Lisek z rodu Black

By AngeliMorrigan2

195 6 4

Pochodzę z jednego z najstarszych i "najczystszych" rodów czarodziejów, od wieków nie było w nim żadnego cha... More

Informacja na wstępie + część 1
Część 2
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7

Część 3

17 0 0
By AngeliMorrigan2

Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem, ze snu o alternatywnej rzeczywistości, gdzie jestem z Remusem. Dziewczyny jeszcze spokojnie śpią, więc po cichu wstaję z łóżka, z szafy wybieram mundurek szkolny i z nim idę do łazienki. Po porannej toalecie wracam cicho do pokoju, gdzie siadam przed lustrem i czeszę włosy w wysokiego kucyka oraz robię delikatny makijaż. Gotowa pakuję torbę na zajęcia i wychodzę z pokoju. Po cichu zamykam drzwi i gdy drewno zamyka się za mną bezdźwięcznie, z pokoju słychać stłumiony budzik.

W pokoju wspólnym jest już sporo osób jednak większość to osoby z pierwszego roku, które siedzą pochylone nad książkami z Historii Magii. Jest to dla mnie dość dziwne. Historia Magii nie jest jakimś szczególnie lubianym przedmiotem, więc pierwszaki pewnie dalej myślą, że na te lekcje trzeba się uczyć. Może w grudniu zrozumieją, że nie ma sensu uczyć się z lekcji na lekcję. Co innego jeśli się tym interesują, wtedy jest to dla nich przyjemność, zarówno słuchanie ducha jak i czytanie tego. Przemierzam Pokój Wspólny w stronę wyjścia.

-Hej, Lisico!-słyszę jak ktoś woła mnie moją ksywką. Odwracam się w stronę, z której dobiega głos i widzę Kevina, który jest kapitanem drużyny Quidditcha.

-Cześć Kevin, co tam?-pytam z lekkim uśmiechem. Mimo złości na to, że mnie zatrzymuje, bo na serio chciałam uniknąć przedwczesnego kontaktu z Lucy.

-Słuchaj brakuje nam szukającego do meczu w tym tygodniu, Sam dostał szlaban na mecz. Chciałabyś zagrać?-pyta mnie chłopak, a ja całą siłą woli powstrzymuję się przed otwarciem ust z wrażenia.

-Ty tak serio?-pytam zaskoczona. Nigdy nie myślałam o graniu w drużynie. Grywałam czasem z braćmi i kuzynkami, okej...byłam lepsza od Belli, Cyzi, ale nie od Regulusa, który gra w reprezentacji Slytherinu, a to z nimi jest ten mecz.

-No tak, z tego co rozmawiasz czasem z dziewczynami wnioskuję, że jesteś dobra. Poza tym twój bliźniak też jest dobry, nie mówię że najlepszy, bo najlepsi jesteśmy my.-mówi z pewnością głosie.

-Jasne, powiedz to zeszłorocznemu meczowi, bo puchar domów zdobyli wtedy ślizgoni.-prycham i patrzę w stronę drzwi mojego pokoju, serio chcę wyjść zanim Lu wychyli swój nos zza drzwi.

-W tym roku, będzie inaczej, jeśli z nami zgrasz.-próbuje mnie dalej namówić.

-Dobra, ale tylko ten jeden raz. Znajdźcie sobie rezerwowego.-wzdycham zrezygnowana.

-Super! Załatwię nam zgodę na trening dzisiaj, utrzemy ślizgonom nosa.-mówi.

-Ślizgoni mają mieć dzisiaj trening?-pytam załamana, a on kiwa głową.-Jeśli Regulus dowie się dzisiaj, że gram w piątkowym meczu, to urwę Ci głowę przy samych...-syczę, ale nie kończę, żeby sam mógł sobie dopowiedzieć.

-Jasne, widzimy się na boisku o 15:30.-mruga do mnie, a ja wychodzę szybko z Pokoju Wspólnego.

Idę korytarzem, myśląc o dzisiejszym treningu. Nigdy nie grałam, że tak powiem „zawodowo". To nie może być ciężkie, muszę tylko starać się złapać znicz. W sumie to na dobrą sprawę nawet nie muszę go złapać, to będzie mój pierwszy trening i mam nadzieję, że nie jedyny, niech zrobią mi chociaż dwa. Ale ja przecież nie mam nawet swojej miotły! Na czym mam polecieć? Na miotle woźnego? Skąd oni wezmą dla mnie strój? Nie żebym była wredna, ale Sam jest raczej większy ode mnie. Nie chodzi o tuszę, bo jest wysportowany, ale o wzrost, jest wysoki i w wieku Syriusza...więc powinien być wysoki. Oczywiście przez swoje zamyślenie znowu na kogoś wpadam. Jednak tym razem, nie upadam, ponieważ osoba ma refleks i chwyta mój nadgarstek.

