Krwawa przysięga - Calabria #1

DzinaZLampy

354K 21.2K 3K

Pewnej cieplej, sierpniowej nocy Elio Ferone przysiągł przed sobą i Bogiem, że zrobi wszystko, aby odnalez... Еще

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty

Rozdział dwudziesty pierwszy

10.9K 716 65
DzinaZLampy

Dzień dziecka, więc dodatkowy rozdzialik xD

I jeszcze wyjadę z autoreklamą. „Jesteś moją zgubą" jest dostępne na Legimi i w większości księgarni trwa właśnie przedsprzedaż. Tak że jak ktoś z Was ma ochotę poznać lub odświeżyć sobie historię Any i Enzo, to zachęcam do przeczytania ❤️

***

Elio

Minęły dwa tygodnie, odkąd Idalia zamknęła się w sobie i po prostu zaczęła znikać w oczach. Nie wiedziałem już, co robić. Nic nie pomagało. Nie miała nawet ochoty, żeby podjechać na plac budowy stadniny. Nie miałem się też do kogo zwrócić, żeby mi coś podpowiedział. Błądziłem po omacku we mgle. Szczęście w nieszczęściu, że jej policzek dobrze się goił. Było jeszcze za wcześnie, żeby ocenić, jak widoczna będzie blizna, ale chirurg kazał myśleć pozytywnie.

– Dalej się nie odzywa? – odezwał się Sireno, gdy kroczyliśmy wzdłuż palet wyładowanych winami. Między butelkami znajdowała się kokaina rozdzielona na kilogramowe paczki.

– Dalej – przytaknąłem.

Sireno dowiedział się o całej sytuacji następnego dnia. Wcześniej rzadko go widywałem, bo zajmował się kilkoma sprawami związanymi z nowym klientem. Udało nam się wygrać nielegalny przetarg z inną rodziną i przez najbliższy rok mieliśmy dostarczać do Francji spore ilość kokainy. To dawało mi szansę na wzmocnienie pozycji wśród rodzin. Może, gdybym się odpowiednio postarał w ciągu najbliższych piętnastu lat, miałem nawet szansę na zostanie w przyszłości capo crimine? Wszystko było możliwe, teraz jednak nawet tego za specjalnie nie czułem. Z chęcią oddałbym nowego klienta w zamian za powrót mojej Idalii.

– Jak mają się sprawy z przebudową SS682 w San Fili? Udało się przeforsować naszą firmę?

– Nie. – Pokręcił głową. – La Spina dał niższą cenę i to on wygrał.

– Kurwa – mruknąłem, zatrzymując się na końcu alejki. Potarłem palcami czoło i poruszyłem ramionami. – Zawaliłem, co? Nie stawiłem się na spotkaniu, przez co nie miałeś pełnego obrazu i...

– Daj spokój, nie ta przebudowa, to inna. – Wzruszył ramionami. – Jesteś młody, Elio. Kurwa, ja jestem młody, Girolamo jest młody. – Potrząsnął głową. – Mamy jeszcze czas na to, żeby nasza rodzina urosła w siłę. – Poklepał mnie po plecach.

– Ojciec w wieku trzydziestu czterech lat miał pod sobą trzy miasta.

– A rok później miał już tylko dwa, a dekadę później półtora. Jaki z tego wniosek? Trzeba wszystko rozłożyć w czasie. Co szybko przychodzi, jeszcze szybciej odchodzi – rzucił i zerknął na telefon. – Już przyjechali, chodź.

Ruszyłem za nim do wyjścia z magazynu. Przed budynkiem, oprócz naszego auta, stał jeszcze jeden samochód osobowy i półciężarówka należąca do Raymonda Duranda, który zasilił kilka lat temu szeregi korsykańskiej mafii w Paryżu. Do niedawna handlowali tylko heroiną, ale Raymond postanowił spróbować czegoś nowego. Akurat dobrze się złożyło, bo Sirenowi udało się rok wcześniej dogadać całkiem niezłe warunki z kartelem z Bogoty. Pomagaliśmy im w przerzucaniu kokainy między państwami, a dzięki temu dostawaliśmy towar w mocno konkurencyjnej ceny. Każdy wygrywał i był zadowolony.

– Witam cię, Raymondzie – przywitałem się z człowiekiem, który otworzył nam drogę do handlu w Paryżu.

