Sex Teacher | larry | oneshot

By rosealcea

6.4K 242 1.1K

OSTRZEŻENIA: seks, prostytucja Dziewiętnastoletni Harry ma problem z odkrywaniem siebie. Pomimo zażenowania... More

MOJA KSIĄŻKA ZOSTANIE WYDANA

Sex Teacher

5.1K 240 1.1K
By rosealcea

cisza

Materiał moich spodni przywarł do welurowej tkaniny miękko zapadającego się fotela. W pomieszczeniu unosił się zapach karmelu, który w przyjemny sposób otulił moje nozdrza. Ciepła poduszka podpierała moje plecy, a szklanka soku brzoskwiniowego czekała specjalnie dla mnie w centrum mahoniowego stołu.

W jakiś sposób, czułem się tu bezpiecznie.

Nawet jeśli powód, dla którego tu trafiłem, przyprawiłby mnie o zażenowanie przed każdym, kto tylko by się o tym dowiedział.

- A więc... czego chciałbyś się nauczyć? – Jego hipnotyzujący głos wybudził mnie z chwilowego letargu. Przez chwilę przyglądałem się uważnie jego lśniącym, w blasku ciepłego światła, oczom i wzrokiem śledziłem tysiące wyrastających włosków na skórze jego twarzy.

Jakby to było je poczuć na moich udach...

- Seksu – wypaliłem w niepotrzebnym pośpiechu. Moja własna odpowiedź speszyła mnie przed dłuższym kontaktem wzrokowym z siedzącym naprzeciwko mężczyzną. - Właściwie to nie wiem-nie wiem co tu robię - wymamrotałem, spuszczając swoje spojrzenie na dłonie, które plątały się we wzajemnych uściskach wypełnionych lodowatym niepokojem.

- Denerwujesz się? – usłyszałem jego delikatny głos. W mgnieniu oka jego ciepła dłoń spoczęła na moim ramieniu.

- Trochę – przyznałem.

- Ktoś cię do tego namówił, albo przegrałeś jakiś zakład? Czy może chciałeś tu przyjść?

- Nie-nie – zaprzeczyłem od razu, zamaszyście kręcąc głową. – Chciałem tu przyjść. Naprawdę. Właściwie odkąd tylko zobaczyłem pana zdjęcia po raz pierwszy, wiedziałem, że chcę przyjść właśnie tutaj.

- Nie jestem pan, tylko Louis, skarbie. – odparł on z rozbawionym, psotnym uśmiechem. Dostrzegłem go, gdy w końcu odważyłem się na nowo unieść swój wzrok. - Chyba, że to cię kręci, ale niestety nie jestem męską prostytutką, tylko twoim seksualnym przewodnikiem.

Roześmiałem się cicho, bo w rzeczywistości Louis był męską prostytutką – jedynie bardziej wyrafinowaną i oferującą bonusowe usługi. Prawdopodobnie słusznie jednak założyłem, że wolał nie używać tego określenia o sobie samym, dlatego natychmiast zneutralizowałem rysy swojej twarzy, by nie sprawić mu przykrości.

- A więc, spodobałem ci się? – dopytał z wnikliwym spojrzeniem, jakby chciał usłyszeć najszczerszą prawdę. Zdziwiony jego dociekliwością, odpowiedziałem zgodnie z prawdą:

- Tak. – I wzruszyłem ramionami, bo raczej nie było to coś, czego powinienem się wstydzić. Ktoś taki jak Louis z pewnością podobał się wszystkim swoim klientom. Inaczej, by ich przecież nie miał.

- To bardzo mi schlebia, naprawdę. I jest też pomocne... do pewnego stopnia. – Poprawił swoją koszulkę na ramionach, jakby chciał tym gestem przedłużyć chwilę przed swoją nieprzyjemną prośbą - Ale nie twórz fantazji ze mną w roli głównej. Nie skończy się to dobrze dla twojego młodego serduszka. - Nie wiedziałem, czy jego słowa wskazywały na oczywistą złośliwość, jednak ton jego głosu był tak ciepły i niemal ostrożny w swoim wydźwięku, że nie potrafiłem odebrać tego jako coś prześmiewczego. - Okej? – Lub może nie chciałem, zważając na to, jak bardzo zdążyłem już, w rzeczy samej, omotać mój umysł fantazjami z Louisem w roli głównej.

I za żadne skarby nie zamierzałem z nich rezygnować.

Ale nie mogłem odpowiedzieć mu inaczej, kiedy patrzył na mnie tym wyczekującym wzrokiem, który zdawał się akceptować jedynie twierdzącą odpowiedź.

- Okej.

- Świetnie. – Louis cofnął się i ponownie zasiadł w swoim fotelu. Zamoczył wargi w soku porzeczkowym, który, jak wcześniej oznajmił, uwielbiał. Zapytał czy ja też, ale w zamian poprosiłem o ten brzoskwiniowy, którego nalał mi z małym zadowoleniem na ustach. Tak jakby wcześniej założył się z kimś, że wybiorę właśnie ten smak, a on już myślał o wygranej ze swojego zakładu. Po tym, co zdążyłem wywnioskować, stawiałbym na to, że założył się sam ze sobą. – Teraz możemy zacząć jeszcze raz. A więc, chciałbyś się nauczyć seksu – podsumował moją wcześniejszą jednosłowną odpowiedź.

Przytaknąłem lekko, kiedy wywnioskowałem, że kolejne sekundy ciszy, która nas oblała były efektem wyczekiwania Louisa.

- To samo widnieje na moim ogłoszeniu. A mimo to pojawiają się tu ludzie wszelkiego rodzaju, z równie różnymi prośbami. – Mówiąc to posłał mi mrugnięcie, które szczerze nie wiedziałem jak zinterpretować. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że to mi się podobało. Podobała mi się jego pewność siebie; fakt, że wiedział, że to on sprawował tu kontrolę, a jednocześnie wydawał się skłonny ochronić mnie przed wszelką krzywdą. - Powiedz, Harry. Czego dokładnie byś ode mnie chciał?

Zagryzłem swoją wargę w połączeniu zawstydzenia i nieświadomie wtargniętych fantazji do moich myśli.

- Chcę, żebyś mnie pieprzył – odpowiedziałem w nagłym przypływie odwagi. – Chcę, żebyś nauczył mnie być pieprzonym. Ponieważ sam nie potrafię rozwiązać tego problemu. I myślałem, że może ty... mi pomożesz.

- Po pierwsze, nie używaj przy mnie tego słowa. Pieprzyć. Cóż za bezduszna nomenklatura czegoś, co niczym nie musi się bronić w swym niezrównanym meritum. – Miałem wrażenie, że jego brew zaczęła pulsować od dziwnego gniewu, który w nim wzrósł. Sięgnął do swojej kieszeni, by już chwilę potem w bezceremonialnym ruchu zapalić papierosa. – Przeszkadza ci? – zapytał mimochodem, jednak widziałem po tym, jak przechylił swoją głowę, że naprawdę wyczekiwał mojej odpowiedzi. Wymamrotałem ciche, ale pewne „nie", nim mały płomień rozświetlił na krótką chwilę jego palce. Sekundę później okryte zostały dymem.

- Przepraszam, że cię rozzłościłem – odparłem, zanim Louis zdołał kontynuować.

- Oh, nie zezłościłem się na ciebie – zapewnił mnie ze skonfundowanym wyrazem twarzy, jakby dziwnym było w ogóle tak pomyśleć. – To ta pieprzona gangrena jest tym, co mnie złości. – Odrzucił w bok swoją dłoń z papierosem w wysublimowanych ruchu, spuścił na chwilę głowę i zacisnął dolną wargę. – Przepraszam za moje zachowanie. Zapewne sprawiłem, że czujesz się niekomfortowo. A to ostatnie czego bym chciał.

- Nie – odparłem pośpiesznie. Jeszcze przed chwilą rzeczywiście czułem zalążki dyskomfortu, bałem się, że w rzeczywistości to na mnie złości się Louis, a jego wyrafinowane słownictwo nie pomagało mi w odczytaniu jego intencji. Po jego zapewniających słowach, wewnętrznie wydawałem się jednak odetchnąć z ulgą. – Jest w porządku. To ja przepraszam, że użyłem tego określenia-

- Nie przepraszaj za to, co chciałeś powiedzieć. Przecież się nie znamy. Skąd mamy wiedzieć, co drugi z nas chce usłyszeć?

- No tak – zgodziłem się z nim, wciąż lekko zmieszany.

- W każdym razie... czy dobrze rozumiem, że potrzebujesz pomocy z otworzeniem siebie? O to chodzi?

W reakcji na słowa Louisa moje policzki spłonęły zapewne różowym rumieńcem. Jednocześnie jednak byłem niemiłosiernie wdzięczny, że Louis odczytał mój problem z mojej wcześniejszej enigmatycznej wypowiedzi.

- Tak.

- Próbowałeś sam czy z kimś? – dopytał. Papieros kurczył się powoli w jego smukłych palcach. Zauważyłem, jak coraz częściej oblizywał swoje wargi. Nie wiedziałem, czy to z powodu tytoniu osiadającego na jego ustach, czy czegoś, co kazało mu tak wyrafinowanie wędrować swoim wzrokiem po moim ciele.

- Sam. Chciałem też z kimś, ale wtedy... uciekłem. Bałem się, że się ośmieszę. – Na myśl o tym wspomnieniu już nawet nie czułem zażenowania, tylko przytłaczające uczucie złości i smutku. – Czasem sobie myślę, że to takie nie fair-że jako mężczyzna nie jestem w stanie czerpać przyjemności z seksu, tylko dlatego, że urodziłem się gejem, który nie ma waginy. Gdybym ją miał, wszystko byłoby łatwiejsze.

- Nawet nie wiesz jak się mylisz, Harry. – Odważyłem się znów na niego spojrzeć, widząc zmarszczenie jego brwi. Moja wypowiedź musiała go chyba dogłębnie poruszyć, bo papieros, który dotychczas palił z takim smakiem, wylądował nagle w popielniczce. – Seks analny może być boskim doświadczeniem. Jeśli tylko się go nauczysz.

- Zgaduję, że właśnie po to tu jestem – odparłem, na wpół pytającym tonem. - Nawet jeśli zaczynam myśleć, że to nie dla mnie.

- Seks? – Dopytał, nagle niepewien, czy to miałem na myśli. Przytaknąłem. – A chciałbyś go mieć? – Znów przytaknąłem. – A więc jest dla ciebie, skarbie. I zrobimy wszystko, by był przyjemny.

- Mam nadzieję, że masz rację... Byłbym tak wdzięczny, gdybyś mi pomógł – przyznałem cicho, niemal z desperacją w głosie. – Mam przy sobie pieniądze-

- Nie musisz płacić. Nie dziś. Poza tym powinieneś wiedzieć, że akceptuję jedynie przelewy.

- Spotkamy się jeszcze raz? – zapytałem, nieco zaskoczony.

- Nie rozciągnę cię przecież w godzinę. Oczywiście, że jeszcze się spotkamy. Spotkamy się co najmniej trzy razy. Mam nadzieję, że cię to nie zniechęca?

- Nie. To w porządku – zapewniłem go od razu, nagle podekscytowany wizją kolejnego razu, nawet jeśli ten pierwszy nawet się jeszcze nie zaczął.

- Świetnie – wyszeptał z małym uśmiechem, po czym wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie. Delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, nim ponownie oblizał wargi i cicho mnie powiadomił: - Wrócę do ciebie, jak tylko dokonam ablucji.

Ledwo zdołałem powstrzymać swój krótki śmiech, kiedy Louis znikał za mahoniowymi drzwiami o błękitnej barwie, które najwyraźniej prowadziły do łazienki.

Ta mistyczna, wyrafinowana atmosfera, którą wytwarzał sprawiała, że moje ciało przez cały ten czas nawiedzały przypływy gorąca. Za każdym razem, gdy tylko przypatrywałem się kościom policzkowym Louisa, albo tym boskim żyłom przyjemnie wyprężonym na wierzchu jego obu dłoni, czułem jak oddech staje mi w gardle.

Teraz siedziałem na tym welurowym fotelu, wolno sączyłem sok brzoskwiniowy i wędrowałem wzrokiem po wnętrzu tego eleganckiego pomieszczenia o atramentowych ścianach. Moje spojrzenie przeniosło się do pokoju naprzeciwko, w którym – co mogłem zobaczyć przez uchylone drzwi – stało ogromne, zapewne również mahoniowe (jakżeby inaczej) łóżko, okryte białą pierzyną ze złotymi zdobieniami. Nie mogłem powstrzymać się przed wewnętrzną ciekawością tego, jak to będzie czuć ją przylegającą do mojej nagiej spoconej skóry, kiedy Louis będzie powoli-

- Tak. To właśnie tam nauczę cię wszystkiego – usłyszałem szept Louisa za sobą. Zadrżałem w geście zaskoczenia, przez krótką chwilę zastanawiając się, czy aby na pewno nie wypowiedziałem swoich myśli na głos. Jego dłoń wylądowała na mojej szyi, po czym spłynęła wolnym ruchem do mojej piersi, łatwo wślizgując się pod koszulkę. – Mm – wymruczał cicho, przejeżdżając dłonią po jednym z moich sutków. – Twoja skóra już jest rozpalona.

Tak szybko jak jego dłoń wylądowała na moim ciele, tak szybko stamtąd zniknęła, wyzwalając ze mnie nieświadomie wstrzymywany oddech.

Louis minął mnie i zaczął iść w kierunku sypialni, z której docierało delikatne światło, jarzące się niemal tak, jakby pochodziło od świec. Kto wie, może właśnie tak było.

- Idziesz? – zapytał Louis przez swoje ramię. Zanim odpowiedziałem stał już przy drzwiach, z ręką na klamce, najwyraźniej gotowy do zamknięcia za nami drzwi. – Nie każ mi na ciebie czekać. – Pomimo tego gestu nie wydawał się szczególnie ze wszystkim spieszyć. Jego ruchy były dotychczas powolne, a teraz stał tam, opierając się o framugę z leniwym uśmiechem i sennym błyskiem w oczach. Kiedy wstałem, jego uśmiech zamienił się w kokieteryjny, a wargi znów zostały oblizane.

Podążając za jego cichym spojrzeniem, wszedłem do środka. Louis zamknął za nami drzwi i w przeciągu sekundy zaciskał już dłonie na moich biodrach, wydobywając ze mnie ciche sapnięcie.

- Oh, boże – wymamrotałem, czując jednocześnie jego wargi sunące wzdłuż mojej szczęki.

- Już polubiłem dźwięki, które wydajesz – zachrypnięty głos Louisa wysyłał fale wzdłuż mojego kręgosłupa. – Ciekawe, jak będziesz reagować w łóżku.

Wraz z tymi słowami, delikatnie pokierował moim ciałem w stronę materaca, kilka razy muskając moją szyję.

Louis miał takie miękkie usta.

Byłem pewien, że smakowały jak mięta.

A rosnące włoski wokół nich przyjemnie łaskotały moją skórę.

- Połóż się tak, żeby było wygodnie – polecił mi cicho.

Potem podszedł do szafy znajdującej się na drugim końcu pokoju. Kucnął przy niej, najwyraźniej czegoś szukając. W tym czasie, ja – idąc za jego poleceniem - skopałem ze swych stóp buty i zatopiłem swoje dłonie w białej pościeli, w niespotykany dla mnie sposób, podziwiając jej miękkość. Odwróciłem się na swoim miejscu, by objąć wzrokiem resztę łóżka, nim zająłem miejsce przy jego ozdobnej ramie obłożonej poduszkami. Było mi szkoda, że brudziłem tę śnieżnobiałą pościel swoimi ubraniami, nawet jeśli jeszcze dziś wyciągnąłem je z pralki.

