Pov Collins
Nie każdy czasem miał to szczęście, aby kogoś pokochać, wziąć z nim ślub, zestarzeć się, mieć dzieci, a następnie umrzeć w spokoju. Nie było tak i w tym przypadku. Jego życie dobiegło końca, został pogrzebany i leżąc w wilgotnej ziemi, jego dusza zapewne spoczywa w piekle tam gdzie jej miejsce. Mimo tego, że umarł nie odczuwałam żalu, nie raz mu tego życzyłam, aczkolwiek nie chciałam żeby umarł w tak młodym wieku za sprawą osoby, którą kocham. Nie życzyłam tego największemu wrogowi.
Śmierć nie była zła, ale nie była także wspaniała. Jedno było pewne - śmierć była o wiele prostsza niż życie wśród nienawiści na ziemi. Dla jednych była ona wrogiem, a dla innych ratunkiem od otaczającego ich świata, w którym nie mogli wytrzymać. Od każdego dnia, który przynosił im smutek, żal i tęsknotę. Od ludzi, na których wręcz nie mogli patrzeć, ponieważ byli tak bardzo zranieni.
Bo człowiek jest tylko człowiekiem, który mimo swoich błędów żyje w świecie nienawiści. Byliśmy tylko zmęczonym pokoleniem nastolatków...
- Jak się czujesz? - usłyszałam pytanie, które padło z ust David'a patrzącego na nagrobek Marco i stojącego obok mnie.
- Jest okey - szepnęłam i się lekko uśmiechnęłam. Przychodziłam tu co kilka miesięcy tylko po to, aby przeprosić . To nie była jego wina, a Justin go nie chciał zabić, ale nie miał wyjścia. Przynajmniej tak sobie wmawiałam, ponieważ nie znałam całkowitej prawdy.
- Josie - zaczął, ale mu przerwałam kręcąc głową - Wiem, że ci ciężko, ale...
- Nie David - zaśmiałam się smutno - Nie rozumiesz, nie opuściła cię osoba, którą kochałeś swoim całym sercem. Którą widziałeś codziennie, która doświadczała ci tak wiele radości i szczęścia, którą kochałeś - powiedziałam i spojrzałam na niego przez moment - Nie mów mi, że wiesz co czuję, bo nie wiesz - westchnął cicho, a ja odwróciłam wzrok - Nikt nie wie.
- Czemu go dalej kochasz? Dobrze wiesz, że odszedł raniąc przy tym ciebie, a ty dalej wierzysz że wróci - prychnął - Jest zwykłym tchórzem.
- I zarazem człowiekiem, którego szczerze nienawidzę, a jednak dalej kocham - szepnęłam z uśmiechem przypominając sobie nasze wspólne chwilę.
- Cholera Josie! - krzyknął - Popadasz w jakąś paranoję! Jeśli tak dalej będzie to go nie spotkasz , a wylądujesz w jakimś ośrodku.
- Zamknij się - warknęłam.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię - prychnął - Pokaż lewą rękę - powiedział, a ja pokazałam mu swój lewy nadgarstek.
- Widzisz tu jakieś cięcia? - zapytałam, a on pokręcił głową przygrywając lekko wargę - No właśnie, więc możesz być pewien, że się nie tnę. Skończyłam z tym.
Kłamałam i modliłam się wręcz, aby nie chciał żebym pokazała prawy nadgarstka.
- Niech ci będzie - mruknął i razem skierowaliśmy się do domu, gdy nagle dostał wiadomość i szybko spojrzał na wyświetlacz, a na jego twarzy pojawiła się powagą pomieszana z nutką radości - Pojedziesz dzisiaj ze mną na lotnisko odebrać znajomego - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Okey i tak nic nie mam do roboty - mruknęłam wchodząc do domu i kierując się do salonu - Kogo masz odebrać z lotniska? - zapytałam będąc ciekawa.
- Znajomy - machnął ręką odwracając spojrzenie. Nie mówił mi wszystkiego.
- Okey - szepnęłam - Jak tam u Heather? Nie widziałam jej od walk.
Zniknęła i przepadła zupełnie jak Justin, nie mogłam uwierzyć że te dwie sprawy mogą się łączyć, aczkolwiek moja wyobraźnia wymyślała już różne scenariusze.
CZYTASZ
Last Love
Teen FictionJuż prawie zdobyli piekło, gdy ono nagle upadło, a oni wraz z nim. Byli tylko nastolatkami, którzy czekali na odwzajemnioną miłość.