Strzeliłam kulą ognia, która już po chwili uderzyła w kilka stworzenia i przeszyła je na wskroś. Zaczesałam swoje włosy palcami do tyłu, po czym spojrzałam na ich końce. Ava miała rację. Pojęcia nie mam ile czasu już minęło, ale z każdym krokiem mam wrażenie, że moje włosy robią się coraz dłuższe. Moje paznokcie też urosły. Przełknęłam ślinę, kiedy to w końcu stanęłam niedaleko jakiegoś wielkiego wiru, z którego wychodziły kolejne potwory.
— 𝕾𝖔𝖜𝖊𝖑𝖑𝖔... — Powiedziałam cicho, aby w kolejnej chwili uleczyć ranę na moim ramieniu, która powstała przez jedno z tych stworzeń.
Schowałam się za jedną z kolumn, które znajdowały się przy arkadach na piętrze. Zjechałam plecami na ziemię, po czym oparłam się głową o kamień. Wypuściłam powietrze, aby w kolejnej chwili spojrzeć na zejście do ołtarza, na którym znajdował się wir. To musi być chyba jakiś rodzaj portalu. Po chwili odpoczynku, podniosłam się i weszłam na murek, który robił za balustradę. Jeśli to jest przejście, to jeżeli go zamknę, będę mogła wrócić na zewnątrz. Po chwili zeskoczyłam piętro niżej, a przy tym wyciągnęłam rękę w kierunku ziemi.
— 𝕿𝖎𝖜𝖆𝖟! — Spowoliniłam swój upadek, a w kolejnej chwili stanęłam na ziemi.
W ułamku sekundy wszystkie stwory ruszyły w moim kierunku. Wyciągnęłam ręce w ich kierunku, a następnie ponownie użyłam zaklęcia z wcześniej.
— 𝕬𝖜𝖊𝖑𝖑𝖆 𝖒𝖔𝖗𝖎𝖔 𝖒𝖆𝖎! — Ponownie po chwili wszystkie stworzenia stały się posągami.
Podeszłam do wiru, ale gdy spróbowałam go dotknąć, poparzyłam swoją skórę. Krzyknęłam z bólu, kiedy moja ręka została pozbawiona swojej bariery ochronnej, a następnie skuliłam się na podłodze, kiedy to moja dłoń krwawiła.
— 𝕾𝖔𝖜𝖊𝖑𝖑𝖔! — Wydarłam się na całe gardło, a moja prawa ręka zaczęła się leczyć.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy to ból zniknął. Podniosłam się, po czym spojrzałam na portal. Co to jest za przejście? I czemu nie da się przez nie przejść? Chyba, że...
Spojrzałam w kierunku posągów i w tym momencie mnie olśniło.
— To są demony... — Spowrotem zwróciłam swój wzrok na wir. — Więc to musi być przejście do Krainy Piekieł... Dlatego nie mogę tam wejść... Ale jak to zamknąć? — Zaczęłam głośno myśleć. — Księga zaklęć... — Wyjęłam ją z pokrowca, a następnie lewą dłonią narysowałam w powietrzu runę Tiwaz.
Podczas tej czynności moje dwa palce zabłysły jasnym światłem. Po chwili księga unosiła się dzięki temu w powietrzu, a ja mogłam skupić się na tym, aby znaleźć jakieś zaklęcie zamykające portale. Z kolejnym użyciem tej runy przekartkowałam kartki, aż w pewnym momencie zatrzymałam się na jednym miejscu.
— Przywołanie demona? — Przeczytałam to na głos, po czym sprawdziłam pierwszą stronę, gdzie był napisany właściciel książki. — To księga mamy... — Spojrzałam na portal, a następnie wzięłam głęboki wdech. — Raz się żyje... — Stanęłam w szerszym rozkroku i wyciągnęłam ręce jak do błogosławieństwa w kościele.
Przełknęłam ślinę, po czym spojrzałam na inkantację przywołania. Jak przy każdym zaklęciu, mój głos się rozdwoił.
— 𝕶𝖗ó𝖑𝖚 𝕻𝖎𝖊𝖐𝖎𝖊ł, 𝖓𝖆𝖏𝖌łę𝖇𝖘𝖟𝖊𝖏 𝖔𝖙𝖈𝖍ł𝖆𝖓𝖎, 𝖕𝖗𝖟𝖞𝖜𝖔ł𝖚𝖏𝖊 𝖈𝖎ę, 𝕭𝖊𝖆𝖑! — Wbiłam sobie paznokcie w obie dłonie, a w kolejnej chwili poczułam duszności, przez które opadłam na kolana.
— Kto śmiał mnie przywołać?! — Jakimś dziwnym sposobem usłyszałam swój głos.
Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam samą siebie, ale o czarnych oczach i czerwonych, niemal żarzących się oczach. Wszystkie ubrania również miała czarne.
— Kim jesteś?! I czego chcesz od Króla najgłębszych Piekieł?! — Zapytała skąśliwie, a ja się podniosłam, aby w kolejnej chwili stanąć prosto.
— Jestem Nika Black... — Wyraźne zaskoczenie wymalowało się na twarzy demona, który przyjął mój wygląd.
