Po drugiej stronie

De OnePunchmann

1.4K 232 347

Elin jest niespełna osiemnastoletnią mieszkanką enigmatycznego ośrodka. Nie zna zewnętrznego świata, a całe ż... Mais

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Epilog
Podziękowania i koniec

Rozdział VIII

43 9 2
De OnePunchmann


Spoglądała z przerażeniem w dół, przypominając sobie ciała leżące rok temu na korytarzach. To znów się stało, śmierć kolejny raz o sobie przypomniała. To sektor był śmiercią, siejącą zamęt, ból i zniszczenie. Druzgotał marzenia i plany, dawał o sobie znać nawet wówczas, gdy się od niego wyzwoliło. Był jak sęp krążący nad swoją ofiarą, niewidoczny, cierpliwy i nigdy nie odpuszczał.

Jako jedyna stała. Lucian klęczał, zwinięty w kłębek i chlipał żałośnie, Nitra padła na kolana, rozdziawiła usta, a jej ręce opadły bez siły. Grube krople kapały po jej ładnej buzi, choć oczy nie chciały już ich więcej wylewać. Były zapuchnięte i czerwone. Aleks i Alojzy spoglądali na siebie, a ich twarze drgały żałośnie. Agil zaś przybrała dziwaczną pozę i boleśnie wygięła swoje ciało. Jej zawsze okrągłe oczy zwęziły się do małych szparek. Śmierć dla nikogo z nich nie była obojętna.

Lucian wstał i puścił się w dół zbocza, robiąc fikołki i obijając dotkliwie swoje ciało. Elin niewiele myśląc, pobiegła za nim, boleśnie rysując sobie nogi o ostre kamienie, wystające ze skarpy.

Upadła z głuchym jękiem, ledwo łapiąc oddech. Zaraz za nią stoczyła się cała reszta grupy. Teraz dopiero poczuła zapach rozkładających się trupów. Pobiegła za Lucianem w stronę obozowiska, choć z każdym krokiem coraz bardziej żałowała tej decyzji.

Kamienista ziemia splamiona była krwią, błyszczącą się złowrogo w świetle księżyca. Elin w biegu raz po raz mijała zmasakrowane zwłoki. Nie zauważyła jednych i potknęła się, czując miękkość ciała, w które uderzyła stopą. Przewróciła się i wstała szybko, doznając drgawek na całym ciele, a jej skóra nastroszyła się, jak nieraz, gdy jest zimno. Teraz nie czuła chłodu, ale wszechogarniający strach i obrzydzenie. Nie patrzyła już pod nogi, wbijała wzrok w granatowe niebo, nie chciała widzieć tych ciał.

Dobiegli do centrum, gdzie jaśniały jeszcze tlące się namioty i szałasy. Elin dostrzegła płowowłosą dziewczynę, którą widziała poprzedniej nocy. Jej zwłoki oparto o niedopalone zgliszcza, tak że plecy musiały zająć się ogniem, bo czuć było swąd spalonego ciała, które niejako stopiło się i złączyło z resztkami drewna i popiołu. Głowę miała opuszczoną, tak że nie dało się dostrzec jej twarzy, a włosy spalone. Jedynie dwa przednie, jasne kosmyki opadały na martwe oblicze. Teraz i Elin upadła na kolana, ryjąc nimi we wszechogarniającym popiele. Wychrypiała jakieś nieartykułowane dźwięki i zaniosła się panicznym płaczem, zapominając, aby złapać oddech.

Lucian podbiegł do niej i klęknął obok, starając się uspokoić, choć sam drżał, przez co Elin jeszcze mocniej zaniosła się szlochem, dusząc się i nie mogąc wciągnąć nawet haustu powietrza. Czuła ślinę, która kapała z ust i sączyła się po jej brodzie, opadając potem na perzynę. W końcu opamiętała się, gdy już traciła przytomność od braku powietrza. Łyknęła zawzięcie brakujący tlen i poczuła, jak coś twardego wbija się w jej kolano. Odruchowo sięgnęła w to miejsce, grzebiąc w popiele i wyciągnęła uwierający ją kamień. Tak myślała, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że trzyma w dłoni nic innego jak kość. Wzdrygnęła się i rzuciła nią, zanosząc się kolejnym napadem płaczu. Lucian ściskał ją mocno, lecz nie czuła go, próbowała wyzwolić się z tego silnego uścisku.

