Fortis

By TheAngieRose

255 48 47

Opowiadanie, które uzyskało pozytywną recenzję wydawnictwa! „Tamten dzień odcisnął na mnie piętno. W końcu mi... More

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9

Rozdział 1

28 7 6
By TheAngieRose

Do szkoły można się było dostać tylko w jeden sposób - przez teleporter. Najbliższy mnie znajdował się 120 mil dalej. Teraz, gdy kontakty z ludźmi były zabronione, mogłam się do niego dostać tylko własnym autem (którego oczywiście nie miałam) albo za pomocą magii (tego nie potrafiłam). Wszelkie ludzkie środki transportu, jak pociąg lub autobus, nie wchodziły w grę.

Chcąc nie chcąc musiałam się skazać na pomoc człowieka - do wyboru miałam albo proszenie ojca (tak, tak, mój brak lęku przed ludźmi nie jest całkowicie nieuzasadniony - ojciec jest jednym z nich i przy okazji jest chyba najmniej groźną osobą, jaką w życiu poznałam. Swoją drogą, ciekawe, czy mieszkanie z nim liczy się jako łamanie prawa? Raczej nie wchodziliśmy sobie w drogę, więc chyba nie...) albo Sonyę, moją przyjaciółkę. Cóż, w zasadzie, gdybym była przykładnym obywatelem magicznego społeczeństwa, to musiałabym ją nazywać już byłą przyjaciółką. No, ale ja chyba nigdy nie byłam stawiana za czyjkolwiek wzór do naśladowania, dlatego ten paragraf nowego prawa zamierzałam trochę nagiąć i to nie tylko teraz, ale też w przyszłości.

W przeddzień rozpoczęcia mojej nauki w magicznej akademii Strix School, Sonya punktualnie o drugiej w nocy podjechała pod mój dom. Godzina może nie była najlepsza na dalekie podróże, ale musiałyśmy wybrać taką, żebym uniknęła spotkania z ludźmi podczas przechodzenia przez teleporter. Ten z kolei znajdował się prawie w centrum Bristol, dlatego trzeba było zachować wszelkie środki ostrożności, aby nie przyciągnąć niczyjej uwagi.

Dotarłszy do auta, wrzuciłam swoje dwie walizki na tylne siedzenia i szybko usiadłam na miejscu pasażera z przodu. Czułam się strasznie dziwnie, jakby podenerwowana. Sonya wydała się to wyczuć, bo powiedziała:

- Zawsze możesz stamtąd nawiać, jak będzie okropnie.

W sumie racja, ale... Westchnęłam.

- Wiem, ja tylko... znaczy chcę tam być, ale... wiem, że to głupie, bo jestem czarownicą, ale wilkołaka widziałam może z dziesięć razy w życiu, a wampira raz i to nie było miłe spotkanie - powiedziałam. - I będę tam inna, obca...

- Boisz się, że cię nie zaakceptują?

Nie myślałam o swoich nerwach w ten sposób, ale... może coś w tym było? Zawsze chciałam być w miejscu dla takich jak ja, gdzie nigdy więcej nie będę musiała udawać. Marzyłam, by po prostu... być sobą. Fatalnie byłoby nie zostać zaakceptowaną przez swoich.

- Nie będziesz przecież tam sama - dodała, bo widocznie zauważyła moje wahanie. - Inne czarownice będą tak samo zagubione jak ty. Na pewno się z jakimiś dogadasz.

- No wiem. Będzie dobrze - spróbowałam się zmotywować, ale raczej kiepsko mi szło.

Nastała między nami cisza. Słychać było tylko pracę silnika i szum kół. Starałam się skupić na tych dźwiękach, żeby nie zasnąć. Nie chciałam przespać ostatnich chwil z Sonyą - nawet jeśli miałyśmy podczas nich nic nie mówić, to i tak było to lepsze od mojego chrapania.

Naprawdę chciałam zagaić jakąś rozmowę, ale nie wiedziałam jak i co miałabym powiedzieć. Sonya chyba też nie wiedziała, bo nie odezwała się ani raz. Droga minęła nam więc w milczeniu.

Trzy godziny później byłyśmy już w Bristol. Sonya zaparkowała kilka przecznic dalej od miejsca docelowego i kiedy wyłączyła silnik, wiedziałam, że nadszedł czas na pożegnanie. Nie mogłam jej ciągnąć ze sobą do teleportera, bo mógłby ją zauważyć ktoś ze świata magii i zabić za samo znanie sekretu o naszym istnieniu.

