłapał mnie w Hogsmeade - wyznał Potter, a ja wytrzeszczyłam oczy. - I powiedział o tym Snape'owi.

- O kurczę. I co dalej?

- Miałem rozmowę ze Snapem i cały czas udawałem, że nie wiem, o czym mówi. Szło mi nawet dobrze, dopóki nie zobaczył mapy Huncwotów.

Harry opowiedział, że Snape tak naprawdę nie wiedział, co to za mapa, ale chciał ją spalić. Wtedy przyszedł Lupin, który jakoś przechwycił mapę i ją skonfiskował.

Po tej historii nie mogłam powstrzymać się od spojrzenia na Hermionę, która zacisnęła usta i całe szczęście nic nie powiedziała. Poczułam się głupio, bo sama powiedziałam Hermionie, że Harry powinien przyjść do Hogsmeade, a kiedy stało się to, co chciałam... widać, co się wydarzyło. 

Po wejściu do pokoju dziewcząt wymamrotałam słowa przeprosin, a Hermiona przytuliła mnie i powiedziała, że też jest jej przykro z powodu swojego zachowania i tego żałuje i całe szczęście wszystko wróciło do normy w naszych relacjach.

*

Następnego dnia w drodze do biblioteki usłyszałam obok siebie głos Malfoya:

- Cześć, Lily.

Zignorowałam go, idąc dalej tym samym tempem. Po dłuższej chwili Ślizgon znowu się odezwał:

- Myślę, że wczoraj zbyt ostro zareagowałaś, nie sądzisz?

„Nie, nie sądzę" pomyślałam, ale nadal się nie odezwałam.

- Co ty na to - kontynuował - abyśmy o tym zapomnieli?

Cisza. 

Malfoy zaczął się irytować.

- Lily! – W pewnej chwili zaszedł mi drogę. Nie spojrzałam na jego twarz, tylko spokojnie go wyminęłam i poszłam dalej. Czemu ta biblioteka jest tak cholernie daleko?  

Malfoy podbiegł bliżej mnie.

- Uderzyłaś mnie i nazwałaś potworem. Przyznaj, że przesadziłaś i wcale tak nie sądzisz.

„Tyle, że tak sądzę" pomyślałam. Gdy nie odpowiedziałam, kolejny raz zaszedł mi drogę, a ja kolejny raz go wyminęłam.

- Lily... – wycedził i w końcu zatrzymał się przede mną i położył rękę na ścianie, kiedy chciałam go wyminąć. Spróbowałam z drugiej strony, ale zrobił krok w bok.

Westchnęłam i w końcu na niego spojrzałam.

- Nie znam pana i nie wiem, czego pan chce, ale proszę zostawić mnie w spokoju – powiedziałam spokojnie.

Malfoy spojrzał na mnie zaszokowany, a ja go wyminęłam i w końcu za rogiem zobaczyłam bibliotekę. Weszłam do środka, a Ślizgon za mną. Kontynuował swój wywód, coraz bardziej zirytowany, aż w końcu bibliotekarka go wyprosiła.

Musiałam przyznać, że widzenie go w tym stanie sprawiło mi niezłą satysfakcję.

*

Snape kazał mi zostać po eliksirach.

Udając obojętność zarzuciłam torbę na ramię i podeszłam bliżej nauczyciela, kiedy reszta klasy opuściła salę.

- Tak, profesorze? - spytałam najniewinniej, jak umiałam, choć oczywiście wiedziałam, o co chodziło.

- Witer, pan Malfoy powiedział mi, że uderzyłaś go i nazwałaś potworem.

Wiedziałam, że Ślizgon stał parę metrów za mną, bo zauważyłam, że Snape często zerkał w tamtą stronę. Spojrzał na mnie wyczekująco.

- Nie znam żadnego pana Malfoya - oświadczyłam i zabrzmiało to ostrzej, niż chciałam.

Snape uniósł brwi i spojrzał ponad moją głową na wspomnianego Ślizgona. Czułam na sobie spojrzenie Malfoya, ale się nie odwróciłam.

