Piorun (1&2)

By Pocesor1

13.4K 1.1K 468

Część I Świat fantasy w przyszłości? Czemu nie? Bardzo łatwo zniszczyć środowisko, trudniej naprawić. W... More

Prolog
1.Czas na burzę
2.Wypadek
3.Moc
4.Legendy
5.Przepowiednia
6.Michael
7.Wyjazd
8.Początki bywają trudne...
9.Świat z Lodu
10.Gorbher i Makya
11.Duchy i tragiczny powrót
12.W kierunku Opuszczonego Morza
13.Opuszczone Morze
14.Duchy powracają...
15.Jestem Mavrok - twój koszmar
16.Żegnajcie przyjaciele!
17.Tubylcy
18.Zmiany
19.Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Może być gorszy.
20.Tukif
21.Witaj, odetnę Ci kawałek ucha!
22.Pesaci
23.Żegnaj Tukif
25.Ben Gharl
26.Ręce splamione krwią
Coś nowego ;) Wattpadowy Pajacyk Challenge #WPC
27.Więzień
28.Przepraszam Wrus + WPC
29.Nowy Dom
Pajacyk i #StopPlagiatom
30.W piorunach uwięziony
Epilog
Opis II części
Prolog
1.Zdrada
2.Czy da się gorzej? (cz.1) + informacja

24.Kolejny etap

236 19 8
By Pocesor1

       Miłego czytania!

        W prowizorycznym plecaku wylądowało kilka ubrań, suchy prowiant i trochę ziół.  Z czasem pojawiło się w nim kilka grubych koców. Postanowiłem, że opuszczę wioskę z rana następnego dnia. Powoli docierało do mnie, że podróż, w którą się wybieram, będzie o wiele cięższa, niż ta w łodzi. Kilka dni temu wystarczyło, że siedziałem, a Papcio i Adrian kierowali łodzią. Teraz czeka mnie zupełnie inny etap podróży. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zostawiłem plecak i poszedłem je otworzyć. Naprzeciwko mnie stanął Wrus.

-Cześć - odpowiedział z uśmiechem. - Wszystko w porządku z ręką?

-Tak, jest trochę mniej opuchnięta - odpowiedziałem. Zaraz po pogrzebie Tukifa, Neema przywołał lekarza i kazał mu opatrzyć moją dłoń. Bardzo spuchła i straciłem w niej czucie na długi czas, ale powoli zaczynało być lepiej.

-Wódz zaraz przyjdzie. Chce ci coś dać zanim wyruszymy. - Gdy to powiedział, ulżyło mi. Miałem nikłą nadzieję na to, że dostanę chociaż kilka informacji o okolicach przed opuszczeniem wioski.

-Spakowałeś się? - zapytałem Murzyna.

-Tak. - odpowiedział. - Wziąłem mapę, ale jest bardzo stara, a farba zbladła. Jednym słowem...

-Jest nieczytelna. Cóż... Dla chcącego nic trudnego - powiedziałem.  - Skąd masz mapę?

Murzyn coś mruczał pod nosem i drapał się po głowie. Uniosłem jedną brew na znak, że nie bardzo rozumiem. Po chwili odezwał się głośniej.

-Jakoś trzeba było żyć... - powiedział cicho. Przez chwilę musiałem się domyślać, co to miało znaczyć.

-Kradłeś? - szepnąłem. Chłopak spuścił głowę. Zdziwiłem się. Niedawno mówił, że po przybyciu do wioski zamieszkał w domu wodza. Jak widać albo mnie okłamał, albo życie u Neemy nie jest równe życiu w dostatku. Nastała niezręczna cisza, którą przerwał Neema, wchodząc do pokoju.

-Kabare, Wrus, chodźcie na moment.

Wódz zaprowadził nas do pokoju, w którym mnie ugościł pierwszego dnia. Uśmiechnąłem się lekko na to wspomnienie. Nagle, nie wiem czemu, pomyślałem o jego oczach. Coś zmuszało mnie od środka, by w odpowiednim momencie przyjrzeć się im. W pomieszczeniu dalej było ciemno. Nic się nie zmieniło po za tym, że zamiast dwóch, stały tutaj trzy krzesła. Usiedliśmy naprzeciwko Neemy.