— Proszę cię, nie płacz — szepnął do niej i sam rozpłakał się jak dziecko. Jego ciało drgało niespokojnie, a łzy kapały, spływając potem po szyi Elin. — Nie płacz! — wykrzyczał, odrywając się od niej, a z jego ust płynęła gęsta, niepohamowana ślina.

Spoglądała na niego przerażona tym widokiem nie mniej niż obrazem ciał.

— Lucian? — wyszeptała, a on zacharczał cicho i zarył twarzą w popiół, kaszląc w niego i dusząc się pyłem. Podczołgała się do niego i objęła, jak najmocniej potrafiła, próbując wyciągnąć jego głowę z popiołu. Nie udało się. Lucian zaczął uderzać nią zawzięcie w ziemię, co wyglądało okropnie. W końcu przestał wycieńczony i uniósł wybrudzoną twarz. Z czoła kapała krew, a jeden z policzków został rozcięty i również sączył gęstą posokę, która przybierała barwę śmierci, łącząc się w popiołem.

— Nie płacz, Elin — wysyczał przez zęby. — Proszę, tylko nie płacz. Możesz robić wszystko, ale nie płacz. Nie zniosę tego.

Spoglądała zdziwiona na jego osmoloną twarz, wykrzywioną w grymasie pełnym cierpienia.

— Nie będę płakać — wychrypiała i przełknęła ślinę, która zatrzymała się w jej gardle, a ona znów zaniosła się płaczem, czując, jak się dławi. Usta ogarnęła całkowita suchość, jakby połknęła piasek. Nie mogła oddychać i widziała tylko zamazanego Luciana, a w jego oczach dostrzegała zaledwie zrezygnowanie i pustkę. Jego usta szeptały cicho:

— Nie płacz, nie płacz, nie płacz.

A ona płakała, tylko tyle mogła robić. Zresztą jak wszyscy. Byli bezbronni jak małe dzieci, niewiedzące co począć. Słyszała za sobą chlipanie Nitry i przeraźliwy skowyt Agil, który rozdzierał nocną ciszę. Jednak oprócz tego przerażającego wrzasku słychać było coś jeszcze, coś jakby stękanie. Elin mimowolnie zlokalizowała dźwięk, dochodzący z wnętrza jednego z namiotów. Znała ten namiot, największy, jaki stał tamtej nocy. Teraz jako jedyny nie został spalony i majaczył kilkanaście metrów dalej, otoczony zgliszczami.

Dziewczyna wstała, chwiejąc się na nogach. Lucian widząc jej zachowanie, też się podniósł i złapał ją pod ramię, dając jednocześnie oparcie jej i sobie. On chyba też usłyszał ten dźwięk, bo w oczach pojawiło się coś na wzór zaciekawienia, a może nadziei. Bardzo powoli poczłapali w stronę namiotu, utrwalając się w przekonaniu, że odgłos dochodzi właśnie stamtąd. Zatrzymali się przed nim, aby nabrać powietrza i odwagi na wejście do środka. W końcu Lucian przełknął wyraźnie ślinę i zadrżał na moment, lecz szybko się uspokoił. Odchylił płachtę i wszedł do środka. Przez chwilę zatrzymał się, zapewne czując okropny smród, który doleciał również do nozdrzy Elin.

Ona weszła zaraz za nim, myśląc o wszystkim, tylko nie o tym, co się tutaj stało.

Uderzył ją słodkawy, mdlący zapach śmierci, zapach zwłok, rozkładających się w nagrzanym przez dzień namiocie. W środku dopalały się jeszcze ogarki licznej ilości świec, które rzucały nikły blask na Hadara, którego ręce przywiązano mocno do drewnianych konarów, służących za strop i jednocześnie dach szałasu. Jego dłonie przebito cienkimi sztyletami, wbitymi do tychże drewnianych belek. Wisiał w ten sposób, w pozycji zbliżonej do półsiedzącej, gdyż jego stopy przywiązano do sporego kawałka drewna i również przebito jednym długim sztyletem. Całe jego ciało zabarwiło się zaschniętą już krwią, która musiała sączyć się obficie z dziurawych dłoni, ale nie aż tak obficie, aby skutkowało to śmiercią, gdyż nie mogła ona dopływać do uniesionych w górę rąk. Hadar rozwarł jedno, zasnute żółtawym bielmem oko i wymamrotał niemożliwe do zidentyfikowania słowo. Poruszył się na wiązaniach trochę jak wyczerpana ryba na wędce.

