PRETENCE irondad

By Cielanka

51.8K 4K 2.2K

❝ uważaj na tego dzieciaka, nie jest tym za kogo się podaje. ❞ tak wiele razy został oszukany, teraz nie potr... More

PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9 + Q&A
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
Rozdział 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34

ROZDZIAŁ 23

1K 105 46
By Cielanka

On już nie mógł. Tak bardzo się starał. Bez skutku. Nie potrafił od tego uciec. I nie. On nie był słaby. Władał mocą. Nikt nie dorównywał mu siłą. Fizycznie był tym, kim chciał być. Ale psychicznie... To go niszczyło. Wypalało od środka. Zasłaniał swoją słabą stronę ciosami i ciętym językiem. Stwarzał pozory. Lecz to tylko pozory. Coś co pokazujemy ludziom. A gdy jesteśmy sami? Peter przeżywał wszystko ze zdwojoną siłą. Wszystkie uczucia, które tłumił podczas walk atakowały go bez wyrzutów. Krył i zapominał. Uciekał i odmawiał. Nie akceptował. Nie akceptował tego, że jego psychika go osłabiała. Czemu nie mógł się po prostu tego wszystkiego pozbyć? Wyrzucić z głowy? Dlaczego nie mógł odseparować się od obaw i lęków? Lęków, których przecież mieć nie powinien. On się nie bał. Nie bał się... Nie mógł się bać. Nastolatek był zły. Zły na swoje wspomnienia. Czy one musiały być ciągle obecne w jego życiu? Zawsze, gdy myślał, że w końcu udało mu się wybić, to one przychodziły. Nawiedzały go jak zmory. Przychodziły przypominać mu o jego wadach i strachu. Atakowały w najmniej spodziewanym momencie. Peter nie chciał czuć. Nie tolerował słabości. A te wszystkie upokorzenia, które serwowała mu psychika nie miały prawa bytu. Chłopiec miał być niezwyciężony. I byłby, gdyby nie blokady w swoim własnym umyśle. A może wcale nie chciał tego wszystkiego, aby dostać się na szczyt? Może miało to związek z bólem i stratą? Ze zwykłą tęsknotą? Może bał się uczuć, ponieważ czuł, iż zawiódł? Że był zawodem? Nigdy by się do tego nie przyznał. Możliwe, że sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Widział coś, takim jakim chciał aby coś było. Nigdy nie powiedziałby, że był zagubiony. Bo jeśli ktoś zobaczy słabość, to bez zastanowienia ją wykorzysta. Taki był świat. Tylko najsilniejsi mogli do czegoś dojść. Coś osiągnąć. A nastolatek za dużo już stracił. Teraz chciał zdobywać. A żeby to uczynić było trzeba być silnym. Tłumić własne myśli. Ne słuchać głosu serca, bo to bzdura. Kolejna słabość. Ludzie nie mogli widzieć, że dzieciak kogoś stracił. Że stracił kogoś bardzo ważnego. Ale nie szło mu to tak dobrze jakby chciał. Przez długi czas dusił w sobie swoje prawdziwe oblicze. To, którym gardził. To, któro było prawdą, lecz dla nastolatka owiane kłamstwem. Oblicze dziecka płaczącego za matką. Chłopca pragnącego ciepła i miłości. Marzącego o ciepłym domu. Bo był słaby. Prawdy nie mógł oszukać.

Bo był tylko dzieckiem.

