Kochaliśmy ||Kiribaku & Momoj...

By kakokina777

563 86 57

Cierpienie zbliża ludzi 🥀 (hanahaki!au) More

🥀

563 86 57
By kakokina777

Mojej walentynce

  Jiro nie pamiętała, kiedy dokładnie zaczęła chorować na hanahaki. To było na początku drugiej klasy, wcześniej? Doskonale natomiast pamiętała ten szczególny rodzaj strachu, który temu towarzyszył. Strachu o swoje życie, strachu przed cierpieniem i stratą. Pamiętała, że od razu podjęła decyzję o przetrzymaniu choroby do końca, nie chciała zapomnieć o swojej miłości do Momo, z którą wiązało się tyle szczęśliwych wspomnień. Wciąż co noc czytała wszelakie artykuły na temat hanahaki, ba! przez te parę miesięcy stała się prawdziwą ekspertką i wiedziała już, że u niej choroba rozwija się bardzo powoli, brakowało opisywanych częstych ataków kaszlu, brakowało szybkiego postępu. Może dlatego Jiro przyzwyczaiła się do myśli, że umiera. Póki jej stan drastycznie się nie pogarszał, żyła spokojnie, tłumiąc w sobie niepokój. Nauczyła się ukrywać chorobę przed światem i sobą, było jej z tym dobrze.

  Wszystko zmieniło się pewnej listopadowej nocy, gdy jak zwykle obudziła się o nieludzko wczesnej godzinie, by wykaszleć kilka zabłąkanych płatków i otrzeć usta z niechcianej krwi. Zaraz potem podniosła się z łóżka, wsunęła bose stopy w puchate kapcie i po cichutku wyślizgnęła się ze swojego pokoju na korytarz akademika, by później na paluszkach zejść na dół. Łyk wody powinien wystarczyć, by była w stanie przegonić nieprzyjemne łaskotanie w gardle i wrócić do spania. Wiedziała to, bo nocne wycieczki do kuchni były częścią jej rutyny, a tę miała wypracowaną niemal do perfekcji.

  A jednak tej nocy było inaczej. Najpierw usłyszała czyjeś kroki. Były cięższe niż jej, zdawać by się mogło, że ktoś ledwo włóczy nogami po posadzce, co o tej porze nie wydawało się Jiro zaskakujące. Dopiero później usłyszała głuche uderzenie i... kaszel. Ktoś kaszlał na klęczkach w kuchni, nie, on się dusił, a każdy charkot i rozpaczliwie brany haust powietrza wprawiał Kyokę w palpitacje serca. W te pędy przebiegła przez salon i wparowała do pomieszczenia, gdzie stanęła jak wryta.

  — Bakugo? — Nie widziała zbyt dobrze przez panujący w kuchni półmrok, a jednak sylwetkę kulącego się na zimnych kafelkach blondyna rozpoznała od razu. Spojrzał na nią, a wtedy zobaczyła jego twarz i oniemiała.

  Krew. Krew, mnóstwo krwi i... i płatków. Bakugo chorował na hanahaki, jak ona.

  Po chwilowym szoku zareagowała szybko. Przykucnęła przy chłopaku i, równomiernie uderzając go w plecy, pomagała mu wykrztuszać płatki kwiatów, których teraz nie potrafiła rozpoznać. Bakugo kaszlał coraz słabiej, aż w końcu osunął się na podłogę i leżał tam, ciężko dysząc. Jiro wstała i do dwóch szklanek nalała wody po brzegi. Zawartość pierwszej wypiła jednym haustem, drugą postawiła obok blondyna, po czym wsunęła dłoń pod jego kark i przyłożyła brzeg naczynia do zakrwawionych warg. Pił łapczywie, widocznie będąc zbyt słabym, by protestować. Odezwał się dopiero po chwili, dość niechętnie zresztą:

  — Dzięki.

  Jiro skinęła głową, obrzucając zabrudzone kafelki czujnym spojrzeniem. Wiedziała, że musi przynieść mopa i zmyć z nich krew, ale póki co bała się zostawić Bakugo samego, w obawie, że pod jej nieobecność ponownie dostanie ataku.