-Cześć.-wita się ze mną dobrze znamy mi głos, z którym spędziłam wczoraj czas w bibliotece.

-Cześć.-uśmiecham się i widzę, że Remus jest z trójką swoich przyjaciół.-Cześć wszystkim.-dodaję i patrzę na swój nadgarstek, który dalej trzyma chłopak. Jednak szybko się orientuje i puszcza moją rękę, co trochę mnie smuci, jednak dla niepoznaki cały czas się uśmiecham.

-Co ty taka zamyślona chodzisz, siostra?-pyta Syriusz patrząc na mnie badawczo.-Zakochałaś się?-pyta, a ja czuję jak cała się rumienię, co daje mu jasny sygnał, że tak jest. Patrzy na mnie czekając aż odpowiem.

-Jestem dużą dziewczynką, nie muszę Ci się zwierzać.-pokazuję mu język. Nie mam zamiaru nikomu mówić, że gram w sobotnim meczu, dowiedzą się sami w piątek.

-Jasne, lepiej sobie pogadać ze ślizgońskimi kuzynkami.-dogryza mi Potter.

-Nawet jeśli, to Tobie nic do tego.-prycham i uśmiecham się złośliwie, bo wiem jak mu dogryźć.-Jak Ci idzie z Evans?-pytam uszczypliwie z udawanym zainteresowaniem, a trójka przyjaciół Jamesa chichocze.

-Jeszcze wszyscy będziecie nam gratulować na weselu.-mówi z powagą, patrzę na niego sceptycznie.

-Jasne, ja i Severus na pierwszym miejscu, tu się puknij.-mówię stukając się placem w czoło. Za plecami chłopaków widzę, że zbliżają się moje współlokatorki, wiec szybko kończę naszą rozmowę i uciekam do Wielkiej Sali, żeby nie dać Lucy możliwości wyczucia moich intencji co do jednego z Huncwotów.

W czasie posiłku nie bardzo zwracam uwagę na to co mówią dziewczyny, bo moje myśli krążą od wczorajszego spotkania w bibliotece, przez dzisiejszy trening, aż do piątkowego meczu i tak w kółko.

-Dalej jesteś zła na Severusa, o tą Evans w zeszłym tygodniu?-pyta nagle Abi wyrywając mnie z zamyślenia i bezczynnego grzebania w jajecznicy.

-Hmm, nie wiem.-odpowiadam wzdychając, tak naprawdę to chyba o tym zapomniałam bo miałam inne sprawy na głowie, ale tego już nie mówię. Zamiast tego odsuwam od siebie talerz z nietkniętą jajecznicą i biorę moje ulubione, zielone jabłko, które chowam do torby i wstaję od stołu.

-Idziesz już?-pyta Lucy, dalej zajadając śniadanie.

-Tak, nie jestem głodna, pójdę już pod salę. Może jeszcze coś powtórzę.-wzdycham i zakładam torbę na ramię. Ruszam do wyjścia z Sali, cały czas myśląc o pewnym gryfonie.

Zaczynam się złościć na samą siebie. Jestem Black do jasnej cholery!

-Hej, Lisico!-słyszę jak ktoś mnie woła, gdy zbliżam się do schodów prowadzących do lochów. Odwracam się i widzę Remusa, który zmierza w moją stronę. Zatrzymuję się i czekam aż chłopak podejdzie.

-Zabrałem wczoraj przez przypadek Twoje wypracowanie na eliksiry.-mówi i wyciąga pergamin ze swojej torby wypchanej książkami.

-Jejku, dziękuję. Slughorn by mi nie darował tej pracy.-mówię i odbieram ją z wdzięcznością.

-Nie ma sprawy. A tak w ogóle to myślałaś o tych korepetycjach?-zagaduje chłopak i rusza ze mną pod salę eliksirów, całkiem nieświadomie.

-Odrabianie z Tobą lekcji jest ciekawsze, niż samotne wypełnianie tego obowiązku, więc bardzo chętnie.-odpowiadam z uśmiechem, ale patrzę na swoje buty.-Twoi przyjaciele nie będą zazdrośni, że spotykasz się z kimś innym?-pytam mając bardziej na uwadze mojego starszego brata, za bardzo interesującego się moim stanem sercowym. Podnoszę wzrok zainteresowana jego odpowiedzią.