Z jakiegoś powodu przyszło mi do głowy, że po prostu zdejmę swoje ubrania, jednak kiedy moje dłonie przez chwilę męczyły się z zamkiem przy spodniach, Louis znów był tuż obok, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami:

- Ja się tym zajmę, słoneczko. Ty leż i się relaksuj.

Zauważyłem, że Louis przyniósł ze sobą pudełeczko, w którym skrywały się rzeczy, o których najwyraźniej nie miałem jeszcze wiedzieć.

Było to zresztą ostatnie o czym myślałem, kiedy ciało Louisa ostrożnie, ale równie niespodziewanie co wcześniej przylgnęło do mojego. Jego usta wędrowały po mojej skórze, po czym przez kilka sekund lewitowały nad moimi ustami:

- Masz coś przeciwko pocałunkom? – zapytał nagle.

- Kocham pocałunki – zapewniłem go od razu, zdesperowany, by nie przerywał tego, co robił. – Całuj mnie wszędzie. Proszę – wysapałem na wydechu, który nagle wydawał się płytszy, niż bajorko przy White Heart Lakes, z którego głębokości zawsze się śmiałem. Teraz ono śmiałoby się ze mnie.

- W takim razie nie mogę cię całować – wyznał Louis, sam jakby smutniejąc. – Jesteś zbyt młody. Pocałunki sprawią, że się przywiążesz.

- Co to znaczy, że jestem zbyt młody? – powtórzyłem jego słowa, marszcząc brwi. Miałem tego dość; tego, że wszyscy mieli mnie za dziecko, którym już nie byłem. Tego, że nikt nie spodziewał się po mnie seksu, a teraz nawet nie byłem wystarczający na pocałunki. Może naprawdę ogarnęła mnie wtedy tak autentyczna złość, a może po prostu na tę jedną chwilę odczułem dziwaczną odwagę, która pozwoliła tej ukrywanej złości wypłynąć na wierzch. – Całe życie wszyscy mi to powtarzali. I teraz, kiedy przyszedłem do ciebie, żeby wyrwać się z tego-tej iluzji bycia dzieckiem, ty mówisz, że jestem zbyt młody? Płacę ci za to, że to robisz. A ty mówisz, że nie możesz mnie całować?

Gdyby Louis powiedział, że nie ma ochoty mnie całować lub że nie mieści się to w ramach tego, co oferuje, nie miałbym nic przeciwko. To ten dodatek, to prymitywne jesteś zbyt młody sprawiło, że ogarnęła mnie ta niespotykana furia skierowana w jego stronę. Ale niedługo potem uświadomiłem sobie, jak brzmiała moja wypowiedź i jak musiał poczuć się sam Louis w reakcji na moje słowa. Do moich oczu samoczynnie napłynęły łzy.

- Przepraszam – wyszeptałem na drżącym wydechu, szybko przecierając swoje powieki dłonią, nim zdążyły zdradzić mnie całkowicie.

- Wszystko w porządku – odparł Louis. Jego głos był cichy i delikatny. Poczułem małą iskierkę ciepła w moim brzuchu, kiedy ostrożnie odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. – Nie chciałem uogólniać. To oczywiste, że wiek nie świadczy o niczym. Po prostu statystycznie, im ktoś jest młodszy, tym łatwiej się przywiązuje. A ja nie mogę pozwolić, by ktokolwiek z moich klientów się przywiązał. Z większością spotykam się tylko raz, ale my spotkamy się więcej razy. Muszę zapobiegać zanim ktoś będzie zraniony. Rozumiesz?

Jego ton był niepewny, a twarz nagle przybrała tak niewinnych rysów. Byłem niemal pewien, że nie była to typowa rozmowa, którą przeprowadzał ze swoimi klientami, dlatego było mi wstyd, że zaburzyłem typowy proces jego pracy, a jednocześnie poczułem się dziwnie wyjątkowo, że to właśnie ja byłem świadkiem zupełnie innego oblicza Louisa.

- Rozumiem – odparłem po długiej chwili. „Dobrze", odszepnął Louis, po czym podwinął moją koszulkę i zaczął powoli całować mój brzuch. Jego dłonie na nowo objęły moje biodra, lekko wsuwając się pod materiał spodni.

- Mogę cię całować. – zaczął cicho, na chwilę przerywając. - Ale bez ust. Okej?

Zamaszyście kiwnąłem swoją głową w zgodzie. Byłem skłonny przyjąć wszystko, co tylko Louis mi zaproponuje.

Zwłaszcza po moim żałosnym i paradoksalnie dziecinnym wyskoku.

Niedługo potem z mojego torsu zniknęła koszulka. Louis pozostawiał ślady gorącego oddechu na mojej skórze, a ja nie mogłem powstrzymać coraz cięższych oddechów.

- Rozumiem, że to dla ciebie bardzo przyjemne. – Louis odezwał się znów, nagle przerywając i spoglądając na moją twarz. – Ale nie chciałbym byś postrzegał to wszystko w seksualnym kontekście. Dzisiaj ostatnie na czym będziemy się skupiać, to żebyś doszedł. A właściwie w ogóle. Dlatego chciałbym byś się zrelaksował i wczuł w każdy dotyk, zamiast postrzegać go jako wstęp do orgazmu. Myślisz, że możesz to zrobić?

To nie tak, że była jakakolwiek opcja, żebym się temu sprzeciwił. „Zrobimy to po mojemu, albo w ogóle" to podobno domena Louisa Tomlinsona.

- Mogę – odparłem nieco zduszonym głosem.

Louis miał rację. Choć myśl o tym, że to on miałby mnie doprowadzić do orgazmu była ekscytująca, prawdopodobnie miał też rację. W końcu to on był tutaj ekspertem.

Louis rozpiął moje spodnie i ostrożnie je ściągnął, sunąc jednocześnie ustami po moich udach. Jeśli to był jego sposób na nie-doprowadzenie mnie do podniecenia, to nie wiem w jaki sposób miało to działać. Nie umiałem powstrzymać drgania mojego penisa, który sam i w zupełnie wbrew mojej woli, budził się do życia.

- To trudne, wiem – wyszeptał Louis, odrzucając na bok moje spodnie i powracając wzrokiem do mojego ciała. – Ale właśnie o to chodzi. Byś się tego uczył.

Te słowa uspokoiły mnie w niespodziewany sposób. Może dlatego, że Louis najzwyczajniej w świecie zaakceptował to, że nie potrafiłem tego zrobić. Nie umiałem nie-podniecić się pod wpływem jego gorącego oddechu, delikatnego dotyku, jego doświadczenia i nacisku jego ciała na to moje. I kiedy wypowiedział te słowa „byś się tego nauczył", nagle szczerze zapragnąłem po prostu spróbować.

Teraz, kiedy leżałem już tylko w bieliźnie, a dłonie Louisa przyozdobione żyłami i oblane karmelową opalenizną sunęły powoli po moich biodrach, podczas gdy skóra na mych udach łaskotana była w równie delikatny sposób przez jego brodę – powstrzymanie się od bycia podnieconym było niewyobrażalne trudne. Kiedy gorący język Louisa zdawał się polizać skórę moich ud nie mogłem powstrzymać cichego jęku.

- Jeśli zamierzasz robić to w ten sposób, nie licz na to, że będę suchy – prychnąłem z nagłym zirytowaniem.

- Tylko badałem teren – odparł on, puszczając mi oczko. Swoją dłonią starł pasek wilgoci na moim udzie, nim w końcu zahaczył nią o moją bieliznę. – Mogę?

Czemu o to pytasz...?, chciałem go zapytać, marszcząc przy tym swoje brwi.

Czy nie tylko o to tutaj chodziło?

Ale najwyraźniej nie, kiedy byłeś klientem Louisa Tomlinsona.

Chwilę później leżałem już zupełnie nagi. W przeszłości wzbudzało to we mnie różne emocje – w zależności od tego z kim byłem. Ale ta sytuacja zupełnie wyszła poza skalę. Ponieważ, szczerze nie wiedziałem co mam czuć.

Nagość, obecność Louisa, ale brak orgazmu?

To wciąż nie do końca łączyło się w całość w mojej świadomości.

Przybrałem więc dziwną pozycję, a właściwie nie przybrałem żadnej, leżąc na wznak i czekając na kolejny ruch Louisa.

- Zamknij oczy – polecił mi.

- Tak po prostu ufasz mi, że nie będę podglądał?

- Nie pisałeś nic o tym, że to lubisz, a to nasze pierwsze spotkanie, więc nie, nie będę zasłaniał ci oczu. – Zrobiło mi się wstyd, że w rzeczywistości, gdzieś w odmętach mojej świadomości, na to liczyłem. Skoro nawet według Louisa, byłoby to nieodpowiednie na naszym pierwszym spotkaniu. - Chcę, żebyś sam je zamknął.

- Okej, już – odparłem, z automatycznym prychnięciem spowodowanym lekkim zawodem, za które sam chciałem się przekląć już chwilę później.

- Pamiętaj, Harry – Jego głos wydał się nagle bliższy, jednak tak jak uznałem za stosowne, nie otworzyłem swoich oczu. – Nie musisz się godzić na wszystko, co robię. W każdej chwili możesz zrezygnować i nie będzie cię obowiązywać żadna opłata. Nie musisz znosić mojego podejścia, jeśli wolałbyś po prostu zapłacić komuś, kto wszedłby w ciebie jednym ruchem. To nic złego, jeśli byś tego chciał. Ja po prostu nie działam w ten sposób – wyjaśnił swoim cierpliwym głosem.

- Dlaczego miałbym to zrobić? – odparłem, wciąż z przymkniętymi powiekami. Chyba podświadomie chciałem je tak pozostawić, by udowodnić mu, że w jakiś pokręcony sposób - w te kilkanaście minut, które ze mną spędził – zdołał zdobyć moje całkowite niemal zaufanie. – Ufam ci.

- To właśnie ten problem. – Ledwo usłyszałem jak wypowiada te i kolejne słowa. - Nie wiem nawet, czy to dobrze, czy źle. – Jego głos przybrał dziwny ton. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, poczułem jak materac na nowo zapada się pomiędzy moimi nogami. Louis ostrożnie ułożył swoje dłonie na moich udach, więc łapiąc tę aluzję, rozszerzyłem je w jednym, zgrabnym ruchu. – Pamiętaj. Żadnego orgazmu – przypomniał mi Louis, jednak w tych słowach poczułem rozbawiony uśmiech na jego ustach.

- Na żaden nie czekam – zapewniłem go, wciąż posłusznie trzymając swoje oczy zamknięte.

Jego ciepłe opuszki palców delikatnie przejeżdżały teraz po wewnętrznej części moich ud. W równomiernym tempie i perfekcyjnie delikatnym dotyku. Nieświadomie wydałem z siebie odgłos cichego pomruku, nie wiedząc, że coś tak delikatnego mogłoby okazać się tak dobre.

- To nie z powodu podniecenia – wytłumaczyłem się od razu, nie chcąc by Louis tak pomyślał.

- Domyślam się – odparł on, nie przerywając swojego dotyku nawet na chwilę. – Moje metody raczej nie zawodzą. – To oraz wyczuwalny w jego głosie uśmiech, doprowadziły mnie do cichego śmiechu. Louis był rozbrajający w swojej jednoczesnej dojrzałości.

Louis kontynuował swoje motyle ruchy przez długie minuty. Oprócz ud, jego dłonie przejeżdżały też po moich biodrach, brzuchu, piersi i ramionach, i szczerze... nie chciałem, by ten dotyk kończył się kiedykolwiek. Jednocześnie uznałem także za niewyobrażalne szczęście fakt, że w ogóle było mi dane go doświadczyć. Może, kiedy w końcu odważę się poderwać Alexa z mojej szkoły (zazwyczaj nie musiałem się odważać, ale on naprawdę był z innej ligi), on będzie robił to dla mnie, a ja dla niegotak rozmarzyłem się wtedy w swoich myślach – czy to nie żałosne?

- Ktoś kiedyś dotykał cię w ten sposób? – zapytał Louis po tym długim czasie ciszy, wypełnionej moimi cichymi westchnieniami.

- Nie – odpowiedziałem natychmiast, zgodnie z prawdą. – Boże, chciałbym to czuć już zawsze.

- Bardziej niż orgazm? – Mogłem poczuć, jak jego brew unosi się w teatralnym zdziwieniu.

- Nie wiem... orgazm jest dobry, kiedy jest krótki. Nie wyobrażam sobie, bym mógł czuć go bez przerwy. Ale to – westchnąłem cicho z powodu ogromu relaksu, który wypełniał moje ciało. – To mógłbym czuć już zawsze.

Po kilkudziesięciu minutach (naprawdę – kilkudziesięciu, spotkanie z Louisem okazało się być bardziej przyjemnym, ale równie satysfakcjonującym masażem), Louis przerwał dotykania mnie. W zamian sięgnął za siebie (odczułem to po ruchu materaca – wciąż miałem zamknięte oczy), po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce. Na nowo rozchylił moje uda, które wcześniej automatycznie musiałem złączyć.

Dotyk, który poczułem teraz był jeszcze lżejszy od poprzedniego, a jednocześnie o wiele intensywniejsze zważając na jego umiejscowienie – teraz Louis pominął biodra, brzuch, a nawet uda, skupiając się tylko na jednej strefie mojego ciała.

- Czy to pióro? – zapytałem szczerze zafascynowany.

- Nie powiem ci – odparł Louis. Czułem, że na jego ustach pojawił się uśmiech. – Chcę, żebyś wczuł się w sam dotyk. Nieważne czym on jest.

Miałem wrażenie, że ten lekki jak piórko dotyk (lub może w rzeczywistości będący piórkiem) oddziaływał na mnie bardziej niż cokolwiek innego. Czułem jakbym na poziomie świadomości otwierał swoje ciało (mimo, że fizycznie się tak nie działo) i był gotowy na wszystko, co zaoferowałby mi Louis. Nigdy wcześniej nie czułem takiej otwartości na nowe doświadczenia; otwartości swojego ciała.

Nagle przerwał nam dźwięk dzwoniącego telefonu. Tak mnie on przestraszył, że aż drgnąłem na swoim miejscu i automatycznie uchyliłem swoje powieki. Louis przeprosił mnie cicho, nim z niemal przeczącą temu szybkością błyskawicy sięgnął po telefon. Był on stacjonarny i znajdował na stoliku nocnym – zupełnie jak w pokoju hotelowym. Pomyślałem, że Louis nie umieściłby tu tego telefonu bez przyczyny i że fakt jego dzwonienia świadczył o czymś istotnym.

Kiedy Louis odebrał telefon, jego dłoń spoczęła na moim kolanie. Zdawała się przesyłać ciepło i zapewnienie, że mimo iż coś nam przerwało, on zdaje sobie sprawę, że wciąż tu jestem, szanuje mnie i docenia moją obecność. Ale po kolejnym ciągu stłumionych słów, jego dłoń zsunęła się z mojej skóry i objęła jego własną – nagle doszczętnie zmartwioną - twarz.

- Oh, boże – Wyszeptał. Wiedziałem, że przestał mnie dotykać, przestał mnie zapewniać, że wciąż mnie zauważa - nawet poprzez zwykły ludzki odruch, nie mówiąc już o świadomej decyzji. I wiedziałem też, że to że ostatecznie mnie zostawił też nie było jego winą. Ale nie mogłem powstrzymać zranienia siejącego spustoszenie w mojej piersi. - Zaraz będę – odpowiedział do słuchawki w pośpiesznym tonie.

Potem założył swoją koszulkę i ruszył w stronę drzwi, potykając się po drodze o róg łóżka. Ja obserwowałem go we wzrastającym szoku i zmieszaniu, nie wiedząc, czy powinienem coś powiedzieć, zaproponować, albo może zupełnie opuścić jego rezydencję. Czekałem, aż sam rzuci przez swoje ramię jakieś słowa wyjaśnienia, albo pośle mi uspokajające spojrzenie, ale zanim zdążyłem choćby mieć na to nadzieję, już go nie było. Zniknął za błękitnymi drzwiami, pozostawionymi teraz na oścież i skrzypiącymi cicho, przypominając niekończące się echo jego zniknięcia.

