Następna była Sue, z którą chodziłam na elementy wampirologii i wilkołakologii.
Powoli zaczynała mnie wykańczać ta bezradność. Jak w ogóle mieliśmy złapać to coś, jeśli wdzierało się w czyjeś ciało niepostrzeżenie i tak samo szybko znikało bez śladu? Jak zaatakować wroga, który właściwie jest niewidzialny? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na te pytania...
Pomijając jednak przykrą sprawę z Sue, dziś miało się wydarzyć także coś pozytywnego. Wreszcie wypuszczali Anyę ze skrzydła szpitalnego, więc wprost nie mogłam się doczekać zajęć z zaklęć praktycznych, na które chodziłyśmy razem. To miało być moje pierwsze spotkanie z ofiarą ducha. Do tej pory wszyscy wyczyszczeni byli odcięci od nas i stale kontrolowani przecz badaczy Strix (których tak swoją drogą też jeszcze nigdy nie widziałam). Z jednej strony strasznie nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć, jaki jest ktoś po zainfekowaniu przez ducha, a z drugiej... bałam się tego. Co jeśli wyczyszczone osoby zachowują się na przykład trochę jak zombie? Nie wiem, czy potrafiłabym dalej bezczynnie siedzieć w Strix, jeśli groziłoby mi przestanie być w pełni człowiekiem z powodu ataku ducha. To przerażająca wizja.
W każdym razie dzień dłużył mi się niemiłosiernie aż do zajęć z zaklęć przez to nerwowe oczekiwanie na spotkanie z Anyą, ale wreszcie do nich dotrwałam. Pod klasę przyszłam jako pierwsza i czekałam, aż dziewczyna również się pojawi. Czułam, jakby serce zalało mi się płynnym szczęściem, kiedy wreszcie ją zobaczyłam – całą, zdrową i patrzącą na wszystko rozumnym wzrokiem. Może to głupie, ale przez tyle tygodni naprawdę nie raz zdarzyło mi się pomyśleć, że może jednak oni wszyscy nie żyją, a to zdawało się być jeszcze gorszą wizją niż ta o zombie.
– Anya! – zawołałam, a dziewczyna spojrzała na mnie, jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Mój entuzjazm trochę opadł, ale mimo to podeszłam do dziewczyny.
– Jak się czujesz? – zapytałam.
– W porządku – powiedziała cichutko. – Pewnie... pewnie się znamy, tak? – teraz wydała się przestraszona i autentycznie zrobiło mi się jej żal. Ledwo przyjechała do szkoły, a już stało jej się coś takiego...
– Mam na imię May – odparłam, starając się trzymać swoje emocje w ryzach, ale cała się trzęsłam ze złości za to, że spotkał ją taki beznadziejny los. – Jesteśmy razem w grupie na ewolucji magii.
– Przepraszam, nic nie pamiętam – jej głos brzmiał płaczliwie.
Jakiś odruch sprawił, że od razu ją przytuliłam. Wydawała się taka drobna w moich ramionach... taka bezbronna.
– To nic, Anya, to nic. Wszystko w porządku... – starałam się ją pocieszyć.
Tak naprawdę nie było w porządku, ale co mogłam jej powiedzieć? Była przerażona i zrozpaczona – i to teraz, gdy minęło osiem tygodni od wyczyszczenia. Jeśli trzymała się tak źle po takim czasie, to jak musiała się czuć zaraz po ataku ducha?
– Wszyscy zadają mi pytania, mówią coś do mnie, a ja nic nie wiem – łkała wtulona w moje ramię. – Nic nie wiem... tylko tyle, że coś we mnie było i wciąż to czuję, jak tylko zasypiam...
– Chodź, pójdziemy na spacer. Chrzanić zajęcia – powiedziałam, a ona skinęła głową i miałam wrażenie, że poczuła ulgę, że nie będzie musiała siedzieć na kolejnych lekcjach.
Poszłyśmy na spacer po ogrodach należących do szkoły. O nic jej nie pytałam, tylko obserwowałam, jak na nowo zachwycała się pięknem tutejszej przyrody i obłokami widocznymi przy krawędzi szkolnej wysepki. Zdecydowanie potrzebowała wyjścia na świeże powietrze. Widziałam jak jej nastrój poprawiał się od samego patrzenia na kwiaty i słuchania szumu lekkiego wiaterku. Na takie spacery powinni zabierać wyczyszczonych zaraz po ataku, zamiast torturować ich setkami pytań. Może wtedy szybciej dochodziliby do siebie, a nie dopiero po dwóch miesiącach jak Anya.
