Idol | bxb

By myslezeniemysle

6.5K 530 150

Hashimoto Sora, pełen wigoru i życzliwości ochroniarz, dostaje pracę, za którą nie jeden oddałby wszystko. Ma... More

Niya
Lubię, kiedy jest za głośno
Cena
Pierwsza transza
Kobe
Nierozdział; podziękowania i inne takie
Wzlot i upadek
Rosa Gigantea
Iskra
Dobre pytanie
Lubi, nie lubi...
Łatwy
Może być Kaito
Zmiana
Śmierć Jekylla
Ku niebu

Incubus X

489 41 10
By myslezeniemysle

Grafik Miyi należał chyba do najbardziej napiętych, z jakimi Sora spotkał się w całej swojej karierze.

Przez następne parę dni tułali się obaj z miejsca na miejsce; na próby, wywiady, spotkania. Życie nagle stało się nieskończenie szybsze niż zwykle; każde parę godzin stanowiło długą, męczącą listę obowiązków. Strach myśleć, jak to wyglądało, zanim skończyli kręcić serial, w którym Niya grał jedną z głównych ról.

Sora, pomimo tego natłoku zobowiązań, nie narzekał nań wcale. Lubił, kiedy coś się działo. Oczywiście, że go to męczyło, ale znajdywał w tym także mnóstwo pozytywów. Z żywym, szczerym zainteresowaniem obserwował, jak życie Miyi wyglądało naprawdę. Jego życie, ale i sama jego osoba.

Ogólnie rzecz biorąc, blondyn był sobą, gdy otaczali go ludzie, którzy w jakiś sposób od niego zależeli lub których długo znał. Watanashi, starszy, małomówny mężczyzna, który ponoć już od paru dobrych lat pracował jako jego kierowca, był chyba najczęstszym świadkiem jego prawdziwej natury. De facto większość życia upływała Miyi w samochodzie, w drodze skądś, dokądś, przez coś, we wszystkich konfiguracjach. Utrzymanie fasady przed kierowcą stanowiłoby raczej rzecz niemożliwą.

– Podkręć klimę – mruczał idol co jakiś czas.

– Przepraszam, już bardziej nie mogę – odpowiadał Watanashi cicho. Wówczas Miya wzdychał ciężko.

– ...ja pierdolę...

Sora również stał się częścią tych podróży, i przed nim Miya także się nie krępował. Dołączenie do grona osób, przed którymi blondyn nie udawał, nie było więc szczególnie trudne, ale za to cholernie satysfakcjonujące. Jak śmiesznie słuchało się kolejnych przekleństw płynących z tej ślicznej buźki, a jak zabawnie zastanawiało się, co o prawdziwym Niyi pomyśleliby jego oddani fani. Czy jakiegokolwiek z nich dopuściłby do kręgu ludzi, przed którymi zachowywał się szczerze?

Im dłużej ochroniarz z nim pracował, tym bardziej dochodził do wniosku, że to nie sam Miya podejmował tę decyzję.

Higuchi od początku wywoływała w Sorze mieszane uczucia. Poznał ją, gdy pewnego razu czekała na nich na planie któregoś programu, w którym Niya miał się pojawić. Nie uprzedziła o tym nikogo. Sorze przedstawiła się po prostu jako Higuchi – imienia nie podała.

– Nie wyskakuj tylko, dobra? Jesteś teraz Niyą – pouczała idola, nim nagrywanie się zaczęło. – Sprzedaj się.

Była jego menadżerką, i to ponoć prawie od początku jego kariery. Chyba dobrze czuła się w tej roli, a na pewno bardzo ją lubiła. Z Sorą dzieliła zamiłowanie do ubierania się wiecznie zbyt oficjalnie jak na okazję. Nie wychodziła z marynarki i butów na wysokim obcasie, czarne włosy upinała zawsze w wysoki kok, a to, jak jej twarz wyglądała bez makijażu, pozostawało tajemnicą. Chełpiła się tym, że była kimś ważnym. W ogóle nie przejmowała się tym, że Miya nikomu nie odszczekiwał tak agresywnie, jak jej. Albo go denerwowała, albo żadnej innej osobie tak nie ufał; trudno powiedzieć. Sora nadal nie wiedział dokładnie, przy kim jak się Miya zachowywał. I cokolwiek by o nim nie mówić, w zakresie przeskakiwania pomiędzy prawdziwym sobą a swym alter ego dokonywał prawdziwych cudów.

