Gra warta świeczki

Da skorek80

580 8 3

Niechronologicznie zestawione ze sobą etapy życia Joanny ukazują szereg przemian zachodzących w jej osobowośc... Altro

2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20

1

159 3 0
Da skorek80

        Szybkim, zdecydowanym krokiem przemierzała wąską, opustoszałą już uliczkę. Na jej promiennej twarzy rysował się delikatny uśmiech, zdradzający niebywałe wewnętrzne zadowolenie. Mijając przydrożne, sklepowe witryny odwracała do nich głowę, przelotnie spoglądając na swój nowy wizerunek, uzyskany za sprawą doskonale dopasowanej fryzury. Nieliczni przechodnie rzucali jej krótkie spojrzenia, będące wyrazem zdumienia. „Ależ dziwny jest ten nasz kraj" – pomyślała, spostrzegłszy reakcję kolejnego, mijającego ją przechodnia – „Zupełnie tak, jakby uśmiech podczas przechadzki w pojedynkę był zabroniony, a może wręcz nienormalny... Czy tylko kamienna twarz jest tutaj oznaką normalności?". Nie zastanawiała się jednak dłużej nad postawionym samej sobie pytaniem, tylko przecięła przejście dla pieszych i wskoczyła do tramwaju, który akurat nadjechał. Zajęła jedno z wolnych miejsc i całą trasę siedziała jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się spotkania z przyjaciółkami.

          W małej kafejce przy Nowym Świecie, stojąc jeszcze przed wejsciem, Joanna wypatrzyła siedzące w środku, przyjaciółki. Zwinnie pokonała wąskie przejście pomiędzy gęsto poustawianymi krzesełkami i stolikami oraz okupującymi je ludźmi. Kiedy tylko znalazła się przy koleżankach, te rzuciły się na nią z niepohamowaną radością. Ściskały ją i cmokały w policzki, zupełnie tak jakby nie widziały jej od wieków. Biorąc pod uwagę ich zażyłość, ostatnie kilka miesięcy rozłąki istotnie mogło wydawać im się wiecznością. Zresztą, jej też ich niezmiernie brakowało. Tęskniła za nimi tak samo jak one za nią i niewątpliwie wszystkie nie mogły posiąść się ze szczęścia, że wreszcie są w pełnym składzie. Zlot czarownic mogły więc uznać za rozpoczęty.

- Wyglądasz cudownie! – rzuciła z uśmiechem Elka – Świetne włosy. Kolor wprost idealny dla ciebie.

- Dziękuję. Ostatni krzyk londyńskiej mody. – Joanna ucieszyła się, że jej nowa fryzura i kolor włosów podobają się przyjaciółce.

- Dziewczynki kochane, siądźmy, bo cała kafejka nas obserwuje – nakazała Kalina – Pozwólmy naszej Asieńce opowiedzieć o wczorajszej rozmowie o pracę.

          Kobiety posłusznie opadły na miękkie, jasne siedziska, otaczające stolik. Zapanowała krótka chwila milczenia. Przyjaciółki patrzyły na Joannę pazernym wzrokiem i nastawiały głodne nowych informacji uszy. W taki oto sposób oczekiwały na relację ze spotkania rekrutacyjnego. Joanna poinformowała je wszystkie e – mailem, że takowe ma się odbyć, aczkolwiek to, że kilka godzin przed spotkaniem z nimi dostała telefon z informacją o przyjęciu jej do pracy, postanowiła zakomunikować im osobiście.

- No... opowiadaj... - zniecierpliwiła się Mila.

- No, mów! – ponaglała Alicja – Nie rób głupich min, tylko mów jak było. Masz szanse na tym stanowisku?

Joanna wydęła wargi w grymas niezdecydowania, wzruszyła ramionami, po czym szeroko się uśmiechnęła i rzekła uroczyście:

- Moje drogie, patrzycie właśnie na nową panią asystentkę dyrektora artystycznego agencji eventowej Fresh Blood.

          Kobiety sekundę trwały w osłupieniu, po czym przy małym stoliku rozległy się okrzyki radości, przeplatane rozradowanym popiskiwaniem i śmiechem. Koleżanki gratulowały Joannie tak pozytywnego obrotu sprawy. Wiedziały jak bardzo marzyła o znalezieniu odpowiedniej pracy. Były pewne, że teraz nareszcie będzie mogła spełnić się na powierzonym jej stanowisku. Nie będzie już marudzenia i niechęci do wykonywanej pracy. Jednak w przeciwieństwie do swych przyjaciółek, ona sama nie była pewna czy sobie poradzi. Bała się, że po pewnym czasie znów stwierdzi, że to, co robi nie jest jej powołaniem. Obawiała się, że po raz kolejny będzie zmuszona do poszukiwania samej siebie, bo nie będzie mogła odnaleźć się w nowym otoczeniu. Niemniej jednak, tego wieczoru, postanowiła niczym się nie przejmować, tylko świętować swój, pierwszy od kilku miesięcy, wielki sukces. Okoliczności były jak najbardziej sprzyjające.

