Fortis

By TheAngieRose

255 48 47

Opowiadanie, które uzyskało pozytywną recenzję wydawnictwa! „Tamten dzień odcisnął na mnie piętno. W końcu mi... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9

Rozdział 3

28 5 11
By TheAngieRose

Zajęcia z rzucania klątw mnie pozytywnie zaskoczyły. Spodziewałam się całkowitej teorii, podczas gdy naprawdę uczyliśmy się na nich przyrządzania eliksirów, których wypicie miało powodować różnorakie skutki, na przykład napar o nazwie infelix miał przyczyniać się do czyjegoś trzydziestogodzinnego pecha.

Doskonalenie umiejętności okazało się za to strasznie nudne, bo w dużej mierze opierało się na pogadance. Czarownica, która prowadziła wykład, nie pokazywała zaklęć, tylko je opisywała i mówiła, jak mają działać. Nie pozwalała nam ich też sprawdzać w praktyce, bo twierdziła, że to wszystko będzie na ewolucji. Miałam wrażenie, że jest bardzo przerażona tym, że sama posiada moce, dlatego wolała nie stosować żadnych zaklęć. Dość przykre, że właśnie ktoś taki miał nas uczyć swobodnego operowania magią.

W każdym razie pierwszy tydzień przeleciał bardzo spokojnie, ale nie jakoś strasznie nudno. Co prawda nie miałam jeszcze poczucia, że czegoś się nauczyłam, ale zapowiedzi tego, jak bardzo uda mi się rozwinąć w ciągu najbliższego semestru były obiecujące. Wszystko, co wiązało się z wizją rozwoju mojej zaniedbanej magii, strasznie mnie ekscytowało, nawet jeśli czasem przez nadmiar teorii trochę też nudziło.

Gdy nastał pierwszy weekend, większość osób postanowiła wrócić do swoich domów. Obie moje współlokatorki również pakowały się na te dwa dni do siebie, co trochę mnie zaskoczyło, bo April przecież nie opisywała najlepiej swoich relacji ze stwórcą, dlatego sądziłam, że zostanie ze mną w Strix. Wampirzyca tłumaczyła coś, że musi zabrać jeszcze kilka rzeczy, ale nie patrzyła mi przy tym w oczy. Nie chciałam jej ciągnąć za język, bo nie znałyśmy się jeszcze na tyle dobrze, żebym miała prawo o wszystko wypytywać.

Kiedy zostałam w pokoju sama, poczułam się dziwnie samotna. To dla mnie nowe doświadczenie mieszkać w pokoju z kimś, ale mimo to już zdążyłam się do tego na tyle przyzwyczaić, że odczuwałam dziwny brak, kiedy nie słyszałam żadnych szmerów obok siebie. Nie chciałam jednak trwonić czasu i siedzieć całe popołudnie sama w pokoju, dlatego poszłam pomyszkować w bibliotece. Miałam nadzieję na znalezienie czegoś ciekawego, na przykład jakichś nowych zaklęć, jednak dział z książkami dla czarownic był mikroskopijnych rozmiarów – zwłaszcza jak porównało się go z tymi o wampiryzmie i wilkołactwie. Podręczniki o moim gatunku były głównie o jego historii, nic na temat zaklęć. Znaczy – znalazłam jedną o czarach, ale wszystkie dotyczyły ich praktycznego zastosowania, czyli pranie, sprzątanie, prasowanie. Nuda. To dość smutne, że zaprosili dwieście czarownic do swojej szkoły, a nawet nie przygotowali dla nich odpowiednich warunków, aby mogły rozwijać się też na własną rękę.

