Wieczysta Przysięga | Dramion...

By Violanne

86.8K 6.2K 8.4K

Wszyscy dookoła Hermiony sprawiają wrażenie, jakby dawno poradzili sobie z traumą doświadczeń, jakie przynios... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Trailer
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 25
Rozdział 26 *
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Epilog
Od autorki

Rozdział 24

1.9K 142 158
By Violanne

— Zabiję go! — Harry wbił wściekły wzrok w drzwi, które dzieliły go od samego diabła.

Siedzieliśmy całą paczką (i z nową dziewczyną Rona) w moim dormitorium i od pół godziny słuchaliśmy narzekań Wybrańca. Oczywiście jego zachowanie było uzasadnione. Malfoy dokładnie piętnaście minut przed pojedynkiem zwerbował swoich osiłków do powstrzymania Pottera. Zamknęli go w łazience, zabezpieczając drzwi wszelkimi możliwymi zaklęciami, a dodatkowo osobiście przypilnowali, by Gryfon mocno się spóźnił. Kiedy wściekły dotarł na boisko, Draco podrzucał już w dłoni złoty znicz i z wrednym uśmieszkiem oznajmił, że wygrał walkowerem. Wszyscy wiedzieli, że z jego strony było to nieczyste zagranie i żaden szanujący się gracz by tak nie postąpił, ale Malfoy był Malfoyem. On nie przejmował się tym, żeby być fair. Umiał wygrywać, jednak nigdy nie robił tego uczciwie.

Jego cwaniacka postawa była irytująca, ale też na swój sposób seksowna.

Musiałam się opanować.

— Nie ma sensu, Harry — odezwałam się w końcu, skubiąc nitkę, która wystawała z włochatego dywanu. Siedziałam na nim sama, bo wszyscy woleli zająć miejsca na meblach do tego przeznaczonych.

— Popatrz na to z innej strony. Przynajmniej nie będziesz marzł jak reszta drużyny — powiedziała nieśmiało Elaine, a okularnik posłał jej w odpowiedzi słaby uśmiech. Zaraz potem jednak wrócił do wbijania morderczego wzroku w drzwi.

Harry oczywiście już skonfrontował się z Draco i prawie doszło do pojedynku, bo oboje wyciągnęli różdżki na boisku, ale w odpowiednim momencie wstałam i rzuciłam w stronę Malfoya Expelliarmusa z trybun. Pamiętam, jak Ślizgon spojrzał na mnie z niedowierzaniem, gdy jego różdżka wystrzeliła do tułu, a ja z wściekłą miną usiadłam z powrotem, nie spuszczając z niego wzroku.

No tak, nagle przypomniał sobie o moim istnieniu.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez mrugnięcia okiem, tocząc niemy, prywatny pojedynek, ale w końcu odwrócił wzrok, gdy ktoś podał mu z powrotem różdżkę. Byłam na niego zła. Nie tylko ze względu na to, jak zmanipulował sytuację, by zostać szukającym w reprezentacji Hogwartu. Nie dawał mi spokoju widok czarnowłosej, pięknej dziewczyny, z którą spędzał czas na korytarzu.

— Oddam swoją pozycję Bletchleyowi — odezwał się nagle Ron, a ja wróciłam myślami do teraźniejszości. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, a Gryfon wzruszył ramionami, po czym złapał za rękę swoją nową dziewczynę, co nie uszło mojej uwadze. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że kogoś znalazł.

— Chyba upadłeś na mózg — powiedział Harry, po czym popukał się w czoło. — Nie pozwolę ci oddać swojej pozycji tylko dlatego, że ja nie gram. Im więcej Gryfonów w drużynie, tym lepiej. Dokop Malfoyowi na boisku — dokończył, po czym uśmiechnął się szeroko. Już nie wrócił do spoglądania na drzwi, więc oficjalnie mogliśmy zakończyć ten temat.

Wszyscy wrócili do rozmów, a na dywanie obok mnie pojawiła się Ginny.

— Hej, słyszałam, że Dean chce cię zaprosić na bal — powiedziała, próbując poprawić mi tym samym humor. Spojrzałam na nią bez wyrazu. Obie wiedziałyśmy, z kim chciałabym iść na bal i żadna z nas nie musiała mówić tego głośno.

Ginny także zauważyła dziwne zainteresowanie Malfoya nową dziewczyną z Bauxbatons.

— Chcesz, żebym skopała mu tyłek? — zapytała szeptem przy moim uchu, kiedy udawała, że strzepuje z ramienia niewidzialny pyłek.

— Poproszę — odparłam z uśmiechem. Wyobraziłam sobie, jak Ginny pierze go na kwaśne jabłko za te wszystkie razy, kiedy mieszał mi w głowie i... poczułam się lepiej. Wiedziałam, że byłaby do tego zdolna.

Nie powiedziałam przyjaciółce o jego odwiedzinach w skrzydle szpitalnym. Sama nie wiedziałam dlaczego, być może nie chciałam, by mnie oceniała. Miałam świadomość swojej naiwności i nie potrzebowałam dodatkowej krytyki.