Patrzyłem w miejsce, w którym zniknął Louis przez długie sekundy, mrugając kilka razy oczyma i oblizując wargi z powodu niepokoju. Nie wiedziałem kto jeszcze mieszkał w domu Louisa, ani czy miał tutaj wstęp, dlatego pierwszym, co zrobiłem było okrycie mojego nagiego ciała ubraniami, które przez cały ten czas leżały na dywanie, tuż obok łóżka.

Z całych sił starałem się wytłumaczyć samemu sobie tę sytuację w jakiś racjonalny sposób. To oczywiste, że w życiu Louisa stało się coś poważnego – nie wiedziałem co to było, jednak nie mogłem podważać istotności tego wydarzenia, a wnioskując po zachowaniu Louisa – było niezwykle istotne. Pomimo tego oczywistego faktu nie potrafiłem powstrzymać upokorzenia, które powoli wspinało się wzdłuż mojego kręgosłupa. Czułem się zupełnie zignorowany, mimo że przyszedłem tutaj, do Louisa, z moimi jedynymi oszczędnościami – oszczędnościami mojego życia, tak właściwie – w nadziei, że w końcu życie pozwoli mi poczuć się po prostu dobrze. Ale zamiast tego, życie wolało mnie wykiwać.

Nie miałem nawet siły na złość. Czułem się jedynie przytłoczony tą sytuacją i jedyne czego pragnąłem to wrócić do domu, gdzie z pewnością czekała na mnie mama z odgrzaną lazanią i Dune merdająca ogonkiem, czekająca tylko, aż ją uściskam... Co mnie skłoniło, by zaburzyć tą moją bezpieczną nastoletnią rzeczywistość i wplątać się w coś takiego? Chciałem opuścić dom Louisa, ale nie wiedziałem nawet, czy miałem do tego prawo. Kiedy Louis prowadził mnie na piętro, gdzie przyjmował swoich klientów, zdążyłem odczuć majestatyczność tego miejsca. Wydawało się na tyle majestatyczne, że przypadkowe osoby, plątające się po jego korytarzach zupełnie nie wchodziły w grę. Zresztą, nie chciałem, by Louis oskarżył mnie o ucieczkę i odmowę zapłaty po tym, jak wykonał swoją usługę. A biorąc pod uwagę ilość pieniędzy, którą dysponował, wolałem nie spotykać się w sądzie z jego prawnikiem.

Siedziałem więc posłusznie na louisowym łóżku oblanym białą pościelą i złocistymi krawędziami. Gapiłem się na ścianę naprzeciwko, podświadomie analizując kopię Szkoły Ateńskiej, która wisiała na ścianie.

Po kilkunastu minutach drzwi w przedpokoju, w którym wcześniej Louis poczęstował mnie sokiem brzoskwiniowym, zaskrzypiały w gwałtowny sposób. Zadrżałem i automatycznie okryłem swoje ciało dłońmi, na chwilę zapominając, że już wcześniej zdążyłem się ubrać.

Sekundę później o moje uszy obiło się ostrożne pukanie o drzwi sypialni. Były już wcześniej uchylone, więc widziałem rąbek sukni wyłaniającej się zza framugi. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć na pukanie, więc najzwyczajniej w świecie uniosłem się z łóżka i podszedłem do drzwi. Stała w nich kobieta w średnim wieku, ostrożnie lustrująca moją twarz.

- Pan Styles? – dopytała.

- Tak. – odparłem, lekko marszcząc brwi. Kobieta posłała mi niezwykle sympatyczny uśmiech, po czym zaczęła mówić:

- Niestety pan Tomlinson nie będzie w stanie kontynuować dzisiejszej sesji. Kazał przekazać, że ogromnie pana przeprasza i późnym wieczorem, bądź jutrzejszego poranka oczekuje telefonu. – Wraz z tym wręczyła mi do rąk zawinięty papierek. Rozwinąłem go ostrożnie, aż moim oczom ukazał się numer telefonu.

- To prywatny telefon Louisa? – zapytałem w zupełnym zmieszaniu. – Myślałem, że nie nikomu nie udostępnia swoich danych.

- Najwyraźniej tym razem zrobił wyjątek – wytłumaczyła z ciepłym wyrazem twarzy. – Kazał podkreślić, jak ogromnie mu przykro oraz zapewnić, by o nic się Pan nie martwił.

- Dobrze to słyszeć – przyznałem zgodnie z prawdą, czując jak z mojego serca znika nieuświadomiony wcześniej ciężar.

- Proszę za mną, odprowadzę pana do drzwi. – zaproponowała pogodnie.

Przytaknąłem i już chwilę później, kroczyłem za nią w uldze, przysięgając sobie, by już nigdy nie wystawiać się na takie pośmiewisko i cieszyć się moim spokojnym życiem na przedmieściach.

Płytki ceramiczne stukały wysublimowanie pod stopami kobiety. Potem schodziliśmy po schodach okrytych szmaragdowym dywanem, który przytłumił stukoty, amortyzując każdy nasz krok. Schodziłem po nich uważnie, wyobrażając sobie tylko żałośnie jak groteskowe byłoby się na nich wywrócić po tym wszystkim.

Kiedy do parteru dzieliły mnie zaledwie dwa stopnie, coś sprawiło, że uniosłem swoje spojrzenie znad moich stóp i dostrzegłem .

Jej złociste włosy przypominające barwą kwiaty polne o blasku słońca, opadały na drobne ramionka. Okrywała je biała koronka zwieńczająca u jej szyi błękitną suknię. Pomyślałem, że to nieprawdopodobne i magiczne jednocześnie, jak idealnie pasowały do tej sukni jej oczy. To było niemożliwe, bym dostrzegł je z takiej odległości tak dobrze, ale wydaje mi się, że tak było. Wydaje mi się, że jej błękitne tęczówki naprawdę zdobiły śnieżnobiałe kwieciste ornamenty – podobne do tych opinających jej guziczkowatą suknię. Miałem wrażenie, że ten błękit miał za zadanie hipnotyzować wszystkich wokół, a ta śnieżnobiałość wyciągać od nich wszystko, co tylko wiedzieli, by odpowiedzieć na niezadane pytania jej duszy. Ale to jak one lśniły – oh, jak te oczy lśniły – i jak jej rzęsy układały się w ten zupełnie niewinny, dziecięcy sposób, niemożliwym było uciec przed ich wnikliwością, przed tą ich nieskończenie niewinną wnikliwością.

Jedno jej ucho było proste, a drugie zaginało się ku dołowi. Wyglądało tak jakby zawsze o coś pytało, ciekawiło się tak bardzo i chciało usłyszeć odpowiedź na swoje pytanie, nawet jeśli nie było wypowiedziane na głos.

To była jedna sekunda. W tym efemerycznym spłachetku czasu zdążyła sprawić, że dostrzegłem tak wiele.

Byłem wdzięczny choćby za tę sekundę. Szczególnie dlatego, że kiedy jedynym pozostawionym po niej śladem stały się złociste pasma włosów rozwiane zza krańca framugi, nim zniknęły ostatecznie – coś we mnie zastygło. Zastygło, dokładnie tak jakby ona sprawiła, że przez tą jedną sekundę wrzało i trzaskało, powodując ból, a może i ulgę, której nie sposób było dostrzec, póki nie zniknęła.

- Nasz szofer, Hughes, odwiezie cię do domu.

Słowa kobiety, która dotychczas prowadziła mnie do wyjścia odbiły się echem w mojej głowie, nim ostatecznie ich nie przyswoiłem.

- Oh, nie. Nie trzeba – zapewniłem ją cicho, nie będąc pewnym, czy nie był to rozkaz oraz kolejna oznaka poufnego mroku wypełniającego ten dom. – Pojadę autobusem.

- Jesteś pewien, skarbie? To żaden problem. Jest już późno, a Pan Tomlinson bardzo dba o komfort i bezpieczeństwo swoich klientów. Jestem pewna, że oberwie mi się za to, że nie skorzystałeś z naszej propozycji – roześmiała się szczerze rozbawiona, jednak odczułem, że już dłużej nie byłem zobligowany.

- Z pewnością za nic się pani nie oberwie. – odwzajemniłem jej humor i podrapałem się po nosie, najwyraźniej w geście nieuświadomionej niepewności. - Przekażę Louisowi, że była to moja decyzja.

- Cóż, dobrze, nie będę cię dłużej zatrzymywać. Do zobaczenia, Harry.

Odpowiedziałem jej cichym do zobaczenia, po czym zniknąłem z posiadłości Louisa. Minutę i trzydzieści sześć sekund temu byłem pewien, że już tu nie wrócę, ale minutę i trzydzieści pięć sekund temu uświadomiłem sobie, że muszę to zrobić.

Kiedy wróciłem do domu, naprawdę czekała tam na mnie lazania oraz Dune (choć to drugie było już nieodłączną częścią mojej codzienności). Później poszedłem do mojego pokoju. Uczyłem się przez kilkanaście minut na jutrzejszy test z geometrii, nim zrozumiałem, że nauka ta jest zupełnie jałowa z myślami obiegającymi w mojej wyobraźni postać Louisa z każdej strony. Wiedziałem, że nie uwolnię się od nich, póki do niego nie zadzwonię – tak jak mnie o to prosił.

- Louis? Podobno miałem-miałem do ciebie zadzwonić? – zająknąłem się już na wstępie, co wymalowało rumieniec na mojej twarzy.

- Harry, boże, byłem pewien, że tego nie zrobisz. – Czułem jak Louis niemal wzdycha z ulgą w reakcji na dźwięk mojego głosu. – Powiedz, jak bardzo cię dziś wystraszyłem?

- Nie wystraszyłeś mnie. – odparłem z cichym chichotem. Nie wiedziałem, czy jego czynnikiem było szczere rozbawienie, czy też ukryta nerwowość.

- Nie mam na myśli mojej mimiki, ani intencji. Miałem na myśli... atmosferę. Tą popieprzoną tajemniczą atmosferę.

- Było to niecodzienne – przyznałem, zaskakując nawet samego siebie. – Ale z pewnością nie byłem wystraszony.

- Właśnie tego nienawidzę w tej pracy, wiesz? Ale jednocześnie przecież o to w niej chodzi. – Louis milczał przez długą chwilę i czułem, że chciał powiedzieć jeszcze więcej, a może cofnąć swoje poprzednie słowa. Chyba wybrał to drugie. – Wiesz co? Zapomnij o tym temacie. To nieważne. – wymamrotał pośpiesznie. – Posłuchaj, Harry, ogromnie cię przepraszam. Przepraszam, że zniknąłem w taki sposób. To zazwyczaj-właściwie to nigdy się nie zdarza. To była jednorazowa sytuacja, ale mimo wszystko to nie usprawiedliwia mojej ignorancji. Proszę, pozwól mi to wynagrodzić.

- Jak wynagrodzić? – zapytałem tonem, który brzmiał głupio, jednak było to moim zdaniem pytanie zupełnie racjonalne.

- Zrobimy wszystkie sesje za darmo, okej? Czy to wystarczające? Wiem, że umysł ci pewnie podpowiada, by iść na policję i zgłosić niedopełnienie mojego obowiązku jako-no wiesz... ale może przystaniesz na taką propozycję? – Oddech stanął mi w gardle, gdy tylko to usłyszałem. Czym innym było to wszystko, jeśli nie największym darem od losu? Zbierałem pieniądze na sesje u Louisa przez kilka miesięcy – z pewnością nie należał do tanich w swojej branży, a teraz mogłem tak po prostu dostać to wszystko za darmo? – Harry?

- Tak-tak. - Przytaknąłem zamaszyście, nawet jeśli Louis nie mógł tego zobaczyć. – Oczywiście, że się zgadzam. Ale Louis... czy ty zdajesz sobie sprawę, ile jest warta jedna sesja z tobą? A ty chcesz dać mi to za darmo?

- Ile jest warta? – powtórzył za mną teatralnie, ale jednocześnie ze śmiertelną powagą. - Dla jednych być może całe ich życie, a dla innych dokładnie gówno warta. I właściwie to stawiam, że ci pierwsi ulegają jedynie krótkiej iluzji. Mam wystarczająco pieniędzy. Ale nie pozwolę, by zlekceważony przeze mnie klient odszedł, czując się zraniony, zmieszany i niespełniony.

- Oh – Poczułem jak na krótką chwilę niemal straciłem głos z wrażenia. - W porządku.

- W porządku – powtórzył on. Jego głos był niewyraźny. Czułem, że trzyma właśnie papierosa pomiędzy swoimi wargami. – W czwartek o siedemnastej? Pasuje ci?

- Tak – odpowiedziałem szybko. W rzeczywistości nie zdążyłem sprawdzić. Bardzo możliwe, że to wtedy miałem spotkać się z Eve, która przylatywała na weekend z Paryża. Trzymałem kciuki, by nie był to ten dzień. Jeśli jednak był – trudno. Na myśl o ponownym spotkaniu z Louisem w moim brzuchu niekontrolowanie eksplodowały kolejne drobinki ekscytacji.

- Świetnie. – Louis wydawał się tym faktem szczerze zadowolony, co i mnie znacznie podniosło na duchu. - Ale zanim się spotkamy mam dla ciebie zadanie domowe. Chciałbym, żebyś poznał siebie.

- Poznał siebie? – powtórzyłem za nim, marszcząc brwi.

- Tak. Cóż by to była za zniewaga dla twojego ciała, gdybym zobaczył i poczuł ciebie, zanim sam zobaczysz i poczujesz siebie. Oczywiście, nie musisz się na to godzić. Ale ty dla swojego ciała powinieneś być najbardziej hojny ze wszystkich ludzi na świecie.

Nie do końca zrozumiałem słowa Louisa, więc zapytałem niepewnie:

- Co mam zrobić?

- Nie zrobić, a robić. Codziennie, aż do naszego spotkania. Połóż się na swoim łóżku, najlepiej na boku, żeby było ci wygodnie. Użyj nawilżenia, najlepiej olejowego, bo kleista maź lubrykantu nie jest potrzebna przy niczym wielkim, ani tym bardziej nie jest przyjemna, a chodzi o to, by było ci przyjemnie. A potem dotykaj się powoli i spokojnie, i z ciekawością. Nie myśl o orgazmie, ani o tym, że jak już skończysz to sobie zwalisz konia, czy cokolwiek innego. Rób to po kąpieli, przed samym snem, wiedz, że się już nie niczym nie ubrudzisz. Dotykaj się od tyłu. Nie musisz nic wkładać do środka, wiem, że masz z tym problem, ale w któryś dzień, kiedy poczujesz się pewnie, być może nawet nie zauważysz, że nagle twój palec jest już w środku, a jak już będzie to się uśmiechnij i odkrywaj dalej. Pamiętaj, bez orgazmu.

- Bez orgazmu – powtórzyłem, potwierdzając, że cały czas słuchałem i byłem chętny wykonać swoje zadanie.

Głos Louisa tłumaczący mi jak mam się dotykać był najwyraźniej na tyle hipnotyzujący, że nawet nie zauważyłem, gdy do pokoju weszła moja mama, zbierając brudne ubrania z podłogi i wkładając je do kosza na pranie.

- Słucham?

Serce podskoczyło mi do gardła, nim zrozumiałem, że mama właściwie nie byłaby w stanie jakkolwiek mnie ukarać. Nawet za bardzo nie przejęła się tym, co powiedziałem, bo tylko na chwilę zaprzestała swych ruchów, by powiedzieć swoje „słucham?", nim znowu powróciła do zapełniania kosza.

- Rozmawiam o zajęciach. Z Cathy. – wytłumaczyłem od razu ze stoickim spokojem. Od zawsze byłem dobry w kłamaniu. - Mamy jutro egzamin.

