MEMORIES ON FIRE / ZOSTANIE W...

By autorka_hope

244K 15.8K 27.4K

„Spłonęliśmy od własnych uczuć i grzechów, które zniszczyły nas ostatecznie. I nie było już szansy na ratunek... More

Prolog + Trailer
Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 2

4.8K 335 952
By autorka_hope

Zgodnie z poranną zapowiedzią na Twitter i Instagramie, 

wlatuje kolejny rozdział więc życzę kochani miłego czytania!

#trylogiafire


*** 


NICOLE POV


Czym jest dom?

Czy chodzi tylko o budynek, w którym żyjemy? Czy to wybudowane mury mają dawać nam poczucie bezpieczeństwa, czy chodzi jednak o osobę, a może nawet o nasze serce?

Lecąc do Kalifornii, wysiadając na tamtejszym lotnisku i czując gorące promienie słońca muskające moją twarz, zastanawiałam się nad prawdziwością słów, że nasz dom jest tam gdzie jest nasze serce. Jeżeli to była prawda, to nie wiem czy miałam prawdziwy dom ponieważ moje serce od dawna było roztrzaskane, pozostawione w różnych zakątkach, różnych miastach i przy różnych osobach.

Nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne, zacisnęłam mocniej dłoń na rączce niewielkiej walizki i ciągnąc ją za sobą po chodniku, szłam w kierunku najbliższej wolnej taksówki. Przystanęłam przy odpowiednim aucie, zgarniając czarne pasma włosów ze swojej twarzy i otworzyłam boczne drzwi, nachylając się do środka.

— Dzień dobry — odezwałam się, skupiając na sobie wzrok nieco znudzonego i zaspanego kierowcy w średnim wieku. — Zawiezie mnie pan do hotelu Ritz-Carlton? — zapytałam, opierając dłoń o otwarte drzwi samochodu.

— Tak, oczywiście. Niech Pani wsiada. — Zaprosił mnie gestem ręki do środka. — Pomogę pani z walizką — zaproponował pośpiesznie, odpinając pas bezpieczeństwa.

— Nie trzeba — odpowiedziałam, wyprostowując się. — Niech pan tylko otworzy bagażnik, poradzę sobie — dodałam i podeszłam z walizką do bagażnika.

Otworzyłam klapę i zapakowałam do środka swój niewielki bagaż, a następnie powróciłam do uchylonych drzwi i zajęłam miejsce pasażera na tylnym siedzeniu. Silnik głośno zawarczał i gdy tylko taksówkarz dołączył się do ruchu ulicznego na ulicach Los Angeles, zerknął na mnie we wstecznym lusterku samochodu.

— Los Angeles to piękne miasto — mruknął, starając się rozpocząć rozmowę.

— To prawda — przytaknęłam, wbijając wzrok w boczną szybę.

— Była tu już pani kiedyś? — zapytał ożywiony moją odpowiedzią.

— Kiedyś mieszkałam w okolicy, można tak powiedzieć — wychrypiałam, wyjmując wibrujący telefon z wnętrza swojej niewielkiej torebki.

Spojrzałam na podświetlony ekran i odebrałam połączenie, przesuwając opuszkiem palca po ekranie.

— Wylądowałaś już? — usłyszałam damski głos w słuchawce.

— Właśnie jadę do hotelu.

— Spóźnisz się — zauważyła z lekkim niezadowoleniem, na co wywróciłam oczami.

— Nie moja wina, że lot był opóźniony — oznajmiłam, starając się pohamować swoją irytację, bo akurat szatynka doskonale wiedziała z jakim trudem wybierałam się na ten ślub i wesele.

— Mogłaś lecieć ze mną i Wilsonem.

— Wiem o tym — mruknęłam. — Będę i to chyba się liczy? Naprawdę wysłuchanie kazań małżeńskich przez faceta w sukience jest dla was takie ważne?

— Dobra, nie ważne. Ogarnij się w takim razie i widzimy się na miejscu — oznajmiła, kończąc naszą rozmowę.

Gdy spuściłam wzrok na podświetlony ekran telefonu w swojej dłoni, cicho westchnęłam i przeniosłam wzrok na boczną szybę, czując jak taksówka zwalnia i po chwili się zatrzymuje.

— Jesteśmy na miejscu — oznajmił kierowca, obracając się na swoim siedzeniu w moją stronę.