🧡

Na plakacie roześmiana para tańczyła w kółko w otoczeniu płonących świec. Pod spodem widniało jedno słowo - "Bal", które mieniło się naprzemiennie ze złotego na srebrny kolor. Przełknęłam ślinę i nieświadomie zaczęłam obgryzać paznokcie. Naprawdę nie chciałam iść tam sama.

— Hermiona? — Usłyszałam gdzieś z boku, co spowodowało, że wyrwałam się z transu i spojrzałam rozkojarzona w stronę Harry'ego.

— Tak, tak. Już idę. — Naciągnęłam na głowę czapkę, poprawiłam szalik i ruszyłam z przyjacielem w stronę boiska do Quidditcha.

— Wiesz, trochę dziwnie mi oglądać mecz z trybun — zaczął Harry, gdy przeciskaliśmy się między tłumem uczniów, którzy zajęli już miejsca. Trzymał w dłoni wielki kubełek z karmelowym popcornem, którego nie cierpiałam. Minęliśmy Deana, a on posłał mi szeroki uśmiech, po czym rzucił zaklęcie na mikrofon, przy którym siedział. Jak zwykle zajmował się komentowaniem meczu.

Kiedy w końcu usiedliśmy, oplotłam dłońmi kubek z gorącą czekoladą, ciesząc się na moment jego ciepłem.

— Mam nadzieję, że skopiemy im tyłki — powiedział Harry i poprawił okulary. Niedługo później na boisko weszła reprezentacja Durmstrangu, a postawni chłopcy, siedzący przed nami, zerwali się na równe nogi. Zasłonili tym samym cały widok, co wcale mi nie przeszkadzało. Harry prychnął i stanął na ławce, uprzednio odłożywszy popcorn obok mnie. Zerknęłam do środka kubełka z obrzydzeniem, a potem uśmiechnęłam się do siebie, gdy gorąca czekolada dotknęła moich ust.

Mówiłam już, że nienawidzę Quidditcha?

Pierwszego meczu Durmstrang kontra Bauxbatons nie widziałam wcale, ale wszyscy wiedzieli, że dziewczyny nie miały zbyt dużych szans. Dopiero później panom z przodu znudziło się stanie i usiedli na swoich miejscach. Po krótkiej przerwie na boisku znów pojawiły się charakterystyczne, błękitne mundurki, ale rzuciło mi się w oczy coś jeszcze. Gęste, hebanowe loki. Wbiłam się mocniej w ławkę, jakbym chciała schować się przed światem. Nie dość, że była chodzącą pięknością, to jeszcze grała w Quidditcha. Zasłoniłam się kubkiem, udając że piję czekoladę, choć w głębi duszy modliłam się do Merlina, żeby to wszystko jak najszybciej dobiegło końca.

Na szczęście mój napój pozostawał cały czas gorący z powodu zaklęcia podgrzewającego, które na niego rzuciłam.

Niedługo później na boisko weszła reprezentacja Hogwartu, a tłum oszalał. Wokół mnie rozpętały się wiwaty, klaksony, a wszyscy wymachiwali szalikami jak szaleni. Nie mogłam się powstrzymać i w końcu wstałam, by lepiej widzieć. Akurat w momencie, kiedy drużyny stanęły naprzeciwko siebie, a krok do przodu zrobili kapitanowie drużyny. Malfoy i Hebanowa Dziewczyna ustawili się przy linii, przecinającej boisko w połowie. Mimo odległości, widziałam wyraźnie jego szelmowski uśmiech, kiedy podawał jej dłoń, a ona zachichotała i dygnęła przed nim.

Na to wszystko prychnęłam pod nosem.

— Na zdrowie. — Usłyszałam z boku głos Harry'ego, który rzucił te słowa, nawet na mnie nie patrząc. Uniosłam brwi, ale nie doczekałam się niczego więcej.

Przeniosłam wzrok na boisko.

Gracze zdążyli się już rozprzestrzenić w powietrzu, a ja nie mogłam przestać obserwować Hebanowej Dziewczyny, która z gracją lawirowała między wieżami trybun. Wyglądała zjawiskowo, co skomentował nawet Dean. Żałowałam, że nie widział piorunującego wzroku, jaki posłałam w jego stronę. Harry co chwilę darł się jakby do reszty oszalał, kiedy próbował dawać wskazówki kolegom z drużyny.

Nagle między nami przemknęło coś malutkiego, a całe trybuny wstrzymały oddech. Ledwie zdążyłam przenieść wzrok z powrotem na boisko i zauważyłam przed sobą Malfoya, który równie szybko przeleciał tuż nad moją głową. Gdybym się nie schyliła, prawdopodobnie by mi ją oderwał. Zrezygnowana i zła usiadłam z powrotem na ławce i postanowiłam nie skupiać się dłużej na grze.

Ten mecz wygraliśmy, a w finale wystąpiliśmy z Durmstrangiem. Nie muszę chyba mówić kto zdobył puchar. Drużyna Hogwartu wyszła z boiska mocno poobijana, Ron nie mógł się wyprostować, a pewien Krukon opuścił grę dużo wcześniej, bo ktoś zrzucił go z miotły i wylądował z Skrzydle Szpitalnym.