- Witer, nie wiem w co grasz, ale takie zachowanie jest niedopuszczalne. Gryffindor traci trzydzieści punktów. A teraz wyjaśnij dlaczego to zrobiłaś.

- Najwyraźniej ten ktoś sobie na to zasłużył.

Gdyby to był inny profesor – na przykład McGonagall czy Flitwick – z radością wyjaśniłabym, o co poszło. Ale taki ktoś jak Snape w ogóle nie zrozumie mojego powodu, bo dla niego to na pewno błahy motyw, a Gryffindor i tak stracił trzydzieści punktów.

Snape zacisnął zęby z irytacją, ale chyba go to zbytnio nie interesowało, bo powiedział:

- Jak chcesz, Witer, ale zanim odejdziesz masz przeprosić pana Malfoya.

Teraz to ja zacisnęłam zęby. Snape czekał na odpowiedź, więc ja, z podniesioną głową, powiedziałam:

- Nie.

Profesor uniósł brwi.

- Nie?

- Nie. Nie mam w zwyczaju przepraszać za coś, czego nie żałuję.

- Zmieniłem zdanie, Gryffindor traci trzydzieści pięć punktów. Przeproś, Witer.

Przełknęłam ślinę.

- Nie.

Snape zmrużył oczy.

- Czterdzieści punktów.

Kiedy nie odpowiedziałam, dodał po chwili:

- Czterdzieści pięć.  

Traciłam punkty w bezsensowny sposób i wiedziałam, że Gryfoni będą mnie za to nienawidzić. Nie dziwiłam im się i w duchu obiecałam, że odpracuję te punkty w jakiś sposób. Zrobię wszystko, tylko nie przeproszę Malfoya. Nie miałam nawet takiego zamiaru. Nie zasłużył na to.

- Pięćdziesiąt - kontynuował Snape i zauważyłam, że sprawiało mu to wielką radość. Kto by się spodziewał. "Niech ktoś to przerwie" błagałam w myślach.

Snape po raz kolejny otworzył usta, ale ktoś się odezwał:

- Mam pomysł, panie profesorze.

,,Każdy, tylko nie on" 

Malfoy podszedł bliżej, ale ja uparcie wpatrywałam się przed siebie.

- Mam wrażenie, że panna Witer ma od pewnego czasu zły humor - mówił Malfoy, a ja prawie zacisnęłam pięści. - Myślę, że gdyby usiadła ze mną na eliksirach jak w zeszłym roku, bardziej by się ożywiła.

Zaciskałam zęby prawie je sobie wykruszając.

- Możliwe - odparł Snape i poczułam jego wzrok na sobie. - Od dzisiaj siedzisz na mojej lekcji z panem Malfoyem, Witer. I tylko spróbuj jakichś sztuczek, to Gryffindor straci kolejne punkty.

Wpatrywałam się przed siebie, słysząc swój przyspieszony oddech.

- Zrozumiane?

Czekał na moją odpowiedź, więc wycedziłam:

- Zrozumiane.

- Możesz odejść.

Bez słowa odwróciłam się i jak burza wyszłam z sali. Co za...

Kiedy opowiedziałam o tym przyjaciołom, Harry z irytacją powiedział:

 - Malfoy powinien znaleźć sobie hobby. Ignorowałaś go i pobiegł poskarżyć się do Snape'a. I Snape kazał ci go przeprosić! Tak, jakbyś miała za co.

- No właśnie - mruknęłam. - Po prostu powiedziałam prawdę. - Spojrzałam na chłopaka. - Możesz dać mi swój podręcznik z eliksirów. Porobię ci notatki, żebyś wiedział, jak robić eliksiry i żeby Snape nie miał pretekstu zabrać nam kolejnych punktów.

Chłopak skinął głową i wyjął z torby podręcznik. Kilka minut później oddałam mu go ze słowami:

- Tylko nie pozwól, aby ktoś inny to zobaczył.

*

Prawie pękłam następnego ranka.

Przy śniadaniu opowiadałam przyjaciołom historię z dzieciństwa, kiedy nagle ktoś obok mnie usiadł. Nie musiałam patrzeć, aby wiedzieć, kto to był. Postanowiłam jednak zignorować Malfoya.