Choćby przed sekundą jeszcze przeklinał, chlał i wypalał jednego papierosa za drugim (bo w tytoniu również gustował), gdy tylko w oczach mignęła mu kamera, momentalnie stawał się uprzejmym, nieśmiałym chłopczykiem. Stawał się Niyą, takim, jak go znano. Zupełnie tak, jakby w jego ciele żyły dwie zupełne różne osoby, zamieniające się miejscami w zależności od nastroju i potrzeb. Sora obserwował to z niemałym zafascynowaniem, ale i podziwem. Lubił go. Z dnia na dzień coraz bardziej.

W wolnym czasie Miya zwykle pił, a po alkohol posyłał zwykle Suzukiego. Im więcej coś miało procent, tym lepiej. Wina czy piwa nie pijał w ogóle, uwielbiał za to wódkę, whisky, czasem koniak. A gdy z butelki trochę już ubyło, włączał telewizor, a na nim zawsze to samo nagranie, dzień w dzień, do znudzenia, i to tak głośno, że Sora słyszał wszystko z drugiego końca domu. Czy lubił je oglądać, trudno powiedzieć. Nie wyglądał. Ale zawsze to robił.

Na paruminutowym filmie, który Miya tak męczył, uwieczniono koncert zespołu złożonego z grupki licealistów. Występowali w jakimś barze – małym, ale za to piekielnie w ich muzykę zaangażowanym. Publiczność, choć niewielka, wprost za nimi szalała. I trzeba przyznać, że grali nieźle jak na nastolatków. Czuli to. Obwieszeni piercingami, ubrani cali w czarne, obdarte ciuchy, idealnie pasowali do klimatów hard rocka, który serwowali publice. Co to w ogóle był za zespół, utwór, miejsce? Tego Sorze nie udało się wyłapać; widział tylko krótkie fragmenty. I tak cud, że poznał w ogóle zawartość nagrania – Miya wolnym czasem pragnął cieszyć się wyłącznie w samotności.

Choć, oczywiście, każda reguła ma wyjątki.

– Hashimoto! – zawołał z całej siły, ściszając gitarową solówkę akurat na tyle, by ochroniarz go usłyszał.

– Już idę! – odkrzyknął Sora. Miał nadzieję, że Miya usłyszał go z dolnego piętra. Wstał szybko z łóżka, na którym czytał znalezioną w szafce książkę, i jak najprędzej wyszedł ze swej sypialni. Pamiętał zasady, którymi został uraczony w dniu swego przyjazdu; miał robić, co mu kazano. I nie kręcić nosem.

Szybkim krokiem zszedł po schodach i podszedł do drzwi do salonu, gdzie przesiadywał Miya. Zapukał w nie delikatnie.

– No właź, wołałem cię – odezwał się głos po drugiej stronie. Sora wszedł do pomieszczenia, choć stopy w dalszym ciągu stawiał ostrożnie.

– W czym mogę pomóc? – zapytał.

Miya spojrzał na niego w milczeniu. Siedział na kanapie, jak zwykle przykuty do telewizora, odtwarzającego wiecznie to samo nagranie. W ręku trzymał wypity w połowie kieliszek wódki, wciąż nerwowo obracając go w rękach, jakby nie mógł już doczekać się ostatniego łyka. Wreszcie wskazał na drzwi na taras, otwarte prawie na oścież, by do dusznego mimo klimatyzacji pokoju wpuścić trochę powietrza.

– Chyba kogoś widziałem. Stań tam, może mu się odechce – mruknął.

Sora kiwnął głową, bez słowa podchodząc we wskazane miejsce. Stalkerzy, o których Miya opowiadał mu pierwszego dnia, nie pojawili się dotąd ani razu. No, może raz ktoś próbował zrobić zdjęcie, ale czmychnął tak szybko, że ciężko nazywać to prześladowaniem i sam idol kazał zostawić go w spokoju. Mimo tego, choć Sora wśród drzew rozciągających się wzdłuż posiadłości nie widział nawet cienia sylwetki, sprawę potraktował śmiertelnie poważnie.

Gdy już wytężył wzrok, skupiony maksymalnie na odnalezieniu stalkera, Miya znów podgłośnił nagranie do poziomu słyszalnego z domu obok. Cóż, takiej muzyki słucha się ponoć albo głośno, albo wcale. Sora musiał przyznać, że na tę robotę miał chyba za mało zdyscyplinowany umysł. Gdy tylko utwór znowu ryknął na cały regulator, powierzone zadanie zaczęło powoli znikać z jego myśli, zamglone męczącym napływem decybeli.