Skinęłam niezauważalnie głową i wyjęłam banknot z portfela o wyższym nominale, niż kosztowałaby cała ta trasa w obie strony. Wręczyłam papierek mężczyźnie i wysiadłam z auta, podchodząc do zamkniętej klapy bagażnika, którą po chwili uniosłam do góry.

Wyjęłam walizkę i zaciskając dłoń na wysuniętej rączce, pociągnęłam za sobą walizkę, do przestronnego wnętrza hotelowego lobby. Skierowałam swoje kroki do recepcji, przy której stało kilku gościu hotelowych i pracowników. Oparłam jedną wolną rękę o blat i spojrzałam wyczekująco na młodą pracownicę hotelu, która wpatrywała się z podenerwowaniem w ekran komputera.

Po kilku minutach czekania, dziewczyna skończyła obsługiwać nadętego i zakompleksionego faceta w średnim wieku, który wynagradzał sobie zapewne swoim chamskim zachowaniem brak odpowiednich rozmiarów penisa.

— Witamy w hotelu Ritz. Przepraszam, że musiała pani tyle czekać — odezwała się, przystając obok mnie przy swoim stanowisku pracy. — W czym mogę Pani pomóc? — zapytała uprzejmie.

— Spokojnie, nic się nie stało — oznajmiłam, siląc się na lekki uśmiech. — Mam rezerwację na nazwisko White — wyjaśniłam, a dziewczyna natychmiastowo przytaknęła głową i zaczęła coś sprawdzać w swoim komputerze.

Po chwili wyjęła kartę magnetyczną, którą położyła na blacie przede mną i wyjaśniła lokalizację mojego pokoju, proponując usługę dostarczenia mojego bagażu przez pracownika hotelu. Po kilku minutach, wjeżdżać windą na odpowiednie piętro, zamknęłam drzwi w swojej tymczasowej sypialni i otworzyłam walizkę, wyciągając z pokrowca przywiezioną sukienkę, która miałam nadzieję, że się nie pogniotła w podróży.

Zawiesiłam na wieszaku bordowy materiał, przyozdobiony na gorsecie niewielkimi kryształkami przy dekolcie w kształcie serca, a następnie ruszyłam do łazienki, zaciskając swoje palce na kosmetyczce.

Wiedziałam, że nie miałam wiele czasu na przygotowania, ale nie lubiłam się śpieszyć. Przez ostatnie lata przywykłam do tego, że jeżeli ktoś chce czegoś ode mnie lub zależy komuś na mojej obecności, to najzwyczajniej w świecie na mnie czeka. Może właśnie tą swoją upartością i cierpliwością Dean zdobył moje serce. I to nie było wcale takie proste, jak zdawać by się mogło.


Poprawiając materiał bordowej sukienki, spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Wszystko do siebie idealnie pasowało i zdawałam się być zupełnie inną osobą niż impulsywna dziewczyna sprzed lat. Zastanawiałam się, jak bardzo zmieniłabym się, gdybym nie opuściła Kalifornii. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym zamieszkała w Los Angeles? Czy ułożyłoby się podobnie?

Uciekając do Nowego Jorku pozbawiłam się w dużej mierze kontaktów z rodziną. Nie zjawiłam się nawet na pogrzebie własnego ojca, bo nie potrafiłam wrócić do tego miasta i ryzykować, że już nigdy z niego nie wyjadę. Tym razem miałam o wiele więcej do stracenia, niż kiedykolwiek wcześniej.

Ułożyłam sobie nowe życie u boku mężczyzny, który mnie kocha, wspiera i jest wierny. Daje poczucie bezpieczeństwa, rozumiejąc moje priorytety i wybory. Rozumie to, że mimo całe dobra jakim mnie obdarzył, to nigdy nie będzie na pierwszym miejscu i zaakceptował to.

Największym zaskoczeniem jednak było dla mnie pojawienie się w moim nowym życiu dwóch osób, które odnalazły swój własny sposób na to, by przy mnie być. Wspierali mnie i pomagali na różne sposoby, przejść najgorszy okres w moim życiu. Kochali mnie, gdy ja siebie nienawidziłam.



Stanęłam przed wejściem do hotelu, w którym odbywało się wesele a wcześniej zaślubiny. Odsunęłam kotłujące się w mojej głowie myśli i tkliwe wspomnienia z mojej przeszłości, a następnie z hardo uniesioną głową do góry, pewnym krokiem, kołysząc lekko biodrami na boki weszłam do środka.