- No i wtedy usiadłam na trawie i mama powiedziała...

- Lily, przestań mnie ignorować – odezwał się Malfoy, a w jego głosie pobrzmiała złość. 

„Nie to powiedziała", chciałam odpowiedzieć, ale się powstrzymałam.

- ... że usiadłam na gnieździe mrówek! Nawet nie wiecie, jak szybko stamtąd uciekłam...

- Lily... 

- Malfoy, nikt cię nie nauczył, że nikomu się nie przerywa? – spytał zirytowany Harry.

- Cicho bądź, Potter – syknął Ślizgon i poczułam jego wzrok na sobie. – Lily, zignoruj mnie jeszcze raz, a porozmawiam z twoim ukochanym kuzynkiem. Kto wie, co mu zaproponuję... 

Poczułam złość i zacisnęłam zęby. Nie chciałam, aby Malfoy kolejny raz „zaprzyjaźnił się" z Justinem, ale nie chciałam też się w ten sposób poddać. Nie, Malfoy zasłużył na najgorsze za to, co zrobił i za to, że tego absolutnie nie żałował. Postanowiłam, że jeżeli Ślizgoni znowu się „sprzymierzą" porozmawiam z McGonagall. Justin nie był Gryfonem, ale pani profesor w końcu była nauczycielką i powinna coś z tym zrobić.

- A kto wie, może powiem mu prawdę o tobie - szepnął cicho Malfoy tak, że tylko nasza piątka to usłyszała. 

Zacisnęłam zęby. Cholera. Tego nie przewidziałam.

- To szantaż - warknęła Hermiona.

- Nie możesz tego zrobić - dodał Ron. - Nie pozwolimy ci.

Malfoy zaśmiał się pogardliwie.

- Bo kto mnie zatrzyma, Weasley? Ty? 

Trzymające pod stołem dłonie zacisnęłam w pięści. Justin był na mnie zły i wiedziałam, że łatwo mu to nie przejdzie. Chciałam, aby dowiedział się prawdy o mnie, ale nie w taki sposób i nie teraz. Ale ta moja cholerna duma trzymała mnie w ciszy. Nie wiedziałam, co zrobić. Jeśli teraz pozwolę Malfoyowi wygrać...

- Okej, rozumiem, że czas na rozmowę ze Smithem...

Ślizgon wstał, a Harry zrobił to samo. Widząc minę Pottera i ja wstałam. 

- Nawet się nie waż - syknął Gryfon, patrząc na Malfoya.   

Ten przysunął się bliżej i powiedział z kpiącym uśmiechem:

- Powstrzymaj mnie.

Harry zacisnął pięści.

- Nie, Harry! - zawołałam, przysuwając się bliżej. - Nie rób nic głupiego.

- Zasłużył na to.

- Tak, zasłużył, ale tu jest pełno nauczycieli – powiedziałam, patrząc ukradkiem na profesorów, którzy zaczęli interesować się naszym stolikiem. Zresztą, nie tylko oni, dużo rozmów w Wielkiej Sali przycichło. - O to mu chodzi. Jeżeli coś teraz zrobisz, Snape będzie miał pretekst do odjęcia nam punktów, dania ci szlabanu i Bóg wie czego jeszcze. Nie jest tego wart.

- Oczywiście, że jestem - parsknął Malfoy, ale ja wpatrywałam się w Harry'ego wyczekująco.

- Harry, nie pozwól na to - powiedziałam cicho.

Chłopak w końcu spojrzał na mnie.

- Justin się dowie...

- Trudno. I tak jestem u niego już na straconej pozycji. 

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem – ja patrzyłam na niego błagalnie, a on na mnie z wahaniem. Nie chciałam, aby z mojego powodu Harry stracił punkty albo o wiele gorzej. Po dłuższej chwili, która trwała jak wieczność, Harry usiadł. Odetchnęłam z ulgą i również zajęłam swoje miejsce. 

- Żałosne. Nawet nie potrafisz się postawić - odparł Malfoy i znowu poczułam na sobie jego spojrzenie. - Masz ostatnią szansę, Lily. 