Chłopcy przed nami znów wstali i zaczęli śpiewać swoje bułgarskie, zwycięskie przyśpiewki, a Harry pochylił się nade mną.

— Idę do szatni, chcesz pójść ze mną?

Zupełnie nie przemyślałam swojej decyzji, więc po prostu skinęłam głową i ruszyłam za Harrym w stronę szatni. Nawet przez moment nie przeszło mi przez myśl, że będzie tam nie tylko Malfoy, ale też Hebanowa Dziewczyna.

🧡


W szatni unosił się zapach potu i cytrusowego żelu pod prysznic. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Pomieszczenie było podzielone na cztery sektory, a każdy z nich na ścianach miał inny kolor płytek, który odpowiadał kolejno: Gryffindorowi, Hufflepufowi, Ravenclavowi i Slytherinowi. Teraz jednak wszystkie drzwi były otwarte, a hol, przepełniony przebieralniami i szafkami dla zawodników ciągnął się w nieskończoność. Stanęłam z tyłu. Nie chciałam zostać pożarta przez mgłę pary, które gęstniała w głębi pomieszczenia. Przechodzący uczniowie znikali na moment w kłębie unoszącego się, gorącego dymu, by za chwilę słychać było ich śmiechy i gratulacje, które odbijały się echem od szklanych płytek.

Podbiegła do nas Ginny i przytuliła mocno Harry'ego. Zaczęła z nim rozmawiać na temat obranej taktyki i innych rzeczach, których znaczenia zupełnie nie rozumiałam. Posłałam jej tylko przyjazny uśmiech i zajrzałam ponownie do wnętrza szatni. Moją uwagę przykuł Blaise, który właśnie uderzył ręcznikiem jakąś dziewczynę w tyłek, a ona w odpowiedzi pokazała mu środkowy palec. Oboje jednak zaśmiali się, jak najlepsi przyjaciele i zniknęli w kłębie pary o zapachu pomarańczy. Za nimi podążał Draco Malfoy i ściągnął właśnie koszulkę, po czym przycisnął ją do swojej twarzy. Był trochę poobijany. Zauważyłam kilka siniaków i szram na jego nagiej klatce piersiowej. Zmrużyłam oczy, bo nie przypominałam sobie, żeby podczas któregokolwiek dzisiejszego meczu Ślizgon oberwał. Próbowałam sięgnąć pamięcią do wydarzeń z boiska, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej uświadamiałam się w przekonaniu, że ślady na jego ciele musiały powstać gdzieś indziej. Przełknęłam ślinę i przez moment zapragnęłam podejść do niego, choć sama nie wiedziałam po co.

Pogratulować udanego meczu? Przecież przegrali.

Zapytać czy wszystko w porządku? I tak by nie odpowiedział.

A może dowiedzieć się, czy to co było między nami, jest już całkiem skreślone?

Nawet nie zauważyłam, kiedy moje nogi same skierowały się w jego stronę. Nie było odwrotu. Nie mogłam tak po prostu zatrzymać się na środku szatni Ravenclawu i zawrócić. Zacisnęłam palce na kubku z gorącą czekoladą i zajrzałam do środka. Do głowy wpadł mi pomysł, żeby mu ją dać. Dyskretnie wyciągnęłam różdżkę i sprawiłam, by kubek na nowo wypełnił się parującą, pachnącą czekoladą.

Może coś się stało i to ja powinnam wyciągnąć do niego rękę? W końcu do tej pory było odwrotnie i to Malfoy wyciągał mnie z opresji zawsze, gdy potrzebowałam pomocy. Z każdym krokiem przekonywałam samą siebie, że pójście tam nie było takim złym pomysłem, a gdy stałam już całkiem blisko, podniosłam wzrok na dźwięk czyjegoś śmiechu. Zobaczyłam czarnowłosą z Bauxbatons, która idąc tyłem wpadła prosto na Ślizgona. Miałam wrażenie, że zrobiła to specjalnie. Odwróciła się gwałtownie i zaczęła go przepraszać, przy okazji obmacując jego nagie ramiona. Malfoy przytrzymał ją w talii i uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział. Dziewczyna niezrażona wciąż stała blisko niego. Zaczęła komplementować jego grę w Quidditcha i zdolności poruszania się na miotle, a mi zebrało się na mdłości z powodu tych przesłodzonych tekstów.

— Co tam masz, mała? — Zanim zdążyłam zareagować, półnagi Blaise objął mnie ramieniem, a drugą ręką zręcznie odebrał kubek z gorącą czekoladą z dłoni. Wciąż skonsternowana patrzyłam na Malfoya, który przeniósł wzrok prosto na mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, po moim ciele przeszedł dreszcz.

Nie był on jednak ani trochę przyjemny.