Pokierowana przez pracowników hotelu na sale weselną, wręczając zaproszenie postawnemu mężczyźnie, weszłam do środka. Przesunęłam wzrokiem po zatłoczonym parkiecie i pozajmowanych miejscach przy okrągłych stołach. Pod ścianą pośrodku sali rzucało się w oczy miejsce dla młodej pary, które było przyozdobione białymi kwiatami i tandetnym napisem informującym o miejscu nowożeńców. Zgarnęłam pofalowane czarne włosy na bok i zaciskając palce na czarnej kopertowej torebce, ruszyłam wgłęb zatłoczonej sali, starając się dopatrzyć kogoś znajomego.

— O już jesteś prosiaczku. — Dotarł do mnie znajomy głos przyjaciela, a obracając się powoli w jego stronę, wywróciłam ostentacyjnie oczami.

— Chris, skończ z tym proszę. Mamy trzydzieści lat, a na nie osiemnaście — zauważyłam i lekko pokręciłam głową.

— Po pierwsze to mnie nie postarzaj, bo mamy dwadzieścia dziewięć a nie trzydzieści. A po drugie nawet na twoim pogrzebie w swojej przemowie cię nazwę prosiaczkiem — oznajmił z dumą, pozbywając mnie wszelkiej nadziei na to, że jest chociażby nikła szansa, że ten chłopak kiedyś dorośnie.

— Nie wygłosisz mowy na moim pogrzebie — prychnęłam, przesuwając wzrokiem po gościach weselnych.

— Kto znowu umiera? — zapytała Molly, stając obok mnie.

— Jeszcze nikt, ale jak twój chłopak nadal będzie mnie wkurzać to możliwe, że on. — Uśmiechnęłam się sztucznie i wyjęłam z dłoni szatynki kieliszek szampana, którego miała zamiar zapewne wypić. — Był już toast? — zapytałam, upijając łyk musującego alkoholu.

— Był — odpowiedziała dziewczyna, poprawiając włosy do tyłu. — Ale zdążyłaś na pierwszy taniec — dodała.

— Wspaniale — mruknęłam, opróżniając kieliszek do dna. — Najpierw znajdę młodą parę — dodałam i odstawiłam na srebrną tacę kieliszek.

Już zrobiłam dwa kroki w głąb sali, kierując się w stronę miejsca nowożeńców gdy na moim ramieniu poczułam szczupłe palce dziewczyny. Spojrzałam na szatynkę przez ramię, oczekując wyjaśnień i dostrzegłam niepewność na twarzy Chrisa.

— Może poczekaj z tym — zaproponował niepewnym tonem Wilson.

— Dlaczego?

— On jest świadkiem Willa — oznajmiła zachrypniętym głosem Molly, obserwując w ciszy moją reakcję.

Jednak o jakiej reakcji możemy mówić, gdy chodzi o człowieka, który stał się jedynie fragmentem mojego starego życia. Nathaniel był ważną osobą, jednak zniszczył to wszystko poświęcając mnie i to co mieliśmy. I z perspektywy czasu rozumiem, że dobrze się stało bo stworzyłam życie, jakiego przy nim nigdy bym nie mogła mieć.

— Liczyłam się z tym, że go tu spotkam — odpowiedziałam po chwili obojętnym tonem. — Dajcie spokój — dodałam, widząc niepewność na ich twarzach. — Minęło sześć lat.

Obróciłam się i ponownie spróbowałam udać się w stronę pary młodej gdy z głośników dotarł do mnie dźwięk spokojnej melodii i komunikat z prośbą o zwolnienie miejsca na parkiecie.

Pierwszy taniec młodej pary.

Goście rozeszli się na boki, dając odpowiednią ilość miejsca Willowi i jego żonie i dopiero teraz zrozumiałam, jak dziwnie to brzmi w mojej głowie. Stworzyliśmy nowe życia, jednak moje wspomnienia zatrzymały się na chwilach, gdy beztrosko jeździliśmy nocą po mieście i chodziliśmy pić do klubów. Moje wspomnienia na temat człowieka, którego uważam za przyjaciela były odległe i tak boleśnie nie realne, bo Will zapewne zmienił się bardziej niż mogłam nawet przypuszczać.

Stanęłam obok Molly i Chrisa, wpatrując się w kołyszącą pośrodku parkietu parę do ballady Please forgive me - Bryana Adamsa.

Nie odrywając wzroku od młodej pary, mniej więcej w połowie utwory dotarł do mnie zniekształcony męski głos, zapraszający resztę gości do dołączenia na parkiet. Po chwili młoda para była prawie nie zauważalna w tłumie, a ja stojąc i wpatrując się w tańczących ludzi, znieruchomiałam, zapominając, że minęło zbyt wiele czasu, by obecność jednego człowieka, wywarła na mnie jakiekolwiek wrażenie.