Patrzyłyśmy na siebie chwilę ze smutkiem, a potem się uścisnęłyśmy. Dziesięć lat razem w klasie i nagle ten cykl miał zostać przerwany. Czułam nieprzyjemny ucisk wewnątrz mnie i jeszcze strach, że być może się więcej nie zobaczymy. Kto wiedział, jak potoczą się nasze losy, kiedy dwie papużki nierozłączki nagle polecą w inne strony?

- Będę za tobą tęsknić - powiedziała z nieskrywanym smutkiem w głosie. - Mam nadzieję, że będziesz wysyłać listy gołębiem czy coś.

- Też będę tęsknić - oświadczyłam i odsunęłam się od niej. - Mogę na chwilę twój naszyjnik?

Na jej twarzy pojawiła się dezorientacja, ale szybko zdjęła z szyi srebrny łańcuszek i podała mi. Miał zawieszkę w kształcie kota, ale zakręconego tak, że wyglądał jak biała połowa Yin Yang. Ja nosiłam taki sam, ale czarny i razem łączyły się właśnie w ten chiński okrąg. Zacisnęłam wisiorek w pięści i skupiłam się. Czułam jak ciepło narasta w mojej dłoni, a jednocześnie delikatnie boli mnie w skroniach. Gdy to wrażenie minęło, oddałam naszyjnik Sonyi.

- Zawsze jak zaciśniesz go w pięści i pomyślisz o mnie, ja to poczuję. Nie wiem, czy już wtedy będę umiała się z tobą skontaktować, ale przynajmniej też o tobie pomyślę - powiedziałam.

Sonya uśmiechnęła się, a potem uścisnęła mnie jeszcze raz. Trwałyśmy w tym przytulasie jeszcze przez chwilę, ale wtedy Sonya coś sobie przypomniała i znów się od siebie odkleiłyśmy. Moja przyjaciółka sięgnęła pod swoje siedzenie i wyjęła spod niego mały prezent.

- To na pamiątkę. Otwórz dopiero, jak będziesz tym fantasylandzie lub cokolwiek to jest - zażartowała.

- Dziękuję - powiedziałam.

Jeszcze chwilę siedziałyśmy razem, ale wreszcie musiałam wysiąść, bo w końcu zrobiłoby się za jasno, żebym mogła niezauważona użyć teleportera. Zabrałam swoje rzeczy i zaczęłam je taszczyć w kierunku portalu. Nie było to łatwe, bo rzeczy strasznie mi ciążyły, ale wreszcie się doczłapałam. Portal wyglądał jak zwykłe drzwi, tyle że stały na środku parku i nie prowadziły do żadnego budynku. Podobno postacie niemagiczne mogły je normalnie otwierać i przechodzić przez nie, nigdzie się nie przenosząc. To tylko my znikaliśmy po drugiej stronie - dlatego trzeba było być tak ostrożnym. Takie zniknięcie zdecydowanie wywołałoby falę pytań u zwykłych ludzi.

Nie dałam sobie dużo czasu na zastanowienie się, co mnie czeka po drugiej stronie. Wyjęłam z kieszeni kredę i zapisałam na drzwiach nazwę swojej nowej szkoły, aby to właśnie tam mnie przeniosło. Wzięłam głęboki oddech, a potem przeszłam na drugą stronę.

Myślałam, że to będzie bolało albo że chociaż mnie jakoś agresywnie wyrzuci, przez co się wywalę i ośmieszę w oczach nieznajomych. Tymczasem po prostu stałam prosto przed olbrzymim budynkiem z czerwonej cegły, który trochę wyglądał jak zamek z Transylwanii - tylko kolor nie ten.

Wszędzie kręcili się różni uczniowie. Widziałam czarownice, które swobodnie używały drobnych zaklęć, wampiry z odsłoniętymi kłami i kilka wilkołaków po przeistoczeniu.

Nagle poczułam ulgę - napięcie po prostu ze mnie zeszło, jak ręką odjął. Moje marzenie się spełniło i nic nie mogło pójść źle, bo tutaj wszyscy byli prawdziwi. Koniec udawania i słuchania od znajomych czarownic i czarodziei, że jesteśmy bezużyteczną masą, która musi udawać zwykłych ludzi, aby mieć prawo żyć.

- Robi wrażenie, co? - usłyszałam głos obok siebie.

To była niska dziewczyna. Miała bladą skórę, a w słońcu w jej oczach czasem widać było odblaski czerwieni, dlatego wnioskowałam, że jest wampirem. Moje przypuszczenie się potwierdziło, gdy zobaczyłam na jej placu czarny pierścień, którego zadaniem było chronić właściciela przed spaleniem od słońca.