Podniósł głowę z kolan, obrzucając nieprzytomnym wzrokiem wejście do celi. Słone łzy rozmazały obraz, tworząc białą plamę z jednym czarnym punkcikiem. Chłopiec starł ciecz gromadzącą się w jego oczodołach pięśćmi, wzdrygając się niezauważalnie. Nie był już sam. Czarna plama zbliżyła się do niego. Peter zamrugał kilka razy, a jego oczy rozszerzyły się nieznacznie napotykając rudowłosą kobietę. Przejechał językiem po spierzchniętych ustach, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy. Zignorował ściany, które niewątpliwie chciały go pochłonąć, skupiając całą uwagę na Wdowie. Żadna klaustrofobia nie mogła spowodować tego, że rudowłosa mogłaby zobaczyć jego słabość. Był ponad to. Z trudem starał się zachować spokój, w trakcie czego Romanoff bacznie go obserwowała. Nie odezwała się ani słowem. Stała i patrzyła. W jakim celu? Nie wiedział. Wiedział za to, że cisza nie potrwa długo. Przyszła po zemstę. Bo czego innego mogłaby chcieć? Miał zapłacić za jej upokorzenie. Właśnie tak działał świat.

- I na co się gapisz? - warknął Peter, choć nie brzmiało to tak zuchwale, jakby chciał.

Kobieta uniosła delikatnie kąciki ust w małym uśmieszku. Uśmiechu wyrażającym kpinę. Ona widziała. Widziała jego lekką panikę. Nastolatek przeklął w myślach. Był o krok przed nią. Nie mógł teraz tego zniszczyć. Upokorzył ją, a ona chciała się odegrać. Lecz jedynie chciała. Bo tego nie zrobi. Peter jej na to nie pozwoli. To on miał przewagę i zamierzał ją utrzymać.

- Jesteś dość wygadany, jak na kogoś będącego na naszej łasce. - prychnęła Wdowa, podążając wzrokiem za tym należącym do chłopaka. Zmarszczyła brwi, gdy zatrzymała się na drzwiach, które pozostały otwarte. - Nawet o tym nie myśl.

- Bo co mi zrobisz? - dzieciak podniósł się niezdarnie na nogi, chcąc wyglądać jak najbardziej onieśmielająco. - Jesteś słaba.

- Ja nie płaczę jak głupie dziecko, gdy ktoś mnie obrazi. Nie potrafisz panować nad emocjami. - oznajmiła lekceważąco kobieta. - Jesteś słaby.

- Przynajmniej nie udaję, że jestem kimś innym. - nastolatek podparł się o ścianę, rozglądając się nerwowo dookoła. Musiał wziąć się w garść. Nie mógł panikować. - Morderca już zawsze pozostanie mordercą. Marnie ukrywasz swoje prawdziwe oblicze za maską bohatera.

- Zachowujesz zuchwałość, choć na twojej twarzy wypisany jest strach. Nie wiesz kiedy przestać. Kiedyś cię to zgubi.

- Nie martw się. - wypluł chłopak, ignorując stwierdzenie jego strachu. Nie bał się. Nie można było zepchnąć go na krawędź. Nie tym razem. Nie da się sprowokować. - Nie jestem tobą. Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Naprawdę myślisz, że tacy bohaterowie chcieliby mieć w szeregach mordercę? Jesteś naiwna.

- Myślisz, że zadziała na mnie drugi raz ta sama sztuczka? - Romanoff oparła dłonie na biodrach, przyglądając się chłopcu, który co jakiś czas rzucał pośpieszne spojrzenia na szklane ściany. Gnojek był na przegranej pozycji, a i tak zadzierał nosa. Nie wiedział, kiedy przestać. Kobieta nie da się znowu wciągnąć w jego grę. Za pierwszym razem się tego nie spodziewała. Była szpiegiem, ale nie spodziewała się, że nastolatek będzie posiadał informację na jej temat. I to bardzo szczegółowe. Czemu teraz tu stała? Nie miała zamiaru zniżać się do poziomu zagrywek dzieciaka, ale z drugiej strony była wściekła. Po kilku godzinach zdążyła ochłonąć, lecz nadal miała w sobie złość. Chciała dać bachorowi nauczkę. To było silniejsze od niej. Nastolatek uderzył tam, gdzie najbardziej bolało. W miejsce, które już nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego. Wspomnienia Czerwonego Pokoju miały zostać na zawsze pogrzebane w otchłani jej umysłu. Chciała się odegrać, bo był to cios poniżej pasa w wykonaniu chłopaka. A poza tym skrzywdził jej rodzinę. Skłócił i podzielił. Natasha dobrze wiedziała kim była i co robiła. Ale nie miała wyboru. A gdy został jej dany, wtedy wybrała to co słuszne. Działając z własnej woli ratowała ludzi. A ten dzieciak robił to co robił, choć nikt powyżej mu tak nie nakazał.