-A więc się żegnamy - powiedział uroczyście. Nic nie mówiłem. - Zanim wyruszycie, chcę wam coś dać.

Neema wstał i otworzył małą szafkę w rogu pokoju. Wyjął z niej kompas i sztylet.

-Kabare. Mam nadzieję, że ten kompas pomoże ci chociaż trochę. Niestety, ale to jedyna użyteczna rzecz, którą mogę ci dać. 

-Dziękuję, wodzu - powiedziałem, ukłoniłem się i usiadłem.

-Dla ciebie, Wrus, mam sztylet. Obyś nie musiał go używać w samoobronie.

Chłopak podziękował i wszyscy wstaliśmy. Neema odprowadził nas do wyjścia. Na zewnątrz słońce zaczęło zachodzić, jego promienie odbijały się w śniegu, który mimo temperatury nie topniał. Czułem, że potrzebuję snu. Wolnym krokiem, wdychając czyste powietrze, udałem się do domu.  Siedząc na łóżku obserwowałem jeszcze słońce, które leniwie znikało za drzewami. Było przepięknie. W wodzie nie często można obserwować zachody, nie jest to jednak pierwszy, który widzę. Mimo to - przyznam, że jak dotąd najpiękniejszy. Westchnąłem i obserwowałem jeszcze przez chwilę szarzejące niebo, po czym zasnąłem.

Obudził mnie Wrus, szarpiąc lekko za ramię.

-Kabare, już jasno - powiedział zniecierpliwiony. Niestety, miał rację. Zmusiłem się do wstania z dziwnie wygodnego łóżka. Ociągnąłem się, założyłem zielony płaszcz i wyszedłem. Na dworze przechadzało się tylko kilka osób, w tym Neema. Powietrze było rześkie i chłodne. Nie śpieszyło nam się. Miałem nadzieję zacząć podróż z dobrym humorem. Plan podróży był następujący: udamy się na północ, idąc wzdłuż zachodniego brzegu. Gdy dojdziemy do końca skręcimy na wschód. Dalsze kroki postanowiliśmy zaplanować, gdy będziemy na wschodnim brzegu. Przepowiednia mówiła, że pokonam "w piorunach uwięzionego", czyli prędzej, czy później i tak dojdę do celu (i  nie zginę po drodze, mam nadzieję). Czekała mnie długa podróż. Bardzo długa podróż. Usiadłem na dużym kamieniu i poprosiłem Murzyna o mapę. Szybko zorientowałem się, że przedstawia jedynie mały, południowy kawałek wyspy. Prawdopodobnie, ponieważ niewiele dało się zrozumieć z wyblakłych linii. W jednym miejscu dodatkowo mogłem spokojnie przełożyć rękę przez wypaloną część papieru. Czyli wychodzi na to, że mapa nie na wiele się zda,jednak ta dziura mnie intrygowała. Czarne kawałki papieru jeszcze kruszyły się w rękach. Wydawało się, jakby materiał został uszkodzony niedawno. Olśniło mnie.

-Ukradłeś ją w dzień pożaru!

-Yhm - przytaknął cicho, na jego policzkach pojawiły się rumieńce wstydu. Uśmiechnąłem się lekko. Kiedy starałem się jeszcze cokolwiek wyczytać z mapy, podszedł Neema. Pożegnał się z nami po raz kolejny. Zorientowałem się, że to ostatnia okazja do porozmawiania z nim. Postanowiłem zadać intrygujące mnie pytanie.

-Skąd ten śnieg?

-Jaki śnieg? - Wódz otworzył szerzej zdziwione oczy. - Na tej wyspie śnieg nie spadł od stu lat!

-To... co to jest? - wykonałem ruch ręką wskazując na biały puch w okół nas. Teraz to ja byłem zdziwiony, a Neema zaczął się śmiać. W naszym kierunku zostało posłane kilka zdziwionych spojrzeń.