Stał tyłem, obracając w tańcu akurat jedną z druhen panny młodej, jednak zbyt dobrze go znałam, by mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości. Pamiętałam jego sylwetkę, sposób poruszania się i choć nie widziałam jego twarzy to wiedziałam, że to on. Jako jedyny z gości nie miał już na sobie marynarki, a mankiety od białej koszuli były nonszalancko podwinięte. Zerknęłam na dziewczynę, z którą tańczył i dostrzegłam jej promienny uśmiech i rozbawienie połyskujące w jej niebieskich oczach.

Po chwili piosenka się skończyła, a ja otrząsnęłam się i ruszyłam pewnym krokiem w stronę baru. Musiałam się napić czegoś mocniejszego niż szampan, jeżeli miałam przetrwać ten wieczór. Stanęłam tyłem do parkietu i wyjęłam z niewielkiej torebki telefon, odczytując wiadomość od Vivian. Po chwili otrzymałam zamówione Martini i upiłam niewielki łyk alkoholu, gdy za swoimi plecami usłyszałam dobrze znany męski głos.


— Rocket Fuel proszę.

I wbrew zdrowemu rozsądkowi, zerknęłam kątem oka w bok, gdy zauważyłam dłoń opierającą się o blat baru po mojej prawej stronie. Praktycznie nic się nie zmienił. Można by uznać nawet, że minęło zaledwie kilka miesięcy a nie kilka lat. Można by pomyśleć, że nic się nie zmieniło. A jednak zmieniło się wszystko.

Brunet nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi, wpatrywał się w barmana, który szykował jego zamówienie. I mogłam niezauważona wstać i odejść, łudząc się, że uda mi się go unikać cały wieczór. I pewnie kiedyś właśnie tak bym zrobiła, jednak teraz nie widziałam sensu w ucieczce przed kimś, kto kiedyś był dla mnie tylko całym światem.

Wzięłam głęboki oddech i wbijając wzrok w swoje Martini, lekko odchrząknęłam.


— Cześć — odezwałam się obojętnym głosem, nie spoglądając nawet w kierunku bruneta.

I zauważyłam katem oka jak dłoń, którą do tej pory nerwowo bawił się serwetką, znieruchomiała.


— Nicole — odezwał się zdziwiony, jakby pytał czy to aby na pewno ja.

Powoli podniosłam wzrok i spojrzałam na jego zaskoczoną twarz, unikając spojrzenia w jego ciemne oczy, którymi wwiercał się w moją obojętną twarz.


— Minęło kilka lat i już nie poznajesz starych znajomych? — parsknęłam.

— Zapuściłaś włosy — odezwał się po chwili jakby oderwany od rzeczywistości.

— Naprawdę masz zamiar rozmawiać o moich włosach? — zapytałam z kpiną, wywracając oczami.

Chwyciłam wykałaczkę i wsunęłam do swojej buzi dwie nadziane na nią oliwki, sprawiając wrażenie znudzonej i nie poruszonej naszym pierwszym spotkaniem od dawna.

Korzystając z okazji, że Nathaniel zbierał prawdopodobnie myśli w swojej głowie, opróżniłam szybkim haustem kieliszek do dna i odeszłam, pozostawiając bruneta samego przy barze.

Teraz po tylu latach walki rozumiałam już, że niektórzy ludzie po prostu nie powinni nigdy zjawić się w naszym życiu.


Wesele trwało, goście weselni rozbawieni prowadzili coraz to odważniejsze rozmowy, a na parkiecie zakończyłam właśnie swój kolejny taniec z panem młodym. Will ostatni raz okręcił mnie i zanim pozwolił mi odejść, objął mnie rękoma i przycisnął do swojego torsu, jakbym za chwile miała zniknąć na zawsze.

— Baw się dobrze — wyszeptał. — Jeszcze cię złapie później, ale teraz musze iść uwolnić swoją żonę — dodał z uśmiechem, kiwając głową w stronę drobnej brunetki, która została zmuszona do przetańczenia kolejnej piosenki z mężczyzną w średnim wieku, który zdecydowanie miał problem z utrzymaniem rąk.

— Jasne — odpowiedziałam z uśmiechem. — Do później.