         Piątek, weekendu początek, wskazówki zegara przekroczyły już dwudziestą drugą. Najlepiej było, więc poplotkować jeszcze około pół godziny w babskim gronie, a potem udać się do któregoś z klubów. Dziewczyny były pewne, że Joanna wybierze Komnatę - klub, który na pewien czas zawiesił swą działalność, ale tamtego wieczoru akurat miało odbyć się uroczyste otwarcie. Wszystkie miały do tego miejsca niezwykły sentyment. Nigdy nie potrafiły bawić się tam do świtu, aczkolwiek uznawały Komnatę za bardzo dobry lokal na before party czy imprezy firmowe.

         Po wyjściu z kafejki, na życzenie Joanny nie zamówiły taksówki. Choć był już początek września, nastająca właśnie noc była niebywale ciepła, a tym samym stawała się wyjątkowo urocza. Spacer był więc jak najbardziej wskazany. Nie wadził żadnej z przyjaciółek, mimo że miały do przejścia spory kawałek. Jednakże pochłonięte były wspólnym żartowaniem i niewinnymi wygłupami, toteż droga minęła im szybko i przyjemnie. Doszedłszy do bramy wejściowej, wdrapały się po wąskich schodach starej kamienicy, prowadzących do klubu. Mila nacisnęła dzwonek. Po chwili otworzyły się drzwi, zza których płynęła przyjazna dla uszu muzyka. W progu ukazała się wątła postać selekcjonera, Bartka. Na widok dziewcząt jego śniada, chuda, kanciasta twarz pojaśniała. Oczy zabłysły mu niczym dwa małe, rozpalone węgliki.

- Joaś, kochanie! – wykrzyknął ze szczerym uśmiechem – Kopę lat! Niech cię uściskam!

          Po przekroczeniu progu Komnaty, Joanna wiedziała już, że spotka tej nocy wielu znajomych. Dotarło do niej, że będzie to niezwykle sympatyczna, aczkolwiek potwornie męcząca noc. Jednakże cieszyła się. Cieszyła się ze swego powrotu do grona przyjaciół, za którymi przecież tak bardzo tęskniła.

          Rozejrzała się po znajomym pomieszczeniu. Te same, obite tkaniną koloru czerwonego wina, ściany, pozawieszane na nich olbrzymie lustra w złotych ramach, czarne skórzane kanapy, kilka stolików, długi, solidny bar z szeregiem wysokich stołków. Wszystko wyglądało tak samo jak kiedyś. Znajome kąty, a jednak poczuła w nich jakąś dziwną obcość. Tylko, że ta obcość była jej obcością. Nie chodziło o miejsce, w którym się znalazła, ale o jej duszę. Czuła się obco, chociaż bywała tam setki razy. Pomyślała jednak, że jej dziwne samopoczucie wynika z tego, że po prostu bardzo dawno nie była na starych śmieciach. A dobrze znała reguły, jakimi rządził się warszawski, klubowy światek -  jak raz znikniesz na dłużej niż miesiąc, albo o tobie zapomną na zawsze, albo długo potrwa, zanim przypomną sobie kim jesteś...

- Chodź mała, przywitamy się z Bixem! – chwyciła Joannę za rękę Kalina i pociągnęła ją za sobą do sali tanecznej, w której znajdowała się didżejka zabudowana przezroczystą, bladoczerwoną plandeką z nadrukowanym logiem klubu. Za ową plandeką stał, pochylony nad gramofonami, didżej o zabawnym wyrazie twarzy. Niski, chudy, w hawajskiej koszuli, z pierzastym irokezem, przyklepanym na środku głowy przez pasek od kosmicznych, cyklopowych wręcz słuchawek. Skupiony przesuwał suwaki w mikserze. Chwilę później sięgnął po szklankę, napełnioną sokiem ananasowym, stojącą na skraju blatu. Uniósł ją i spojrzał kątem oka na stojącą przy futrynie Joannę. Patrzyła na niego z uśmiechem. On jednak zaczerpnął łyk soku i znów zwrócił swój wzrok ku gramofonom. Chwilę potem spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jego oczy wesoło się powiększyły, a na poważnej dotąd twarzy pojawił się radosny uśmiech. W ułamku sekundy zrzucił z uszu swe olbrzymie słuchawki, cisnął je obok gramofonu i podbiegł do Joanny. Złapał ją wpół i przyjacielsko przytulił.