-To? Pewnie moi służący ci coś naopowiadali - przerwał, by się znowu zaśmiać. - Wiem! Wyspa lodu i ognia! Hahaha! - zaśmiał się jeszcze głośniej. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, czy mężczyzna zaraz się nie udusi. Gdy ochłonął, powiedział spokojniej. - To nie śnieg, tylko nasiona. Od czasu do czasu, kilka drzew wypuszcza ogromne ilości nasion, tworząc to, co widzisz.

Czar prysł. Moje usta wykrzywiły się w lekkim grymasie, że tak łatwo uwierzyłem Tukifowi. Wstałem z głazu i ruszyłem. Spojrzałem jeszcze raz na Neemę, a dokładniej na jego oczy. Kiedyś zielone, teraz brązowe. Pomyślałem, że może mi się wydawać, więc się tym nie przejąłem. Skupiłem się na wyprawie - jej kolejnym etapie.

***

Szorstkimi dłońmi potarłem zmęczoną twarz. W szybie łodzi nie widziałem już, mimo oznak starości, krzepkiego Papcia, ale zmęczonego życiem, wycieńczonego Bena. Z Lukiem rozstaliśmy się trzy dni temu. W tym czasie Aliss się uspokoiła, jej szok minął. Mimo to, gdy śpi,  dręczą ją koszmary i krzyczy przez sen. Nawet teraz, gdy kieruję łodzią. Lekarz nie wysypia się, jest wiecznie zmęczona. Oczy ma zmęczone bardziej niż ja, chociaż nie zmrużyłem oka od rozstania. Podróż powrotna, według moich obliczeń, zajmie nam dwa tygodnie. Nie wiem, czy to wytrzymamy. Z trudem skupiłem swoje myśli na czymś bardziej optymistycznym. Myślałem o Luke'u. Młody chłopak został wybrany, by odkryć ląd i zabić...kogoś. Gdyby to zależało ode mnie, to nie zgodziłbym się na coś takiego. Nigdy. Nawet gdyby chodziło tu o moje życie. Z niechęcią pozwoliłem wyjść chłopakowi. O to tak skończyło się moje optymistyczne myślenie...

Jedenaście dni później dostrzegłem światełka. Nowa Polania... W moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Miałem ochotę krzyczeć z radości! Dotarłem do swojej ojczyzny. Nie wiem, ile czasu minęło. Ostatnie dni z Aliss spędziliśmy głodując. Mówiąc wprost - nie mieliśmy ŻADNEGO jedzenia. Mój żołądek domagał się pożywienia i to szybko. Fala pozytywnych uczuć pozwoliła mi o tym zapomnieć. Po pięciu godzinach nieumyci, głodni, zmarznięci i długo by jeszcze wymieniać, z hukiem weszliśmy do Pałacu Prezydenckiego. Wystraszona ekspedientka śledziła wzrokiem przybyszów. Weszliśmy do windy i wcisnąłem ostatni przycisk. Winda delikatnie ruszyła w górę. Pół minuty później prezydent zobaczył przed sobą nieogolonego mężczyznę, który nie zmienił stroju, ani nie wykąpał się od kilku miesięcy, a obok niego, w podobnym stanie, młodą  kobietę, przypominającą zombie, a jej włosy ułożone kiedyś w kok, sięgały do połowy pleców. Głowie państwa chwilę zajęło przeanalizowanie sytuacji. Na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech, gdy dostrzegł odznakę Adriana na mojej piersi. Pozwoliłem ją sobie przyczepić. O zgrozo! Adrian! Zapomniałem o jego ciele, a łódź została oddana do warsztatu. Starałem się nie pokazać po sobie przerażenia w związku z zaistniałą sytuacją. Prezydent wysłał nas do terapeutki, który miała się nami zająć i "naprawić".