– Elio. Sireno. – Uścisnął nasze dłonie i zerknął na magazyn. – Wszystko gotowe?

– Zgodnie z zamówieniem – przytaknąłem.

– Świetnie. – Machnął dłonią na swoich ludzi. To oni mieli zapakować towar na półciężarówkę.

W czasie, w którym jego ludzie ładowali palety, Raymond rozmawiał z kimś po francusku przez telefon. Czekałem cierpliwie, aż przestanie, chociaż najchętniej bym mu przerwał. Chciałem już wracać do domu, do Idalii. Miałem nadzieję, że może w końcu to będzie ta noc, w której pozwoli mi zasnąć obok siebie. Nie mogłem jednak pokazać nowemu klientowi, że miałem go gdzieś. No i musiałem poczekać, aż zabiorą towar.

– Dasz radę przygotować kolejną partię na za dwa tygodnie? – Raymond popatrzył na mnie, nie przerywając połączenia.

– Sireno?

– Tak, bez problemu – odpowiedział od razu. – To niecałe czterdzieści procent naszych możliwości.

Raymond skinął i kontynuował rozmowę po francusku, a ja obserwowałem, jak jego ludzie uwijają się z ładowaniem towaru. W końcu skończyli. Zamknęli pakę, władowali się do ciężarówki i odjechali. Raymond skończył również rozmawiać przez telefon.

– To co, panowie, jest tu jakiś ciekawy bar, w którym możemy się napić wina? – Uśmiechnął się nieznacznie.

Ostatnie, na co miałem ochotę, to picie z nim alkoholu przez Bóg wie ile czasu, ale nie wypadało mi odmówić.

– Niedawno otworzyliśmy nowy bar u siebie. Zafferano. Powinien ci przypaść do gustu.

Przynajmniej miałem taką nadzieję.

***

Do domu wróciłem grubo po drugiej w nocy. Trochę nam zszedł dojazd do Cinque Frondi, a potem oprowadzałem Raymonda po barze. Wypiliśmy we trzech dwie butelki wina, ale na szczęście na tym się skończyło.

Wszedłem po schodach na piętro i uniosłem pięść, zastanawiając się, czy w ogóle był jakikolwiek sens wchodzić do Idalii, skoro w ciągu dnia nawet na mnie nie patrzyła. Westchnąłem ciężko i, zamiast zapukać, po prostu nacisnąłem klamkę. Odetchnąłem z ulgą, gdy drzwi ustąpiły. Jak już znalazłem się w środku, wiedziałem, że nie było odwrotu.

Idalia leżała na swojej połowie łóżka, w większości przykryta cienką kołdrą. Jedną rękę wsunęła pod poduszkę, a drugą pod głowę. Miała rozluźnioną twarz i lekko rozchylone usta. Wyglądała pięknie. Nie byłem w stanie się powstrzymać przed tym, co zrobiłem.

Zrzuciłem z siebie ubrania, zostając tylko w bokserkach, i wślizgnąłem się na łóżko obok niej. Nie dotknąłem jej jednak, jakbym podświadomie wiedział, że ona tego nie chciała. Po prostu leżałem obok niej i patrzyłem na nią, błagając Boga, żeby w końcu mi wybaczyła. Nie mogłem jej stracić. Nie wyobrażałem sobie dłużej życia bez niej.

Westchnąłem i od razu tego pożałowałem, bo Idalia się poruszyła. Wstrzymałem oddech, gdy zmarszczyła czoło i nos, a sekundę później rozchyliła powieki. Wytrzeszczyła na mnie oczy.

– Co... – Zerwała się do siadu, mocno przyciskając do ciała kołdrę.

– Przepraszam – wyrzuciłem z siebie i zeskoczyłem z łóżka, ruszając w stronę wyjścia. – Już stąd idę. Chciałem tylko na ciebie popatrzeć.

Już chyba bardziej jak psychol nie mogłem zabrzmieć.

– Elio... – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Ale usłyszałem.

Serce załomotało mi w piersi.

– Tak? – Niezbyt specjalnie ukryłem nadzieję w głosie. Właściwie to w ogóle jej nie kryłem.

– Nie chcę cię karać. Boję się, że znów... – Zaczęła skubać skrawek poszewki.

Ona zaczęła do mnie mówić. Zaczęła... cholera!