I kiedy odwróciłam się na pięcie by powrócić do stolika, przy którym siedziałam z Molly i Chrisem, poczułam jak palce Willa zaciskają się ostrożnie na moim nadgarstku. Spojrzałam na niego wyczekująco przez ramię, badając wzrokiem jego twarz.

— Cieszę się, że tu jesteś — wyznał, pocierając kciukiem skórę na mojej dłoni.

— Ja też Will — przyznałam, a wtedy brunet puścił mój nadgarstek i ruszył w stronę Chloe.

Przez chwilę stałam w miejscu, wpatrując się w szczęśliwego mężczyznę, który objął czule ciało swojej żony, a następnie złożył na jej ustach delikatny pocałunek. I to wszystko było takie zwyczajne, a jednak zdawało się być dla tak wielu ludzi nieosiągalne.

Ja mimo popełnionych błędów znalazłam w końcu kogoś, kto mógł mi to dać. Dean był w stanie zapewnić mi przyszłość, którą teraz zaczął tworzyć Will wraz z Chloe.

Odwróciłam się na pięcie i ignorując tańczące pary wokół mnie, ruszyłam spokojnym krokiem w stronę stolika. Poprawiając złotą bransoletkę na swoim nadgarstku, spuściłam wzrok i nie patrzyłam przez kilka znikomych sekund przed siebie. Jednak właśnie tyle wystarczyło, by stanąć przy stoliku i nie zauważyć, że siedział przy nim również Nate i Jordan.

— Oniemiałaś na mój widok? — zaśmiał się Mulat, wstając z krzesła, gdy zacisnęłam palce na oparciu krzesła Molly.

— Nicole nie wierzy w to, że ktoś mógł się spóźnić jeszcze bardziej niż ona sama — prychnęła szatynka i zanim zdążyłam jej jakoś odpowiedzieć, poczułam zaciskające się na moim ciele silne ręce wysokiego i dobrze zbudowanego Mulata.

Po chwili nabrałam powietrza do płuc i odwzajemniłam gest, przymykając na kilka sekund oczy.

— Co słychać w wielkim świecie u pani prawnik? — zagadnął, wypuszczając moje ciało z uścisku.

Poprawiłam gorset sukienki, podciągając go nieco do góry i nie zwracając uwagi na nonszalancko siedzącego Nathaniela, który nie spuszczał ze mnie swoich ciemnych tęczówek, uśmiechnęłam się do Jordana, zadzierając głowę nieco do góry.

— Wilson, żyj swoim życiem plotkaro a nie moim. — Spojrzałam znacząco na blondyna, który zakrztusił się na dźwięk swojego nazwiska zawartością kieliszka, którą wlał do swojego gardła chwilę wcześniej.

— Czemu zawsze to ja jestem winny? — zapytał oburzony, gdy Molly poklepywała go po plecach.

— Bo to ty nie umiesz utrzymać żadnej tajemnicy — zauważyłam i nieświadomie przesunęłam wzrokiem po milczącym Nathanielu, który siedział niezmiennie w tej samej pozycji na krześle przy stole, zaciskając jedną dłoń na szklance bursztynowego alkoholu.

— Pierdolenie — mruknął wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy.

Po chwili usiadłam między Chrisem a Jordanem i starając się ignorować natarczywe spojrzenie bruneta, skupiłam się na rozmowie z przyjaciółmi. Przynajmniej próbowałam to zrobić, jednak mimo lat, które nieodwracalnie nas od siebie odsunęły to nadal czułam jego wzrok na swoim ciele. Miałam czasami wrażenie, że wręcz znam jego myśli gdy popijał ze swojej szklanki alkohol i sunął wzrokiem po mojej sylwetce, nie pozostawiając miejsca na niedopowiedzenia.

— Gdzie się zatrzymałaś? — zapytał po chwili Jordan, zmieniając wcześniejszy temat.

— W hotelu — odpowiedziałam zdawkowo, zdając sobie sprawę, że świadkiem naszej rozmowy w dalszym ciągu jest Nate.

— A na długo przyjechałaś? — kontynuował rozmowę Mulat, gdy Chris i Molly zostawili nas w trójkę samych przy stoliku i poszli na parkiet.

— Jutro już wracam — oznajmiłam, upijając niewielki łyk ze swojego kieliszka.

— Nie odwiedzisz Marissy? — odezwał się ochrypłym i pustym głosem, wbijając swoje śmiertelnie zimne tęczówki w moją twarz.