***Perspektywa typowego polskiego mechanika Romana***

       Nie znoszę tej roboty, ku*wa. Łodzie, łodzie i jeszcze raz łodzie, ku*wa! Ludzie myślą, że da się je naprawić ot tak, ku*wa. Mylą się, ku*wa! Jest nas tylko dwóch, ku*wa, a łodzi po kilkanaście, ku*wa. Razem z moim przyjacielem, Jacobem, ku*wa, naprawiamy łodzie, najczęściej po długich podróżach, ku*wa. A dzisiaj dostaliśmy... kawałek łodzi, ku*wa! Pełen złości wszedłem do niej, by wykonać przegląd wnętrza, tymczasem Jacob wynosił rzeczy, ku*wa. Nagle usłyszałem jego krzyk ,ku*wa.

-Holy sh*t! - Był przerażony. Podszedłem do niego, a on wskazał palcem jakąś skrzynię, ku*wa. Było w niej... ciało, ku*wa.

-O ku*wa - powiedziałem.

***Kilka tygodni później***

   Minęło kilka tygodni. Przez ten czas nie widziałem nikogo oprócz lekarzy. W tej samej sytuacji znalazła się Aliss. Razem z dziewczyną wróciliśmy do Pałacu. Prezydent otrzymał od nas sprawozdanie z ostatnich kilku miesięcy. Często wypytywał się o szczegóły, np. wielkość ryby, która nas zaatakowała, jakość jedzenia... Zdziwiłem się, gdy wiadomość o śmierci Adriana nie wzruszyła go specjalnie. "Nie ma ludzi nieśmiertelnych", powiedział. Gdy skończyliśmy, zaczął do nas przemawiać, a jego słowa wkrótce wszystko miały zmienić.

-Aliss, przygotuj spis ludności według majątku, ale jak najszybciej - rozkazał, a kobieta szybko wyszła. - Tobie natomiast, Benie, chcę zaproponować coś, co zmieni twoje życie.

-Tak? - spytałem zaniepokojony.

-Nosiłeś na piersi odznakę naszego kraju. Gdy przyszedłeś kilka tygodni temu brudny, chory i zmęczony, miałeś na piersi właśnie ją. Mimo tamtego...stanu... błyszczałeś w moich oczach. A wiesz czemu?

-Bo miałem ją na sobie? - odpowiedziałem pytaniem. Dalej ją nosiłem. Była wykonana ze złota. Przedstawiała orła nad oceanem. Ten sam ptak znajdował się na naszej fladze, godle czy wieżach.

-Dokładnie. Zrozumiałem, że jesteś godny... - Przerwał na chwilę, by dodać tej chwili napięcia. - Stanowiska wiceprezydenta.

Znieruchomiałem. Patrzyłem się w kierunku prezydenta tępo. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się cieszę. Przeciwnie - wyrobiłem sobie zdanie na temat głowy kraju, czyli... świnia. W mojej głowie pojawiła się masa myśli, gdy wysłał Aliss do zrobienia spisu ludności według majątku.To było straszne. Nasza rasa zrobiła wiele takich błędów jeszcze przed apokalipsą - podział według majątku. Czułem, że dając mi drugie najważniejsze stanowisko, chciał mnie udobruchać. Wiedział, że wyczułem jego chęci. Wiedział, że byłbym w stanie wywołać powstanie. Bo jestem. I tak będzie. Ale gdy wszyscy trafią na ląd. Bo tego on się właśnie obawia. A stanowisko wiceprezydenta mi w tym pomoże.

***

poomoc.pl - strona, na którą wchodzicie codziennie!


Continue Reading

You'll Also Like

36.1K 2.5K 60
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
831K 53.4K 191
Zostałam oskarżona o próbę zabicia mojej młodszej siostry. Nikt we mnie nie wierzył, nikt nie przyszedł mi pomóc. Nawet moja własna rodzina. Byłam...
5.2K 300 32
-Co się z tobą stało?- zawołałem.- Zmieniłeś się. -Nie zmieniłem się- warknął.- Pokazałem tylko moją prawdziwą twarz. Niby wszystko było idealnie, al...
58.4K 3.3K 43
Ruth żyła w wiecznej rutynie, obracając się wokół pracy i wizyt w swojej ulubionej kawiarni. Nie miała przyjaciół ani żadnych zainteresowań oprócz ok...