- Och, to nie sztuczka, tylko prawda. - Peter uśmiechnął się słodko, ostatni raz spoglądając na Wdowę, zanim ją minął, kierując się w stronę otwartych drzwi od celi. W czasie rozmowy prowadzącej do nikąd zdążył zebrać siły i na tę chwilę zagłuszyć swoje lęki. Romanoff naprawdę aż tak się ceniła? Zlekceważyła go, zostawiając drogę ucieczki z tego szklanego więzienia. Myślała, iż była w stanie go złamać? Zastraszyć? Zniszczyć? Może i miał chwile słabości, ale nie był słaby.

Już miał postawić stopę na przestrzeni wolnej od zabierających tlen ścian, gdy jego ciało nagle znieruchomiało. Spiął się, próbując przywołać swój mózg do pionu. Nie mógł na powrót zostać więźniem we własnej głowie.

- Gdzie się wybierasz? Zapytałeś o zgodę, Peter? - nie, Natasha nie była głupia. Nie było sensu zamykać celi, skoro dzieciak i tak by jej nie opuścił. - Nie jesteś w stanie zapamiętać kilku prostych zasad?

Nastolatkowi przemknęło przed oczyma niewyraźnie wspomnienie deszczowego dnia. Minął wtedy tydzień od śmierci kobiety, a chłopiec przez cały ten czas nie odważył się sprzeciwić ojcu. Tego pamiętnego dnia chciał wyjść. Bez konkretnego celu. Potrzebował złapać trochę oddechu i choć na krótką chwilę wyrwać się z tego piekła. Bez słowa skierował się w stronę wyjścia. To był błąd. Nie spytał się o pozwolenie. Co się potem wydarzyło? Nie był do końca pewien, gdyż zemdlał z wycieńczenia. Obudził się w środku nocy na zimnych kafelkach. Od tamtej pory już wiedział. Nie zrobił niczego przed ówczesnym upewnieniem się, że dostał na coś pozwolenie.

I odwrócił się. Ostrożnymi krokami znów znalazł się w celi. Bo takie były zasady. A zasad było trzeba przestrzegać.

Czarna Wdowa patrzyła na niego w lekkim szoku. Pragnęła, aby dzieciak poczuł to co ona. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale to było silniejsze od niej. Jak widać niektóre stare nawyki nigdy nie znikają. Miał doświadczyć tego co ona. Więc dlaczego tak nie było? On nie walczył. Nie zaprzeczał. Nie starał się wyprzeć tych słów. On... Po prostu się do nich dostosował. Nie walczył z tym tak jak ona. Kobieta nie chciała dopuścić do siebie tamtych myśli. A chłopak? Nie tak to miało wyglądać. On to zaakceptował. Jakby nie miał własnej woli. Jakby się bał.

W dalszym ciągu panicznie bał się ojca.

Peter z pustym wyrazem twarzy wrócił pod ścianę i usiadł. Podciągnął kolana do piersi i czekał.

Był tak cholernie słaby.

_________

Ohayo!

1374 słów

Kurde bele, nigdy nic mi nie wychodzi, tak jak było to w zamyśle ಠ_ಠ
W mojej głowie wyglądało to epicko XDD

Mam nadzieję, że się podobało<3

Continue Reading

You'll Also Like

7.3K 515 41
- Wiedziałaś? - zapytał marszcząc brwi. - Lloyd ja - zawachałam się. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Miałam przecież być z nim szczera. - No ta...
12.8K 771 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...
26.9K 4.4K 48
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
26.1K 1K 26
„ink brought us together"