– Proszę, dokończ – szepnąłem, przysiadając na skraju łóżka i patrząc na nią błagalnie. – Mów do mnie, Idalio, proszę.

Zacisnęła mocno powieki, nabierając ze świstem powietrze do płuc.

– Od dziecka zawsze ktoś mnie zdradzał. Najpierw rodzice, bo nie zachowywali się tak, jak rodzice powinni. Bo nie kochali mnie tak, jak powinni.

Przymknąłem oczy, zaciskając dłonie w pięści. Uważała, że ją zdradziłem. Kurwa. Ostatnim razem czułem się tak źle na pogrzebie matki.

– Zdradzili mojego brata, bo nie zapewnili mu bezpieczeństwa. Powinien mieć czas być dzieckiem. Powinien był żyć jeszcze kilka lat poza mafią – wymamrotała. – A potem... Potem znów poczułam się zdradzona przez ciebie. Dziesięć lat temu, jak udało mi się dociągnąć cię pod bramę, obiecałeś po mnie wrócić. Powiedziałeś to cicho, ale usłyszałam.

Zmarszczyłem mocno brwi.

– O czym ty mówisz? – przerwałem jej.

– Zanim zjawiła się twoja rodzina, żeby cię zabrać, mruknąłeś, że po mnie wrócisz.

Pokręciłem głową.

– Nie pamiętam tego. Ostatnie, co pamiętam, to jak wymiotuję tuż po tym, jak pobiegłaś otworzyć bramę.

– Czekałam na ciebie...

Zwiesiłem głowę i zacisnąłem mocno szczękę, żeby się nie wydrzeć. A potem, zanim zdołałem w ogóle pomyśleć, co chciałem zrobić, zeskoczyłem z łóżka, obszedłem je i upadłem kolanami na podłogę po stronie Idalii.

– Przepraszam, że cię zawiodłem – powiedziałem, patrząc jej w oczy. – Nie chciałem cię zawieść.

– A potem znów zostałam zdradzona... Sergio wybrał Odettę. Ojciec mnie zdradził, gdy na to przystał.

Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Teraz już wiedziałem, że Idalia nigdy nie byłaby w stanie mnie zdradzić. Przeżyła zbyt wiele zdrad na własnej skórze.

– A potem... – Po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.

– Potem ja cię zdradziłem, gdy nie zareagowałem, jak Alma wzięła nóż i do ciebie pobiegła. Zdradziłem cię w chwili, w której zawróciłem i pojechałem do miasta, zamiast z tobą porozmawiać.

Wzniosłem oczy ku niebu, przełknąłem ciężko ślinę i popatrzyłem z powrotem na Idalię. Wiedziałem, co musiałem zrobić. Co powinienem zrobić. To nie było łatwe, ledwo mi te słowa przeszły przez gardło, ale wypowiedziałem je. Głośno i wyraźnie.

– Jesteś wolna.

Zamarła w bezruchu, a po ciągnącej się chyba w nieskończoność sekundzie, spojrzała mi w oczy. Nie powiedziała nic. Patrzyła.

– Rozwiedziemy się. Nie wierzysz w Boga, więc...

Wybuchła płaczem i zerwała się łóżka, biegnąc w stronę drzwi.

– Idalio? – wyszeptałem z paniką w głosie. – Idalio, proszę, daj mi dokończyć! – krzyknąłem za nią błagalnym tonem, wstając z klęczek. – Proszę...

– Nie chcę rozwodu – wydusiła.

Zamrugałem gwałtownie.

– Myślałem... Sądziłem, że... – Chrząknąłem. – Byłem przekonany, że skoro tak bardzo cię zraniłem, że nie jesteś w stanie ze mną...

– Nie przestałam cię kochać.

Musiałem zamknąć na moment oczy, bo poczułem pod powiekami pieczenie. Znowu upadłem na kolana. Kurwa, gdyby ktoś to widział... Nie. Miałem to w dupie. Przysięgałem Idalii przed Bogiem, że jej nigdy nie skrzywdzę, że jej nie zdradzę, a to zrobiłem. Zasłużyłem na karę.

– Wybacz mi, proszę.

– Wybaczyłam. Po prostu się boję.

Serce mi mocniej zabiło w nadziei.

– Udowodnię ci, że możesz mi na nowo zaufać. Zrobię dla ciebie wszystko. Proś mnie, o co tylko chcesz – wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu.

