Część 3

17 0 0
                                    

Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem, ze snu o alternatywnej rzeczywistości, gdzie jestem z Remusem. Dziewczyny jeszcze spokojnie śpią, więc po cichu wstaję z łóżka, z szafy wybieram mundurek szkolny i z nim idę do łazienki. Po porannej toalecie wracam cicho do pokoju, gdzie siadam przed lustrem i czeszę włosy w wysokiego kucyka oraz robię delikatny makijaż. Gotowa pakuję torbę na zajęcia i wychodzę z pokoju. Po cichu zamykam drzwi i gdy drewno zamyka się za mną bezdźwięcznie, z pokoju słychać stłumiony budzik.

W pokoju wspólnym jest już sporo osób jednak większość to osoby z pierwszego roku, które siedzą pochylone nad książkami z Historii Magii. Jest to dla mnie dość dziwne. Historia Magii nie jest jakimś szczególnie lubianym przedmiotem, więc pierwszaki pewnie dalej myślą, że na te lekcje trzeba się uczyć. Może w grudniu zrozumieją, że nie ma sensu uczyć się z lekcji na lekcję. Co innego jeśli się tym interesują, wtedy jest to dla nich przyjemność, zarówno słuchanie ducha jak i czytanie tego. Przemierzam Pokój Wspólny w stronę wyjścia.

-Hej, Lisico!-słyszę jak ktoś woła mnie moją ksywką. Odwracam się w stronę, z której dobiega głos i widzę Kevina, który jest kapitanem drużyny Quidditcha.

-Cześć Kevin, co tam?-pytam z lekkim uśmiechem. Mimo złości na to, że mnie zatrzymuje, bo na serio chciałam uniknąć przedwczesnego kontaktu z Lucy.

-Słuchaj brakuje nam szukającego do meczu w tym tygodniu, Sam dostał szlaban na mecz. Chciałabyś zagrać?-pyta mnie chłopak, a ja całą siłą woli powstrzymuję się przed otwarciem ust z wrażenia.

-Ty tak serio?-pytam zaskoczona. Nigdy nie myślałam o graniu w drużynie. Grywałam czasem z braćmi i kuzynkami, okej...byłam lepsza od Belli, Cyzi, ale nie od Regulusa, który gra w reprezentacji Slytherinu, a to z nimi jest ten mecz.

-No tak, z tego co rozmawiasz czasem z dziewczynami wnioskuję, że jesteś dobra. Poza tym twój bliźniak też jest dobry, nie mówię że najlepszy, bo najlepsi jesteśmy my.-mówi z pewnością głosie.

-Jasne, powiedz to zeszłorocznemu meczowi, bo puchar domów zdobyli wtedy ślizgoni.-prycham i patrzę w stronę drzwi mojego pokoju, serio chcę wyjść zanim Lu wychyli swój nos zza drzwi.

-W tym roku, będzie inaczej, jeśli z nami zgrasz.-próbuje mnie dalej namówić.

-Dobra, ale tylko ten jeden raz. Znajdźcie sobie rezerwowego.-wzdycham zrezygnowana.

-Super! Załatwię nam zgodę na trening dzisiaj, utrzemy ślizgonom nosa.-mówi.

-Ślizgoni mają mieć dzisiaj trening?-pytam załamana, a on kiwa głową.-Jeśli Regulus dowie się dzisiaj, że gram w piątkowym meczu, to urwę Ci głowę przy samych...-syczę, ale nie kończę, żeby sam mógł sobie dopowiedzieć.

-Jasne, widzimy się na boisku o 15:30.-mruga do mnie, a ja wychodzę szybko z Pokoju Wspólnego.

Idę korytarzem, myśląc o dzisiejszym treningu. Nigdy nie grałam, że tak powiem „zawodowo". To nie może być ciężkie, muszę tylko starać się złapać znicz. W sumie to na dobrą sprawę nawet nie muszę go złapać, to będzie mój pierwszy trening i mam nadzieję, że nie jedyny, niech zrobią mi chociaż dwa. Ale ja przecież nie mam nawet swojej miotły! Na czym mam polecieć? Na miotle woźnego? Skąd oni wezmą dla mnie strój? Nie żebym była wredna, ale Sam jest raczej większy ode mnie. Nie chodzi o tuszę, bo jest wysportowany, ale o wzrost, jest wysoki i w wieku Syriusza...więc powinien być wysoki. Oczywiście przez swoje zamyślenie znowu na kogoś wpadam. Jednak tym razem, nie upadam, ponieważ osoba ma refleks i chwyta mój nadgarstek.

-Cześć.-wita się ze mną dobrze znamy mi głos, z którym spędziłam wczoraj czas w bibliotece.

-Cześć.-uśmiecham się i widzę, że Remus jest z trójką swoich przyjaciół.-Cześć wszystkim.-dodaję i patrzę na swój nadgarstek, który dalej trzyma chłopak. Jednak szybko się orientuje i puszcza moją rękę, co trochę mnie smuci, jednak dla niepoznaki cały czas się uśmiecham.

Lisek z rodu BlackOù les histoires vivent. Découvrez maintenant