– Nie byłam nigdy na dworze – wyznała mi nagle. – Znaczy... pewnie byłam, ale rozumiesz... Mogę ci się wygadać? Tak jak komuś, kto nie jest służbą specjalną Strix School.
– Jasne.
– Myślałam, że umrę tam na dole. Bo wiesz, oddział szpitalny jest w piwnicy. Codziennie pytali mnie o to samo, jakby coś mogło zmienić się przez jedną noc. Czy pamiętam, co się wydarzyło przed atakiem i co czułam, gdy duch we mnie siedział. To były ich najważniejsze pytania. Mogłam sto razy powtórzyć, że nie pamiętam, a oni i tak pytali o to kilka razy na dzień. Jedyne, co sobie przypominam i to jest moje pierwsze wspomnienie, to to rozrywanie, gdy to coś, odklejało się od mojego wnętrza. Okropny ból. Jakby przylgnęła do ciebie ośmiornica i jej przyssawki trzymałyby twoją skórę od wewnętrznej strony. Nie wiem, czy ten ból tak naprawdę można z czymkolwiek porównać, ale to jako jedyne wydaje się dość podobne... Potem zaczęli przybywać inni. W sensie, do szpitala. Poznałam tam takiego chłopaka, Marcela. On nawet nic nie mówi. Od sześciu tygodni nie powiedział ani słowa, a jednocześnie potrafił wykonać wszystkie podstawowe czynności jak jedzenie czy pójście do łazienki. Z jednej strony, patrząc na niego, myślałam, że mam dużo szczęścia, a z drugiej byłam jeszcze bardziej przerażona. Chcieli mnie wysłać na miesiąc do domu, ale okazało się, że w aktach nie mam adresu, więc jestem więźniem tego miejsca, czy tego chcę, czy nie...
I nagle jej potok słów się urwał, a ja dostrzegłam na jej policzkach lśniące łzy. Tam na dole roztrzaskali jej psychikę jeszcze bardziej, zamiast pomóc jej stanąć na nogi po straceniu wszystkich wspomnień.
– A może powinnaś sobie odpuścić na jakiś czas zajęcia i posiedzieć zwyczajnie w pokoju? – zaproponowałam.
– Nie, potrzebuję w końcu innych ludzi, żeby wrócić do normalności... Gdybym siedziała w pokoju, cały czas bym myślała. Boże... była jeszcze taka dziewczyna, Ellie... Jej rodzice byli w Strix. Jak sobie pojechali, to powiedziała mi, że byli okropni i cieszy się, że ich nie pamięta... Ja strasznie chciałabym pamiętać... – mówiła, ale cały czas przerywała, jakby nie mogła złapać oddechu.
– To straszne... Ja wciąż nie mogę uwierzyć w to, że to ciągle się dzieje i wciąż nic nie możemy z tym zrobić – podzieliłam się swoją obawą. – Nie mogę ci niczego obiecać, ale postaram się znaleźć sposób na to, żebyś odzyskała pamięć.
– Też jesteś fortis? Ciągle nam powtarzają, że wszyscy są szkoleni i niedługo wyeliminują ducha – powiedziała.
Znalazłyśmy się akurat przy jeziorku na tyłach szkoły, więc usiadłyśmy na pobliskiej ławeczce. Obie spojrzałyśmy w kierunku jeziorka. Na szczęście te okropne syreny aktualnie znajdowały się pod powierzchnią.
– Nie, ale... nasz kolega, Casper Butler, udziela mi dodatkowych szkoleń, żeby moja magia ewoluowała szybciej – oznajmiłam. – Bardzo mi zależy, żeby pomóc w tej sprawie. Nie chcę, aby jeszcze ktoś został zaatakowany, chociaż pewnie będzie jeszcze parę ofiar, zanim moja moc wzrośnie...
– Casper przychodził do nas kilka razy w tygodniu – wyznała mi.
No tak, ten to się wszędzie wkręci. Parszywy, dwulicowy magol. Nawet mi nie powiedział, a jestem pewna, że miał przynajmniej milion okazji. Słabe to nasze kumplowanie się.
– Najbardziej znośny z badaczy. Opowiadał jakieś historie, próbował nas rozśmieszać, a nie ciągłe wracanie do jednej nocy...