Elin nie miała siły już płakać, wylała z siebie już każdą kroplę wody. Po prostu patrzyła na ten obraz wstrząśnięta i oniemiała zarazem. Jej serce zostało pochlastane smutkiem, bólem i złością. Gorycz i żal, jakie czuła, powodował, że pragnęła sama już zginąć. Była tak nieudolna i niepotrzebna. Odwróciła wzrok od Hadara, nie mogąc na to patrzeć i ujrzała jeszcze gorszy widok.

W kącie szałasu oparto ciało półnagiego Araka. To z niego unosił się ten mdlący smród. Brzuch rozcięto mu na całą szerokość i wygrzebano flaki, które spoczęły na zakrwawionych, szczupłych udach. Zamiast nich w brzuch wciśnięto mu srebrną kostkę, klucz, dzięki któremu rok temu uciekli. Mimo że zalała ją posoka, to nadal błyszczała się, odbijając nikłe płomienie dopalających się świec.

— Co oni... wam zrobili? — wyjęczał Lucian, jakby miał się zaraz rozpłakać i odciął liny, które przywiązywały dłonie Hadara do sufitu. Przywódca obozu opadł bezwładnie na ziemie z głuchym jęknięciem, a sztylety powypadały z jego dłoni, na nowo otwierając ranę, z której zaczęła sączyć się krew.

— Ucie...kajcie stąd — wychrypiał teraz Hadar ledwie słyszalnym głosem. Elin musiała się nad nim nachylić, aby zrozumieć. — Zostawcie... mnie i... uciekajcie.

Lucian pokręcił głową i zaczął odcinać liny, wiążące nogi Hadara.

— Uratujemy cię — powiedział, starając się, aby jego głos brzmiał pewnie.

— Uciekajcie... na pół...noc. Tam... nie sięga... ich terytorium. — Wskazał resztkami sił na półkę, gdzie leżał kompas.

— Na zachód też mieli nie jeździć, a...

— Byłem w... błędzie — wystękał Hadar, a z jego oczu ulotniło się nagle całe życie.

Elin zaniosła się płaczem, a Lucian cofnął natychmiast rękę, która spoczywała dotychczas na ramieniu Hadara. Usłyszała uchylaną płachtę i do środka weszła Nitra, która zatrzymała się, wstrzymała powietrze i zwymiotowała. Prędko opuściła namiot, płacząc głośno na zewnątrz.

Elin wyprostowała się i cofając, również wyszła na zewnątrz. Nitra popatrzyła na nią zapuchniętymi, przerażonymi oczami.

— Co robimy? — zdołała wydusić. Bliźniacy spoglądali na nią z niepokojem. Widać było, że starają się być dla niej oparciem, choć sami też ciężko to znosili. Chyba jeszcze gorzej, tyle że tłumili to głęboko w sobie.

— Nie wiem, Nitra. — Elin zrezygnowana opuściła głowę, wprost na odciętą dłoń. Syknęła. — Nitra, proszę, nie wiem co robić.

Rudowłosa ze zrezygnowaniem wzruszyła ramionami i znowu się rozpłakała. Widząc to Elin, też zaniosła się ponownym płaczem. Nie chciała szlochać, nie chciała rozpaczać, ale nie umiała inaczej. Za sobą usłyszała głos Luciana, który również opuścił namiot.

— Nie płacz, proszę — odezwał się, gdy ją zobaczył.

Wiedziała, że pragnie jej pomóc, że widok jej zapłakanej twarzy sprawia mu ból, ale te słowa jeszcze bardziej otwierały ranę w jej sercu. Spoglądała w kierunku srebrnej kuli, która rozmazywała się raz po raz przez łzy, zalewające oczy. Chciała krzyczeć, w stronę gwiazd, dlaczego pozwoliły na coś takiego, ale nie miała siły. Zamiast tego po prostu chlipała, tak jak wszyscy oprócz Luciana, który schował właśnie w kieszenie sztylety, powbijane wcześniej w ciało Hadara.

— Co ty robisz? — zapytała, a głos wydał się jej dziwacznie piskliwy.

Lucian spojrzał jej prosto w oczy.

— Obiecuję, że cię stąd wyciągnę. Jeszcze kiedyś poczujesz radość i szczęście. Obiecuję ci to! Słyszysz? Jeszcze kiedyś będziemy żyć, tak jak pragnęliśmy. Obiecuję ci! Obiecuję.