- Oh, w porządku. – wymamrotała. Najwyraźniej – dokładnie tak jak przewidywałem - nie obeszło ją to szczególnie, w przeciwieństwie do mojego dudniącego serca i gorąca wzrastającego wzdłuż mojego ciała. Sama choćby najmniejsza bowiem perspektywa tego, że dowiedziałaby się prawdy, przyprawiała mnie o zawroty głowy.

Kiedy moja mama zniknęła, zamykając za sobą drzwi i posyłając mi ciepły matczyny uśmiech, wypuściłem z siebie automatycznie wstrzymywane powietrze.

- Wszystko w porządku? – zapytał Louis, po drugiej stronie słuchawki.

- Tak, tak. To tylko moja mama. Słyszała, co mówiłem. – wytłumaczyłem pośpiesznie.

- Oh – wymamrotał Louis, jakby wcale nie słyszał całej tej rozmowy. - Przykro mi, że musisz kłamać. W naszej sprawie.

- Kto normalny nie kłamie w takiej sprawie? – Zmarszczyłem brwi. – To nie tak, że każdy nastolatek korzysta z usług męskich prostytutek, by nauczyć się jak włożyć penisa w swoje ciało. – Pogarda przesiąkała moje słowa. Była to pogarda w stosunku do mnie samego. Pogarda tego kim jestem i czysta prześmiewczość mojej egzystencji.

- No, tak.

Ale po tonie Louisa zrozumiałem, że tym samym mogłem, być może, tylko być może (próbowałem sobie wmówić) zranić też... jego.

- Prze-

- Do zobaczenia, Harry. – Uśmiech przesiąkał jego słowa. Ale w jego tonie, poczułem jak bardzo był on wymuszony. – Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania.

I z tymi słowami, jeszcze zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, rozłączył się.

Przez kolejne dni wstyd ogarniał moje ciało za każdym razem, gdy tylko pomyślałem o mojej rozmowie z Louisem. Podświadomie, wiedziałem, że najlepszym sposobem na rozgrzeszenie moich lekkomyślnych słów, jest przynajmniej wykonanie zadania, które mi polecił.

Pierwszego wieczoru – tamtego wieczoru – wykonałem to zadanie. Ręka mi się trzęsła, jednak było nawet przyjemnie. Oczywiście, nie zdołałem nic włożyć do środka.

Drugiego dnia zupełnie sobie odpuściłem, ponieważ podświadomie byłem zdołowany sytuacją, która wydarzyła się w moim domu, nawet jeśli wmawiałem sobie, że już o niej zupełnie zapomniałem. Wróciłem ze szkoły, jednak już u progu moją uwagę przykuła rozmowa rodziców z kuchni. Cicho skradłem się w korytarzu, by podsłuchać, co doprowadziło moją mamę do tonu, który chwiał się na granicy szlochu.

- Wydaje mi się, że nie było żadnego powodu, by to zrobiła. Ale przecież musiał być – wymamrotała. Jej głos był stłumiony, więc zapewne zasłaniała twarz dłońmi.

Więc to dzisiaj była rocznica, przypomniałem sobie w myślach.

Czułem się trochę głupio, że zapomniałem, jednak z drugiej strony trauma dziesięcioletniego dziecka nie mogłaby być lepsza niż to, że po prostu wyparł wszystko ze swojej pamięci.

- Ellie, nie możesz się tym zadręczać całe życie – odpowiedział jej tata. Jego głos też drżał, mimo że nigdy by się do tego nie przyznał. - Mamy teraz Harry'ego i musimy zrobić wszystko, by żyło mu się dobrze. By czuł się kochany.

Mama zaniosła się wtedy płaczem, a ja nie potrafiłem patrzeć na ich ból – wiedziałem, że odejście Ines nie było ich winą, ale jaki rodzic nie czułby się winny?

Wszedłem niepewnie do pomieszczenia. Na mój widok od razu zastygli i pozbyli się ze swych ekspresji śladów jakiejkolwiek rozpaczy. Było mi przykro, że świat tak działał – że ukrywaliśmy nasze emocje nawet przed najbliższymi. A przecież jedyne, co chciałem, to tylko ich pocieszyć – nigdy nie wyśmiałbym ich smutku. Usiadłem obok mojej mamy i objąłem ją swoim ramieniem.

- Mamciu, Ines była dorosła – zacząłem cicho, ale z zupełną pewnością. - Nie uciekła jako zranione dziecko, ale jako młoda kobieta, która miała wielkie marzenie i chciała wyrwać się z Clovelly. Chciała tylko zerwać z przeszłością. To nie była twoja wina.

- Gdyby nie była to nasza wina, odezwałaby się – odpowiedział mój tata. Rzadko okazywał swoje emocje, ale w kwestii Ines zawsze stawał się autentycznie – nawet jeśli wciąż niechętnie - poruszony.

- Odezwie się, zobaczycie. – Moje oczy nagle zaczęły szczypać, co w kontraście do moich rodziców – było niespotykane. Bo jeśli chodziło o mnie – nigdy nie rozpaczałem nad zniknięciem mojej siostry. Rzadko w ogóle o tym pamiętałem. Wyparłem z mojej pamięci cały ból, a kiedy od czasu do czasu przypominałem sobie o samym fakcie, który go spowodował, miałem w sobie pewność – naiwną, żałosną i godną wyśmiania, ale rzeczywistą – że Ines kiedyś do nas wróci. Że znów będzie moją starszą siostrą. Że to oczywiste i nieuniknione, że to zrobi, a fakt że nie zrobiła tego do tej pory znaczy jedynie, że coś jej w tym przeszkodziło, albo że przydarza jej się właśnie coś magicznego, o czym później nam opowie.

Po moich słowach nie kontynuowaliśmy już tego tematu. Mama podała na stół zapiekankę warzywną, która pachniała serem i ziołami. Zaciągnąłem się jej zapachem z rozkoszą i zacząłem jeść. Temat zniknięcia Ines na nowo odpłynął w moją głęboką podświadomość.

Przez kolejnych kilka miesięcy będę miał spokój z tym konkretnym bólem.

Czwartek, godzina siedemnasta - wybiła szybciej, niż bym chciał i się spodziewał. Zdążyłem wykonać tylko kilka prób zadania, które polecił mi Louis – przy każdej z nich wciąż mając wrażenie, że mam jeszcze dużo czasu, aż w końcu nie miałem go w ogóle.

W drodze do Louisa, stresowałem się tym, jak będzie mnie traktować po tym, co mu powiedziałem, kiedy rozmawialiśmy przez telefon. Nie wiedziałem nawet jeszcze do końca, co było w tym złego, jednak po prostu czułem, że go zraniłem, a to wydawało mi się wystarczające. Bałem się, jak Louis zareaguje na moje sprawozdanie z „zadania domowego", które mi polecił. Bałem się też tego, czy miła pani, która ostatnim razem odprowadziła mnie do drzwi miała mi za złe, że nie skorzystałem z usługi Pana Hughesa i że zapomniałem usprawiedliwić ją przy Louisie. Bałem się tego, że znów zobaczę dziewczynkę, której oblicze zdążyłem poznać ostatnim razem – że zobaczę ją w innej sytuacji i nie będę wiedział co zrobić, czy powiedzieć. Bo, kim do cholery, mogłaby ona być? Bałem się też tego, że w ogóle nie istniała. Że to mój umysł płatał mi okrutne figle, będące jedynie dodatkiem do mojej już i tak anomalnej i żałosnej egzystencji.

Tak samo jak i poprzednim razem, Louis powitał mnie u swoich drzwi osobiście i z równie pogodnym, jak i znaczącym o jego pewności siebie, uśmiechem, poprowadził mnie w stronę pokoi przez odywanione korytarze. Rozglądałem się niepewnie na boki, próbując dostrzec choćby skrawek błękitnej sukienki, mlecznej skóry, czy złocistych włosów, ale nigdzie nie było po nich śladu.

Gdy znaleźliśmy się w pokojach przeznaczonych dla klientów – tych samych co ostatnio – Louis bez dłuższych wstępów nalał mi ponownie soku brzoskwiniowego i gestem dłoni zaprosił do sypialni.

Zdziwiło mnie trochę, że tym razem nie chciał rozmawiać w welurowych fotelach, ale później przypomniało mi się jak Louis mówił o tym, by przypadkiem nie nawiązać z kimś zbyt głębokiej więzi. A później uświadomiłem sobie, że właściwie to nawet nasza pierwsza rozmowa była niecodzienna jak na typowe spotkanie ludzi takich jak my.

- Próbowałeś wykonać zadanie, które ci poleciłem? – zapytał, patrząc na mnie z małym uśmiechem. Wyczułem jakoś, że chyba był tym zaintrygowany, ciekawy tak jak ta złotowłosa dziewczynka wydawała się być ciekawa wszystkiego. Tak, jak i ja byłem ciekaw jej. Nie wiem skąd ta myśl właśnie wtedy do mnie napłynęła. Prawdopodobnie to ponowne postanowienie nogi w tym domu było impulsem do pojawienia się tych myśli.

- Tak.

- Udało się?

- Tak – odpowiedziałem z lekkim zawahaniem. - Tylko raz, wczoraj. Tak nagle, że... że trochę się przestraszyłem i przestałem – przyznałem w zupełnym zażenowaniu. Jednak Louis wydawał się rozchmurzyć, kiedy stwierdził z uśmiechem:

- Czyli mamy sukces. – Niemal klasnął w dłonie jak ucieszone dziecko. - Tak? Z tym miałeś największy problem. – zauważył.

- Tak – przyznałem po kilku sekundach ciszy. – Tak, to prawda. – Na mojej twarzy rozciągnął się mały uśmiech. Słowa Louisa, jego uznanie, że to co zrobiłem, było wystarczające, pozwoliło mi zrozumieć, że naprawdę mi się udało.

Przez chwilę byłem wręcz dumny z siebie.

- Cieszę się. – Louis przyznał szczerze.

Potem jego usta przywarły do mojej skóry. Poprzednio robił to tak delikatnie jakby jego wargi były piórkiem, które zresztą autentycznie dane mi było poczuć. Jednak teraz zaciskały się mocniej na mojej skórze i czułem, że Louis mnie oznaczał, nawet jeśli nie wspominałem w swoim zgłoszeniu o tym, że sobie tego życzę. Nie zamierzałem go jednak powstrzymywać – nic na świecie nie wydawało się lepsze niż to. Może na następnym spotkaniu, które prawdopodobnie będzie naszym ostatnim, też to zrobi. A jeśli nie, to go o to poproszę. I wtedy, nawet kilka dni później, będę mógł obserwować szkarłatne ślady na mojej skórze i wyobrażać sobie, że Louis nigdy nie zniknął z mojego ciała, nigdy nie przestał go dotykać. I że wcale nie był to ostatni raz kiedy go widziałem.

Moje westchnienia z każdą sekundą się pogłębiały i czułem jak mój penis drga od czasu do czasu. A Louis z pewnością widział, czuł i słyszał to wszystko. A jednak nie przestawał. Więc zapytałem ze szczerą dociekliwością:

- Mam rozumieć, że dziś zasłużyłem na orgazm?

- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – odpowiedział Louis, po czym posłał mi filuterne spojrzenie.

- Ty też dojdziesz? – zapytałem po krótkiej chwili ciszy. Przygryzłem swoją wargę, niepewien stosowności mojego pytania. Wiedziałem, że Louis wie, że tak naprawdę pytam: „czy będziemy dzisiaj uprawiać seks i dojdziesz we mnie?".

- To nie jest istotne w mojej pracy.

- Nie jest? – Zmarszczyłem brwi. Odczułem dziwny uścisk w mojej piersi na tą myśl.

- Nie.

Potem przejechał językiem po moich udach, aż nie rozszerzyłem ich w automatycznym ruchu, dokładnie tak jak ostatnio. Nawet nie zdążyłem westchnąć, nim język Louisa przywarł do mojej dziurki.

- Oh, boże – wysapałem, bardziej z powodu zaskoczenia, aniżeli dopiero powoli wzrastającej przyjemności.

W pierwszej chwili język Louisa odczułem jako normalny dotyk i zaskoczony tą jego normalnością, wypuściłem z siebie krótki oddech. Pozwoliłem sobie przez kilkanaście kolejnych sekund przymknąć oczy i wczuć w jego dotyk, mając nadzieję, że stanie się intensywniejszy. Wraz z każdą kolejną minutą wydawało się to być nieco przyjemniejsze – moje ciało przyzwyczaiło się do tego dotyku i wydawało się przyjmować go o wiele lepiej, niż wcześniej. Jednak wciąż, to nie było to czego się spodziewałem.

- Louis?

Po tym jak niewyraźnie wysapałem jego imię, niemal natychmiast przestał i uniósł się na swoich ramionach, by spojrzeć na mnie z uwagą. Jednocześnie przesuwał swoją dłonią po moim nagim udzie, nawet na chwilę nie pozwalając mi pozbyć się rozkoszy. Oczywiście, nie miałem nic przeciwko.

- Czy to normalne, że nie czuję tego tak dobrze? Aż tak dobrze? – zapytałem niepewien. Nie chciałem, by Louis myślał, że chodziło o niego. To z pewnością ze mną było coś nie tak. - Nie chodzi o ciebie-ty jesteś cudowny, tylko tego nie czuję, aż tak dobrze. – Moje niepewne tłumaczenia powoli upewniały mnie jedynie w tym, że moje wątpliwości były wyimaginowane i nie-normalne. Jednak Louis ugasił je, nawet jeśli sam zacząłem wątpić w ich słuszność.

- Niewiele ludzi od tego dochodzi. Jeśli myślisz o tym, żeby osiągnąć orgazm od tego, nigdy go nie osiągniesz. – Jego ciepła dłoń przejechała po moim policzku. – Musisz tylko leżeć i relaksować się, jak przy masażu, na przykład. Kiedyś, może za piętnastym razem dojdziesz i nawet nie będziesz wiedział, jak to się stało, ale być może będzie to najlepszy orgazm twojego życia. Teraz nie myśl o tym, by dojść. Dostaniesz dzisiaj swój orgazm, obiecuję. Jeśli nie tak, to inaczej, ale na razie chcę cię rozluźnić, w porządku?

Pokiwałem głową posłusznie, pewnie i zamaszyście, ponieważ nic nie brzmiało lepiej niż to. Słowa Louisa uspokajały mnie i ugaszały każde moje zmartwienie.

Jego dłonie nie były zimne, jednak w kontraście do jego gorącego języka jeszcze sprzed chwili, wydały mi się przynajmniej – i zaskakująco przyjemnie - chłodnawe. Louis dotykał mnie teraz delikatnie swoimi palcami, nawilżając mnie oliwką, która według niego była najlepsza na wszystkie pierwsze razy.

Louis sprawiał, że czułem się naprawdę komfortowo i bezpiecznie, jednak szczerze wątpiłem, że uda mu się wsunąć we mnie choćby jeden palec. Mnie samemu udało się to tylko raz, a zaraz po tym jak się to stało w popłochu powróciłem do siadu i zapomniałem, że miało to w ogóle miejsce. Jak teraz mogłoby być inaczej?

- Jesteś spięty – stwierdził nagle Louis. Czasem miałem wrażenie, że umiał czytać w moich myślach. Ale najwyraźniej, było to bardziej widoczne, niż śmiałem sądzić.

Potem Louis wziął piórko do ręki i podobnie jak ostatnio, przejeżdżał nim po mojej skórze. Trwało to zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale już po tym czasie dłoń Louisa znowu dotykała mojej skóry. A potem Louis nagle się nade mną nachylił i wyszeptał:

- I już.

Dopiero po chwili zorientowałem się, co miał na myśli. Sięgnąłem swoją dłonią, by sprawdzić, czy mglisty dotyk, który nagle odczułem był rzeczywistością.