— Granger — powiedział tylko. Był zaskoczony, że mnie tu widział, tak samo zresztą, jak ja. Zerknął na pomarańczowy kubek, który Blaise trzymał przy ustach i wydawał z siebie dziwaczne odgłosy. Puścił Hebanową Dziewczynę, jakbym przyłapała go na zdradzie, ale ona nie miała zamiaru odejść. Cała czwórka stała w tych samych miejscach i tylko Blaise zdawał się nie zwracać uwagi na to, jak bardzo atmosfera zgęstniała.

— Pyszna, to dla mnie? — zapytał beztrosko.

Nie odpowiedziałam. Słowa Blaise'a były dla mnie lampą alarmową, która głosiła jedno słowo: "Uciekaj". Bez zastanowienia wyswobodziłam się z jego objęć i po prostu odwróciłam się z zamiarem odejścia. Draco mnie nie zawołał. Nie poszedł za mną. Nie zrobił nic by mnie zatrzymać, a ja nie byłam wcale zaskoczona. Wiedziałam, że nie zareaguje, bo nie mógł przecież przyznać się przy ludziach do tego, że potajemnie obściskiwał się właśnie ze mną. Z kujonką Hermioną Granger, z Gryfonką, ze szlamą. Wiedziałam też, że choć straciłam swój kubek i może wyglądałam przez chwilę jak idiotka, zyskałam przynajmniej odpowiedź na jedno z moich pytań.

To co było między nami, naprawdę zostało skreślone.

Nie było mi przykro. Czułam jedynie złość. Maszerowałam przez szatnię, nie zwracając uwagi na pogwizdywanie niektórych osiłków z Durmstrangu. Nie zaszłam jednak daleko, bo usłyszałam, jak ktoś upadł z hukiem na posadzkę. Zdziwiona podbiegłam bliżej i zza gęstej chmury pary wyłoniły się trzy sylwetki. Zaskoczonej Ginny, Harry'ego, który machał dłonią w powietrzu, jakby właśnie przywalił w betonową ścianę i... Williama. Leżącego na płytkach. Chłopak był tak zdezorientowany, że chwilę zajęło mu, zanim podniósł się z ziemi.

— Hej! — usłyszałam głos jakiegoś zdenerwowanego ucznia bułgarskiej szkoły, więc czym prędzej wypchnęłam dwójkę przyjaciół z szatni.

— Jeszcze raz będziesz chciał poderwać mi dziewczynę, to pożałujesz! — krzyknął jeszcze Harry, a potem całą trójką znaleźliśmy się na zewnątrz. Szybko pobiegliśmy do zamku, z dala od bandy wściekłych chłopów.

Wpadliśmy do pustego Pokoju Wspólnego Gryffindoru i od razu rzuciłam się zdyszana na kanapę.

— Na Merlina, Harry, co ty narobiłeś? — zapytałam, gdy udało mi się unormować oddech. Na moment zapomniałam o całej sytuacji z Malfoyem. Spojrzałam z góry na Wybrańca, który leżał plackiem na podłodze z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Ginny natomiast zaczęła się śmiać.

— William zaprosił mnie na bal — odpowiedziała za niego. — A Harry'ego trochę poniosły emocje — dokończyła, po czym wciąż rozbawiona podeszła do chłopaka i położyła się obok. Cmoknęła go w czoło i oboje zaczęli się śmiać. Uśmiechnęłam się, patrząc na parę. Cieszyłam się, że na siebie trafili. Zawsze życzyłam Harry'emu takiej miłości, jaką miał z Ginny. Sama też zawsze chciałam taką przeżyć. Wciąż miałam nadzieję, że gdzieś tam był dla mnie ktoś, kto stanie się całym moim światem. Moim sercem. Moim domem.

🧡

Czekała mnie jeszcze impreza.

I choć za nimi nie przepadałam, ani za tym, do jakiego stanu potrafiłam się na nich doprowadzić, dziś naprawdę cieszyłam się z tego, że będę mogła się rozerwać. Dziwnie brzmiało to z moich ust, ale potrzebowałam hektolitrów alkoholu.

Postanowiłam podejść do sprawy optymistycznie. Mieć głęboko gdzieś Malfoya i wszystko to, co działo się na siódmym piętrze. Chciałam po prostu żyć swoim życiem i być szczęśliwa. To właśnie miałam zamiar zrobić.

Wyszłam spod prysznica z uśmiechem na ustach. Nuciłam cicho jakąś mugolską piosenkę, gdy owinęłam się ręcznikiem i opuściłam łazienkę. Niemal od razu zatrzymałam się w miejscu, z dłonią przyklejoną do klamki. W fotelu siedział Malfoy. Nie miał nonszalanckiej miny, przesyconej ironią. Pochylał się do przodu z łokciami opartymi na kolanach. Podniósł na mnie wzrok i kiwnął głową na stolik. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam swój kubek.

— To chyba twoje — powiedział tylko.

Zrobiło się niezręcznie i oboje mieliśmy tego świadomość. Westchnęłam po chwili i zamknęłam drzwi, nawet nie przejmując się faktem, że byłam w samym ręczniku. Oparłam się o nie plecami. Przez moment tkwiliśmy w ciszy, a Draco cały czas patrzył mi w oczy. Ani razu nie spuścił wzroku na moje półnagie ciało.