– Chciałam tylko jednego. Żebyś ty też mnie kochał – jęknęła płaczliwe.

Otworzyłem usta, ale zamiast słów, wyleciał spomiędzy moich warg tylko żałosny skrzek. Na zmianę otwierałem i zamykałem usta, próbując coś zrozumieć z chaosu, który toczył się w mojej głowie. Jak echem w myślach odbijały się słowa Girolama o tym, że kochałem Idalię. Kochałem? Nie miałem pojęcia. Nie potrafiłem bez niej żyć, każda kolejna minuta bez jej uśmiechu wydawała się wiecznością, a łzy spływające jej po policzkach były jak sztylety wbijające się w moje serce. To była miłość?

Otworzyłem usta i je zamknąłem. Kochałem ją? Może tylko mi się tak...

– Ale ja cię kocham. – Słowa same popłynęły mi z ust, gdy w końcu zrozumiałem. Gdybym jej nie kochał, jej rzekoma zdrada by mnie tak nie zabolała. – Kocham cię, Idalio, słyszysz? – Wlepiłem w nią stanowcze, zdeterminowane spojrzenie, dalej klęcząc na podłodze. – Kocham cię tak bardzo, że jestem gotów dać ci odejść, żebyś mogła być szczęśliwa, jeśli cię tak bardzo zawiodłem i zraniłem. Kocham cię i pragnę cię tak bardzo, że każdy dzień bez twojego uśmiechu, śmiechu, żartów i ironicznych drwin sprawia mi fizyczny ból. Kocham cię tak cholernie mocno, że życie bym za ciebie oddał. Nawet bym się nie zawahał. – Wziąłem głęboki wdech powietrza do płuc, a po chwili głośno go wypuściłem. – Kocham cię. Po prostu cię kocham. Jak szaleniec.

W końcu odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie. Drżały jej ramiona, a po policzkach ciekły łzy.

– Proszę, nie płacz... – jęknąłem z zawodem w głosie. – Błagam... Nie chcę, żebyś płakała...

– Pomóż mi uleczyć moje serce – poprosiła. – I nigdy więcej nie zadawaj mu ran, bo tego nie przeżyję.

Zerwałem się na równe nogi i szybko do niej doskoczyłem. Objąłem jej zdrowy policzek dłonią, a drugą zacisnąłem na jej biodrze. Popatrzyłem jej w oczy, wypuszczając głośno z ulgą powietrze.

– Zrobię wszystko, żeby odbudować twoje zaufanie. Wszystko. Posklejam twoje serce i nigdy, przenigdy nie zrobię świadomie niczego, co mogłoby cię zranić. Nigdy. Przysięgam na Boga.

Przełknęła ciężko ślinę i kilka razy pociągnęła nosem, a potem... potem do mnie przylgnęła, opierając czoło o mój bark.

Wsunąłem dłoń w jej włosy i otuliłem ją ramionami, spoglądając przez okno na niebo. Dziękowałem opatrzności za to, że dała mi drugą szansę. Nie zamierzałem jej zmarnować.

– Kocham cię, skarbie – wyszeptałem, muskając wargami czubek jej głowy. – Tak cholernie mocno cię kocham.

– Ja ciebie też kocham, Elio.

Musiałem jeszcze tylko wymyślić, co zrobić, żeby ją poskładać. Nie zamierzałem się jednak poddawać. Idalia była warta każdego wysiłku.

Продолжить чтение

Вам также понравится

116K 4.2K 26
Był upadłym aniołem, który postanowił wstać z piekła. Podwijał rękawy swoich nieśmiertelnych czarnych koszul, zabijając bez mrugnięcia okiem. Był nie...
Wystarczy pokochać CordeliaFrost

Любовные романы

337K 13.7K 26
Ophelia nie jest typową miłą dziewczyną, jej niezwykła dobroć i wrażliwość dla otaczającego ją świata sprawiają, że zaczyna się nią interesować jeden...
Bez pamięci (zakończone)

Любовные романы

24.3K 1.1K 33
Dwudziestopięcioletnia Daphne Jamerson ma poważny wypadek. Po wybudzeniu się z półrocznej śpiączki dowiaduje się, że ma męża. Przed nią ciężki okres...
794K 20.7K 43
Nataya Ribeiro. "Okazuje się, że piekło to nie płonąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia [...] Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz naj...