-Rzadko chodzą ze mną do biblioteki, więc raczej się nie przejmą, jak im nagle powiem, że idę sam.-wyjaśnia chłopak i uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam.

-I tak jak wczoraj mnie odprowadzasz, może stanie się to naszą tradycją?-pytam rozbawiona.

-Cała przyjemność po mojej stronie, w nagrodę mogę podziwiać bardzo ładny uśmiech.-mruga do mnie Remus, a ja czuję jak się rumienię.

-Dziękuję.-mówię i wspinam się na palce aby pocałować go w policzek, na co on reaguje zaskoczeniem, ale nie odsuwa się. Punkt dla mnie.

-Widzimy się dzisiaj po obiedzie w bibliotece?-pyta chłopak, a ja kręcę głową.

-Dzisiaj niestety mi coś wypadło. Ale jutro będę musiała odrobić parę zadań więcej, więc przyda mi się naprawdę dobry korepetytor.-mówię zawiedziona tym, że zgodziłam się grać. Ale jednocześnie zastanawia mnie, dlaczego Remus, nie powiedział o tym spotkaniu mojemu bratu. Chociaż z drugiej strony, jego przyjaciele w tym także mój brat, na pewno zauważyli jego późny powrót, więc musiał się tłumaczyć. A mój brat wbrew pozorom nie jest aż tak głupi, żeby nie połączyć kropek.

-Idę, bo spóźnię się na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami.-mówi chłopak i odchodzi.

-Przepraszam.-szepczę, chociaż chłopak już mnie nie słyszy, a ja siadam pod salą i staram się skupić na czytanych przeze mnie notatkach.

Na żadnych zajęciach nie mogłam się skupić dłużej niż 5 minut. Nie brałam nawet udziału w ciągłych rozmowach moich przyjaciółek i bliźniaka, przez co obrywało się tylko im, a szczytem mojej dzisiejszej aktywność było oddanie Profesorowi Slughorn'owi zadania domowego. Za to notatki tworzyło mi samonotujące pióro, którego posiadanie pierwszy raz okazało się przydatne.

Wracam z przyjaciółkami do Pokoju Wspólnego, tylko po to żeby spędzić tam 30 minut i iść na trening, o którym wiem tylko ja. Jednak ponownie jestem pogrążona w swoim świecie.

-Co Ty cały dzień taka zamyślona?-pyta w końcu Lu, a jej głos przebija się przez barierę moich myśli.

-A co Ty taka ciekawska?-odpowiadam pytaniem na pytanie. Nawet nie zdenerwowało mnie to, że jest zainteresowana, jestem zestresowana i tak sobie to odbijam. Najchętniej poszłabym teraz do Kevina i powiedziała, żeby sobie szukał innego „szukającego na zastępstwo", ale już się zgodziłam i rezygnowanie z czegoś tylko przez to, że się stresuję nie jest w moim stylu.

-Nie warcz na mnie, tylko pytam.-oburza się Lu na ton mojego głosu, a ja gryzę się w język i zawracam w stronę przeciwną niż Pokój Wspólny.-Gdzie idziesz?-pyta mnie, ale znowu nie odpowiadam. Muszę się przewietrzyć teraz, a nie za 20 minut.

Wychodzę na błonia, gdzie wieje lekki wiatr, który sprawia że wrześniowe słońce nie jest aż tak ciepłe.

-Jeszcze dostanę kataru, przez ten jego durny pomysł.-syczę i zmierzam powoli w stronę boiska, najwyżej sobie trochę poczekam na resztę drużyny. Kieruję się w stronę stadionu i staram się ogarnąć bałagan w mojej głowie. Moje zainteresowanie Remusem jest kompletnie normalne, jestem nastolatką, a on naprawdę przystojnym chłopakiem z super charakterem i umie sprawić, że odrabianie lekcji jest tak interesujące, że zapomina się o istnieniu zegarka. W oddali widzę jak drużyna Slytherinu kłóci się z drużyną mojego domu.

-Cholera jasna.-szepczę i żeby nie natknąć się na mojego bliźniaka obchodzę stadion dookoła.

Gdy docieram na stadion mojego brata i reszty drużyny ślizgonów już nie ma, za to przed szatnią czeka na mnie Kevin.