Po nieudanej wizycie w bibliotece postanowiłam się przejść po ogrodach Strix School, żeby powdychać jeszcze odrobinę letniego powietrza. Widok tu był niesamowity i właściwie trudno byłoby opisać całą jego wspaniałość. Ogrody wyglądały, jakby dbała o nie przynajmniej setka najwyższej klasy ogrodników, ale najcudowniejsze było zaraz za nimi, czyli granica tej jakby wysepki, na której znajdowała się szkoła. Widać było chmury i rozciągające się w nieskończoność niebo. Wszystko dlatego, że Strix znajdowało się w powietrzu, jakieś 100 mil nad Bristolem w Anglii. To dlatego jedyny możliwy sposób, aby się tu dostać, to teleporter. No i dzięki temu szkoła jest też całkowicie bezpieczna – nikt, kto nie posiada w sobie ani odrobiny magii, nie jest w stanie się tu dostać. Ochrona tego miejsca jest szalenie ważna dla magicznych w Anglii, bo to jedyna taka placówka w naszym kraju. Obecnie uczyło się w niej trzy tysiące osób, co stanowi jedną trzecią całej nadnaturalnej populacji w Anglii. Wracając jednak – nie żeby ktoś z ludzi tak naprawdę zagrażał nam, czarownicom. W rzeczywistości zwykły człowiek był w stanie zrobić komuś z nas krzywdę, tylko jeśli nie mieliśmy dość pewności siebie, żeby się bronić albo jeśli na siłę chcieliśmy być bardziej ludzcy od prawdziwych ludzi i dawaliśmy sobie wejść na głowę. Taka była moja mama...

Właściwie nie pamiętam jej dobrze, ale wiem, że nie używała za często magii. Jeśli już, to jakieś drobne zaklęcia uzdrawiające, jak zamknięcie rany, albo pozbycie się kataru, ale nawet to sprawiało, że czuła się potworem. Wszystkim pomagała, a wręcz nadskakiwała im, jak dzieciom. Ciągle byli u niej jacyś smutni znajomi, w których wpompowywała pozytywną energię za pomocą dotyku. Właściwie pewnie nie jedną osobę uratowała od samobójstwa. Jednak miała jedną wadę – ufała wszystkim zbyt mocno.

Pamiętam, jak przyprowadziła tego wampira do domu. Wyglądał zupełnie inaczej, niż nieśmiertelni ze Strix. Jego skóra była wręcz chorobliwie biała, a białka oczu miał nabiegłe krwią, tak samo jak tęczówki. Sprawiał wrażenie, jakby nie potrafił ukryć swojego wampiryzmu pod maską człowieka – nawet kły miał cały czas na wierzchu.

Mama nigdy wcześniej o nim nie wspominała, więc zakładałam, że to kolejny jednorazowy znajomy z depresją, która zniknie po jednym zaklęciu. Tata tego dnia schował się w swoim pokoju, właściwie jak zawsze – nie mógł patrzeć ani na mnie, ani na moją matkę, odkąd dowiedział się, kim jesteśmy. Jej znajomych też nie chciał spotykać, bo wierzył, że wszyscy byli magiczni, podczas gdy kogoś takiego przyprowadziła tylko raz i o ten raz za dużo. Dotąd zawsze zapewniała mnie, że jej goście są ludźmi, ale wtedy nie dałabym się nabrać – za bardzo było widać, kim był.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wampiry wyczuwają aurę i moja matka prawdopodobnie też tego nie wiedziała, bo nigdy jej nie zależało na dowiadywaniu się czegokolwiek na temat magicznych istot. Po prostu była dobra, nawet jeśli gdzieś w środku wiedziała, że nie każdy to doceni. Chciała pomóc komuś, kto od samego początku nie miał wobec niej dobrych intencji.

Ten wampir... zabił ją. Ona najprawdopodobniej chciała mu pomóc, mimo że unikała wszystkich tych, którzy nie byli ludźmi. Dla niego zrobiła wyjątek, a on ją zabił. Nie wiem dlaczego, ale mówi się, że niektóre wampiry, te najbardziej zdziczałe, robią to po prostu dla sportu. On wyglądał właśnie na kogoś takiego, kto pragnie cudzej śmierci tylko po to, by patrzeć, jak znika w oczach ostatnia iskierka życia.

Zawsze sobie obiecywałam, że kiedyś będę na tyle silna, aby się na nim zemścić.