Zerknął na ekran telewizora. Z początku nieśmiało, odwracając wzrok niemal od razu, potem coraz pewniej. We fragmentach, które widział wcześniej, kamera skupiała się na gitarzyście, innych ledwie pokazując z twarzy. Teraz w oczach mignęła mu także perkusistka, wysoka, wytatuowana dziewczyna z włosami pofarbowanymi na czerwono, a po niej basista. On z całej tej dziwacznej bandy wydawał się...najnormalniejszy, jakby znalazł się tam przypadkiem. I gdy już kamerzysta pokazać miał wokalistę, Miya stracił cierpliwość.

– Koncertu nigdy nie widziałeś, że się tak czaisz jak szpak na jebanie? – mruknął, w dodatku tonem sugerującym, że tę uwagę poczynić chciał już od jakiegoś czasu.

Zawstydzony Sora natychmiast odwrócił wzrok i chrząknął nerwowo.

– Bardzo przepraszam. To już się nie powtórzy.

– W sumie...nie robisz nic złego – stwierdził Miya, dolewając sobie ostatnich kropel wódki z prawie już pustej butelki. Miał rację, ochroniarz nie robił nic złego, ale to był chyba pierwszy raz, kiedy on otwarcie to przyznał. – Fajnego mają tego basistę, nie? Przystojniaczek. Mogliby więcej go pokazywać – powiedział. Sora uśmiechnął się.

– Co to za zespół?

– Już nie grają. Ale nazywali się Incubus X.

– I jesteś fanem?

– Niestety – odparł Miya, po czym westchnął ciężko. Milczeli przez chwilę, lecz wreszcie Sora, wyczuwając dosyć otwartą atmosferę, jaka wytworzyła się między nim a blondynem, postanowił pozwolić sobie na jeden jeszcze komentarz.

– Nie spodziewałem się, że słuchasz takiej muzyki – rzekł. Uśmiechnął się, widząc, jak Miya cicho chichocze.

– Jedni noszą długi rękaw w trzydziestu stopniach, inni słuchają punkowatego gówna napisanego przez grupkę nastolatków z przystojnym basistą – skwitował. Sora kiwnął głową.

– Chyba tak. Chociaż bardziej mi chodziło o to, że...piszesz jednak coś z zupełnie innej bajki.

– Ty tego słuchasz?! – roześmiał się Miya. – Dajże spokój, ta kaszana, który wypuszczam, podoba się tylko gimnazjalistkom i napalonym dziadom. Nawet nie ja to piszę. Dzięki Bogu. Przecież człowiek, który jest za to odpowiedzialny, nie powinien móc w ogóle spać w nocy.

Ochroniarz milczał. Właściwie to wcześniej już powinien na to wpaść, ale jakoś dopiero teraz zaświtało mu w głowie, że do prawdziwego Miyi jego twórczość nie pasowała i raczej zbytnio mu się nie podobała. Do tej pory zdawało mu się, że może chociaż sam pisze te swoje piosenki. Nie żeby to wiele zmieniało.

Idol prychnął.

– Kurwa, jaki ty jesteś naiwny. Naprawdę myślisz, że te wszystkie gwiazdki z kolorowych pisemek robią cokolwiek innego poza szczerzeniem się do kamery i śpiewaniem z playbacku szajsu, który za kasę piszą dla nich jacyś panowie w garniturach? – spytał pogardliwie. Sora wzruszył ramionami, nieszczególnie tym dotknięty.

– Nie zastanawiałem się nad tym – odparł prosto, lecz szczerze.

– Ehe, i na takim im zależy. To jest właśnie cały mój fandom. Ludzie, którzy się nie zastanawiają – rzekł, po czym zaśmiał się głośno. Sora udał, że koncentruje się nagle na odnalezieniu pomiędzy drzewami sylwetki stalkera, choć, Bogiem a prawdą, kompletnie nic tam nie widział.

– ...to musi być...straszne – powiedział wreszcie. Miya spojrzał na niego pytająco.

– Straszne? – mruknął, tonem w jakiś dziwaczny sposób groźnym. Ochroniarza to nie ruszyło.