— Dziękuję, możesz już iść. — Znacząco uniosłam brwi. Próbowałam grać twardą. Nie miałam ochoty tego rozwlekać a tym bardziej prowadzić kolejnych, dennych dyskusji, które zupełnie nie miały pokrycia w rzeczywistości.

— Była dla mnie? — zapytał, ignorując moje słowa. Próbował rzucić to pytanie bez emocji, ale wyczułam w nim nutę... nadziei. Zupełnie jakby miało to jakieś znaczenie, a on próbował złapać się czegokolwiek, co powstrzymałoby go przed wpadnięciem z powrotem w mrok.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam w na niego bez wyrazu, cierpliwie czekając aż sobie pójdzie. Ale nie odchodził. Siedział tak w ciszy, a po chwili przejechał dłonią po twarzy w wyrazie ogromnego zmęczenia. Niechętnie wstał, a ja odbiłam się od drzwi. I znów żadne z nas przez chwilę się nie poruszyło. Chociaż serce biło mi jak szalone, nie miałam zamiaru dawać za wygraną. Chciałam powiedzieć jakąś kąśliwą uwagę w związku z jego nową dziewczyną, ale sobie darowałam. Uznałam,że milczenie będzie najlepszą formą odpowiedzi.

—Granger... — zaczął jeszcze, ale od razu mu przerwałam.

— Muszę się szykować na imprezę. — Odwróciłam się i po prostu odeszłam do sypialni, zostawiając go w pomieszczeniu samego. Usiadłam na łóżku i przez chwilę patrzyłam w stronę salonu, wstrzymując oddech. Usłyszałam jego westchnięcie, potem kroki i ostatecznie drzwi zamknęły się cicho. Dopiero wtedy wypuściłam z ust powietrze.

🧡

Okazało się, że uczniowie Durmstrangu (zresztą Bauxbatons również) dostali własne dormitorium. Było wykończone dość surowo, ściany pokryte ciemnym drewnem z krwisto czerwonymi elementami. Rozejrzałam się po pokoju wspólnym, w którym zebrało się już mnóstwo osób. W środku panowała praktycznie całkowita ciemność, a ja nie byłam pewna, czy to z powodu imprezy, czy za dnia też brakowało w pomieszczeniu słońca. Kilku chłopaków piło ciemne piwo na czas przy kominku, a wokół nich zebrała się spora grupka dopingujących dziewczyn.. Po prawej stronie natomiast dumnie stał William, który trzymał w rękach potężny puchar i zbierał gratulacje od pozostałych, mimo, że sam niewiele zrobił. Był szukającym, a drużyna wygrała dzięki zdobytym punktom.

— Nie mogę na gościa patrzeć. William. To nawet nie jest bułgarskie imię! — Harry pojawił się obok mnie i wlepił wściekłe spojrzenie w zwycięzcę. — Gdybym mógł zagrać, na pewno...

Przerwałam mu, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Harry, daj spokój. I tak z nim wygrałeś. Ginny w końcu jest z tobą, a nie z nim — powiedziałam z uśmiechem na twarzy, a chłopak wypiął dumnie pierś.

Chyba podziałało.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu reszty znajomych, ale nikogo nie zauważyłam, więc usiadłam na jednej z czerwonych kanap. Przez chwilę obserwowałam, jak Lavender próbuje poderwać kolejne osoby, które niezbyt zainteresowane były jej opowieściami. Potem dostrzegłam Deana, ale szybko odwróciłam od niego wzrok, nie chcąc, by mnie zauważył. I wtedy zauważyłam Malfoya. Opierał się bokiem o ścianę i rozmawiał z Hebanową Dziewczyną. Ta śmiała się z jego żartu, a on spojrzał na moment gdzieś za siebie, by za chwilę znów pochylić się nad nią. Szepnął coś do ucha dziewczynie, która zachichotała pod nosem. A potem złapał w palce loczek, który zabłądził na jej twarz. Powolnym ruchem założył jej kosmyk włosów za ucho.

Nie mogłam na to patrzeć, a jednocześnie nie potrafiłam odwrócić wzroku. Sparaliżowało mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie zmusić się choćby do mrugnięcia okiem. Zrobiło mi się zimno, a ból był tak ogromny, że w mojej głowie priorytetem stało się zaprzestanie cierpieniu. Wiedziałam, że mogłam albo wyjść albo sięgnąć po alkohol. Zanim zdecydowałam, ktoś podstawił mi przed nosem butelkę z whisky.

To wyrwało mnie z transu. Spojrzałam zaskoczona na brunatny płyn w szkle, a potem na osobę po swojej lewej. Pansy posłała mi słaby uśmiech. Wyglądała zjawiskowo. Włosy upięła w wysokiego kucyka, a na ustach miała czerwoną szminkę, która dodawała jej drapieżności.

— Wcale nie jest taka ładna. — Jej słowa spowodowały, że całe napięcie w moim ciele zniknęło, a nogi przestały mi się trząść.