- Malutka, to ty?! – nie dowierzał – Prawie cię nie poznałem! Ślicznie wyglądasz.

- Dziękuję – odparła nieśmiało dziewczyna, szczerze zaskoczona tak miłym powitaniem Bixa.

- Cieszę się, że jesteś. – powiedział, z przyklejonym do twarzy uśmiechem, Bix.

- Jestem. – wzruszyła ramionami – I też się bardzo z tego powodu cieszę. Miło cię widzieć, Bix.

- Brakowało nam ciebie, słoneczko.

- Mnie też was brakowało... - westchnęła ze wzruszeniem – Bardzo mi was brakowało... Ale wróciłam! – wykrzyknęła z entuzjazmem – I to na dobre. Jeszcze będziecie mieli mnie dosyć, zobaczysz! – zaśmiała się.

- To skoro już jesteś, czas najwyższy rozpocząć zabawę! – zawołał owacyjnie poczochrany chuderlak i wskoczył z powrotem za didżejkę.

          Rzeczywiście, tak jak obiecał Bix, impreza rozkręciła się niemalże w mgnieniu oka. Oprócz dziewczyn, Joannę otaczali też inni przyjaciele, którzy zeszli się do klubu w niecałą godzinę. Zabawa była naprawdę przednia. Oprócz małych i dużych ploteczek z Elką, Alicją, Kaliną, Milą i Halcią, były jeszcze wspólne tańce, do których przyłączyli się także mężczyźni z tej samej paczki. Jacol obtańcowywał Joannę jak za starych dobrych czasów. Tym razem niemalże tylko ją, z powodu jej długiej absencji. Tej nocy parkiet należał do nich, choć to Kalina była najlepszą tancerką w bandzie. Niemniej jednak, Jacol postarał się o to, by cała uwaga skupiła się tym razem na Joannie. Wyginał ją we wszystkie strony, a chwilami niemal zmuszał do karkołomnych figur. Wszystko oczywiście w granicach bezpieczeństwa. Jacol był wysokim mężczyzną o ciemnych, postawionych na żel włosach i przyjemnej, zawsze uśmiechniętej twarzy. Mimo, że w paczce należał do najmłodszych, był wyjątkowo odpowiedzialną i rozsądną osobą, jednakże na imprezach do głosu dochodziła druga część jego osobowości. Na wszelkich towarzyskich zlotach postrzegano go jako showmana. Nosił modne, kolorowe koszulki, poszarpane dżinsy, markowe tenisówki, a na nosie zawsze miał gustowne, słoneczne okulary. Zabawiał wszystkich żartami, wszędzie było go pełno, a co najważniejsze, doskonale tańczył i zwykle był gwiazdorem parkietu. Wszystkie przyjaciółki uwielbiały pląsać wraz z nim, gdyż było to niebywale miłe i wdzięczne doznanie. Joanna cieszyła się, że stare przyjaźnie tak szybko wracają do łask, jednak po pewnym czasie przestała czuć się komfortowo w roli najważniejszej osoby, będącej w centrum zainteresowania. Doskonale rozumiała, że wszyscy długo jej nie widzieli i każdy chciał z nią zamienić kilka słów, aczkolwiek było to srodze wyczerpujące. Postanowiła więc wrócić do domu nieco wcześniej niż się tego sama po sobie spodziewała. Nie było jeszcze trzeciej. Zwykle bawiła się na imprezach do białego rana, a potem udawała się ze znajomymi do innego klubu na after party, jednakże tej nocy było to niemożliwe. Organizm wyraźnie odmawiał jej posłuszeństwa i nie chodziło wcale o senność. Była zwyczajnie zmęczona tłumem kolegów i koleżanek, który po prostu na nią napadł i oczekiwał, że jej się to spodoba. Rzeczywiście podobało się jej, ale tylko początkowo. Potem ją to zmęczyło. Chciała jak najszybciej opuścić klub i udać się do domu. Przeprosiła więc wszystkich i pożegnała się. Na końcu podeszła do Bixa.

- Lecę do domku. – oznajmiła, uśmiechając się.

- Jak to? – Bix nie krył zdumienia – Nie idziesz do PRL-u  z całą bandą?

- Nie, nie dam rady. Jestem zmęczona i chcę do domu.