– Sam nie wiem. Dla mnie. Wszyscy znają cię jako człowieka, którym nie jesteś, twórcę piosenek, których nie napisałeś, i które w dodatku uważasz za najgorszy ściek. Artyści zawsze tak bardzo przeżywają swoją twórczość...nie mogę sobie nawet wyobrazić, co to za uczucie. Bo sądzę, że mimo wszystko jesteś artystą. – Zrobił krótką przerwę. – Czy da się być w ogóle...szczęśliwym jako idol?

Miya wyłączył nagranie. Sorę zaskoczyło to, że zrobił to tak niespodziewanie; zwykle, gdy musiał coś powiedzieć, do kogoś krzyknąć, coś zrobić, po prostu je ściszał, ale tym razem nie przebierał w środkach. Spojrzał na niego, a gdy to uczynił, w jego oczach ujrzał szczerą złość, silniejszą znacznie od tej, którą na jakiś sposób miał w nich zawsze.

– Wiesz co? To jest właśnie gadka, która mnie wkurwia najbardziej – warknął blondyn, a każdym innym niż jego rozmówcą wstrząsnęłyby na te słowa dreszcze. – Ja pierdolę, oczywiście, że jestem szczęśliwy! Mam wszystko. Sławę, pieniądze, seks, po co wyciągnę rękę, to od razu mi się do niej, kurwa, wepcha! Ale nie, nie, trzeba być szczerym, trzeba być dobrym, trzeba być artystą. Człowieku, nazywam się Miya Kaito! – zawołał, kładąc rękę na piersi. Sora kiwnął głową.

– Z tym trudno dyskutować – przyznał. Idol prychnął z pogardą.

– Chcesz wiedzieć, jak kończą tacy idealiści-moralizatorzy, Hashimoto? To spójrz na siebie! Jesteś niczym. Siedzisz w tej nudnej, chujowej robocie i dajesz mi robić z siebie popychadło. Skaczesz na każde moje skinienie, sensowne czy nie. I co? Da się być szczęśliwym jako Hashimoto Sora? – sarknął.

Sora uśmiechnął się cierpliwie, a nic chyba nie mogło rozwścieczyć blondyna bardziej niż ten pełen zrozumienia i pozbawiony jakiegokolwiek żalu gest życzliwości.

– Owszem, bardzo łatwo – powiedział uprzejmie. – Bardzo lubię swoją pracę i swoje życie. Cieszy mnie, że mogę poznawać ciekawych ludzi i z dnia na dzień mierzyć się z kolejnym wyzwaniem. Jeśli to czyni mnie niczym, to chyba tak, jestem niczym – stwierdził.

– Łżesz, jak każdy – mruknął Miya. Sora mu się nie dziwił, może i tak właśnie to brzmiało. Ale mówił szczerze.

Miya wstał z kanapy, z kieszeni spodni wyciągając telefon. Po wybraniu numeru przyłożył komórkę do ucha, po czym posłał ochroniarzowi piorunujące spojrzenie, gdy po drugim sygnale jego rozmówca dalej nie odebrał.

– Koło trzeciej dziś wychodzę, wrócę rano. Nie szukaj mnie – powiedział prosto.

– O trzeciej w nocy? Może powinienem z tobą pojechać? Coś może ci się stać – odparł Sora. Blondyn przewrócił oczami, zniecierpliwiony coraz bardziej tym, jak długo osobie po drugiej stronie słuchawki zajmowało odebranie.

– Jestem umówiony. To znaczy, zaraz będę. Ale jak pojadę kiedyś do baru w środku nocy, to możesz być zajebiście wręcz pewien, że każę ci zabrać dupę ze mną. – Zrobił chwilę przerwy. – I zamknij te drzwi. Tam i tak nikogo nie ma i nie będzie.

Continue Reading

You'll Also Like

91.6K 2.9K 33
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
2.9K 128 7
Serce to skurwiel. Mam czasem chwile, że jest moim największym wrogiem, jednak końcowo, zdaję sobie sprawę, że to ono miało rację od początku.
5.3K 450 46
Wychowany w domu dziecka stara się przetrwać w tym trudnym świecie, nie jest to łatwe jeśli jest się innym... Czy nieoczekiwane uczucie pozwoli mu na...
6.7K 745 47
❝Luke w ramach zakładu miał rozkochać w sobie przypadkowego chłopaka z internetu. Los chciał tak, że trafił na Michaela. Wkrótce zabawa przerodziła s...