Z wdzięcznością odwzajemniłam jej uśmiech i wzięłam butelkę, po czym pociągnęłam spory łyk alkoholu. Skrzywiłam się i oddałam jej Ognistą Whisky. Kiedy Pansy znowu napiła się z butelki, spojrzałyśmy obie w stronę Ślizgona, a ja dopiero wtedy zauważyłam, jak Blaise całował się obok z jakąś niską blondynką.

— Obie nie są takie ładne. — Ślizgonka spojrzała na mnie zdziwiona. — Już dawno zauważyłam, że oboje za sobą szalejecie — wyjaśniłam.

— Właśnie widzę — odburknęła, po czym wzięła kolejnego łyka, nie spuszczając wzroku z całującej się pary. Podała mi znowu butelkę, a ja bez protestów wzięłam ją do ręki. Drugą poprawiłam koronkowy, czarny top, który wysunął się ze spodni tego samego koloru.

— Nie spodziewałam się po tobie takiego dekoltu. — Pansy zaśmiała się cicho, a ja wzruszyłam tylko ramionami.

Sama nie spodziewałam się po sobie większości rzeczy, które w ostatnim czasie zrobiłam.

Zapadła między nami cisza, choć do faktycznej ciszy było daleko, bo w uszach dzwoniło mi od głośnej muzyki.

— Jest łudząco podobna do ciebie — odezwała się znowu i przechyliła głowę, przyglądając się Hebanowej Dziewczynie. Spojrzałam w tamtą stronę, choć ja nie widziałam żadnego podobieństwa.

— Jak ona jest podobna do mnie, to blondyna do ciebie.

Pansy fuknęła oburzona.

— W życiu nie założyłabym takiej sukienki! — Obie zaśmiałyśmy się na te słowa. Byłam jej wdzięczna za to, że usiadła obok i postanowiła dotrzymać towarzystwa w zalewaniu smutków alkoholem. Jednocześnie miałam ochotę ukatrupić Blaise'a za to, że pogrywał z nią tak, jak Malfoy ze mną.

— Jebani Ślizgoni — mruknęła po chwili pod nosem, co brzmiało komicznie, biorąc pod uwagę, że sama była Ślizgonką. Wiedziałam jednak co miała na myśli. Chłopcy z Domu Węża mieli w szkole opinię największych podrywaczy.

— Chyba jedziemy na tym samym wózku — powiedziałam po uprzednim wzięciu łyka palącego trunku.

Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale to choć trochę uśmierzało ból. Nie miałam zamiaru zapewniać Pansy, że między mną, a Malfoyem nic nie było, bo tylko zrobiłabym z siebie idiotkę. Myślę, że każdy, kto przyjrzałby się bardziej, na pewno zauważyłby, jak moje ciało reaguje na jego obecność.

— Chyba tak — przyznała Pansy i poprawiła krótką, ciemnozieloną sukienkę, która niebezpiecznie zaczęła odkrywać coraz więcej jej uda. — Nie przejmuj się Draco. To idiota.

Zaśmiałam się znowu, posyłając jej ciepły uśmiech.

— Mówię poważnie. On się boi uczuć. Broni się przed nimi, jakby miały go zabić. I choć wiem, że się mu podobasz, bo to naprawdę widać, to jednak... sama widzisz co robi. Wszystko, byleby tylko odepchnąć cię od siebie. Żebyś znienawidziła go tak, że będzie mógł czuć tylko ból. Swój i twój. Mam wrażenie, że robi to celowo, bo cierpienie jest jedynym uczuciem, które zna i trochę traktuje go jako bezpieczną strefę.

Zaskoczyły mnie jej słowa. Spojrzałam na nią, jednak nie patrzyła na mnie, a przed siebie, prosto na Ślizgonów, ze smutnym wyrazem twarzy. Na moment jej wyniosła maska suki zniknęła, a koło siebie miałam zranioną dziewczynę, która też chciałaby być szczęśliwa. Być może miała rację, znała go w końcu dużo lepiej niż ja. Zerknęłam w stronę Malfoya, który stał już z Blaisem we dwójkę, a dziewczyny zniknęły. Oboje spojrzeli w naszym kierunku i na jego twarzy pojawił się cień konsternacji, ale szybko odwrócili wzrok.

— Blaise się ogarnie, zobaczysz — powiedziałam w końcu i wypróżniłyśmy do końca Ognistą Whisky. Czarnoskóry Ślizgon w tym samym momencie ruszył w naszą stronę, a Pansy wepchnęła pustą butelkę w moje ręce. Pochyliła się do mnie.

— Miło się gadało, ale muszę go trochę pounikać — krzyknęła, by zagłuszyć muzykę i zniknęła zanim Blaise dotarł do kanapy, na której siedziałam. Podniosłam na niego wzrok a on podrapał się z zakłopotaniem po głowie.

— Widziała to? — zapytał.

Pokiwałam powoli głową i westchnęłam ze smutkiem. Miałam ochotę mu nawrzucać za bycie idiotą i łamanie serca Pansy, ale nie powiedziałam nic, bo alkohol zaczął w moim mózgu tworzyć niebezpieczne fale tsunami.

— Kurwa — mruknął i wkrótce również zniknął.