-Jesteś!-cieszy się chłopak.

-Mówiłam, że będę. Chociaż przyznam, że miałam ciekawszą propozycję na spędzenie dzisiejszego dnia.-mówię i staram się powstrzymać westchnienie. Jestem zła na tą całą sytuację, zła na siebie bo się zgodziłam. Mogłabym teraz siedzieć w bibliotece z Remusem i cieszyć się naszym wspólnym wieczorem. Wchodzę z nim do szatni, a większa część drużyny jest bez koszulki.

-Dzięki Kevin.-wzdycham. Naprawdę jestem tu jedyną dziewczyną i ewidentnie nie podoba mi się to, że 4 osoby z drużyny paradują przede mną z gołymi klatami.

-Mamy dla Ciebie strój...nowiusieńki.-oznajmia Eric-obrońca i wyciąga w moją stronę idealnie złożony strój, szkoda tylko, że on swojego nie ma.

-Miło by było jakbyście wszyscy też je mieli.-mówię marszcząc nos, niezadowolona ich beztroską postawą. Może i jestem w ich drużynie tylko na chwilę, ale mogli by się wykazać odrobiną kultury i nie paradować przy mnie bez ubrań. Przebieram się za wyczarowanym sobie specjalnie parawanem i związuję włosy w dwa warkocze.

-Lisica, gotowa?-słyszę pytanie Kevina, więc w stroju i „nowej" fryzurze wychodzę zza parawanu.

-Wyglądam najlepiej z was wszystkich.-mówię odrobinę uszczypliwie prezentując się im w całej okazałości.

-Super! Zaczniemy od rozgrzewki.-mówi wyraźnie podekscytowany Max-czyli jeden z pałkarzy.

-A co z miotłą? Swojej nie mam, a te woźnego raczej nie działają.-mówię zanim wyjdziemy z „szatni".

-Sam nie gra. Już ustaliliśmy, że da Ci swoją. Wszystkie są w składziku.-wyjaśnia mi Kevin i przepuszcza mnie w drzwiach. W czasie kiedy my zaczynamy rozgrzewkę, na którą składają się ćwiczenia rozciągające i wytrzymałościowe, Sam idzie po siedem mioteł, czyli po jednej dla każdego z nas.

-Dobra koniec tej dziecinady. Zaczynamy na poważnie. Lisica do Ciebie należy...

-Załapanie znicza, wiem.-mówię przerywając jego wypowiedź i w mgnieniu oka zabieram od Sama jego miotłę i równie szybko wskakuję na nią i wznoszę się w powietrze.

-Latasz?-pyta zaskoczony moim czynem Sam.

-I to raczej nie najgorzej.-wzruszam ramionami i dla demonstracji robię kilka kółek.-Na co czekacie? Nie mamy całego dnia.-wołam do nich, a oni w lekkim szoku też wznoszą się w powietrze.

-Masz jakiś sposób na ogranie brata?-pyta Kevin zatrzymując się obok mnie. Razem przeczesujemy wzrokiem stadion pokryty pomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca.

-Wystarczy to, że jestem jego siostrą.-odpowiadam zwięźle i dalej szukam wzrokiem malej złotej piłeczki, która powinna odbijać promienie zachodzącego słońca. Chłopak nic już nie mówi, więc ruszam dalej w poszukiwaniu znicza.

Z mioteł schodzimy gdy zbliża się pora kolacji, a ja już czuję ból różnych partii ciała. Ręce, dłonie, nogi i chyba nawet pośladki zdrętwiały mi od siedzenia na miotle. Nie rozumiem osób, którym sprawia to przyjemność, czyli między innymi mojego brata, mogę z nim zagrać w wakacje raz na jakiś czas, ale on to robi „zawodowo". Dlaczego? Nie pojmuję. Przebieramy się tak jak poprzednio, czyli ja za specjalnym parawanem i chłopcy zmierzają na kolacje, ja kompletnie wyczerpana jakimś cudem dostaję się do wieży. Prawie umieram stojąc pod ciepłym prysznicem, który masuje wszystkie moje obolałe mięśnie, a mam je nawet tam gdzie się nie spodziewałam. Po zbawiennym prysznicu, zakładam na siebie lekką piżamę i nie zwracając uwagi na mokre i potargane włosy kładę się do łóżka i niemal od razu zasypiam.  

Continue Reading

You'll Also Like

49.8K 2.3K 57
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
18.4K 1.5K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
69.9K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
10.6K 809 40
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...