rozdział pierwszy.

55 9 22
                                    

.




───── ⋆⋅☆⋅⋆ ─────

───── ⋆⋅☆⋅⋆ ─────

Ups! Tento obrázek porušuje naše pokyny k obsahu. Před publikováním ho, prosím, buď odstraň, nebo nahraď jiným.

───── ⋆⋅☆⋅⋆ ─────




‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ──Uwaga, idzie Grinch!

‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ Porównywanie redaktor naczelnej, wydawnictwa Green, do zielonego potwora niszczącego święta, było mocnym przesadzeniem. Może i czasem zdarzało jej się być wyjątkowo nieznośną w tym okresie. Może i wymagała znacznie więcej, ale spełniała jedynie swoje obowiązki, który wyższy szczebel "machiny twórczości" przed nią postawił. Nie zabierała nikomu świątecznych prezentów ani nie niszczyła ich tandetnych ozdóbek na biurkach. To prawda, że Genevieve nie znosiła świąt, ale szanowała ludzi, którzy je kochają. Ona nie potrafiła.

‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ Lubiła powtarzać, że wszystko zaczęło się od trudnego dzieciństwa. Jej rodzina była mocno pokręcona. Ojciec zdradził matkę z kelnerką w małej knajpce ich rodzinnego miasteczka, a o tym poinformował ich właśnie przy wigilijnej kolacji. Matka wpadła w histerie, a mała Gen właściwie nie wiedziała, co powinna robić. Siedziała więc skulona przy stole, nerwowo mieląc w dłoni czerwoną, papierową serwetkę. Trzaśnięcie drzwi, płacz matki i ojciec, który wziąwszy butelkę Whisky, opuścił dom, pamiętała z tego dnia, jako ostanie. Ku radości dziewczynki, szybko się pogodzili, ale nie był to koniec rodzinnych problemów.

‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ Nie znosiła świąt, tej całej świątecznej pogoni za idealnym prezentem czy perfekcyjną choinką. Nie cierpiała fałszywych świątecznych życzeń i spotkań przy stole, gdzie choć spotykamy się w gronie najbliższych, w myślach niekiedy krążą nam stwierdzenia typu "jak oni wszyscy mnie denerwują". Nienawidziła błyskających się lampek, które raziły ją po oczach, kiedy tylko wchodziła do budynku swojego wydawnictwa. Żywiła szczerą urazę do wszystkich świątecznych „Last Christmas". Pałała wręcz serdeczną nienawiścią, do grubasów w mikołajowych przebraniach, którzy zaczepiali ją na ulicy swoim radosnym "hohoho". A świąteczna ciężarówka Coca-Coli nawiedza ją w koszmarach, odkąd ukończyła siedem lat.

‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ Może była przewrażliwiona. Ale starała się nie okazywać swojego niezadowolenia w sposób inny niż pełne irytacji prychnięcie. Cóż... Starała się.

‍‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ‍ ── Dzień dobry, Pani Henderson. ── Za swoimi plecami usłyszała radosny, męski głos, który na sam dźwięk wywołał u niej lekki grymas. Do świąt został miesiąc, każda więc świąteczna wesołość, jakiej niewątpliwie poddał się stojący obok i pracujący od około trzech miesięcy młodzieniec, działała jej na nerwy.

❝ POSZUKIWANIA NA CZTERY ŁAPY ❞Kde žijí příběhy. Začni objevovat