Był.

Louis wsunął we mnie swój wskazujący palec.

Wsunął go wewnątrz mnie.

C a ł y palec.

- Louis – wydusiłem z siebie bardziej w szoku, aniżeli jeszcze czymkolwiek innym. Bowiem, szczerze mówiąc, dotyk ten nie dawał mi jeszcze żadnej przyjemności. Jedynie świadomość tego, co może dawać zagęszczała mój oddech.

- Widzisz, wcale nie takie trudne, prawda? – Louis przesunął swoją drugą dłonią po mojej talii. Posunął swoimi ustami wzdłuż mojego brzucha. – Wystarczy trochę relaksu, spokoju i zaufania.

Nie zdawałem sobie sprawy, że darzę Louisa zaufaniem – dotychczas kojarzyło mi się to z czymś niezwykle intymnym i głębokim, jednak jego słowa uświadomiły mi, że miał rację. Ufałem mu. Bardziej, niż komukolwiek innemu, kiedykolwiek wcześniej. Nie wiem, czego dokładnie była to zasługa, jednak może Louis zdążył już po prostu rozpracować cały ten mechanizm – ciepłe uśmiechy, szczera rozmowa przed zainicjowaniem czegokolwiek, częstowanie sokiem owocowym, podkreślanie, że ma swoje zasady, ale dzięki nim w każdej chwili mogę zrezygnować, ciągłe upewnianie się, że nic mi nie przeszkadza...

Louis wydał mi się najprawdziwszym profesjonalistą.

Tego dnia zdołałem przyjąć jedynie dwa palce Louisa. Nie wsunął ich nawet do końca, bo był to pierwszy raz kiedy miałem w sobie cokolwiek przez dłużej niż sekundę i - jego zdaniem – było to wystarczające usprawiedliwienie. Dla mnie – nie. Chciałem móc przyjąć więcej, chciałem czuć już Louisa w sobie, jednak wiedziałem, że muszę na to cierpliwie poczekać. Póki co, martwiło mnie to, że nawet jeśli Louis uzna, że jestem na to gotowy, to później okaże się wcale nie byłem.

Podczas gdy Louis poruszał we mnie swoimi palcami w szaleńczo powolnym tempie, wydałem z siebie odgłos frustracji, który mężczyzna przyjął z jawną dezaprobatą w swoim spojrzeniu.

Zamiast skarcić mnie za mój pesymizm, swoją drugą dłoń przesunął na mojego penisa, który drgnął w reakcji na to doświadczenie. Wcześniej byłem tak pochłonięty logistyczną wizją otworzenia siebie i przyjęcia jak najwięcej Louisa, że zupełnie zapomniałem, że miało to być doświadczenie erotyczne. Że podobno miało sprawiać mi przyjemność.

Wcześniej powoli wsuwające się we mnie palce Louisa nie robiły na mnie żadnego wrażenia, jednak teraz – w połączeniu z tą bezpośrednią stymulacją, z jego dłonią zaciągniętą żyłami, otaczającą mój członek z każdej strony – to lekko piekące, wilgotne uczucie palców Louisa we mnie, stało się kwintesencją całej tej stymulacji. Jego dotyk na moim penisie wydawał się nieco stłumić uczucie bycia rozciąganym, ale jednocześnie wydobywał z niego to, co najlepsze.

- Podoba ci się? – Jego wzrok był skupiony na mnie.

- Boże, tak – wysapałem niskim, cichym głosem. Louis zaśmiał się cicho, jednak w sposób, który sprawił, że instynktownie szarpnąłem swoimi biodrami w jego stronę.

Louis przez długie minuty trzymał mnie na granicy orgazmu, jednak działo się to głównie z powodu moich cichych próśb. Nie chciałem, by ten moment bliskości się kończył. Wstrzymywałem więc chwilę ostatecznego przypływu spełnienia do czasu, aż moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa.

Doszedłem na swój brzuch z równomiernymi głębokimi jękami, których w żaden sposób nie byłem w stanie powstrzymać. Dłoń Louisa poruszała się na moim penisie w płynnych ruchach jeszcze przez długi czas po moim orgazmie, co pomogło mi odkryć, że fale przyjemności w rzeczywistości nie kończą się już po kilku sekundach, ale o wiele później – jedynie ich częstotliwość słabnie. Przez kolejne dwie minuty leżałem więc na plecach, w całości oddając się wyczekiwaniu kolejnej fali. Louis zdawał się wiedzieć, że je odczuwam, bo jego – ubrudzona teraz moją spermą – dłoń, wciąż poruszała się w tym samym delikatnym rytmie, podczas gdy druga zdawała się odnajdywać najbardziej erogenne obszary na reszcie mojego ciała.

Kiedy mój orgazm definitywnie się skończył, Louis ostrożnie wysunął ze mnie swoje palce, a ja przeturlałem się na swój brzuch i na chwilę wtopiłem twarz w śnieżnobiałą poduszkę.

- Było przyjemnie? – usłyszałem pytanie Louisa. Z powodu oszołomienia, nie potrafiłem wyłapać, czy miał na swoich ustach uśmiech, a jego pytanie było retoryczne, ponieważ „jak mogło to nie być przyjemne?", czy też rzeczywiście chciał znać ostateczną odpowiedź na to pytanie – owartościowanie jego umiejętności w zadowalaniu swoich gości.

- Najlepszy orgazm w życiu – wyszeptałem na wydechu.

Zanim zdążyłem zasnąć, Louis delikatnie rozbudził mnie ruchem ręki, za co cicho mu podziękowałem. Jeszcze tego mi brakowało, bym usnął w jego łóżku jak nieokiełznany w sprawach seksualnych nastolatek, którym w rzeczywistości byłem.

Kiedy Louis odprowadzał mnie do wyjścia, przed moimi oczami znów pojawiła się ona. Patrzyła na mnie tym samymi błękitem tęczówek, który wypełniały śnieżnobiałe ornamentalne plamki.

Louis w reakcji na jej widok, natychmiast podszedł w jej stronę i złapał ją za ręce w geście, który wydawał się karcący, a jednocześnie czuły.

Czyli jednak nie była wymysłem mojej wyobraźni. Uff.

Zza rogu wyłoniła się biegnąca kobieta, która wydawała się gonić dziewczynkę, do czasu, aż dostrzegła nas na swojej drodze. W pierwszej chwili spiąłem się na ponowny widok kobiety – bałem się, że była na mnie zła, że wciąż nie usprawiedliwiłem jej usprawiedliwienia mnie. Bałem się też tego, jak dużo wiedziała i co myślała sobie o mnie – nastolatku, który wydawał się regularnie przychodzić na wizyty seksualne do Louisa.

Nie zajęło mi jednak wiele, nim zauważyłem, że w rzeczywistości na kobiecie jedyne wrażenie robił sam Louis, do którego od razu zaczęła mówić:

- Panie Tomlinson, ogromnie przepraszam. – Jej mina była skruszona, jednak nie w sposób, który dowodził jej strachu przed Louisem, ale raczej dziwnego rodzaju miłości i czułości, która czuła się ugodzona za każdym razem, gdy go zawodziła. Relacje osób w tym domu zaintrygowały mnie jeszcze bardziej. - Mówiłam Ninie, że nie ma tu wstępu, ale odparła, że ją to nie obchodzi i musi być tutaj w tej właśnie chwili. – wytłumaczyła.

Kobieta, podobnie jak i Louis, jednocześnie westchnęli w bezsilności.

Potem Louis zaczął migać do dziewczynki, a ja zrozumiałem, że nie słyszała.

Trwało to kilka minut. Stałem podczas nich oparty o najbliższą mi ścianę, nieco zdezorientowany, ale również zaniepokojony, że przeszkodziłem w jakimś ważnym wewnętrznym konflikcie – a może nawet go spowodowałem? Ta myśl pojawiła się u mnie wtedy, gdy Nina spojrzała raz w moją stronę, migając coś jednocześnie do Louisa, a potem patrzyła na mnie nieprzerwanie jakby ktoś zahipnotyzował jej oczy.

Poczułem się niekomfortowo. Miałem wrażenie, że cokolwiek to spojrzenie oznaczało, powinienem się go bać, albo wręcz przeciwnie – odczuć jak bardzo na nie nie zasługiwałem.

Kiedy kobieta zabrała ze sobą Ninę, Louis mnie przeprosił i zaprowadził do wyjścia. Po drodze wspomniał coś o tym, jakie dzieci potrafią być niesforne, śmiejąc się cicho, ale i nerwowo – nie z powodu mnie, ale czegoś, co zdawało się tkwić pomiędzy nim, a Niną.

Sformułował to wszystko w taki sposób, że już wiedziałem, iż Nina była jego córką.

Kiedy wyszedłem z domu, w drodze na moje ostatnie spotkanie z Louisem, poczułem jak moje serce opada w dół. Dzisiaj skończy się moja przygoda z Louisem. Ostatnia wizyta i koniec, już na zawsze. Louis nigdy nie spotyka się ze swoimi klientami więc niż raz bądź – jak w moim przypadku – więcej niż jeden krótki ciąg spotkań.

Ale opadło jeszcze niżej, kiedy leżałem już na śnieżnobiałym łóżku – też po raz ostatni – i Louis zapytał mnie:

- Jesteś pewien, że to ja mam być twoją pierwszą osobą?

Oczywiście, że byłem pewien.

Jednak jednocześnie – po raz pierwszy w życiu – chciałem odsunąć swój pierwszy raz w czasie. Bo póki byłem przed nim, Louis wciąż był tutaj, obok.

- Tak. – odpowiedziałem mu natychmiast. - Nie dbam o coś takiego, jak wyjątkowy pierwszy raz.

Chociaż ten będzie wyjątkowy, dodałem w swoich myślach.

Ale Louis nie słyszał moich myśli.

Czy były to więc kolejne słowa, którymi nieświadomie go zraniłem?

Nie wiedziałem tego, ale cień, który objął jego spojrzenie, automatycznie wzniecił we mnie wyrzuty sumienia.

To nie było logiczne.

Żadna prostytutka, ani męska prostytutka nie bywała zraniona tak dobitnie, tak często, jak Louis, prawda? Przynajmniej, mi się tak dotychczas nie wydawało. A może to ja miałem jakąś popieprzoną umiejętność widzenia tego zranienia?

Nie powstrzymało mnie to jednak przed zmartwieniem. Przed zmartwieniem się nad tym, jak wiele razy Louis czuł się zraniony przez swoich klientów?

Zdziwiłem się w reakcji na moją czułość i współczucie.

Ale może pojawiły się one tak intensywnie tylko dlatego, że w rzeczywistości to ja byłem jedynym, który podświadomie traktował jego pracę z taką błahością i dezynwolturą - nawet jeśli on sam znaczył dla mnie tak wiele i był obecny w moim życiu przez kilka poprzednich miesięcy, kiedy najzwyczajniej w świecie fantazjowałem patrząc na jego zdjęcia.

W trakcie tych przemyśleń, pojąłem moment, w którym Louis we mnie wszedł jako oblany mgłą. Wiedziałem, że się wydarza; że Louis wchodzi we mnie powoli, a ja automatycznie wydawałem z siebie głębokie wydechy. Ale dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że myślami nie byłem tam, na łóżku, z Louisem, ale gdzieś indziej – w miejscach, które przytłumiły dla mnie ten moment. Zezłościłem się na siebie i postanowiłem zaniechać wszelkich bardziej czy mniej potrzebnych myśli przez kolejnych kilka minut.

Zanim Louis wsunął się do końca, moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Lub może to ja jemu odmówiłem posłuszeństwa. Czułem, że nie dam rady przyjąć Louisa jakkolwiek głębiej. Choćby nie wiem co, czułem, że to moja granica. Louis wydawał się to wyczuć, bo nie ruszał się w ogóle przez kilkanaście sekund. Moja dłoń mocno ściskała tą jego i dopiero, gdy przeniosłem na nie swoje spojrzenie, zorientowałem się, że to robię. Niepewnie wyślizgnąłem ją z jego objęcia, zażenowany.

- To ci pomagało – wyszeptał Louis. Jego dłoń na chwilę stała się cieniem mojej, kiedy powędrował za nią, nim znów ją objęła. – Było ci lepiej, kiedy mnie trzymałeś, prawda? Twoje uściski to wskazówki dla mnie – wytłumaczył. Jego oczy były takie wyrozumiałe, że nie potrafiłem mu odmówić. Tak naprawdę nie chciałem puszczać jego dłoni.

Pogrążony w głębi błękitu jego tęczówek, poruszyłem się nagle jakby podniecony jego dobrem. Wydawałem się zupełnie zapomnieć, że penis Louisa był już we mnie, a jeszcze przed chwilą zaciskałem powieki od nadmiaru wypełnienia. Ten nagły ruch wcale nie pomógł. Sapnąłem głośno zaskoczony, a Louis powoli ze mnie wyszedł.

- Bez gwałtownych ruchów, tak? – wyszeptał. Jego druga dłoń wędrowała od moich ud po łopatki w falistym, niekończącym się ruchu. Wysyłał on ciepłe drgania w stronę mojego brzucha.

- Przepraszam. – Chciałem się jakoś wytłumaczyć z tego ruchu, ale nie wiedziałem jak. Louis pokręcił swoją głową.

- To ja przepraszam. Już nie będzie boleć, obiecuję. – Potem uniósł się na chwilę, by mieć na mnie dobry widok, gdy wchodził do środka. Jego źrenice były rozszerzone, a usta robiły się wilgotne kiedy mnie obserwował, zamiast dotykania. Patrzył tak intensywnie na moje ciało, że nie potrafiłem powstrzymać westchnięcia, jeszcze zanim zdążył mnie dotknąć.

Nie skomentował tego, ale na jego ustach pojawił się mały uśmiech – dokładnie tak, jakby wiedział o czym myślałem.

Kiedy Louis ponownie we mnie wszedł, czułem się lepiej, ale równie pełny, co poprzednio. Sięgnąłem dłonią do jego penisa, by odkryć, że tylko jego połowa znajdowała się we mnie. Głośno westchnąłem w poddańczym geście, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Skarbie, to normalne. – Louis odezwał się, zanim sam zdążyłem powiedzieć cokolwiek swoim zapewne pełnym lamentu głosem. Jego usta wędrowały teraz po mojej szyi, składając krótkie pocałunki i oblizując ją od czasu do czasu. Kochałem, kiedy to robił. To było teraz przyjemniejsze niż jego penis w moim tyłku. Miałem ochotę go z siebie wyjąć i już nigdy nie uprawiać seksu, ale za to czuć dotyk Louisa. On był o wiele bardziej satysfakcjonujący. Louis uniósł się na swoich łokciach i spojrzał w moje oczy, kiedy mówił, wciąż tym samym cichym głosem: - Kilka razy nie wystarczy, jeśli nie lubisz bólu. Potrzebujesz czasu.

- Ale to nasze ostatnie spotkanie. – Mój głos drżał i brzmiało tak żałośnie. – Jeśli nie możemy uprawiać seksu teraz, to już nigdy nie będę mógł tego zrobić z tobą, ani z nikim innym.

Mój głos pełen desperacji, a już z pewnością słowa, które wypowiadałem musiały dać Louisowi jakikolwiek znak na to, że zależało mi na tym i na nim samym bardziej niż kiedykolwiek powinno. Nie skomentował jednak moich słów przesiąkniętych wówczas zdradliwą autentycznością. Jedynie owiał moją szyję gorącym oddechem, nim delikatnie się ze mnie wysunął, a potem wszedł ponownie, tak samo głęboko (a raczej zatrważająco płytko, poprawiłem się w swoich myślach) jak wcześniej. Na początku uchyliłem usta zaskoczony i otwarty na nowe doznanie, które dopiero przy końcu swojego płynnego ruchu dało mi małą namiastkę przyjemności pochodzącej ze środka. Wydałem z siebie jęk i wygiąłem plecy w delikatny łuk, głównie z powodu zaskoczenia i świadomości, że to się działo.