Lucian ze złością wbił sztylet głęboko w ziemię. Zaczął ją dźgać, krzycząc przy tym bełkotliwie.

— Przestań, proszę — szepnęła Elin, patrząc z niepokojem na przyjaciela. Ostrze raz po raz zagłębiało się w piachu, popiele i żwirze, a Lucian krzyczał coraz głośniej i sapał ze zmęczenia. W końcu wbił nóż ostatni raz i uderzył w ziemię pięścią. Oddychał ciężko, a z jego ust płynęły strużki spienionej śliny.

— Zabiję ich — wycedził przez zęby. — Wszystkich.

— Lucian, musimy uciekać na północ, tak jak powiedział... — Przełknęła ślinę. — Hadar.

— Najpierw ich zabiję.

— Przestań, proszę.

Lucian jakby się uspokoił na te słowa i sięgnął do kieszeni po kompas. Potrząsnął mocno głową, chcąc zapewne odeprzeć złe myśli.

— Pamiętasz z lekcji, jak działa?

— Północ, to N. Musimy iść w tym kierunku, gdy czerwona strzałka wskaże na tę literę.

Lucian skinął głową. Wstał, chwiejąc się przeraźliwie i zaczął obracać wokół własnej osi. Zatrzymał się i spojrzał w stronę, w którą musiał wskazać kompas.

— Tam — wyszeptał i upadł na kolana, Elin podbiegła do niego.

— No wstawaj! — krzyknęła.

— Nie mam już siły — odparł zrezygnowany. Elin dostrzegła, jak Agil szturcha ciemnoniebieską głową jego bok. Stworzenie wyglądało, jakby nastroszyło łuski, podobnie jak kot sierść. Drżało cicho, wydając chrapliwy odgłos. Lucian wydawał się, jakby nie czuł Agil, ani jej nie dostrzegał, a jego oczy opanowała całkowita pustka, nadając mu trupi wygląd.

Aleks i Alojzy oparli przerażoną Nitrę o drewnianą belkę i podeszli do Luciana, chcąc pomóc mu wstać. W milczeniu złapali go pod pachy i unieśli, co musiało niejako wyrwać chłopaka z gnębiących myśli i letargu, bo utrzymał się o własnych siłach i zacisnął pięści w geście działania.

— Musimy zebrać włócznie i łuki, wszystko, co będzie się nam mogło przydać — zadecydował zrezygnowanym głosem, choć Elin słyszała w nim nutkę determinacji.

Bliźniacy skinęli smutno głowami i poszli w kierunku najbliższych, większych zgliszcz, przeczesując z niebywałą ostrożnością teren. Kilka razy zatrzymywali się i spoglądali w niebo, oddychając głęboko.

— Udamy się na północ? — zapytała w końcu, siedząca w popiele Nitra i otarła swoje oczy. Kaszlnęła, gdy dym z dopalających się zgliszcz, doleciał do jej gardła.

Elin skinęła głową.

— Nie mamy innego wyjścia.

— Poszukamy razem potrzebnych rzeczy?

— Nie dam rady — zaoponowała Elin, a Lucian dosłyszał jej słowa, bo podszedł od tyłu i przytulił mocno, kładąc głowę na jej ramieniu.

— Odpocznij, ja poszukam. Nitra, dla ciebie też.

Rudowłosa skinęła mu niewyraźnie w geście podziękowania. Elin usiadła obok niej i oparła się o zwęglony kawał drewna. Objęły się ramionami i wtuliły w siebie wzajemnie twarze, nie chcąc czuć okropnego, wszechogarniającego zapachu spalenizny. Ich ciałami wstrząsnął dreszcz, a potem obie się rozpłakały.






Continue lendo

Você também vai gostar

96.7K 5.6K 23
Hongbin to płatny zabójca, który ma jedną zasadę: nie zabija niewinnych. Nim zdecyduje się wykonać zlecenie, obserwuje ofiarę i dokładnie sprawdza je...
364K 10.2K 35
Dwudziestoletnia Laura dostaje zaproszenie do posiadłości pewnego dziedzica fortuny. Czy odważy się i pójdzie? Czy zwykły bal charytatywny przerodzi...
21.6K 3.2K 53
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...
402K 6.1K 10
● Wraz z jego odejściem upadło piekło, w którym trwała nasza bajka● @only_maleficent 2019/2020. Okładkę wykonałam sama, książkę również napisałam w t...