Odsłonił mi widok ściany, przy której przed chwilą stał Draco, ale też się ulotnił. Nie zdążyłam jednak zastanowić się co teraz będę robić, bo przede mną wyrosła kolejna męska sylwetka. Na początku myślałam, że to Blaise wrócił, ale gdy zmrużyłam oczy i chłopak przestał wirować, zauważyłam, że to Dean. Uśmiechnęłam się promiennie.

— Dean! Cześć! — wykrzyknęłam nad wyraz entuzjastycznie.

Gryfon jeśli był zdziwiony, to nie pokazał tego po sobie. Z uśmiechem wyciągnął do mnie dłoń.

— Chodź tańczyć, nie możesz tak siedzieć.

Miał rację. Miał świętą rację!

Zmotywowana złapałam za jego ciepłą rękę i wstałam gwałtownie, niemal od razu tego żałując. Zakręciło mi się w głowie i przytrzymałam się chłopaka, a gdy zobaczyłam jego zatroskaną minę, wybuchnęłam śmiechem.

Nie wiedziałam nawet, co mnie tak rozbawiło.

Na chwiejnych nogach poszłam z nim na środek pokoju, gdzie tańczyło już sporo osób, a Dean przyciągnął mnie blisko siebie. Nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się że miałam przy sobie kogoś, kto w pewnym sensie zamknął mnie przed całym, zewnętrznym światem. Przymknęłam oczy, zaraz po tym jak powiedziałam mu, żeby nie robił gwałtownych ruchów. Ulokował dłonie na mojej talii, a ja owinęłam swoimi szyję chłopaka i posłałam mu serdeczny uśmiech. Przez chwilę bujaliśmy się w rytm muzyki, a mi kręciło się w głowie coraz mocniej.

Lubiłam Deana. Troszczył się o mnie i zawsze był chętny do pomocy. Do tego wyglądał też nie najgorzej.

— Pamiętasz, jak chciałeś się ze mną umówić?

Dean spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, by po chwili przysunąć mnie jeszcze bliżej siebie.

— Taak... — odparł przeciągle.

Oblizałam koniuszkiem języka dolną wargę i posłałam mu rozbawiony uśmiech.

— Możemy się jutro spotkać — powiedziałam.

Jego oczy zabłysnęły prawdziwym blaskiem. Naprawdę cieszył się na to, że spędzimy razem trochę czasu, a ja przy nim mogłam być przynajmniej pewna czego chciał, nie tak jak w przypadku Malfoya.

Dean zauważył, że przyglądałam się mu w ciszy, co pewnie odebrał jako znak. Zerknął na moje usta i zaczął przysuwać się bliżej. Wiedziałam co to oznacza i wcale nie miałam zamiaru się odsuwać. Czułam już jego oddech na swoich wargach, gdy nagle ktoś go popchnął i cały czar prysł. Dean przytrzymał mnie, chroniąc przed upadkiem, a ja zdezorientowana zerknęłam w bok na sprawcę. Wzdrygnęłam się, gdy zobaczyłam Malfoya. Patrzył ze złością na Deana, jakby miał ochotę go pobić. Widziałam jak zacisnął dłoń w pięść. Widziałam też jednak, że druga spoczywała na biodrze uroczej czarnowłosej z Bauxbatons i zrobiło mi się po prostu przykro.

Hipokryta.

Dean zaczął coś do niego mówić, a wtedy Malfoy przeniósł wzrok na mnie. Zdążyłam jednak wyswobodzić się z rąk Gryfona i zaczęłam przeciskać się przez tłum uczniów. Nie miałam ochoty brać w tym udziału. Niedługo później znalazłam się na korytarzu pierwszego piętra i odetchnęłam z ulgą, czując się tak, jakbym odgrodziła się od nieprzyjemnych uczuć. Zapewne alkohol mocno w tym pomagał, ale cieszyłam się, że po prostu byłam wolna od gierek Ślizgona. Ruszyłam prosto na Wielkie Schody. Zanim jednak do nich dotarłam, usłyszałam kroki. Odwróciłam się za siebie nagle spanikowana, bo w głowie od razu pojawiła się myśl o wizjach z Bellatrix. Szybkim krokiem podążał za mną Malfoy. Nawet się nie zatrzymałam. Posłałam mu lekceważące spojrzenie i wskoczyłam na schody. Modliłam się w duchu, by zdążyły odsunąć się zanim chłopak do nich dotrze, a gdy drgnęły, odetchnęłam z ulgą. Malfoy pojawił się w zasięgu mojego wzroku, ale zrobił coś, czego się nie spodziewałam, bo wskoczył na schody w ostatniej możliwej chwili. Przez chwilę patrzyłam na niego zaskoczona, ale gdy stanął na nogach, odwróciłam się tyłem i ruszyłam w górę.

— Co ty robisz? — zapytał, idąc za mną.

—Idę spać.

— Sama?

Odwróciłam się gwałtownie do niego i prychnęłam ironicznie.

— Jesteś moją przyzwoitką?

Malfoy zamrugał parę razy, aż w końcu westchnął.