- Możemy i będziemy uprawiać seks. – odpowiedział Louis. W tym czasie, kontynuował swoje delikatne ruchy, za każdym razem wsuwając się jedynie do połowy. Z moich ust zaczęły uchodzić systematyczne jęki, a oczy przymykały się automatycznie, jednak to nie przeszkodziło mi w słyszeniu Louisa. – Po prostu nie będę wchodził głębiej – wytłumaczył.

- Dziwne uczucie – przyznałem, pomiędzy swoimi westchnieniami, jednak na moich ustach uformował się uśmiech zadowolenia i spełnienia, nawet jeśli do właściwego spełnienia było mi jeszcze daleko.

Czułem, że od tego też nie potrafiłbym dojść – nie dzisiaj i nie jeśli Louis nie dotknąłby mojego penisa. Ale to sam fakt tego, że był wewnątrz mnie, że poruszał się w moim ciele i że sprawiało mu to przyjemność... to była najbardziej ekscytująca rzecz w całym tym akcie.

- Louis – wysapałem drżącym głosem pomiędzy jękami. – Dotknij mnie, p-proszę.

Louis ułożył swoją dłoń na moim penisie i w delikatnym rytmie – wraz z ruchami swoich bioder – poruszał nią na całej mojej długości. To było cudowne, ale sprawiało, że pragnąłem już dojść, mimo że tak naprawdę nie chciałem jeszcze dojść. Zresztą nie chodziło mi o ten dotyk. Był to chyba pierwsze raz kiedy Louis mylnie zinterpretował moje pragnienia.

Jedną dłonią wciąż trzymałem tą jego i póki co nie zamierzałem tego zmieniać, ale drugą złapałem za jego dłoń, która owinięta była wokół mojego penisa. Z przymkniętymi powiekami oraz drżącym i wygiętym ciałem, przeniosłem jego dłoń na mój brzuch i trzymając swoją na wierzchu tej jego przejechałem nią po mojej talii i biodrach. To dotyk, którego pragnąłem teraz najbardziej.

Louis od razu zrozumiał, że to sprawiało mi największą przyjemność. Jego dłoń przepływała po moim spoconym ciele, tak jak tratwa przepływa po łagodnych falach słonego oceanu. Kiedy Louis dotykał mnie w ten sposób, w moich oczach pojawiły się łzy przyjemności, a z ust ulatywały dźwięki westchnięć, których wcześniej u siebie nie znałem.

- Jesteś taki piękny, Harry – wysapał Louis. W nadmiarze tylu emocji zdołałem się zmusić, by uchylić swoje powieki. Za nic w życiu nie byłem bardziej wdzięczny, ponieważ moim oczom ukazał się widok jego rozchylonych, wilgotnych ust i mocno zarysowanych mięśni brzucha, które przesuwały się pod jego skórą w tę i z powrotem, wraz z każdym ruchem jego bioder. – Taki piękny.

Z tego, co wiedziałem i czego się spodziewałem, takie określenia i czułości bijące z oczu prostytuujących się osób, nie znajdowały się na porządku dziennym. A jednak Louis to mówił i sprawiał, że czułem się jak najbardziej chciany chłopiec na całym świecie. Może to była zasługa jego profesjonalizmu i wybitnej gry aktorskiej, której wyuczył się przez lata w swoim zawodzie, a która była przecież konieczna. Ale czy ciało ludzkie potrafiło udawać w taki sposób na zawołanie? Czy naprawdę było możliwe, by wydawać z siebie sapnięcia tak realne, jak wydawał Louis, poruszać swoimi biodrami z taką czułością, jak on, trzymać moją dłoń w swojej, dając autentyczne poczucie bezpieczeństwa, czy przejeżdżać dłońmi po moim biodrze w sposób, który wydawał się właściwy szczerej rozkoszy i zachwytowi, czy też całować jednocześnie czyjąś skórę z taką uważnością i ciepłem, podczas czegoś tak intensywnego?

Być może było to możliwe.

Jednak wolałem wierzyć, że Louis wcale tego nie opanował – tej gry. Że jego dotyk, jego dźwięki, jego ruchy, jego reakcje były autentyczne.

Jedyne, czego mi brakowało to poczuć jego smak.

Nie mogłem na to liczyć, jednak jednoczesne wyobrażanie sobie tego, że usta Louisa w rzeczywistości przylegają do moich warg, a nie oblizują moje sutki – co również było hipnotyzujące – doprowadzało mnie na skraj pewnej nowej strefy rozkoszy, której dotąd nie znałem.

- Jest mi tak dobrze, Lou – wyznałem zachrypniętym głosem. Za każdym razem kiedy jego dłoń otarła się o mój członek, z moich oczu wypływały łzy. Moje ciało chciało już dojść, ale ja nie. Chciałem, by ten moment się nie kończył. Bo gdy się skończy, nigdy nie nadejdzie kolejny raz. Już zawsze mogłem być na skraju, nigdy nie dochodząc, byleby Louis był tak blisko, jak był teraz.

- To dlatego, że jesteś tak cholernie cudowny – odsapnął Louis. Po moim ciele rozeszła się ogromna fala przyjemności, która wtopiła moją głowę w poduszkę i wprowadziła ją w krótki zawrót wypełniony rozkoszą. – Sprawiasz, że jest nam tak dobrze. Jesteś taki piękny, Harry.

Wtedy puściłem jego dłoń, którą dotąd nieprzerwanie trzymałem i niepewnie przeniosłem ją na swoje usta. Louis zwolnił wtedy swoje ruchy, jakby czekał na to, co zamierzałem zrobić. Ale to było wszystko, co chciałem zrobić. Chciałem poczuć jego dotyk na moich ustach i wyobrażać sobie, że były to jego usta.

- Oh, Harreh. – Wyszeptał Louis swoim zachrypniętym głosem. Czułem, że mój gest go poruszył. Przez chwilę miałem wrażenie, że rozważał, czy mnie pocałować, nawet jeśli to zupełnie nie wchodziło w grę. Wiedziałem, że tego nie zrobi.

Dlatego rozchyliłem swoje usta i po krótkiej chwili wahania ze strony nas obu, pozwoliłem jego palcom wślizgnąć się do środku w ostrożnym, niemal badawczym ruchu.

- Skarbie... - Słowa Louisa jeszcze bardziej utwierdziły mnie w mojej decyzji. Chciałem, by było mu dobrze. By było mu choć trochę dobrze, tak samo jak mi.

Nie wiedziałem, czy Louis udawał swoją przyjemność czy nie, ale fakt, że musiałem się choćby nad tym zastanawiać sprawiał, że nie wiedziałem, co było powodem moich kolejnych łez: ta sama obezwładniająca rozkosz, co wcześniej, uczucie palców Louisa łaskoczących moje podniebienie i obijających się o moje gardło na moje własne życzenie, czy też ta straszliwa, niepokojąca myśl – że nie wiedziałem, czy Louis kłamał także podczas seksu swoimi ruchami i słowami, tylko po to by zaspokoić swoich klientów. Może rzeczywiście to nie było istotne w jego pracy, jak to określił sam Louis.

Postanowiłem więc sprawić, by czuł się dobrze, by doszedł we mnie ze szczerej rozkoszy, a nie na wyuczone zawołanie i w wyniku niezwiązanych z tą sytuacją, z naszą relacją – czymkolwiek by ona nie była - fantazji w jego umyśle.

Ssałem więc jego palce i owijałem swój język wokół nich, najlepiej jak potrafiłem, ponieważ nigdy nie miałem z tym żadnego doświadczenia. Jednak Louis wydawał się nie mieć żadnych wątpliwości, bo w tym samym czasie ruchy jego bioder na nowo przyspieszyły i szybko ustabilizowały się w swoim falistym rytmie.

Trwało to jeszcze kilka długich minut, choć w mojej perspektywie były one przerażająco krótkie. Louis wciąż nie dotykał mojego penisa, ale jego brzuch ocierał się o niego – nie wiem, czy celowo, czy nieświadomie, jednak doprowadzało mnie to na skraj, od którego nie potrafiłem uciec.

- Louis – wyszeptałem łamiącym się głosem. Tak bardzo chciałem, by mnie pocałował. To było to o czym marzyłem najbardziej. – Louis, p-proszę.

Ale Louis nie zrobił nic w tym kierunku. Poruszał się dalej w tym samym rytmie. Jedynie jego dłoń wyślizgnęła się z mojej buzi, a jego wilgotne teraz palce na nowo przejeżdżały po moim ciele. Miałem nadzieję, że wysunął je dlatego, by zrobić miejsce dla swoich ust. Ale nic takiego się nie stało.

Po minucie zbliżałem się do swojego orgazmu, a Louis wyszeptał, nagle niemożliwie blisko mojej twarzy „Jesteś taki cudowny" i poczułem, że jego oddech naprawdę pachniał miętą...

W reakcji ciepło w moim brzuchu skumulowało się ostatecznie.

I to właśnie wtedy - kiedy powieki miałem zaciśnięte i zupełnie nie widziałem, że się do mnie zbliżał - Louis mnie pocałował.

Wybrał ten moment na pocałunek. Właśnie ten. Ktoś mógłby uznać to za idealny moment, za romantyczną rzecz – by całować kogoś w trakcie orgazmu. Ale mnie to rozzłościło. Mogłem poczuć wargi Louisa w pełnej ich miękkości, wilgotności i fakturze, napawać się nimi w zupełnej świadomości i rozkoszy, ale nie mogłem. Bo w trakcie orgazmu mój umysł i ciało były tak zamglone, nachodzącymi moje wnętrze falami przyjemności, że kiedy poczułem jego usta na swoich, zaniechałem odczuwania tych fal i zamiast nich chciałem skupić się na pocałunku. Bo przecież ten pocałunek znaczył o wiele więcej niż jeden orgazm. Ale kiedy chciałem go odwzajemnić; kiedy usta Louisa wydawały się dopiero rozpoczynać swoją eksplorację, wraz z wysuwającym się językiem, który przesunął po moich wargach – jego usta zniknęły, a kiedy otworzyłem oczy, by odszukać ich na nowo, mojego orgazmu też już nie było.

Pozostało tylko uczucie spermy Louisa w moim wnętrzu, pot jego gorącego ciała przywierającego do mojej skóry i dotyk jego dłoni płasko ułożonych na mojej piersi.

Leżałem z przymkniętymi powiekami, bo jeśli bym je uchylił, wypłynęłyby z nich kolejne, ale tym razem gorzkie łzy będące mieszanką tego wszystkiego, jak Louis sprawiał, że się czułem. Nie otwierałem ich, kiedy Louis powoli się ze mnie wysuwał, ani kiedy przejechał dłonią po moim penisie i zlizał spermę z mojego brzucha. Ani kiedy uniósł się ponownie na moim ciele i składał krótkie pocałunki na moich policzkach. Miałem wrażenie, że chciał sobie tym odpłacić to, że już dłużej nie mógł całować moich ust, więc chciał całować choćby to, co było najbliżej nich. Nie miałem mu tego za złe. Pragnąłem tego bardziej, niż byłbym w stanie się przyznać.

- Louis – wyszeptałem w pewnym momencie, nie mogąc znieść ciszy między nami, nawet jeśli była to dobra cisza – pełna ciepła i bezpieczeństwa. Na dźwięk swojego imienia Louis się poruszył, co spowodowało, że automatycznie uchyliłem swoje oczy. Kilka łez ciurkiem utorowało sobie drogę wzdłuż moich policzków. – Pocałuj m-mnie znowu. – Mój głos się załamał z nadmiaru uczuć, z których wiodło teraz zażenowanie. To oczywiste, że Louis się nie zgodzi. Ale nie mogłem przestać. To pragnienie było większe od mojego jestestwa. – Proszę, Louis.

Patrzyłem na niego swoimi błagalnymi załzawionymi oczami nastolatka. Prosząc o jeden głupi pocałunek. Musiałem wyglądać jak żałosny, naiwny głupek, albo może zupełnie przeciwnie - jak niewinnie zakochujący się chłopiec. A przecież, wszyscy mówili, że miłość jest piękna. To oczywiste – nigdy bym tego nie powiedział Louisowi. Ale jeśli potrafiłby czytać z moich oczu, tak samo jak czytał z ciał swoich klientów – wiedziałby.

Zamiast odpowiedzi, Louis nachylił się i pocałował moje czoło.

Potem wstał i zniknął za progiem łazienki na kilka minut. Kiedy wrócił – nie śmiałem się ruszyć bez pozwolenia – położył się znowu, przesunął włosy z mojej twarzy i zaproponował cicho:

- Zostań na noc.

Przełknąłem ślinę.

- Czy to normalne, że ktoś zostaje?

- Nie – odpowiedział on. W jego oczach był smutek i dobrze wiedziałem, dlaczego. Ponieważ jego odpowiedź „nie" w innej rzeczywistości mogłaby zostać okraszona filuternym uśmiechem i cichą zapowiedzią, że jeszcze się spotkamy; że Louis polubił mnie bardziej niż powinien i chciałby spędzić ze mną więcej nocy. Ale w jego oczach był smutek, którego nigdy wcześniej, na przestrzeni naszych spotkań, nie dostrzegłem. Wiedziałem co on oznaczał. Że ta noc będzie pożegnaniem. Ostatecznym i bolesnym.

Nic jednak nie odpowiedziałem.

Miałem chyba nadzieję, że to milczenie odwróci jakoś zamierzenia losu, albo zmodyfikuje rzeczywistość, tak by stała się mi przychylna.

Nie ruszyłem się już z łóżka i postanowiłem usnąć, pomimo tego że była dopiero dwudziesta. Bardzo się starałem, jednak obecność Louisa za moimi plecami wcale nie pomagała. Przez chwilę wystraszyłem się, że Louis chciał, abym został, by uprawiać seks, ale potem uświadomiłem sobie, że to raczej nie to. Seks był jego pracą, a on nigdy nie prosił klientów o zostawanie na noc. Z pewnością nie chodziło mu teraz o seks.

Może chciał więc porozmawiać? Tylko że Louis nigdy się nie jąkał, ani nie zastanawiał – przynajmniej nie sprawiał takiego wrażenia. Jeśli by chciał, po prostu, by coś powiedział.

Może po prostu chciał spać ze mną i objąć mnie ramionami?

Oh, jakże było to kuszące. Tak bardzo chciałem, by mnie objął. Tak bardzo chciałem, by on tego chciał. Chciałem, żeby to był ten powód, jedyny powód, dla którego chciał bym został – żeby mnie objąć, przytulić do swojej piersi. Ale bałem się o to zapytać. Bałem się zrobić jakikolwiek ruch.

- Muszę zadzwonić do mamy – wypaliłem zamiast tego, jednak nie było to zaplanowane. Przypomniałem sobie o tym właśnie w tamtym momencie. Moje serce zabiło szybciej, ponieważ nagle wyrosło przede mną zagrożenie, że wcale nie uda mi się spędzić nocy z Louisem. Dotychczas mój umysł był wystarczająco zamglony, by najzwyczajniej zapomnieć o realnym świecie i jego powinnościach, a zamiast tego beztrosko utonąć w louisowym świecie.

- W porządku – odparł Louis. Jego głos był ciepły i zachrypnięty. Louis brzmiał tak pięknie. Potem wyszedł do przedpokoju po mój plecak i podał mi go. Podziękowałem mu cicho i pod jego spojrzeniem niezdarnie wyciągnąłem swój telefon. – Jesteś pewien, że chcesz zostać? – zapytał Louis. Nie spojrzałem na niego, bo bałem się, jaką ma minę. Nie wiem dlaczego. Może gdzieś w czeluściach mojej podświadomości pojawiła się nagła myśl, że Louis mnie zgwałci, albo uprowadzi? Skąd mogłem wiedzieć? Może cały jego biznes przez ten cały czas polegał właśnie na tym, by zwabić mnie do jego pokoju, zaprosić na noc, a potem oddać w ręce mafii za jakieś grube miliony, tylko dlatego, że z jakichś popieprzonych powodów widzieli we mnie materiał na zysk, bądź zemstę?

