"Najbardziej ranią słowa wypowiedzisne z ust najbliższych"
Poniedziałek był z pewnością dniem, którego każdy nienawidził w takim samym, bądź porównywalnym stopniu niezależnie od tego jaką część świata zamieszkiwał. Dzień, który przypominał, że weekend się skończył i trzeba iść do pracy u wszystkich wywoływał niechęć. Gorszy był tylko wtorek, który nie był środą, a co się z tym wiązało nie był środkiem tygodnia i obwieszczał, że największy nawał pracy jeszcze przed nami. Tego dnia jak prawdziwa Polka niechętnie wstałam z łóżka uważając, by przez przypadek nie postawić najpierw lewej nogi na ziemi. Poniedziałek sam w sobie był złym dniem, nie trzeba było prowokować losu, by był jeszcze gorszy.
-Rannym ptaszkiem to ty nie jesteś.- oznajmiłam znad filiżanki świeżo zaparzonej kawy, kiedy zaspany Tande wszedł do kuchni ubrany jedynie w dresowe spodnie.
-U mnie nic się nie zmieniło, wciąż uważam, że wczesne wstawanie spowoduje jedynie, że przez resztę dnia będę niewyspany...- opierając się plecami o kuchenny blat mężczyzna przeczesał palcami włosy, które tak jak zawsze żyły swoim życiem. Jego blond kosmyki sterczały w każdą stronę, powodując na jego głowie artystyczny nieład, który wcale nie ujmował mu na wyglądzie. Wręcz przeciwnie, dodawał mu swoistego uroku.- Słuchasz mnie w ogóle?
-Przepraszam, coś mówiłeś?- byłam tak zajęta lustrowaniem półnagiego chłopaka, że nawet nie zauważyłam, że on wciąż do mnie mówił.
-Tak. Mówiłem, że jeśli chcemy coś jeść, to musimy skoczyć na zakupy.
-Przecież przywiozłeś wczoraj całą torbę jedzenia od rodziców, co ty chcesz jeszcze kupować?- nie miałam zielonego pojęcia, po co Norweg chciał jechać do sklepu, skoro lodówce daleko było od świecenia pustkami.
-Jaką całą torbę jedzenia? Przywiozłem jedynie połowę lasagne dla ciebie i ciasto, które wepchnęła mi mama, kiedy wychodziłem. Zaglądałaś od wczorajszego poranka do lodówki?
W odpowiedzi wstałam i podchodząc do urządzenia, które było ode mnie wyższe zaledwie o kilka centymetrów pociągnęłam za jego rączkę, tym samym je otwierając. Patrząc na każdą półkę po kolei coraz bardziej zgadzałam się z Tande, że przydałyby nam się małe zakupy. Zastanawiałam się jakim cudem w ogóle tego nie zauważyłam. Fakt, przez ostatnie kilka dni miałam beznadziejny humor, ale żeby być aż tak oderwanym od rzeczywistości?
-Pójdę po kartkę i zrobimy listę.
***
Byłam zmęczona, przez dobre cztery godziny chodziłam z mężczyzną po sklepach jednej z największych norweskich galerii. Początkowo mieliśmy jechać tylko do supermarketu, ale Tandemu jak zwykle musiało się coś przypomnieć. Stwierdził, że przydałyby mu się nowe spodnie i jakaś ładniejsza koszula, a skoro jestem kobietą - cóż za spostrzegawczość Panie Tande - która w dodatku gust ma nie najgorszy, to pomogę mu coś wybrać. Wstąpiliśmy także do sklepu po nowy szlafrok, bo jego został podobno zawłaszczony przeze mnie i biedny nie ma w czym chodzić. Moje nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, przez wiele dni chodziłam głównie po mieszkaniu, a taka wyprawa była dla mnie sporym wysiłkiem, o ile też nie wyzwaniem.
-Cholera, zapomnieliśmy kupić sałaty.- oznajmił mężczyzna machając mi przed oczami białą pogiętą kartką, na której widniało moje pismo.- Musimy się wrócić.
-A mówiłam ci, żebyś sprawdził, czy wszystko mamy.- zdenerwowana wyrwałam mężczyźnie kartkę, jeszcze raz sprawdzając listę zakupów próbując sobie przypomnieć, czy aby na pewno nie zapakowaliśmy tej nieszczęsnej sałaty. Niestety nie kojarzyłam sobie, by coś takiego miało miejsce.- Jak chcesz, to sam się po to wracaj, ja nie mam już siły.
YOU ARE READING
Fallen
FanfictionUpadek zdarza się nawet najdzielniejszym. Prawdą jest, że im wyżej się znajdujemy, tym jest on bardziej bolesny. Nie myśli się wtedy o tym co już mamy, ale o tym czego nie zdołało się osiągnąć, co wymknęło nam się z rąk. Każdy dążący do sukcesu nie...