Kiedy tato ją znalazł... a potem przyszedł i mi powiedział, że matka nie żyje... Miałam wrażenie, że mu ulżyło. To był ten moment, kiedy przestałam się starać, aby mnie pokochał. Wiedziałam, że dla niego jestem tym samym, co matka – ciężarem. Kimś, kogo musiał ukrywać przed światem, żeby nas obojga nie spalono na stosie – mnie za moją magię, a jego za udzielanie mi schronienia przez tyle lat. Widział we mnie jedynie demona, a nie człowieka, nie córkę...

Tamten dzień odcisnął na mnie piętno. W końcu miałam tylko osiem lat, a już w pamięci wyryto mi obraz własnej matki leżącej na podłodze z rozdartym gardłem. Taką cenę płaciło się za nieakceptowanie własnej natury i próbowanie zdobycia za wszelką cenę odkupienia za nią, chociaż wcale nie było potrzeby, aby być bardziej dobrym niż inni tylko dlatego, że urodziło się z dodatkową cechą.

Nagle poczułam łzy cisnące mi się do oczu, dlatego spróbowałam odegnać złe wspomnienia. Pozbycie się negatywnych myśli stało się o wiele prostsze, gdy usłyszałam czyjś śpiew. Nie miałam pojęcia, w którym momencie znalazłam się obok jeziorka za szkołą. To z niego dochodził ten anielski głos. Czułam, że nie powinnam, ale mimowolnie zaczęłam się zbliżać do wody. Dostrzegłam wśród zarośli jedną z syren. To ona śpiewała i do tego patrzyła na mnie tymi swoimi niesamowicie błękitnymi i świecącymi oczami. Jej blond włosy wiły się na powierzchni wody jak macki.

– May? – usłyszałam głos i dopiero wtedy zobaczyłam, że na ławce obok jeziorka siedział Casper. Przez tę syrenę kompletnie zapomniałam o otoczeniu. – Nie patrz im w oczy. Tylko wtedy ich muzyka na ciebie działa.

– Co ona chciała zrobić? – zapytałam, a uczucie dziwnego wewnętrznego przymusu, aby iść w kierunku wody, zaczęło powoli mijać.

Wzruszył ramionami, jakby nie od razu wiedział, co mi na to odpowiedzieć.

– Najgorsze, co może ci zrobić, to kazać coś sobie przynieść – odparł lekko. – Nie mają zbyt dużej mocy. Inaczej pewnie już by ich tu nie było.

– Cóż, gdyby zaciągnęła mnie do wody, mogłaby mnie też utopić – zauważyłam. – Nie pływam najlepiej.

– Nie może cię zabić w jeziorku – dodał dla sprostowania. – Jest chronione zaklęciem.

– Przecież syreny są tu dłużej niż czarodzieje – przypomniałam mu. – Niby kto je rzucił?

– Ja.

Popatrzyłam na niego zaskoczona, a on poklepał miejsce obok siebie na ławeczce, więc przysiadłam się. Słońce mieniło się w jego zielonych oczach. Miał przystojną twarz, a niezbyt długie, jasnobrązowe włosy dodawały chłopakowi niezwykłego uroku. Trochę przypominał jakiegoś szlachcica czy coś. Emanował taką dziwną aurą, ale nie mam tu na myśli magii, tylko raczej jego manierę w mówieniu i gestykulację.

– Jesteś jakimś wynajętym przez wilkołaki i wampiry czarodziejem? To dlatego, że jesteś fortis? – spróbowałam żartować.

– To dość proste zaklęcie i ty jako medio też umiałabyś je rzucić – oznajmił z pewnością w głosie.

– To nie odpowiada na moje pytanie – uznałam i uniosłam brwi, żeby dać do zrozumienia, że czekam na lepszą odpowiedź.

– Okej. Nie jestem przez nikogo wynajęty, po prostu byłem tu trochę wcześniej niż reszta naszego gatunku – odparł i znowu wzruszył ramionami, jakby to, co mówił, nie było niczym wielkim. – Dziwi cię, że jeziorko jest zaklęte, chociaż nie było tu czarownic, a nie dziwi cię, że szkoła lata, chociaż nie było tu czarownic?