— Czy twoja matka, to Stephanie Black? Królowa Świata Magii? — Kiwnęłam głową na jego słowa. — Twoja matka nie wypełniła przysługi... — Zaskoczył mnie.
— Przysługi? Jakiej przysługi? — Zapytałam, a on założył ręce za plecami.
— Twoja matka miała u mnie dług do spłacenia, a aby go spłacić, miała mi przyprowadzić Eleanor Persewal, która złamała zasadę, której nie wolno łamać. Najpierw przywołała, jako swojego chowańca demona. A potem zabiła i wstrzyknęła sobie jego krew oraz ją wypiła. Próba stania się wiedźmą i demonem w tym samym czasie, jest zakazana. A karana jest odebraniem mocy na wieczność i spędzenie reszty długiego życia wiedźm w lochach. Twoja matka nie wypełniła powierzonego jej zadania... — Weszłam mu w zdanie.
— Moja mama nie żyje od jedenastu lat, więc to pewnie dlatego. Została zamordowana przez Eleanor, ale nie znam szczegółów. Nim ruszyła z nią do walki, zmieniła mi wspomnienia... — Wytłumaczyłam, a on opuścił wzrok.
— Rozumiem. Jestem Królem Piekła, więc nie wiem czym jest współczucie, ale proszę, przyjmij moje kondolencje z powodu matki. — Kiwnęłam głową w podzięce.
— Eleanor teraz ściga mnie... — Powiedziałam, a on spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
— Jeśli cię ściga, możesz dokończyć dzieło swojej matki. Złap Eleanor i mi ją przyprowadź. Resztę swojego życia spędzi w najgłębszych lochach w otchłani Piekieł, a ty będziesz mogła mieć u mnie jedno życzenie... — Pokazał jeden palec.
— Mam inny plan... — Wyznałam, a on lekko zmarszczył brwi. — Podam ci ją nawet na srebrnej tacy, jeśli będę musiała... A ty za to uznasz mnie za przyjaciółkę, której pomożesz w każdej sytuacji... Zgoda? — Podałam mu swoją prawą rękę, a on się uśmiechnął. — Bez kantowania, widzę że krzyżujesz palce za plecami... — Wyraźnie po raz kolejny go zaskoczyłam.
— Jesteś całkiem, jak twoja matka. Miała ten sam dar przekonywania i wiedziała, że napewno skrzyżuję palce. Zgadzam się na twoje warunki, a dodatkowo dam ci pewną rzecz. — Pstryknął palcami, a następnie złapał w prawą dłoń jakiś pierścień. — To artefakt. Dałem taki sam twojej matce, kiedy zgodziła się pomóc w schwytaniu tamtej wiedźmy. Da ci kilka dodatkowych umiejętności. Nie wiem jakich. U każdego są inne. — Zaczął się cofać do wiru. — Pozdrów ode mnie Aamona... — Już miał przechodzić, ale jeszcze go zatrzymałam.
— A zamkniesz jeszcze ten wir? — Zapytałam, a on się zaśmiał.
— Nie przeginaj... — Spojrzał na mnie kątem oka, lekko się przy tym odwracając.
— To przynajmniej nie wpuszczaj tutaj tych demonów... — Kiwnął głową, a następnie zniknął w portalu, który po chwili swoją czerwoną barwę, zmienił na niebieską.
Wypuściłam powietrze, aby w kolejnej chwili ruszyć w kierunku wyjścia. Szłam w miarę szybkim krokiem. Ciekawe ile czasu tu byłam? Kierowałam się korytarzami w stronę, skąd zaczynałam marsz po katakumbach. Gdy w końcu znalazłam się pod tymi schodami, moje włosy sięgały mi kawałek za tyłek. Paznokcie miały może z centymetr, ale to też dlatego, bo w pewnym momencie je połamałam. Mam tylko nadzieję, że nie wyglądam jak stara baba. Ruszyłam schodami do góry. W pewnym momencie, tak samo, jak gdy tutaj schodziłam, poczułam jakbym przeszła przez jakąś błonę.
— Ava, uspokój się albo cię zagryzę! — Usłyszałam Tianę, dzięki czemu wiedziałam, że nadal tutaj są. — Minęła ledwo minuta, a ty już wariujesz! — Tylko minuta?
To miejsce faktycznie wypacza czas. Patrząc na długość moich włosów powiedziałabym, że byłam tu co najmniej kilkanaście lat.
— Czemu ja ją tam puściłam? Przecież jeśli coś się jej stanie, to Isaac ukręci mi łeb, a Stephanie wstanie z grobu, ożywi mnie, a następnie sama osobiście zabije! — Coraz bardziej zaczynam się martwić jej tokiem rozumowania.
— Nikt cię nie zabiję, bo jestem cała i zdrowa... — Powiedziałam cicho, a ona spojrzała w moim kierunku.
— Nika? — Była wyraźnie zaskoczona, co było pewnie sprawką mojego wyglądu.
— A kogoś innego się spodziewasz? — Zapytałam, a ona do mnie podbiegła, po czym przytuliła.
Muszę ruszyć dupę i znowu napisać na zapas, bo to jest ostatni rozdział, który mi został z zapasu od 26 rozdziału bodajże.
No, także dzisiaj będzie zabawnie...