Louis musiał zinterpretować moją ciszę, jako niepewność.

- Harry, spójrz na mnie.

Po tym jak spojrzałem, zaśmiałem się cicho.

Louis nigdy by mnie nie zgwałcił. Nigdy by mnie nie porwał. Nigdy nie oddałby mnie w ręce mafii.

Moje myśli były śmieszne.

- Tak, chcę zostać – zapewniłem go z małym uśmiechem, po tym jak obdarzył mnie lekko skonfundowanym spojrzeniem w reakcji na mój śmiech.

Zanim zdążył dostrzec w tym jakąś niezgodność, kliknąłem w ikonkę mojej mamy. Louis wiedział, że to sygnał, by być cicho. Kiedy odebrała, zapytałem od razu, nie chcąc tracić zbędnych sekund na rozmowę, kiedy Louis był tuż obok:

- Mamo, mogę zostać na noc?

- U kogo? – zapytała. Jej głos był niewyraźny. Pewnie jadła wieczorne bułeczki maślane, które miała piec z Ann. Szkoda, że nie mogłem im pomóc.

- U Cathy. To w związku z tym projektem.

- W porządku, skarbie. Przyjechać po ciebie rano? – Choć umiałem kłamać, nienawidziłem tego robić.

Dziwny jest ten świat. Kłamanie jest przecież złe. Ale nikt zdoła go uniknąć. Była to zdradliwa, zawiła kwestia w samej swej istocie.

- Nie, rano pójdziemy razem do szkoły.

- Okej, do zobaczenia, skarbie. Baw się dobrze.

Serce zakłuło mnie jeszcze bardziej.

- Ty też, mamciu – odpowiedziałem, po czym się rozłączyłem. - Nienawidzę jej okłamywać. – wymamrotałem pod nosem, kiedy odłożyłem telefon na szafkę nocną. - Ale co innego może zrobić taki nastolatek jak ja?

- Cathy cię nie wyda? – Louis wydał się zmartwiony.

- Nie. Pomagała mi już wcześniej.

- Kiedy spotykałeś się z innymi chłopakami? – W jego głosie było jawne zaciekawienie. W pewien sposób podobało mi się, że zadawał mi pytania tego typu.

- Tak.

- Co z nimi robiłeś?

- No wiesz, trochę wszystkiego. – Automatycznie podrapałem się po głowie. Miałem nadzieję, że Louis nie będzie dopytywał o szczegóły.

- Zrobili ci kiedyś krzywdę? – To pytanie mnie zdziwiło, jednak odpowiedziałem zgodnie z prawdą:

- Nie. Znałem ich wcześniej, to koledzy. – wyjaśniłem.

- Żaden nigdy nie chciał uprawiać seksu?

- Oczywiście, że chcieli. Ale ja nie umiałem... więc im po prostu odmawiałem.

W reakcji na te słowa na twarzy Louisa urósł uśmiech – niemal w taki sam sposób w jaki płatki kwiatu rozkładają się na boki w imię ceremonii na cześć błogosławiącego ich światła słonecznego.

- Cieszę się – wyszeptał. - Zasługujesz na wolność w swojej seksualności. Nie musisz niczego robić pod presją. Przyszedłeś do mnie pod presją? – zapytał nagle.

- Nie. Chciałem.

Potem byliśmy cicho.

Ułożyłem się na boku.

A Louis bez słowa przyciągnął mnie do swojej piersi.

Przymknąłem swoje powieki, bo nagle zaczęły grozić kolejnym łzawym wybuchem.

Zanim to się stało, zasnąłem, czując ciepłe dłonie Louisa, delikatnie masujące moją pierś.

Była to najpiękniejsza noc mojego życia.

Z rana, obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Normalnie bym się poruszył i sprawdził kto to, ale czułem ciepłą dłoń na swoich plecach i wiedziałem, że należała do Louisa. Pozostałem więc w swojej śpiącej pozycji z mocno zaciśniętymi powiekami.

- Oh, nie wiedziałem, że nie jest pan sam. – Dobrze rozpoznałem ten głos, ponieważ należał on do kobiety, która za pierwszym razem odprowadziła mnie do drzwi.

- Nie przejmuj się, Margaret. Wchodź – polecił jej Louis. Czułem, że posłał jej uśmiech, a jego głos był zachrypnięty. Ciepło rozeszło się w moim brzuchu. Wcale nie sprawiał, że opuszczenie go, które będzie nieuniknione dzisiejszego poranka, stawało się łatwiejsze.

Cichym stukotom jej butów towarzyszył brzdęk porcelany. Pomimo mojej porannej wrażliwości słuchowej, ta melodia wzbudziła we mnie poczucie bezpieczeństwa.

Po tym, jak materac falował pod moim ciałem, przypuszczałem, że Louis właśnie uniósł się do siadu. Tacka z porcelanowymi naczyniami, których jeszcze nie zdążyłem poznać, została ułożona na stoliku nocnym. Louis podziękował Margaret cichym głosem.

- Nina jest już w domu?

- Tak. Czeka na Pana w swoim pokoju. Już zjadła śniadanie, owsiankę z prażonymi jabłkami. Mam jej coś przekazać?

- Nie trzeba. Zapewnij ją, że za chwilę przyjdę – odpowiedział Louis.

Stukot jej kroków oddalał się w takim samym rytmie w jakim się pojawił.

Nie ruszałem się jeszcze, trochę dlatego, że chciałem poczuć co zrobi Louis, nawet jeśli nie byłoby to nic szczególnego, a trochę dlatego, że bałem się to zrobić. Byłem w końcu w zupełnie obcym mi łóżku, z prawie obcym (jednak moje serce nie lubiło w to wierzyć) mężczyzną, i w równie obcym, co tajemniczym domu. A byłem przecież tylko nastolatkiem! Skąd mogłem wiedzieć, co się robi po tym jak się obudzisz w takich okolicznościach?

Leżałem więc i czekałem. Za tą decyzję chciałem sobie dziękować do końca życia, bo sprawiła ona, że było mi dane poczuć, jak Louis kładzie się z powrotem i lekko wodzi swoim palcem po skórze moich pleców. Potem czułem tylko jak jego gorący oddech owiewa mój kark, nim złożył tam krótki pocałunek. Było to uczucie tak niespodziewane, będące w moim mniemaniu oznaką tak wielkiej czułości i w swojej motylej odsłonie tak subtelne, że z moich ust uszło ciche westchnienie. Nie śmiałem nawet myśleć o jego powstrzymaniu, bo zauważyłem, że je z siebie wydałem dopiero, kiedy Louis się odezwał.

- Już się obudziłeś, to dobrze – wyszeptał.

Jego dłoń ześlizgnęła się niżej, na moją talię. Myślałem, że sięgnie do mojego penisa i że da mi tym samym znak, że znowu będziemy uprawiać seks – tym razem dla jego przyjemności, ale w rzeczywistości jego dłoń przejechała tylko po moich brzuchu nim posunęła wyżej – na moją pierś i pozostała tam przez dłuższą chwilę zakleszczając mnie w ciepłym uścisku jego ramienia.

- Chodź, mam dla ciebie miętę – wymamrotał, owiewając mój kark kolejnym oddechem. Był to jednak ostatni, który było mi dane poczuć, bo chwilę później Louis na nowo się odsunął.

Ja także uniosłem się do siadu, zgadując, że niegrzecznie byłoby odmówić porannej herbaty. Louis ostrożnie podał mi filiżankę. Równie ostrożnie nachyliłem się i zamoczyłem swoje wargi w gorącym napoju.

- Margaret przynosi mi ją każdego ranka o ósmej. Przy okazji mnie budzi, bo bez niej przesypiałbym całe dnie – zaśmiał się krótko. Obserwował jak piję jego miętę, co sprawiało, że czułem się nieco przytłoczony.

- Dlaczego oddałeś mi swoją miętę?

- Czemu miałbym tego nie zrobić? Jesteś moim gościem.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, bo kto normalny nie poczułby się dobrze, słysząc coś takiego od kogoś takiego jak Louis? Wiedziałem jednak, że to nie ja byłem tu najważniejszy. Dlatego, kiedy skończyłem pić wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać.

- Boże, zupełnie zapomniałem, że przecież masz szkołę. – Louis niemal wykrzyknął w geście nagłego uświadomienia.

Sam o tym zapomniałem.

- Nie, to-nieważne. Po prostu... nie powinienem był zostawać.

- Masz rację. – Louis odparł po długiej chwili, kiedy byłem już całkowicie ubrany. – Nie powinienem był tego proponować.

Louis miał rację, ja też.

Ale zabolało mnie to.

Miałem nadzieję – gdzieś w otchłaniach mojej świadomości – że Louis zaprzeczy i powie, że to była dobra decyzja. Że wcale tego nie żałuje i że to mu uświadomiło, że to nie może być nasze ostatnie spotkanie. Że w rzeczywistości poczuł choć trochę tego, co czułem ja sam. Ale zamiast tego potwierdził moje najgłębsze zmartwienia.

Łzy napłynęły do moich oczu – nie dlatego, że zostałem brutalnie pobity, wykorzystany, czy znieważony, albo dlatego, że byłem przewrażliwionym chłopcem, którego nie dało się brać na poważnie. Wiedziałem, że napłynęły dlatego, że byłem po prostu człowiekiem, a im starszy się stawałem, tym głębiej zdawałem się wszystko odczuwać.

Nigdy nie byłem starszy od teraźniejszego siebie. Może dlatego to z pozoru tak niewinne zdanie, uderzyło we mnie tak mocno, że niemal usłyszałem jak moje serce jest łamane na pół.

Ostatnim czego pragnąłem było obnażenie mojej słabości, dlatego wybiegłem z pokoju Louisa. Biegłem przed siebie wzdłuż korytarzy, które wyglądały tak samo i z których żaden nie wydawał się być podobny do tego, którym tutaj trafiłem. Jak można nie pamiętać drogi do pokoju, do którego szło się już trzy razy w swoim życiu? W swoim szaleńczym biegu chciałem pokręcić z pożałowaniem głową w stosunku do mojej własnej żałości. Jednak zanim zdążyłem to zrobić, Louis musiał mnie dogonić. Złapał za moje ramię i obrócił mnie w jego stronę.

- Harry-

- Nie, Louis! – wykrzyknąłem. Nie wiedziałem nawet co miało to oznaczać, ale najwyraźniej moje ciało wiedziało to przede mną. Łzy wypłynęły z moich oczu.

Na ich widok, jego rysy twarzy zdawały się opaść, a oczy zmienić swoją intencję.

- Przepraszam – wyszeptał głosem, który nagle wydał mi się słaby. Nie wiedziałem, czy szeptał dlatego, że rzeczywiście nagle stał się słaby, czy dlatego, że bał się, że ktoś nas usłyszy. – Harry, przepraszam. Nigdy nie powinienem był-

- Pocałowałeś mnie – przerwałem mu.

Coraz więcej łez spływało po mojej twarzy, bo dopiero teraz zacząłem przyswajać, to co wydarzało się na przestrzeni naszych spotkań i jak bardzo zdążyłem uzależnić się od myśli, że Louis ze wszystkim mi pomoże. Louis będzie ciepły i wyrozumiały, już zawsze. Louis sprawi, że poczuję się dobrze. Louis pozwoli mi zapomnieć o wszystkim, co złe. Tyle, że to już nie była prawda. Bo to wszystko, te spotkania, były iluzją, nienaturalnym wynikiem ludzkich słabości i zatraconych wartości. Wszystko to nie było nic warte i prowadziło do oczywistego zła, zranienia i porzucenia. Jak mogłem spodziewać się czegokolwiek innego?

Mimo to kontynuowałem w swojej nagle wzrosłej pewności:

- Pocałowałeś mnie wcale nie dlatego, że to jednak nie było takie ważne, bo wcześniej dałeś jasno do zrozumienia, że to było cholernie ważne, by tego nie robić. I wcale nie dlatego, że się zagapiłeś. Pocałowałeś mnie pomimo tego, że nie powinieneś. Kalkulowałeś w swoich myślach, wiem to. Nie dlatego, że lubisz seks i całowanie. Chciałeś po prostu pocałować mnie, wiem to, Louis. Chciałeś to zrobić, bo czujesz to samo co j-ja, nawet jeśli to zupełnie popieprzone.

- To nieważne co czujemy, Harry. – odpowiedział cicho. Jego dłoń ostrożnie uniosła się do mojej twarzy, po czym przetarł moje mokre policzki. Tym też wcale mi nie pomagał. Im bliżej mnie był, im więcej mnie dotykał, tym moje serce przeżywało coraz silniejsze fale bólu na myśl o tym, że już niedługo – może za minutę, a może za dwanaście, już nigdy nie zobaczę Louisa. - Nie mogę utrzymywać prywatnych stosunków z żadnym z moich klientów, rozumiesz? – Louis chyba starał się mówić stanowczo i racjonalnie, ale jego głos drżał, a dłonie przejeżdżały na zmianę po mojej twarzy, szyi i ramionach. - Nigdy nic nie może się wydarzyć między nami. Już nigdy więcej.

- Dlaczego mnie pocałowałeś? – Mój głos był teraz zupełnie zniekształcony przez płacz. – Wiesz jak to boli? Dlaczego nie mogłeś trzymać się tej swojej pieprzonej zasady? Dlaczego mnie pocałowałeś? I pozwoliłeś mi się w tobie zakochać?

- Harry, proszę. Nie mów tego. Nie chcesz tego mówić.

- Boisz się, że to prawda? – Nie wiedziałem, czy mam się zaśmiać (jeśli tak to z siebie, czy z niego?), czy może zapłakać jeszcze głośniej (z ulgi, czy bólu?).

- Boję się, że im więcej razy to sobie uświadomisz, tym mocniej będzie boleć. Nie chcę, żebyś cierpiał.

- Już na to za późno. – odparłem stanowczo, głosem brzmiącym jakby należało do dziecka, choć właściwie to ten jeden raz – nie czułem się przez to zażenowany. Bo w rzeczywistości tym właśnie byłem – zakochanym dzieckiem, które zostało zranione w jeszcze bardzie dziecinny sposób, niż ono samo było.

Kiedy się odwróciłem, by wyjść (nawet jeśli nie wiedziałem którędy) zatrzymało mnie małe ciało, wpadające w to moje z zatrważającą siłą.

- Nina! – Louisa krzyknął z jawną reprymendą w głosie. Nina nie mogła go usłyszeć, ale wiedziałem, że mężczyzna po prostu nie potrafił się przed tym powstrzymać. Tak samo jak wczoraj nie powstrzymał się przed pocałowaniem mnie. Tak samo jak nie umiał się powstrzymać przed niczym, co raniło innych tak bardzo.

Zanim Louis do nas podszedł spojrzałem w dół na jej twarz. W jej oczach były łzy, dlatego od razu się przestraszyłem, że stało się jej coś złego. Ale ona tylko stała. Jej ramiona owinięte były wokół moich bioder, a oczy patrzyły prosto w te moje. Chciałem zapytać ją o tak wiele, zadać tyle pytań, wiedzieć, dlaczego płakała i dlaczego jej oczy były takie intensywne, a włosy tak lśniące? Ale nie umiałem posługiwać się językiem, który rozumiała. Nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem zrobić nic, oprócz patrzenia w jej oczy, aż dłonie Louisa nie złapały tej jej i póki nie przyciągnął jej do uścisku, podczas którego ona wciąż patrzyła na mnie.