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Że co ona przed chwilą powiedziała? Casper był badaczem? Tym od syren i tym samym, który C A Ł Y CZ A S miał kontakt z dzieciakami od ducha? Myślałam, że chyba zaraz rozwalę głowę o jakąś najbliższą ścianę, o ile wcześniej sama mi nie wybuchnie...
– Taaa... Całkiem z niego spoko gość – starałam się ze wszystkich sił nie zabrzmieć ironicznie, ale chyba mi się nie udało, bo Anya spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Wiesz? Chyba już pójdę. Boję się, że rozkręcą jakiś alarm, jak nie będę w budynku. Kazali mi się nie oddalać za bardzo od szpitala – oznajmiła nagle, a ja czułam, że ją wystraszyłam swoją nagłą opryskliwością. – Idziesz też? – zapytała, kiedy wstała.
– Um... Nie, posiedzę tu jeszcze trochę – powiedziałam, bo potrzebowałam chwili, aby ochłonąć.
Znów iskierki złości zaczęły mnie drażnić pod skórą. Nigdy nie radziłam sobie najlepiej z własnym gniewem, a naprawdę nie chciałam rozerwać Caspra na strzępy na oczach wszystkich. Właśnie z tego powodu musiałam uspokoić się w samotności. Chociaż dzięki wyznaniu Anyi wreszcie wiedziałam, dlaczego chłopak tyle wiedział i był tak uprzywilejowany w każdym aspekcie. Po prostu był kimś więcej niż uczniem, a nawet kimś więcej niż stałym mieszkańcem Strix. Szkoda, że od ponad dwóch miesięcy nie przyszło mu do głowy, żeby mi o tym wspomnieć...
Nagle usłyszałam znajomy śpiew dobiegający z jeziorka i zanim zdążyłam opanować odruch, zerknęłam w tamtą stroną. Moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem blondwłosej syreny. Jej oczy wydawały się błyszczeć coraz mocniej, a ta piosenka... taka piękna... Nieoczekiwanie poczułam, że po prostu muszę podejść bliżej i dotknąć wody... Nie przejmowałam się nawet zdjęciem butów, po prostu szłam w kierunku syreny. Ona potrzebowała, żebym była blisko... jeszcze bliżej...
– Maaayyy – zaśpiewała, a ja czułam, że moje serce bije szybciej z ekscytacji.
I nagle zamilkła, a mnie od razu dopadło silne uczucie oszołomienia. Syrena złapała mnie za kostkę i szarpnęła mocno. Przewróciłam się i głową grzmotnęłam o jakiś kamień, który znajdował się pod taflą wody. Kopnęłam syrenę wolną nogą w twarz, ale ona dalej nie puszczała mojej kostki i ciągnęła mnie za nią coraz dalej w jeziorko. Woda nalewała mi się do ust i zaczynałam się krztusić. Panicznie próbowałam sobie przypomnieć jakieś zaklęcie, ale nigdy nie uczyłam się magii obronnej, tylko żywiołowej, a mój ulubiony czar ognia nie mógł zadziałać, gdy niemal cała nurzałam się w wodzie. Do tego ten ból głowy i jakby... smród jej dziwnej magii albo w sumie raczej mułu z jeziorka... O matko. Szarpnęłam się, ale syrena wbiła mi pazury w kostkę i przebiła skórę. Chciałam w nią rzucić ognistą kulą, ale nie mogłam się odpowiednio skoncentrować i odesłać magii z głowy do dłoni, przez co na moment zapłonęły mi włosy.
Wtedy usłyszałam wściekłe syczenie dobiegające z brzegu. Ktoś wbiegł do wody i z całych sił chwycił syrenę za ramię, a potem odrzucił ją do wody jakieś dwa metry ode mnie. Chciała ponownie do nas dopłynąć, ale chłopak, który stał obok mnie, wysunął zęby i błysnął czerwienią swoich oczu. Syrena lekko się przestraszyła, ale zaraz potem zreflektowała się śpiewem. Zdążyłam już usiąść i widziałam, że wampir gapił się jej w ślepia, dlatego wykorzystałam ten moment, aby skupić się na swojej mocy i po chwili rzuciłam w kanałówę kulą ognia wielkości pomarańczy. Dostała w ramię, zasyczała i natychmiast schowała się pod powierzchnią.