  — Kim ona jest? — zapytała po kolejnej chwili milczenia, opierając się o blat. Myślała gorączkowo. Zakochany Bakugo... nieszczęśliwie zakochany Bakugo, chorujący na hanahaki... spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego.

  — Kim jest kto? — wycharczał chłopak, bezskutecznie próbując podnieść się z podłogi. Dla jego własnego dobra Jiro jeszcze nie zamierzała mu pomóc.

  — Osoba, którą kochasz.

  Cisza. Bakugo najwyraźniej starał się dojrzeć coś w cieniu, w którym skryła się twarz Kyoki. Chyba niczego się nie dopatrzył, bo zapytał:

  — Skąd wiesz?

  W odpowiedzi Jiro odkaszlnęła, pokazując chłopakowi kilka płatków lilii, które wylądowały na jej dłoni. Zrozumiał, natychmiast się krzywiąc.

  — Kucykowata?

  — Ta. U ciebie? — Dziewczyna już nawet nie pytała, skąd to wiedział. Widocznie był bardziej domyślny, niż się spodziewała. Albo to ona była beznadziejną aktorką.

  W każdym razie przez chwilę milczał widocznie speszony. No tak, zakochany Bakugo, wybierz jedno. Cóż, nie w tym wypadku.

  — Kirishima.

  Gejowa zakazana miłość, kto by się spodziewał? Zapadła cisza. Kyoka powoli analizowała w głowie wszystko, czego się dowiedziała. Bakugo Katsuki kochał bez wzajemności swojego najlepszego przyjaciela, przez co najwyraźniej niedawno zachorował na hanahaki. Sytuacja aż za bardzo przypominała tę jej.

  — Nikomu nie powiem, jeśli ty nie powiesz o mnie, zgoda? — rzuciła Jiro, a Bakugo zmrużył oczy. Przez chwilę zastanawiał się nad ofertą, po czym skinął głową.

  — Zgoda.

  Od tamtej pory stali się sobie bliżsi.

🥀

  — Pogorszyło ci się. — To nie było pytanie. Jiro doskonale wiedziała, że u Bakugo choroba postępuje znacznie szybciej niż u niej, choć ostatnimi czasy też mocno podupadła na zdrowiu. Po cichu marzyła o tym, żeby umarli tego samego dnia. Wtedy żadne z nich nie musiałoby zadręczać się poczuciem winy.

  Bakugo chyba chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast słów z jego ust wyleciały kolejne płatki żółtych róż, brudząc krwią podsuwane mu przez Kyokę chusteczki.

  — Postaraj się nie na moją pościel — poprosiła, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękami. Uważnie obserwowała chłopaka.

  Przez ostatnie parę tygodni bardzo schudł i zbladł. Jego aparycja pogarszała się w tak zastraszającym tempie, że niemal od razu zauważono zmianę. Najbardziej martwił się nie kto inny, jak Kirishima Eijiro, którego Bakugo najtrudniej było zbywać, może dlatego, że po każdej ich rozmowie wylewał z siebie morze zakrwawionych kwiatów.

  — Wody — wychrypiał chłopak, a Kyoka sięgnęła po stojącą na wierzchu szafki nocnej szklankę. Wstała z łóżka i wyuczonym ruchem delikatnie uniosła mu brodę, równocześnie przykładając brzeg naczynia do jego warg i przechylając nieznacznie. Ostatnio robiła to zdecydowanie zbyt często, gdy Bakugo po ataku kaszlu nie miał siły na choćby wyciągnięcie ręki przed siebie.

  — Umrę za tydzień, może dwa — mruknął, gdy dziewczyna pomagała mu podnieść się z podłogi i wgramolić na jej łóżko. — On zaczyna panikować. Chyba domyśla się, że jestem chory...