- Pierwszy rok? - zapytałam.

Pokiwała głową.

- Ten pechowy - oznajmiła.

- Czemu pechowy?

- Nie słyszałaś? Mamy mieć cza... chyba nie jesteś jedną z NICH? - zapytała z pewną podejrzliwością i odsunęła się odrobinę ode mnie.

Okej, jednak nie będzie tak łatwo.

- Jestem wilkołakiem - skłamałam automatycznie. - Żyłam z rodziną w lesie, odkąd pamiętam, rzadko do nas dochodziły nowinki na temat szkoły.

Powiedziałam to, bo miałam nadzieję, że w ten sposób wzbudzę w niej zaufanie i wyciągnę z niej coś więcej. Czy jej uraz do czarodziei był osobisty, czy wszyscy o nas źle myśleli?

- W zasadzie nic niewiadomo. Tylko tyle, że przyjeżdżają i że mają być wymieszane z nami, dlatego pierwszy raz nie ma pokoi podzielonych na gatunki - powiedziała, ale wyczuwałam w niej pewną dozę nieufności. Najprawdopodobniej wiedziała więcej, ale nie do końca uwierzyła w mój wilkołaczyzm.

Cholera, zapomniałam, że wampiry wyczuwają aurę i po kilku minutach bez żadnych wskazówek potrafią odgadnąć, kim jesteś. Gdyby nie ten instynkt, mogłyby przez pomyłkę napić się krwi wilkołaka albo czarodzieja, a ta jest dla nich zwyczajnie trująca.

- To ja... lecę szukać pokoju. Powodzenia! - powiedziałam i pospiesznie oddaliłam się ze swoimi walizkami. Wolałam uniknąć konfrontacji z nieznoszącym czarownic wampirem - i to w pierwszy dzień w Strix.

Szkoła okazała się na tyle wielka, że gdyby nie mapka wysłana razem z listem akceptacyjnym, to chyba nigdy nie odnalazłabym skrzydła, w którym znajdowały się pokoje dla dziewcząt. Ja miałam przypisany numer 141 i miałam mieszkać z Tiną Callum i April Reece. Ciekawe kim będą. Jakoś wilkołaki przerażały mnie mniej, dlatego miałam nadzieję, że nie okaże się, że obie są wampirami.

Gdy wreszcie stanęłam pod właściwymi drzwiami, chciałam zapukać, ale po chwili uznałam, że to głupie. Przecież tu mieszkam. Weszłam do środka i od razu zauważyłam pod ścianą z oknami trzy łóżka rozmieszczone w równych odstępach od siebie. Na jednym z nich przy ścianie siedziała trupioblada dziewczyna o krótkich, lilowych włosach i medytowała. Jak nic wampir.

Zanim mnie zauważyła, jeszcze szybko omiotłam spojrzeniem pokój: pod oknami pomiędzy łóżkami stały dwa małe stoliki, a przy nich krzesełka, trzeci taki zestaw stał tuż przed łóżkiem na środku. Po lewo od wejścia pod ścianą stała komoda i szafa, a po prawo... cóż to samo, tylko razy dwa - jeden taki zestaw stał przy ścianie, do której przylegało też łóżko, a drugi przy tej, w której znajdowały się drzwi. Do tego w rogu umieszczono jakąś dziwną czerwoną roślinkę. Kiedy zamknęłam za sobą wejście, po lewej stronie zobaczyłam jeszcze duże lustro.

To jednak był koniec mojego rozglądania się, bo trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że wampirka otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Cóż, spodziewałam się, że będzie miała czerwone tęczówki, ale były zaskakująco normalne - zielone. Nawet nie połyskiwały krwistym kolorem tak, jak w przypadku dziewczyny z dziedzińca.

- Cześć - przywitałam się i podeszłam do łóżka pod ścianą, znajdującego się najdalej od wampirzycy.

- Heeej - odparła wesoło i wstała, żeby przytulić mnie na przywitanie. - Czarownica czy wilkołak?

Okeeeej, tak od razu? Czy zaraz po odpowiedzi na te pytanie zacznie mnie nienawidzić?

- Czarownica - tym razem byłam szczera.

- Ale fajnieee - zaświergotała. - Mam nadzieję, że umiesz magią farbować odrosty, bo ciężko dostać w tej Nibylandii farbę.

Cóż, chyba nie będzie tak źle.

- Jestem April - powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę.