- A dasz radę nie usnąć jeszcze kilka minut?

Potrząsnęła twierdząco głową i znów się uśmiechnęła. Bix ucieszył się. Właśnie przyjechał inny didżej, aby go zmienić. On natomiast postanowił odwieźć Joannę do domu, licząc na kilka minut rozmowy. Jako jedyny nie miał kiedy zamęczać jej pytaniami o ostatnie kilka miesięcy.

          Wsiedli do ciemnoszarej, metalicznej Toyoty, zwanej przez całą ferajnę klubocarem i odjechali spod starej kamienicy. Tkwili w milczeniu. Żadne z nich nie wiedziało, od czego właściwie ma zacząć rozmowę. Bix odezwał się jako pierwszy.

- Tylko mi tu nie uśnij. – zażartował, lekko szturchając ją łokciem.

- Bez obawy – uspokoiła go Joanna – Nie chce mi się spać. Po prostu musiałam stamtąd wyjść. Musiałam. Tak mnie ci wszyscy ludzie zmęczyli, że za godzinę nie wiedziałabym już chyba jak się nazywam.

-  Czy to oznacza, że możemy pogadać trochę zanim pojadę do siebie?

- Rozumiem, że chcesz się do mnie wprosić na pogaduchy, tak? – zachichotała Joanna – Skąd ja wiedziałam, że to odwożenie mnie do domu ma jakiś podstępnie ukryty plan?

- Esz, ty świrze, nic się nie zmieniłaś!– ucieszył się Bix – Rozgryzłaś mnie. Pewnie, że chcę się wprosić na pogaduchy. Zresztą, wiesz jak uwielbiam twój mały taras letnią nocą. Można na nim robić tyle ciekawych rzeczy...

- My już mamy chyba wczesną jesień, co? - zchichotała - Dobra, ale pod jednym warunkiem. – zaznaczyła po chwili – Albo śpisz u mnie, albo zostawiasz pod klatką samochód i wracasz do siebie taksówką.

- O, proszę! – oczy Bixa znów się powiększyły – Czyżbyś składała mi jakąś niemoralną propozycję? – zaczął się śmiać. Bix znany był ze swych specyficznych żartów, które trzymały się go w każdej niemalże sytuacji.

- No, no, mój drogi. – dała mu lekkiego kuksańca w ramię – Widzę, że i ty nic się nie zmieniłeś. Ciągle jedno ci w głowie.

          Zasiedli na tarasie w wiklinowych fotelach, wyściełanych puchatymi poduszkami. Bix szamotał się trochę z korkociągiem, aż wreszcie otworzył butelkę wina, które przyniosła z kuchni Joanna. Napełnił kieliszki czerwonym płynem i wręczył jeden z nich przyjaciółce. Patrzyli na wstawający, bladoróżowy świt i popijali z kieliszków wino.

- Opowiadaj, jak było w mieście clubbingu? – zwrócił się do niej, odpalając papierosa.

- Cudownie! – odparła z zachwytem – Dużo pracy i nauki, trochę imprez i odpoczynku. Ale to było coś, co rzeczywiście mi pomogło.

         Przypomniała sobie ostatnie miesiące spędzone w Londynie. Wysłał ją tam wuj Stefan. Nie mógł patrzeć na doskwierające jej stany depresyjne, które pojawiały się dość często i postanowił wyprawić ją za wielką wodę, aby zmieniła na jakiś czas otoczenie, poznała nowych ludzi, wyszlifowała angielski. Wuj Stefan znany był ze swojego osobliwego podejścia do życia i własnych metod rozwiązywania problemów. Jego zdaniem, pobyt w Londynie miał pomóc Joannie stanąć na nogi i przywrócić jej stanowi psychofizycznemu równowagę. Mógł posłać ją na szereg konsultacji i terapię u psychoanalityka, ale stwierdził, że zmiana otoczenia i rzucenie dziewczyny na głęboką wodę odniosą skuteczniejszy rezultat. Rzeczywiście, był to strzał w dziesiątkę, ponieważ wróciła stamtąd całkowicie odmieniona, pełna energii, naładowana wielką siłą do stawienia czoła codzienności i podejmowania nowych wyzwań. Niemniej jednak, początek w obcym kraju był wyjątkowo trudny dla kogoś szczelnie zamkniętego w kapsule swojego własnego, smutnego świata. 

Continua a leggere

Ti piacerà anche

1.1M 36.9K 62
WATTYS WINNER When her fiancé ends up in a coma and his secret mistress, Halley, shows up, Mary feels like her world is falling apart. What she does...