  — Już więcej nie podziała na niego wymówka ze zmęczeniem — skończyła za niego Jiro, co ostatnio zdarzało jej się coraz częściej. Wiedziała, że gdy Bakugo umrze, wraz z nim zniknie jakaś cząstka jej. Bo w przypadku choroby kwiecistych płuc nie istniało: ,,jeśli".

  — Ta.

  Cisza. Oboje czuli się z nią dobrze, zatapiając się we własnych myślach. Bakugo pewnie znowu kalkulował w głowie datę swojej śmierci, Kyoka nie miała do tego głowy, przerażały ją słupki liczb, których nawet nie chciał jej pokazywać. Zaczynał mieć na tym punkcie obsesję, co dziewczyny już wcale nie dziwiło.

  Ona myślała o Momo. O jej słodkim uśmiechu, długich rzęsach, malinowych wargach, które tak bardzo chciałaby pocałować. Myślała o Yaoyorozu i kaszlała, co jakiś czas ocierając usta podaną przez Bakugo chusteczką. Pościel zabarwiły na czerwono krople krwi... cóż, to zawsze można zwalić na okres.

  Taka była ich dzienna rutyna. Myślenie i kaszlenie. Umierali w ciszy.

🥀

  — Powiesz mi wreszcie, co się z tobą dzieje? — zapytał zmartwiony Kirishima, podchodząc do wyraźnie bledszego niż zwykle Bakugo, który nieco ociężałymi ruchami ściągał z siebie górną część swojego bohaterskiego stroju, krzywiąc się przy tym nieznacznie, jakby coś go bolało.

  — O chuja ci chodzi — odburknął blondyn w odpowiedzi, usilnie unikając spojrzenia Eijiro, którego jego zachowanie martwiło coraz bardziej.

  — Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

  — Nie mam kurwa pojęcia.

  — Bakugo, proszę, powiedz mi, może jakoś pomogę... — wyszeptał Kirishima, a jego twarz wykrzywił grymas żalu. — Jeśli mogę zrobić cokolwiek...

  — Nie możesz, nic mi nie jest.

  — Dlaczego tak się przy tym upierasz? Przecież widzę, że słabniesz z dnia na dzień, dzisiejszy trening...

  — Nawet nie waż się tego kurwa komento...

  — Midoriya cię po prostu rozwalił!

  — Cholera! — Szafka zatrzasnęła się z hukiem, ściągając na nich zaciekawione spojrzenia pozostałych obecnych w szatni chłopców, którzy jednak zaraz udali, że niczego nie widzą, nie słyszą. — Odpierdol się, okej?! To nie twoja sprawa, czy coś mi jest, czy nie! Nawet nie wiem, czemu się tym tak przejmujesz!

  Bakugo nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo został przyciśnięty do szafki, zakluczony w potrzasku dwóch silnych ramion Kirishimy, który teraz mógłby z nim konkurować w ciskaniu gromów z oczu.

  — Bo kurwa cholernie mi na tobie zależy! Jesteś moim najlepszym przyjacielem, zrozum do cholery, że jak coś ci się stanie, nie będziesz jedynym, który będzie cierpiał! — krzyknął, a Bakugo zadrżał, bynajmniej nie pod wpływem jego słów.

  Łaskotanie w gardle. Dziwne uczucie, jakby coś nieprzyjemnie chropowatego miało zaraz rozsadzić go od środka. Znał je doskonale, dlatego zareagował nim nastąpił odruch wymiotny. Gwałtownie odepchnął od siebie Kirishimę i, nieco się zataczając, na wpół nagi pobiegł do łazienki. Zatrzasnął drzwi i osunął się na kolana, nachylając nad muszlą. Jeden chrapliwy oddech, drugi, a potem już nie mógł powstrzymać kaszlu, który zdawał się rozrywać jego gardło, sprawiając, że krew ściekała mu do ust. Kilka żółtych płatków zanurzyło się w wodzie. Bakugo zacisnął oczy, przygotowany na więcej... Ale nie zdarzyło się nic. Kilka kropli krwi, kilka róż. Otworzył oczy. Nie, niemożliwe. Uderzył się pięścią w klatkę piersiową. Jeden jedyny kwiat. Martwy.