— Nie o to mi... nieważne. Dean nie jest dla ciebie.

Uniosłam brwi, stając na szczycie schodów, mimo że te zatrzymały się już w miejscu. Spojrzałam na niego wkurzona.

— A kim ty jesteś, żeby mówić kto jest dla mnie?

Malfoy pokonał kilka kolejnych schodów, które nas dzieliły i stanął blisko. Zacisnął dłoń na poręczy i podniósł wzrok.

—Mówię poważnie, Granger.

Schody znowu się poruszyły, wracając na swoje poprzednie miejsce, ale żadne z nas nie zwróciło na to uwagi.

— Ja też.

Przez chwilę staliśmy w ciszy, a kiedy schody kolejny raz zmieniły swoje położenie, po prostu odwróciłam się i odeszłam. Nie obchodził mnie fakt, że nie prowadziły nawet na moje piętro. Kątem oka zauważyłam, że Malfoy nie odpuścił i nadal szedł za mną.

— Wracaj do swojej dziewczyny — mruknęłam pod nosem, nawet na niego nie patrząc. Założyłam ręce na piersi i ruszyłam korytarzem przed siebie, żeby się go pozbyć, ale chłopak szybko mnie dogonił. Szliśmy ramię w ramię, a ja poczułam ukłucie w sercu, że nie zaprzeczył. Nawet nie powiedział żadnej kąśliwej uwagi odnośnie mojej zazdrości. Po prostu milczał i wpatrywał się we mnie z boku. Miałam go serdecznie dosyć.

Stanęłam w końcu w miejscu i spojrzałam na niego ze złością.

— Odczep się ode mnie.

— Odprowadzam cię.

Prychnęłam pod nosem.

— Nie potrzebuję twojego towarzystwa, ani nie mam na nie ochoty. Poza tym, Malfoy — zaśmiałam się ironicznie, wyrzucając ręce w górę — jesteśmy w szkole, co niby mi tutaj grozi?

Nie odpowiedział, choć widziałam, jak jego szczęka nieznacznie się zacisnęła. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego zrezygnowana. Dobrze wiedziałam, że ukrywał coś przede mną. Sama zauważyłam, że coś było nie tak, ale nie potrzebowałam jego łaski. Mogłam poradzić sobie ze wszystkim sama.

— Wiesz co, Malfoy? Radzę ci naprawdę... — urwałam, bo chłopak zatkał mi dłonią usta i pociągnął za ścianę. W jednej sekundzie wcisnęliśmy się między kolumny. Spojrzałam na niego w górę, czując jak nasze klatki piersiowe się dotykały z każdym kolejnym nabraniem powietrza do płuc. On jednak nie patrzył na mnie, a wypatrywał czegoś za rogiem, wciąż uciszając mnie ręką. Zamrugałam. Nie miałam pojęcia co zobaczył, ale przez moment wcale mnie to nie obchodziło, bo ciało zaczęło mimowolnie reagować na jego bliskość. Po chwili jednak po korytarzu przeszedł ktoś w czarnej szacie i dopiero wtedy Malfoy powoli zsunął dłoń z moich ust.

— Czemu chowasz się przed Snapem? — zapytałam.

— Bo stracilibyśmy punkty za szlajanie się po Hogwarcie nocami — odparł od niechcenia i spojrzał na mnie z góry. Żadne z nas jednak się nie poruszyło i wciąż staliśmy w szczelinie między kolumnami. Jego oczy pociemniały i miałam wrażenie, że chciał zrobić coś, czego zdecydowanie ja nie chciałam. I choć moje ciało krzyczało głośne: "tak!", to jednak szybko wymknęłam się z kryjówki i posłałam mu ostatnie spojrzenie. Cieszyło mnie, że alkohol jednak nie przysłonił mi zdolności do logicznego myślenia.

— Jak spotkasz Deana, to powiedz mu, że czekam w dormitorium — powiedziałam na odchodne i ruszyłam korytarzem z powrotem w stronę schodów. Zostawiłam go w szczelinie kompletnie skonsternowanego na te słowa. Dobrze wiedziałam, że niczego nie przekaże Deanowi, a ja wcale nie chciałam, by to robił. Cieszyłam się jednak z powodu swojego małego zwycięstwa.


🧡🧡🧡

Wesołych Świąt, kochani!
Mam nadzieję, że podoba Wam się wielkanocny prezent!

Już niedługo wszystko się wyjaśni, więc nie zabijajcie mnie
za zachowanie bohaterów xd

~ Vee

Continue Reading

You'll Also Like

3.9K 195 35
Co jeśli udało by się wyminąć górę lodową? Myślicie, że wszystko byłoby łatwiejsze? Nic bardziej mylnego. Przecież ta słynna katastrofa morska z 14 k...
551K 35.4K 50
-Potrzebuję mapy, bo zgubiłem się w twoich oczach.
17.9K 1.6K 46
Wojna się skończyła. Wróg został pokonany. Ich życie i miłość przetrwały... Ale to NIE JEST KONIEC. Julia i Warner nie łudzili się wizją szczęśliwe...
63.3K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...