Przez chwile popatrzyłam na niego zdezorientowana bo nie oczekiwałam, że dołączy się w jakikolwiek sposób do naszej rozmowy. Tak naprawdę nie sprawiał wrażenia osoby, która szuka ze mną kontaktu czy chce w ogóle znaleźć sposobność na rozmowę. I być może początkowo mnie to zaskoczyło, ale przecież taka sytuacja działała tylko na moją korzyść. Nie chciałam rozdrapywać przeszłości, a obawiałam się właśnie tego, że on będzie próbował w jakikolwiek sposób do niej powrócić.

— Nie — odpowiedziałam krótko, odwracając ostentacyjnie od niego wzrok.

— Na pogrzeb swojego ojca też nie przyjechałaś — zauważył, kontynuując to co zaczął, ale ja nie chciałam podejmować tej rozmowy.

— To teraz prowadzisz mój terminarz? — zapytałam, udając zaskoczenie i spojrzałam na niego z kpiną i politowaniem. — A gdzie jest twoja dziewczyna? — zapytałam, celowo rozglądając się na boki.

— Jaka dziewczyna? — zapytał, marszcząc czoło.

— No Sarah? Tak chyba miała na imię. — Udałam, że starałam sobie przypomnieć imię dziewczyny, a po mojej prawej stronie odchrząknął nerwowo Jordan.

— Może chodź Nate po coś do picia? — zagadnął, wstającą od stolika.

— Świetny pomysł. Idź i coś przynieś Jordan — wychrypiał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Bardziej chodziło mi o to, żebyś skończył tą rozmowę bo to wesele naszego przyjaciela i nie potrzebna jest żadna kłótnia — wyjaśnił z naciskiem, zerkając nerwowo w stronę zbliżającej się do stolika pary.

— Spokojnie — mruknęłam i uśmiechnęłam się pokrzepiająco do Jordana. — Ja i tak muszę zadzwonić — dodałam i odsunęłam krzesło od stołu, wstając od niego ostentacyjnie.

Wyminęłam ze słabym uśmiechem Chrisa i Molly, a następnie zaciskając palce na swojej czarnej kopertowej torebce, ruszyłam pewnym krokiem w stronę wyjścia z sali weselnej. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza, musiałam usłyszeć głos mężczyzny, z którym wybrałam swoje przyszłe życie.

Wyszłam przed hotel, przestępując nerwowo z nogi na nogę i wyjęłam telefon z wnętrza niewielkiej torebki. Wybrałam numer do mężczyzny, uprzednio sprawdzając nieodebrane wiadomości. Uniosłam wzrok przed siebie, wpatrując się w ciemno granatowe niebo i migoczące jasne gwiazdy, które zdawały się wyjątkowo mocno świecić. Przełknęłam ślinę, czekając aż Dean odbierze połączenie, jednak zamiast jego głosu, usłyszałam komunikat skrzynki pocztowej, która zachęcała do nagrania wiadomości.

Westchnęłam i spuściłam wzrok na tapetę swojego telefonu, uśmiechając się bezwiednie na widok widniejącego tam zdjęcia.

— Chcesz? — usłyszałam pytanie, a ja natychmiastowo zablokowałam telefon i wsunęłam go do torebki, zerkając z niechęcią na Nathaniela, który nie wiadomo kiedy, stanął obok mnie.

— Nie dzięki. Nie palę — mruknęłam i objęłam swoje ramiona rękoma, krzyżując je na klatce piersiowej, przenosząc ponownie wzrok na gwieździste niebo Kalifornii.

Po chwili dotarł do mnie zapach dymu papierosowego, który owiał mój twarz a ja wbrew zdrowemu rozsądkowi stałam tam nieporuszona jego obecnością, której powinnam unikać jak ognia by się znowu nie poparzyć.

Bo do rozbudzenia wielkiego, rozszalałego płomienia nie potrzeba wcale wiele. Wystarczy jedna iskra. Wystarczy jedna zapałka. Wystarczy jedno przypadkowe spojrzenie, które obudzi żywioł nie do zatrzymania.


***

Kolorowych snów!

Continue Reading

You'll Also Like

284K 10.1K 47
-Kiedy wreszcie zrozumiesz?- Krzyczy wyraźnie zdenerwowany i pięścią uderza o ścianę- Nasz los nie jest zapisany w gwiazdach, to nie one decydują o t...
183K 5.5K 23
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
389K 35K 19
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
155K 1K 8
Zawsze mu powtarzałam, że musimy być lepsi. Jeśli chcemy wygrać, musimy być szybsi i sprytniejsi. On to wiedział. Zapomniał tylko o tym, że potrzebuj...