Ron widząc, że nie zmienię zdania powiedział:

- Spadaj, Malfoy.

- Smith! - zawołał Ślizgon odchodząc od nas.

Tym razem odwróciłam się i spojrzałam w ślad za nim. Serce biło mi niesamowicie szybko i bałam się tego, co mnie czeka. Nagle zdałam sobie sprawę, że w takim razie cała szkoła się o tym dowie. Przez chwilę miałam ochotę wstać, ale tego nie zrobiłam. Zdałam sobie sprawę, że przecież miałam Harry'ego, Hermionę i Rona, a oni mnie nie zostawią ani nie wyśmieją. Dzięki temu wszystkiemu uświadomiłam sobie, że pierwszy raz od dłuższego czasu w swoim życiu byłam tego absolutnie pewna.

Justin odwrócił głowę, bo przerwano mu rozmowę. Teraz cała sala wpatrywała się w stół Ślizgonów. Malfoy podszedł bliżej i oświadczył:

- Zmieniłem zdanie. Jednak możemy się przyjaźnić. Czy wiedziałeś, że...

- Ale ja się nie chcę z tobą przyjaźnić! - zawołał oburzony Justin, wstając, a ja poczułam nieoczekiwany przypływ dumy. - Za kogo ty się uważasz, co? Najpierw mnie wyzywasz, a teraz nagle chcesz być moim przyjacielem! Jesteś żałosny, Malfoy. Zasługuję na kogoś lepszego niż ty. Matt, idziemy!

Ślizgon w tym samym wieku, co Justin, wstał i ramię w ramię ze Smithem odszedł w stronę drzwi. Malfoy patrzył zaszokowany za nimi, a ja uśmiechnęłam się. Byłam bardzo dumna z Justina, choć on sam pewnie tego nie chciał.

Reszta Wielkiej Sali zorientowała się, że nie ma już na co patrzeć i wróciła do rozmów. Ja odwróciłam się w stronę przyjaciół.

- Myślę, że możesz bezpiecznie założyć, że Justin uwolnił się spod wpływu Malfoya - powiedział Ron, a ja skinęłam głową.

- Miejmy nadzieję, że tak zostanie. 

*

Hermiona zrezygnowała z wróżbiarstwa.

Siedziałam nad książkami o hipogryfach, aby pomóc Hagridowi w apelacji. Było wcześnie rano, a całe dormitorium było praktycznie puste, bo większość uczniów była na zajęciach. Jako że ja nie chodziłam na wróżbiarstwo, miałam godzinę wolną.

Nagle do dormitorium wpadła rozgniewana Hermiona.

- Co się stało? - spytałam zdziwiona.

- Ta cała profesor jest jakaś nienormalna! - zawołała z irytacją dziewczyna. - Jedyne, co widzi w tych swoich śmiesznych kulach to ponurak! Tylko i wyłącznie to! - Usiadła gniewnie na kanapę i rzuciła swoją torbę obok. - Koniec z tym głupim wróżbiarstwem! Zrezygnowałam!

Wytrzeszczyłam oczy.

- Ty? Zrezygnowałaś z jakiegoś przedmiotu? 

- Tak, chociaż tego całego wróżbiarstwa nie można nazwać przedmiotem - prychnęła z pogardą Hermiona. Usiadłam obok niej z uśmiechem.

- Gratulacje, Hermiono. Właśnie zaoszczędziłaś godzinę ze swojego życia. Jestem z ciebie dumna.

- Wyglądasz jakbyś miała się roześmiać.

- Bo chciałabym. Wyobraziłam sobie, jak mówisz jakie to wróżbiarstwo jest beznadziejne i wychodzisz z sali jak jakaś gwiazda.

Hermiona się uśmiechnęła.

- Być może tak to wyglądało.

Continue Reading

You'll Also Like

124K 9.3K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
204K 6.6K 48
Wpadli na siebie na imprezie. Od pierwszej sekundy połączyła ich wzajemna niechęć, która tylko się nasiliła, gdy spotkali się trzy dni później w szko...
15.2K 1.4K 16
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
58K 1.2K 56
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...