  Wstał.

🥀

  — Jak to: wyzdrowiałeś? — pytała tego samego wieczora Jiro, która z powątpiewaniem patrzyła na niemniej zdziwionego Bakugo.

  — Nie mam pojęcia, mówię ci. Nie czuję ich. Jak już kaszlę, to tylko uschniętymi.

  — Pokaż.

  Więc Bakugo zakaszlał demonstracyjnie, po chwili pokazując jej wielkie nic na dłoni.

  — Ale to... niemożliwe...

  — Kurwa, wiem.

  — Może się odkochałeś? — podsunęła niepewnie Kyoka, a Bakugo tylko pokręcił głową. Oboje dobrze wiedzieli, że to jest jeszcze bardziej niemożliwe.

  Zamknęła powieki i zaczęła rozmasowywać sobie skronie, by móc się lepiej skoncentrować. Jak to było napisane w tych medycznych świństwach, w których zaczytywała się od jakiegoś czasu...? Hanahaki jest nieuleczalne... nie, niemal nieuleczalne. Istnieją tylko dwa znane sposoby na pokonanie choroby. Jednym jest operacja, która jednak pozbawia uczuć do ukochanej osoby... drugim, prawie niemożliwym do osiągnięcia, jest...

  — On... zachowywał się ostatnio inaczej?

  Bakugo zmarszczył brwi, patrząc na nią z ukosa.

  — Inaczej, czyli?

  — Nie wiem... był milszy, jakoś denerwował się przy tobie, może rumienił...

  — Do czego ty kurwa zmierzasz? — przerwał jej chłopak, niecierpliwie krzyżując ręce na piersi.

  — Musiał się w tobie zakochać.

  Cisza. Jiro uważnie obserwowała twarz Bakugo, spodziewając się ujrzeć choćby cień jakichkolwiek emocji, a tymczasem...

  — Nie ma szans — parsknął, kręcąc głową. — On? We mnie? Świetny żart.

  — Dlaczego? — Kyoka naprawdę nie rozumiała. W końcu od zawsze prędzej posądziłaby o zakochanie Kirishimę niż Bakugo, a teraz, gdy ten zdrowiał w zastraszającym tempie, wszystko wydawało jej się aż nazbyt oczywiste.

  — Bo... no, po prostu! Dlaczego miałby w ogóle?

  Westchnęła. Cóż, Bakugo, choć była dla niego wyznacznikiem życia i śmierci, nie miał bladego pojęcia o miłości. Jiro oczywiście też nie była jakąś ekspertką, ale w porównaniu z nim...

  — Nie mam pojęcia tak szczerze, ale... och, nawet nie udawaj obrażonego — urwała, gdy posłał jej oburzone spojrzenie. — Sam zacząłeś.

  — Spierdalaj.

  Cudownie.

  — Słuchaj, czy może być inny powód? Znajdź jakikolwiek, a jeśli ci się nie uda, bierzesz dupę w troki i zapraszasz go na randkę.

  — Ja... Idę stąd — burknął po chwili wahania, wpychając ręce do kieszeni.

  Jiro zamrugała zaskoczona. Fakt, teraz nic go przy niej nie trzymało, ale myślała, że może... nie, to Bakugo. Najpewniej zapomni o tym, że kiedykolwiek coś ich łączyło. Ocknie się dopiero po jej śmierci... albo wcale. Bo to Bakugo.

  — Ta, idź.

🥀

  Mijały tygodnie, a zbudowana przez nastolatków przyjaźń, która z biegiem czasu okazała się być tylko jednostronna, zaczęła niknąć wraz z chorobą Bakugo, który zdawał się nie robić absolutnie nic również w sprawie Kirishimy. Jiro miała tylko nadzieję, że ich umowa dalej obowiązuje i chłopak nie powie nikomu o jej stanie, który z dnia na dzień się pogarszał i Kyoka dłużej nie mogła go bagatelizować. Samej było jej tylko gorzej, gdy nie było przy niej nikogo, kto mógłby chociażby podać jej tę marną szklankę wody, a ona leżała bezsilna na podłodze wśród płatków lilii i świeżej krwi. Ale nauczyła się z tym żyć, zawsze uczyła.