– Co? – zbił mnie z tropu. – Co chcesz przez to powiedzieć?

– Że przecież to czarownice stworzyły tę szkołę, a dały się stąd tak łatwo wykopać. Nikt o tym nie mówi, a przecież magia jest tu tak wszechobecna. Chociażby te ogrody. Kwitną całym rokiem. Dlaczego? Czasoprzestrzeń jest tu jakby trochę zakrzywiona, ale to nie za sprawą wilkołaków czy wampirów – opowiedział.

– Przecież na historii magii uczą nas, że nigdy nie było tu czarownic. Szkoła po raz pierwszy wpuściła je w tym roku – przypomniałam sobie słowa pana Everdean.

– Nagięta prawda. Były, tylko nie jako uczniowie. A potem zniknęły i to jest właśnie moja luka w wiedzy. Nie wiem dlaczego – mówił dalej. ­– To miejsce nie zawsze było szkołą, chociaż przywykło się mówić, że ma tysiącletnią tradycję w nauczaniu, podczas gdy nauka odbywa się tu dopiero od pół wieku.

Syrena znów zaczęła śpiewać i już już miałam na nią popatrzeć, ale Casper złapał mnie za rękaw koszuli. Nasze spojrzenia skrzyżowały się.

– To, że nie może cię skrzywdzić w jeziorku, nie znaczy, że nie spróbuje zrobić tego w inny sposób – powiedział ze śmiertelną powagą w głosie. – Ta blondynka jest najbardziej niebezpieczna. Notorycznie podejmuje próby skontaktowania się z kimś z uczniów, ale z badaczami nie chce rozmawiać. Długowłosa ruda ciągle wszystkich straszy okropnym wyciem i mrożącymi krew w żyłach spojrzeniami, a ruda krótkowłosa najprawdopodobniej jest głuchoniema. Nigdy nie śpiewa i nie reaguje na nic.

– Skąd wiesz tyle rzeczy o szkole? Jak dużo wcześniej tu przyjechałeś? – dopytywałam, bo wiedza Caspra wydawała mi się coraz bardziej złożona.

– Mniej więcej jakieś siedem lat – wyznał i uśmiechnął się szeroko, jakby był szalenie dumny ze swojej odpowiedzi.

– Przecież to niemożliwe – zaprzeczyłam od razu.

Rok. W to bym jeszcze uwierzyła. Ale niby jak miałam kupić fakt, że wilkołaki i wampiry trzymały tu magika przez siedem lat?

– Chcesz się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy? – zapytał nagle, jakby moje poprzednie słowa nie zrobiły na nim wrażenia.

Niepewnie skinęłam głową. Chłopak wstał i zaczął iść w kierunku budynku. Już ruszałam za nim, kiedy usłyszałam za swoimi plecami chrapliwy głos:

– Maaaayyy...

Aż mnie ciarki przeszły po plecach i w pierwszym odruchu chciałam spojrzeć w oczy syrenie, ale przypomniałam sobie słowa Caspra.

– Idziesz czy nie? – zawołał chłopak, kiedy znajdował się już dobre kilkanaście metrów przede mną.

Zignorowałam syrenę i pobiegłam za chłopakiem. Gdy weszliśmy do budynku, zaczął mnie prowadzić przez nieznane mi dotąd korytarze. Jednak miałam w pamięci mapkę szkoły, dzięki czemu kojarzyłam, że szliśmy w kierunku skrzydła z pokojami nauczycieli.

– Gdzie my właściwie idziemy? – postanowiłam spytać.

– Do mojego pokoju – powiedział.

– Eeee... ale przecież to nie to skrzydło – zauważyłam, bo kierowaliśmy się w przeciwnym kierunku do wieży z pokojami chłopców.

– Cóż, widocznie tyle lat tutaj dało mi przywilej mieszkania w innej części szkoły niż większość – odparł, rozumiejąc mój tok myślenia. Po głosie poznałam, że był lekko poirytowany.