Potem migali do siebie przez kilka kolejnych sekund. Łzy wysychały na policzkach Niny, ale Louis nie wydawał się być zmartwiony, a jedynie zdezorientowany tym, co tutaj robi. Przez chwilę pomyślałem o tym, że tylko ja widziałem te łzy. Może Nina płakała tylko dla mnie.

Kiedy Louis zamigał po raz ostatni, Nina odwróciła się i zniknęła za rogiem. Śledziłem posturę jej ciała długo po tym, jak już nie było jej w zasięgu mojego wzroku.

- Chodź, odprowadzę cię – zaproponował Louis. Nie patrzył na mnie, kiedy szedł przed siebie. Ja szedłem tuż za nim ze wzrokiem wbitym w podłogę. Starając się ukryć moje łzy, mój smutek, przed Louisem, przed tym domem i jego mieszkańcami.

Szliśmy dłużej niż zwykle – musiałem wcześniej pobiec w zupełnie inną stronę. Kiedy schodziliśmy ze schodów, uniosłem swój wzrok, tak samo jak zrobiłem to pierwszego dnia – gdy schodziłem z nich wraz z Margaret – w nadziei, że Nina znowu tam będzie.

Pomyślałem, że w życiu nie spotkał mnie większy cud, niż ten, który zdarzył się w tamtej chwili. Bo Nina w rzeczywistości tam stała.

Wyglądała zza mahoniowej framugi i patrzyła na mnie oczami, które chciały poznać wszystko.

Może to tylko kolejna iluzja. Może wcale jej tam nie było.

Kiedy miałem odwracać swój wzrok, uniosła swoją dłoń i zamigała do mnie. Zamigała ze łzami w oczach, a ja nie potrafiłem jej zrozumieć. Sekundę później jedynym pozostałym po niej śladem były rozwiane włosy – ich uniesiona wiatrem ucieczki złocistość.

Pokonałem drogę do drzwi z jeszcze większym ściskiem w gardle niż wcześniej.

Louis podał mi mój plecak – musiał mieć go w swoich dłoniach od czasu gdy wybiegliśmy z pokoju.

- N-nie musimy być czymś. – zacząłem cicho, trzymając się ostatniej deski ratunku. - Wiem, że to byłoby głupie. Nie pozwoliłbyś sobie na to. Ale pozwól mi... poznać ciebie. Tak po prostu. Ciebie i Ninę – wyszeptałem niepewien.

- Przepraszam cię, Harry. – Jego spojrzenie wydało mi się obce. - Ale to się nigdy nie wydarzy. Proszę, usuń mój numer. To był błąd, że ci go wtedy dałam, łamiąc jedną z moich zasad. I proszę, nie przychodź tu nigdy.

- Chcę cię tylko poznać. – wyszeptałem, nie mogąc zrozumieć co było w tym złego. Dlaczego takim problemem było kogoś poznać na tym świecie? Na tym popieprzonym świecie, który kiedyś wydawał mi się taki piękny, a w rzeczywistości był zafałszowaną iluzją utkaną z zagubionych dusz. - Tylko poznać...

- Nikt nigdy mnie nie pozna, Harry.

Już nigdy nie zobaczyłem Louisa.

Ale się mylił.

Ponieważ zdołałem go poznać.

W największej części, jaką był w stanie ukazać światu.

Cztery miesiące później przyszedł do mnie list, w którym znajdował się wierszyk od Niny. Napisany był specjalnie dla mnie. Czytałem go z ciepłem w sercu i z niespodziewanym smakiem pianek na moim języku – nawet jeśli wcale ich tam nie było.

Lubię patrzeć w gwiazdy nocą

Wtedy one tak ładnie migoczą

Mój tatuś mówi że migoczą tylko gdy spadają

Ale ja widzę że migoczą wszystkie – nawet gdy tylko tak sobie dyndają

Margaret robi tortille z cebulką i papryczką

Posypuje je ziołami a para ulatnia się z czajniczka

Tak przyglądam się temu wszystkiemu

I myślę że chciałabym byś ty towarzyszył temu

Czasem czuję rzeczy których nie rozumiem

Ale gwiazdy mi podpowiadają że ty jesteś czyimś wujem

A nim bycie

Jest ponad życie

To niemal tak jakby się miało dziecko

To tak jakby dziecko miało ciasteczko

I dbało o nie z największą uważnością

By nie upadło i nie stało się ością

Dla pieska który zatrułby się czekoladką

Która oblewałaby to ciasteczko i kusiła swoją gadką

Czekolada przemawia czasem do mnie – naprawdę

A od jednej moreli usłyszałam kiedyś prawdę

Widziałeś pewnie że nie umiem słyszeć

Ale zdradzę ci w sekrecie że jestem jak pszczółka która potrafi zabzyczeć

Wiem że powinnam mieć mamę

Ale jej dusza odnalazła już inną aśramę

Nie martwię się o to bo tak miało być

Musiałam otworzyć oczy i zacząć żyć

Ale zanim to zrobiłam

Pewnej rzeczy się nauczyłam

Moja mama mi szepnęła że na Ziemi

Słuchając, lepiej się uchronić od cieni

Znalazłam światło w ciszy

I poczułam spokój mniszy

Wiem – mój tatuś się zagubił

I tyś częścią jego zguby

Ale jesteś też światełkiem

Które pomaga mu opuścić głębię

Nie wiem wszystkiego

Ale wiem wiele co złego i dobrego

Nie boję się tej prawdy

Łatwo ją poznać gdy nie boisz się tratwy

Która doprowadzi cię do brzegu cicho i spokojnie

Aż zrozumiesz że nieważne czy w pokoju czy na wojnie

Człowieczeństwo jest magiczne

A lekarstwem jest kochanie niepołowiczne

Gdy tak kocham to też wiem

A wiedza ta jest słodka jak krem

Tak jest bo wiem teraz żeś dobry i że kocham cię

A przez ten fakt piszę ten list i mogę myśleć: teraz on już wie

Przez niego też może mą miłość poczujesz

Może pomoże ci kiedyś gdy smutek odczujesz

Pewnie myślisz że to wcale nie ja napisałam

Ale o tu jest moja łza... na dowód że pisząc to – to ja płakałam

Płakałam bo sobie pomyślałam że może już nigdy cię nie zobaczę

Ale czuję że czasem po prostu nie może być inaczej

Twoja dusza jest mi bliska

Kiedy na nią patrzę – błyszczy w mych oczach i błyska

Jak najjaśniejsza gwiazda migocząca

Co to wcale nie spada tylko po niebie się błąka

Tylko ty znasz moją tajemnicę

Że nie mówię, ale słyszę

Ale tutaj masz też drugą

Że cię kocham

i żeś złotą w mym sercu strugą

Dla Harry'ego

Światła tatusia,

Mojej migoczącej gwiazdki na nocnym niebie

Nina.

Kiedy odkryłem, że w środku znajduje się też list od Louisa, pomyślałem, że jest on dodatkiem do wiersza Niny, ale według Louisa, to wiersz był dodatkiem do jego listu. Nie znał on jego wagi, nie mogłem go winić.

Harry,

To ja, Louis – okrutne by było, gdybym kazał ci czekać na poznanie nadawcy tego listu, aż do samego końca. Po tym jakim człowiekiem wydaję ci się być, pewnie nigdy nie uwierzyłbyś, że to ja go napisałem.

Pewnie pamiętasz jak wiele razy na naszych spotkaniach podkreślałem to, że „nie działam w ten sposób", że „mam zasady", że „nie chcę krzywdzić innych", ale dopiero dzięki tobie uświadomiłem sobie, że jedynie oszukiwałem tymi słowami siebie oraz wszystkich tych, którzy przyszli do mnie w celu uzyskania czegoś dobrego. Jestem pewien, że żadnej z tych osób nie dałem nic, czego naprawdę pragnęła. Wszyscy byli mi wdzięczni, ale to dlatego, że byli zagubieni, tak jak ja sam jestem i nie widzieli jeszcze, że ich skrzywdziłem. Odbierając im pierwsze razy, ucząc rzeczy, które według mnie były dobre, ale dla ich obecnych, czy przyszłych partnerów - niekoniecznie; ucząc ich tego, co według mnie dla nich było dobre i co stawało się takie, tylko dlatego, że mi uwierzyli.

Dopiero teraz widzę, że tą podświadomą filozofią starałem się zagłuszyć myśli na tyle mojego umysłu. Głównie myśl o tym, że moja praca była jedynie prymitywnym wołaniem o pomoc zapakowanym w ładne opakowanie.

Widząc majętnego człowieka, który posiada piękną rezydencję z białego marmuru i ubiera swoją córkę w suknie z birmańskiego jedwabiu – trudno stwierdzić, że coś mu się w życiu nie udało, że jest ono bezwartościowe, czy też że opiera się na takowej pracy.

Ale tak właśnie jest.

A właściwie – było.

Teraz, ja i Nina mieszkamy nad morzem, w Clovelly. Nina wybrała to miejsce. Nie wiem skąd to wiedziała (a może nie wiedziała?), ale możliwe, że dostrzegła to na jednym z niewielu zdjęć - że to tam dorastała jej mama. Zresztą, nigdy ci nawet nie powiedziałem, skąd Nina wzięła się na tym świecie i gdzie podziała się jej mama.

Ines była jedną z moich pierwszych klientek. Kilka dni po naszym spotkaniu zadzwoniła do mnie i cała się trzęsąc oświadczyła, że jest w ciąży. Nie miała nikogo, kto wsparłby ją w tych zupełnie nowych okolicznościach. Postanowiłem, że ja się nią zajmę. Wprowadziliśmy się razem do małego mieszkanka, nauczyliśmy kochać się nawzajem i szło nam bardzo dobrze, naprawdę! W mieszkaniu było pełno roślinek, nieustannie przygrywały nam klasyczne melodie, które według Ines najlepiej stymulowały rozwijający się mózg dziecka. Na śniadanie jadaliśmy owsiankę z prażonymi jabłkami, a na kolacje prażone jabłka z ryżem – kochaliśmy prażone jabłka. Po dziewięciu miesiącach wszystko się jednak skończyło. Ines odeszła przy porodzie. Na świecie pojawiła się Nina. A po tym, jak przezwyciężyłem najdobitniejszy okres rozpaczliwej żałoby i poczucia bezsensowności – powróciłem do mojej pierwotnej pracy. Po ośmiu latach doprowadziła mnie ona tutaj. Dała mi wszystko to, co widziałeś na własne oczy. Wszystko to, o czym nawet nie śmiałem śnić.

Jednak dopiero teraz dostrzegam, że nie było to nic, czego w rzeczywistości potrzebowałem.

Przepraszam, że cię zraniłem, Harry.

Przepraszam, że pozwoliłem ci się we mnie zakochać.

Przepraszam, że cię wtedy pocałowałem.

Przepraszam, że odebrałem ci twój pierwszy raz.

Przepraszam, że nauczyłem cię rzeczy, których teraz żałuję.

Przepraszam, że swoim jestestwem pokazałem ci, że moje życie jest czegokolwiek warte.

Tych wszystkich rzeczy żałuję.

Ale przepraszam też za to, że rozkazałem ci odejść i nigdy nie wracać.

Te przeprosiny nic jednak nie są warte – piszę je z czystej, prymitywnej formalności – ponieważ tego nie żałuję.

Myślę o tobie każdego dnia, tak jak pewnie i ty myślisz o mnie. Nina ciągle o ciebie pyta – nie mam pojęcia, co zrobiłeś, Harry. Oczarowałeś nas oboje – ale to jedynie kolejny powód, by zapomnieć. Przysiągłem sobie, że nigdy nie pozwolę żadnemu z moich klientów spotkać się z Niną, ani wpłynąć na jej życie – mimo że wtedy na świadomym poziomie uważałem moją pracę za dobrą i byłem z niej wręcz dumny. Teraz, widzę jeszcze wyraźniej, że muszę zostawić to wszystko za sobą i zrobić wszystko, by błędy mojej przeszłości nie wpłynęły na nieskończone dobro i niewinność Niny.

Między innymi, dlatego piszę do ciebie ten list. By ostatecznie się z tobą pożegnać. By zrobić to prawidłowo – nie tak jak ostatnim razem.

Pewnie wciąż mnie nienawidzisz za to, że odszedłem – może to za mocne słowo, ale szczerze – zasłużyłem nawet na nie. Cholera, jeśli byłbym na twoim miejscu – z twoim kruchym nastoletnim sercem – nigdy nie wybaczyłbym komuś takiemu, jak ja. Pewnie jeszcze nie dostrzegasz krzywdy, którą bym ci uczynił, jeśli pozwoliłbym ci mnie poznać, ale kiedyś też to zobaczysz. A kiedy już to dostrzeżesz chciałbym jedynie, abyś wiedział, co sprawiło, że stałem się tym, kim jestem – dlatego piszę ten list.

Muszę już kończyć. Nina chce, żebyśmy poszli popływać. Jest zupełnie szalona – w morzu jest jakieś dwanaście stopni! Mówiłem ci, że ona nigdy nie choruje? To najżywszy, najprawdziwszy z cudów.

Czasem kiedy zapatrzę się w jej oczy, widzę tam Ines.

Ale jeszcze rzadziej, kiedy Nina patrzy w słońce, albo obserwuje ptaki – widzę w nich... ciebie.

To zupełnie szalone, wiem.

Może po prostu w tych ułamkach minut, w których było jej dane cię poznać, dostrzegła w tobie coś magicznego, czego ja nie potrafiłem. I – w przeciwieństwie do mnie – widziała sens w tym, by cię z nami zatrzymać. Często Nina nie odpowiada na moje migi, a kiedy potem pytam ją dlaczego, odpowiada, że potrzebowała ciszy, by mnie usłyszeć. Ty nie znałeś jej języka, gdy się spotkaliśmy. Może dlatego usłyszała cię tak dobrze.

Może to znak, że powinienem znów się z tobą spotkać i tym razem poznać naprawdę. Ale czuję, że jeszcze nie jestem w stanie.

Muszę się wyleczyć – morskie powietrze pomaga uzdrowić się mojej duszy – i gdy kiedyś będę na tyle dobry, na tyle inteligentny, co Nina, by dostrzec w tobie, to co widzi ona – odezwę się. Obiecuję.

Louis.

PS. W liście jest też wiersz od Niny. Powiedziała, że nie mogę go przeczytać – że jest tylko dla Ciebie. Mam nadzieję, że Wasza wspólna tajemnica da Ci więcej radości niż nasz pełen bólu pocałunek kiedykolwiek mógłby.

Trzy lata później, w jesienny wietrzny poranek, który pachniał bułkami cynamonowymi i wanilią, minąłem na ulicy chłopca, który migał do swojej mamy. Do moich oczu napłynęły łzy. List sprawił, że postanowiłem zapomnieć, mimo że przecież tak trudno i nienaturalnie było zapomnieć - że gdzieś na drugim końcu kraju żyje i rośnie pewna cząstka mnie. Tak trudno było powtarzać „Ona wróci, zobaczycie", kiedy już wiedziałem, że jej nie ma. Widok tego chłopca rozbudził we mnie impuls, który sprawił, że chciałem z porozmawiać z Niną. Nie mogłem pojechać do Clovelly i wbrew woli Louisa, szukać jej na tamtejszej plaży.

Ale wciąż miałem od niej jedną wiadomość, której nigdy nie rozszyfrowałem.

Tego dnia zapisałem się na kurs języka migowego, a czwartego dnia nauki doznałem ezoterycznego rodzaju reminiscencji. Na nowo ujrzałem jej mig. Gest, który pozwolił mi zrozumieć.

Słyszę cię.

koniec ciszy

Continue Reading

You'll Also Like

123K 9.2K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
85K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
205K 6.3K 32
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
10.5K 508 11
To jest SEQUEL opowiadania "The Flatmates" Minęło siedem miesięcy od momentu w którym Louis zaszedł w ciąże i już kiedy pomyślał, że rzeczy zaczynały...