  — Wszystko w porządku? — zapytała cicho Yaoyorozu, gdy Jiro usilnie unikała jej wzroku. — Na pewno nie chcesz tych korepetycji?

  — Na pewno. O oceny się nie martwię — odparła sucho dziewczyna, biorąc głęboki wdech, by choć przez jakiś czas móc wstrzymywać powietrze i nie czuć odurzającego zapachu perfum Momo, który sprawiał, że kolana się pod nią uginały, a kwiaty w jej płucach najwyraźniej miały bardzo dogodne warunki do wzrostu.

  — Wyglądasz bardzo blado, może pójdziemy do Recovery Girl...

  — Nie musisz się martwić. Jest okej. — Absolutnie nie było okej. Płatki łaskotały ją w gardle, wywołując bardzo nieprzyjemne wrażenie duszenia się. A przecież teraz wzięła kolejny wdech, choć płytszy.

  — Ale Jiro, serio jesteś bledziutka — zauważyła siedząca na kanapie obok Ashido. Dopiero teraz uniosła wzrok znad ekranu smartfona, patrząc na koleżanki z ciekawością. — Może jesteś chora i nawet o tym nie wiesz!

  Kyoka uśmiechnęła się blado, kręcąc głową. Teraz oddałaby wszystko, żeby tylko móc zamknąć się bez słowa w pokoju i w spokoju się wykaszleć.

  — Nie, ja...

  — Proszę, idź — wyszeptała Momo, nagle podchodząc znacznie bliżej, niż Jiro była w stanie to znieść. Gdyby tylko nigdy się w niej nie zakochała, wtedy to byłoby całkiem normalne, w końcu się przyjaźniły...

  To przenikliwy ból sprowadził Kyokę na ziemię. Ból i mdłości, gdy kwiaty podeszły jej do gardła jeszcze silniej niż zwykle, a zmartwione spojrzenie ukochanej parzyło jak ogień. Cofnęła się o krok, drugi, a potem pobiegła, właściwie nie wiedząc, gdzie. Wiedziała tylko, że musi znaleźć się sama, natychmiast, a...

  — Co ty do cholery robisz?! — warknął Bakugo, gdy wpadła na niego z impetem, sprawiając, że on się zachwiał, a ona przewróciła, mając szeroko otwarte z przerażenia oczy. — I co się tak gapisz, jakbyś...

  Pomocy, wyszeptała bezgłośnie, nie odważywszy się wziąć oddechu, bo wraz z wydechem z jej ust mogłyby wylecieć płatki. Tutaj, w korytarzu, gdzie każdy mógł zobaczyć, gdzie tylko ściana dzieliła ją od najpewniej zszokowanej Momo.

  Bakugo zrozumiał. Złapał Kyokę wpół i przerzucił sobie przez ramię jak worek kartofli, a ona nawet nie protestowała, zbyt zajęta wstrzymywaniem kaszlu. Nie zarejestrowała momentu, w którym dotarli do jej pokoju i została postawiona na podłodze. Wiedziała natomiast, kiedy jej kolana z hukiem uderzyły o podłogę, a ona oparła się na łokciach, wyrzucając z siebie wszystkie nagromadzone w gardle płatki, a wraz z nimi krew i łzy, które wycisnął jej z oczu rozdzierający ból. Było dużo gorzej niż zazwyczaj. Bakugo próbował jakoś pomagać, ale uderzenie w plecy nie pomagało tym razem, jedynie potęgując mękę dziewczyny. W tym momencie marzyła o tym, żeby to piekło się skończyło. Żeby kolejny płatek był ostatnim. Żeby wreszcie mogła umrzeć.