Zakręciło mi się w głowie i opadłam znowu na plecy, zanurzając całą głowę w wodzie. Po chwili jednak poczułam, że moje ciało znów znalazło się na powierzchni. To ten wampir wziął mnie na ręce i wyniósł ze stawiku. Położył mnie na ławeczce, a ja zaczęłam gwałtownie się krztusić i pluć wodą.
– Nie powinnaś być na zajęciach? – zapytał, kiedy wreszcie mogłam swobodnie oddychać.
Popatrzyłam na niego. Wyglądał na młodszego ode mnie, ale to wampir, mógłby mieć nawet ze sto lat, a i tak wyglądałby jak piętnastolatek.
– Powinnam – odpowiedziałam. – I nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że teraz nie jestem. Pieprzona kanałówa... A co z tobą? Ty nie masz zajęć?
– Masz mnie – odrzekł i usiadł na trawie obok ławeczki. – Strasznie nie lubię zajęć ze stwórstwa. Próbują nam wmówić, że każdy z nas musi kiedyś kogoś przemienić. Nie widzę sensu, żeby robić z kogoś krwiopijcę.
– Mówisz jak moja współlokatorka – skojarzyłam i usiadłam w końcu jak człowiek.
– A ty z czego zwiałaś? – zapytał.
– Doskonalenie zaklęć i... nie mam pojęcia, co mam teraz, bo tamte zajęcia raczej już minęły – przyznałam. – Nie jestem najpilniejszą uczennicą, jeśli chodzi o zajęcia teoretyczne.
– No tak, do bani... Pierwszy rok jest najgorszy, potem wszystkiego jest mniej i więcej praktyki. Znaczy, nie wiem jak czarownice, ale u nas i u wilkołaków tak właśnie jest – wyjaśnił.
– Mam nadzieję, że dotrwam do drugiego roku – oznajmiłam, spoglądając na jeziorko. Ani śladu po którejkolwiek z syren. Na szczęście.
– Dasz radę, dziewczyno – rzucił pokrzepiająco. – Jestem Chris.
– Um, May.
Uścisnęliśmy sobie niezręcznie dłonie.
– Mogę mieć prośbę, żebyś nie mówił nikomu o mojej mokrej przygodzie? – zapytałam, mając nadzieję, że zabrzmię żartobliwie i w ten sposób przekonam go do siebie, a tym samym sprawię, że będzie chciał zachować ten incydent dla siebie.
– Spoko, ale myślę, że to i tak by nikogo nie zaskoczyło. Te jezioraki ciągle wykręcają jakieś numery, więc masz szczęście, że byłem obok – powiedział, uśmiechając się do mnie promiennie.
– Jezioraki? Ja na nie mówię kanałówy – oznajmiłam. – Ponoć nie mogą nikogo zabić w jeziorku.
– Bo nie mogą, ale stracha mogą napędzić. Dopóki miałabyś na tyle siły, żeby wypłynąć, mogłyby cię torturować, a dopiero potem zostałyby porażone prądem czy coś – wyjaśnił.
– Beznadziejne zaklęcie – osądziłam. – Będę już spadać, to może zdołam się doprowadzić do porządku przed kolejnymi zajęciami. Dzięki za pomoc... Chris.
– Polecam się na przyszłość – odparł i zasalutował jak żołnierz.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, a potem wstałam. Próbowałam iść, ale to było... ała... bolesne. Nie skręciłam kostki, ale miałam sporych rozmiarów rozcięcia wokół niej. Ręka syreny została z całą siłą oderwana od mojej nogi, stąd tak duże rany. Dłonią dotknęłam głowy, ale nie krwawiła zbyt mocno. Można powiedzieć, że to jakieś szczęście w nieszczęściu...
Kiedy w końcu dokuśtykałam się do swojego pokoju i opadłam na łóżko, uznałam, że zdecydowanie nie mam siły, żeby iść na kolejne zajęcia – nawet, gdyby to były jakieś moje ulubione praktyczne. Potrzebowałam odpoczynku po tym niespodziewanym ataku. Zresztą przed powrotem April musiałam jakoś załatać swoją nogę i głowę – jeśli nie czarami, to chociaż porządnymi bandażami, żeby dziewczyna nie musiała się męczyć w moim towarzystwie z powodu zapachu krwi. W każdym razie uznałam to za dobrą wymówkę, żeby odpocząć w samotności po minionym zdarzeniu.
~*~
Czy Waszym zdaniem Casper coś kręci?