Zdecydowałam się więcej nie odzywać, aż dotrzemy na miejsce. Cóż, okazało się, że nie blefował, bo faktycznie miał klucz do pokoju w sekcji nauczycieli. Na początku myślałam, że to przerąbane, dopóki nie zobaczyłam, jak pomieszczenie wygląda w środku. Przede wszystkim w oczy rzuciło mi się wielkie łoże z baldachimem, które znajdowało się po lewo od wejścia, niemal przy oknie. Z każdej strony miał stolik nocny, a na nich dwie lampki z pięknymi witrażykami. Przy lewej ścianie stało też lustro, szafa i komoda. Dwa ostatnie meble wyglądały dokładnie tak samo jak te, które stały też w moim pokoju. Chyba mieli jakąś promocję w Ikei... Wracając, po prawej stronie od samego wejścia umieszczono trzy kolosalnie wielkie półki na książki – niemal w całości zapełnione (a przecież sięgały do sufitu!). W rogu najdalej ode mnie ustawiono biurko i nawet pomimo takich wielkich regałów na książki, ono również było nimi zagracone. Na środku stał jeszcze mały fotel, obok siego stojąca lampa, a przed nim stolik – a jakżeby inaczej – na nim również spoczywały wielkie tomiska.

Omiotłam wzrokiem pokój raz jeszcze, żeby dostrzec te mniejsze, charakterystyczne elementy, jak: tablice korkowe z notatkami, skrzypce, dwa skrzyżowane miecze, a na nich jakichś herb szlachecki, gramofon...

– Powiedz, jakie czary na nich rzuciłeś, że dali ci taki czadowy pokój? – zapytałam pełna podziwu.

– Jaki? – nie zrozumiał.

– No, taki fajny. I w dodatku masz swoją przestrzeń.

– Em... Chyba wygląda na to, że trzeba się urodzić w odpowiednim roku – powiedział, ale nie zrozumiałam jego żartu.

Podszedł do jednej z półek z książkami i zaczął czegoś szukać wzrokiem.

– Skąd masz ich tyle? – zapytałam i omiotłam wzrokiem regały. – Wszystkie są o czarownicach?

– Głównie. Część jest też o historii magii w ogóle. Były kiedyś w bibliotece, ale wyniesiono je stamtąd lata temu, bo okazały się... mało interesujące dla wampirów i wilkołaków – wyjaśnił krótko. – Wręcz bym powiedział, że część prawdopodobnie jest zakazana.

– Dużo mówisz, a mało tłumaczysz – zarzuciłam mu. – Skoro są zakazane, to dlaczego ty je masz?

– Bo... znaczną część tego, co zawierają, wdziałem na własne oczy.

Spojrzałam na niego, ale on cały czas szukał wzrokiem czegoś na jednej z półek. Miałam wrażenie, że robi to trochę nerwowo, jakby właśnie po to, żeby uniknąć mojego spojrzenia. W końcu znalazł jakąś książkę i podał mi.

– To o ewolucji magii. Może ci pomóc szybciej zdobyć pełnię twojej mocy – spróbował zmienić temat.

– Jak to: „widziałeś"? – zdecydowałam jednak nawiązać do jego poprzedniej wypowiedzi.

Chyba nie od razu załapał, ale po chwili zrozumiał i westchnął. Poznałam po jego minie, że zamierzał mi powiedzieć.

– May, urodziłem się w 1586 – oznajmił na jednym wdechu. – Przeszedłem przez portal czasoprzestrzenny, który zaraz potem został zniszczony, więc... utknąłem tu na zawsze.

~*~

Ale z niego staruszek, prawda? Zwłaszcza jak na czarodzieja...

Continue Reading

You'll Also Like

250K 20.2K 154
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
61.4K 4.4K 68
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
23.4K 2.4K 30
Cztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest...
362K 23.5K 112
Nie moja manhwa. autor: Blue Lagoon , Hari artysta: Rata zapraszam ♡♡♡