  Nie miała pojęcia, że jej prośby zostaną wysłuchanie zaledwie dwa dni później.

🥀

  Bakugo nie wierzył. Patrzył na martwe ciało Jiro, patrzył na kałużę krwi i kwiaty lilii, patrzył na to wszystko i nie wierzył.

  Ona nie mogła tak po prostu umrzeć, nie miała prawa.

  — Odsuńcie się, dajcie mi przejść... — Aizawa stanął jak wryty, na moment jak jego uczniowie zastygając w przerażeniu i niedowierzaniu. Dopiero po chwili zdołał się opanować, zaraz zaczynając coś mówić, ale Bakugo nie słuchał.

  Jiro była martwa. Blada, wychudzona, z przerażonymi, szeroko otwartymi oczami. Obok niej leżał długopis, ale Bakugo w tym momencie nie był w stanie powiązać tego faktu z niczym, a już z całą pewnością nie z listem*, który stojąca obok Yaoyorozu trzymała w drżących dłoniach.

  Więc to tak by skończył, gdyby nie wyzdrowiał.

  Też wyglądałby tak słabo? Za nim też by tak płakali? Czy jego matka, jak matka Jiro na pogrzebie, też krzyczałaby z rozpaczy? Czy Kirishima w kilka dni po jego śmierci zachowywałby się podobnie jak Yaoyorozu, która wyglądała i poruszała się, jakby była żywym cieniem, a nie człowiekiem z krwi i kości?

  — Bakugo, czy możemy... porozmawiać? — zapytała któregoś wieczoru, a on w pierwszej chwili pomyślał że to Shigaraki wpadł w odwiedziny, bo jej ochrypły szept doskonale imitował jego głos.

  — Co jest? — Gdy znaleźli się sami, wepchnął ręce do kieszeni i wlepił wzrok w ścianę. Doskonale wiedział, o czym chciała rozmawiać. W końcu widział list tamtego popołudnia i choć na początku nie skojarzył... zresztą ona od zawsze była nieuleczalną romantyczką, jak widać dosłownie.

  — O-ona chciała, żebym ci powiedziała, żebyś...

  — Nie zapytasz, czy wiedziałem o tym świństwie? — przerwał Bakugo, a Yaoyorozu zamrugała, najwyraźniej wytrącona z równowagi.

  — Nie, napisała o tym... — Drżącymi palcami wyciągnęła z kieszeni spodni nieco pomiętą kartkę z zeszytu w kratkę, którą najwyraźniej musiała przeczytać już przynajmniej sto razy i nosić przy sobie przez cały czas.

  — O wszystkim?

  — Ch-chyba nie, ale ja... ja chyba nie chcę wiedzieć — wyszeptała dziewczyna, kuląc się pod jego spojrzeniem, a może sama z siebie. — N-nie dam rady... to mnie trochę przerasta — wyznała, ledwo ruszając wargami. — Chciała, żebyś się ruszył i powiedział... tej osobie, co... co do niej czujesz, bo życie jest krótkie i nigdy nie możemy określić, kiedy się s-skoń... — Urwała, a w oczach zalśniły jej łzy.

  Bakugo skinął głową. Nie musiała kończyć. Nie chciał, żeby kończyła. Wykonał jakiś nieporadny gest ręką i wyszedł, zostawiając Yaoyorozu samą, drżącą od wstrzymywanego szlochu.

🥀

  — No? O co chodziło? — zapytał Kirishima, zamykając drzwi do pokoju Bakugo parę tygodni później, gdy wszystko w miarę się uspokoiło, choć brak jednej osoby w klasie nadal był odczuwalny.

  Bakugo wziął głęboki oddech, odwracając się do niego plecami i wbijając wzrok w przelatującego za oknem ptaka. Tylko spokojnie.

  — Wiesz, na co ona umarła?

  Kirishima zamarł, a w pokoju na chwilę zaległa kompletna cisza. Bakugo już zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej zacząć od początku, gdy chłopak w końcu się odezwał:

  — Hanahaki, tak? — Jego głos był nieco ochrypły.

