107

3.7K 76 11
                                    

*LUCY

Leżał, przytulając mnie. Czułam jego oddech na swojej szyi. Był spokojny. Za plecami czułam jego ciepłą klatkę piersiową. Wiedziałam, że musiał zdjąć koszulkę i zdziwiło mnie to.

Jego dłoń zaczęła lekko masować mój brzuch. Nogi zaplątał z moimi.

-myślałem, że wiesz-zaczął delikatnym głosem-jesteś dla mnie ważna, ważniejsza od nich. One nie są w ogóle ważne, a Ty tak-mówił powoli.

-przeczytałem mnóstwo książek o pięknej i prawdziwej miłości, ale zawsze myślałem, byłem pewien, że to brednie. Że nie można się zakochać w kobiecie. Że jesteście potworami, które same nas zmuszają do...-zatrzymał się na chwilę szukając odpowiedniego słowa-do czegoś co nazywacie uczuciem. Byłem pewien, że jesteśmy jak wasze kolejne trofea. Dlatego i ja zbierałem trofea. Miałaś być kolejnym, ale Lucy, ja nie potrafię tak z Tobą-wciągnął gwałtownie powietrze.

Przez chwilę panowała między nami cisza. Nie byłam pewna, czy powinnam się odezwać, czy czekać aż skończy.

-nie potrafię tak, bo zależy mi na Tobie. Kurwa Lucy, ja nigdy się tak nie czułem jak wtedy gdy jesteś obok. Od kiedy zeszłaś tu na dół nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mam na nic siły. Wtedy, w święta, gdy powiedziałaś, że chcesz wrócić do dziewczyn poczułem w środku ból. Miałem nadzieję, że mimo, że miałaś mnie za potwora, to choć trochę mnie lubisz...-

Nie wytrzymałam i odwróciłam się przodem do niego. Jedną dłoń położyłam na jego twarzy, lekko masując jego policzek.

-lubię Cię Billy. Popełniłeś w życiu kilka błędów, ale wierzę, że jesteś dobrym człowiekiem. Lubiłam wieczory i dnie spędzane z Tobą, były miłe i prawdę mówiąc jako nastolatka nje wierzyłam, z któryś chłopak może być tak słodki jak Ty-

W jego oczach pojawiła się radość. Przytulił mnie mocniej, a na jego usta wkradł się mały uśmiech.

-ale Billy, myślę, że jesteś chory, to nie jest Twoja wina. To nie jest normalne, że porwałeś nas i więzisz. Chcę Ci pomóc wyjść z tego, ale musisz ze mną rozmawiać, no i musisz je uwolnić-

-nie mogę, nie mogę, nie mogę-powtarzał kręcąc głową.

-dlaczego?-

-stracę chłopców, nie mogę och stracić-

-nie stracisz ich Bill, proszę przemyśl to-podniosłam się, żeby ucałować go w czoło.

-dobranoc-szepnęłam i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

Czułam jak powoli się unosi, więc pomyślałam, że brunet zasnął. Był zmęczony i niewyspany.

Zaczęłam kreślić palcem kółka na jego brzuchu. Po jakimś czasie kółka zmieniły się w szlaczki, szlaczki w litery, litery w słowa, a słowa zaczęły układać się w zdania.

-wtedy w łazience-odezwał się nagle, przez co podskoczyłam-to był 25 stycznia, jej urodziny. Myślałem o niej, choć nie chciałem. Jakoś tak wyszło. Ona zawsze mnie krytykowała, zawsze coś we mnie jej się nie podobało. Przez chwilę pomyślałem, że jesteś jak ona, przepraszam Lucy-

-wciąż myślisz, że jestem jak ona?-

-nie-

Uśmiechnęłam się i przytuliłam go.

Jesteście moje - Kontynuacja/ZakończenieWhere stories live. Discover now