- May - odrzekłam. - Nie umiem, ale obiecuję się nauczyć jak najszybciej.

April usiadła z powrotem na swoim łóżku, a ja zaczęłam wypakowywać rzeczy z walizek i układać je w najbliższej szafie.

- Przyjechałaś dzisiaj? - zapytałam, aby jakoś zagaić rozmowę.

- Wczoraj - odparła. - Chciałam zaklepać najlepsze łóżko - zażartowała. - Tak serio to ojciec nie mógł się doczekać, aż wyjadę, więc jak usłyszał, że mogę być dwa dni przed rozpoczęciem semestru, to kazał mi się pakować.

- Ojciec? Myślałam, że wampiry nie mają ojców.

- Mój stwórca. Zwykle się nami opiekują przez pierwszy rok od przemiany, a potem nas wysyłają tu, żebyśmy nauczyły się radzić sobie same - wyjaśniła. - Przyjęło się, że nazywa się ich ojcami lub matkami, chociaż związek emocjonalny z nimi jest... żaden. Ja jeszcze nie spotkałam wampira, który chciałby długo utrzymywać kontakt ze swoim stwórcą.

- A twoi... prawdziwi rodzice? - zapytałam, a potem szybko dodałam. - Znaczy, jeśli nie chcesz o tym mówić, to spoko.

- Cóż, plusem przemiany jest to, że twoje uczucia jakby się resetują. Podejrzewam, że byłoby mi trudno odsunąć się od rodziny, gdybym dalej czuła do nich to, co wtedy, gdy byłam człowiekiem. Wszystko staje się takie... mętne... i wydaje się, jakby życie zaczęło się dopiero teraz, co jest paradoksem, bo przecież jestem martwa.

Uśmiechnęłam się. April mówiła wszystko z takim optymizmem, że mimo mojego strachu przed wampirami czułam, że ją lubię.

- A jak twoja sytuacja rodzinna? - odbiła piłeczkę.

Coś ścisnęło się wewnątrz mnie. Cóż, ale szczerość za szczerość.

- Moja matka była czarownicą, ale została zabita, gdy miałam osiem lat - powiedziałam. - Tata za to jest człowiekiem, ale niezbyt się mną zajmował po śmierci mamy. Właściwie jego zainteresowanie kończyło się na kontrolowaniu, czy chodzę do szkoły i przynoszę czwórki. Poza tym mogłam robić, co chciałam. No, oprócz przyprowadzania innych czarownic do domu, dlatego moja najlepsza przyjaciółka była człowiekiem.

- Dziwne... Zakochał się w czarownicy, a potem zabraniał ci się z nimi zadawać, chociaż byłaś jedną z nich? - zaskoczyłam ją.

- On... nie wiedział - oznajmiłam. - To przeze mnie wyszło na jaw, kim jest matka. Wiesz, niekontrolowane czary za dzieciaka. Mama zawsze starała się być jak najbardziej ludzka. Tylko że nie da się pozbyć własnej natury.

- To prawda - przyznała, a wtedy drzwi się otworzyły i naszym oczom ukazała się dziewczyna z idealną opalenizną o kręconych, brązowych włosach za ramiona. Tina. A jej kolor skóry pewnie wcale nie był efektem wylegiwania się na słońcu, tylko naturalnym odcieniem dla wilkołaków. Jej pochodzenie wywnioskowałam też po żółtych oczach, które cechowały każdego zmiennokształtnego.

- Widzę, że się spóźniłam na imprezę z magonami - oznajmiła z uśmiechem. - Jestem Tina i czasem wyję przez sen. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

- Kto to są magoni? - April mnie wyręczyła.

- Moja rodzina tak mówi na... cóż, nie-ludzi - odrzekła.

Potem April się przedstawiła, a ja poszłam w jej ślady. Wyglądało na to, że dziewczyny wcale nie są do mnie uprzedzone wbrew temu, co mówiła wampirzyca z dziedzińca. Zapowiadało się... naprawdę dobrze, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Na razie.

~*~
Jak myślicie, May będzie miała łatwo w nowej szkole?

Continue Reading

You'll Also Like

4.8K 542 21
Powieść jest w trakcie tworzenia, publikowana jest na brudno. Kiedy napisze całość do końca, każdy rozdział będzie poprawiony i z pewnością poszerzon...
448K 18.7K 199
Nazwa dzieła, o której nie wiedziałam bo jest na razie chińskim znaczkiem na początkach rozdziału którego nikt nie przetłumaczył, to " A tender heart...
43.5K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
182K 11.3K 108
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...