  — Ta.

  — Dlaczego pytasz?

  Cisza. Bakugo wziął kolejny głęboki wdech, wlepiając mordercze spojrzenie w tego samego ptaka, który przysiadł na barierce jego balkonu i teraz bezczelnie się na niego gapił. Obyś się kurwa nie myliła, pomyślał, przymykając oczy.

  — Też byłem na to chory. — Odwrócił się powoli, by tuż przed sobą zobaczyć zastygłą w przerażeniu twarz Kirishimy.

  — A-ale jak to? Zrobiłeś tę operację? — Chyba się przestraszył.

  Bakugo nieco się zdziwił, że chłopak od razu mu uwierzył. Widać nie dziwiło go, że on, Katsuki, był skłonny do uczuć wykraczających poza niechętny szacunek. Pewnie też pamiętał ten okres, gdy niemal codziennie wypytywał o jego zdrowie i szybko skojarzył fakty. Może i miała rację?

  — Nie.

  — Więc jak...?

  — Podobno czasem się zdarza, że ta osoba też... to czuje — wyjaśnił Bakugo po kolejnej chwili milczenia, zastanawiając się, czy faktycznie uda mu się wydusić z siebie to, co musiał z siebie wydusić.

  — I... W twoim przypadku tak się stało?

  — Nie wiem, kochasz mnie? — wypalił blondyn, w duchu przysięgając sobie, że jeśli to zadziała, wreszcie odwiedzi jej grób.

  Kirishima zamrugał, zaraz potem unosząc brwi.

  — Czekaj, więc ty... We mnie...? — zapytał głupio, a Bakugo miał ochotę go uderzyć, czego oczywiście nie zrobił.

  — Nie, najpierw powiedz, czy ty we mnie — burknął, mordując go spojrzeniem. Jakoś w tych wszystkich filmach, które oglądał, żeby mieć jakieś wyobrażenie, jak takie wyznanie powinno wyglądać (i tylko z tego powodu, normalnie kijem by romansideł nie tknął), było zupełnie inaczej!

  — No... no ja tak! — powiedział Kirishima nieco głośniej niż wymagały tego okoliczności, zaraz marszcząc lekko brwi. — A ty?

  — Ja też.

  Ptak odleciał.

🥀

  Koniec końców Bakugo musiał przyznać, że miała rację z tym, że już dawno powinien wyznać miłość Kirishimie, a kolejne randki z nim tylko jeszcze bardziej mu to uprzytomniały. Dlatego w końcu wybrał się na cmentarz z bukietem okropnie żółtych róż w dłoniach, rzucając go na płytę nagrobną z krótkim: ,,obiecane". I wracał co roku w dzień jej śmierci, zawsze napotykając tam Yaoyorozu, która w końcu pogodziła się z utratą przyjaciółki i żyła za nie obie, a przynajmniej tego dowiedział się Bakugo z jej opowieści, gdy razem przesiadywali na cmentarzu. On najczęściej milczał. Czasem, gdy akurat złapało go przeziębienie, również kaszlał, przypominając sobie, jak kiedyś razem z nią siedzieli na łóżku w jej pokoju, myśleli i kaszlali.

Kochali.

*na moim profilu możecie znaleźć one-shot: ,,Kocham ||Momojiro", który jest listem pożegnalnym Kyoki do Momo

Continue Reading

You'll Also Like

253 54 4
↳ ❝if i stand all alone, covered in sorrow, will the rain hide my tears? ❞↲ ▪︎ nakamoto yuta wiedział, że branża animacji jest przerażająca i peł...
8.6K 1K 12
Frank chodzi do nudnego, katolickiego liceum, nosi nudny mundurek i ma dość większości ludzi wokół siebie.
24.7K 1.6K 40
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
20.3K 1.4K 14
Komiks o shipie EraserMic stworzony przez corndog_patrol Tłumaczenie : EliotXatch W tym komiksie Mic jest złoczyńcą zakochanym w Eraserze. Credits d...