dwa

7 2 0
                                    

Jax nienawidził bachora. Naprawdę go nienawidził.

Przez niego spartaczyli robotę i omal prawie nie umarli. W dodatku mieli udać się do kapitana i przedstawić mu, jak cudownie poszła misja. Pirat naprawdę nie miał ochoty tłumaczyć mu, jak zdołali rozbić statek z tak wartościowym ładunkiem.

Kątem oka spojrzał na Torena, który szedł obok niego ze spuszczoną głową. Był przerażony, cały się trząsł, ale co było mu się dziwić. Jeszcze nigdy wcześniej nie dostał reprymendy od kapitana, w każdym razie nie aż tak poważnej. To miał być jego pierwszy raz. Jax by go jakoś pocieszył, ale sam się bardzo denerwował. Ten towar był naprawdę ważny dla przyszłych interesów ich kapitana. Szczerze wątpił, czy obaj wyjdą z tego cało. Zostało mu tylko modlenie się w duchu, by kara nie była zbyt surowa. Chciał jeszcze pożyć przez jakiś czas.

Przed wejściem do kokpitu stało dwóch innych piratów, bliźniacy Jin i Gin. Patrzyli się na nich z szerokimi i okrutnymi uśmiechami pokazując przy tym swój zaskakujący brak uzębienia. Jax nie przepadał za tymi dwoma typami. Byli jedynymi terranami w załodze, podobnie jak on, i byli nie do rozróżnienia, co lubili często wykorzystywać. Oczywiście w swoich okrutnych żartach, które śmieszyły tylko ich. Nikt za nimi na statku nie przepadał, oprócz samego kapitana, który z niezrozumiałych dla wszystkich powodów, postanowił ich przy sobie trzymać i to zaskakująco blisko.

– Mamy nadzieję, że pierwsi dowiemy się, jaka kara was spotkała – powiedział jeden z nich (po tonie głosu Jax zgadywał, że mógł to być Gin), a następnie zachichotał. Obaj pokłonili się głęboko i otworzyli przed nimi drzwi. Ich szerokie uśmieszki były naprawdę podłe.

Jax nie odpowiedział im w żaden sposób. Wszedł pierwszy, a tuż za nim Toren, zgarbiony i lekko za nim schowany. Pirat przełknął gulę w gardle i wolnym krokiem podszedł bliżej panelu sterowania, przy którym stał kapitan, odwrócony do nich tyłem i patrzący w pustkę kosmosu, jakby nie zauważył ich nadejścia. Jax ostatni raz spojrzał na dzieciaka i pierwszy się odezwał.

– Kapitanie... – zaczął drżącym głosem, jednak ten od razu mu przerwał.

– Czy pozwoliłem zabrać tobie głos? – jego ton był ostry i poważny. Jax zapadł się w sobie. Resztki jego odwagi wyparowały, a z twarzy odpłynęła krew. Już wiedział, że nia ma w ogóle co się łudzić, ma mocno przerąbane. Jeszcze raz spojrzał na Torena, który wyglądał o wiele gorzej niż sprzed chwili. Ledwo trzymał się na nogach. Wzrokiem powrócił do kapitana, który w dalszym ciągu nawet się nie odwrócił. Tym razem przeglądał coś na datapadzie, którego trzymał w ręku.

Jax niemalże się wzdrygnął, gdy nagle do kapitana podeszła jedna z piratek. Początkowo nawet nie zauważył, że w kokpicie było więcej osób niż ich trójka. Był zbyt zdenerwowany, by w ogóle zwracać uwagę na otoczenie. Dwie kolejne osoby stały na drugim końcu pomieszczania, byli do siebie mocno ściśnięci. Najwidoczniej stało się coś z elektroniką, bo nagle buchnęło niebieskimi i białymi iskrami, a światło w kokpicie się wyłączyło. Jedyne światło pochodziło już tylko z awaryjnych kontrolerek i z panelu sterowania.

Kapitan westchnął głęboko, ale nic nie powiedział, jednak załoga wiedziała, że szybko muszą naprawić swój błąd. Piratka szybko wręczyła coś kapitanowi i kłusem podbiegła do dwójki pozostałych osób. Chwilę później w kokpicie znów świeciło ostre światło od białych halogenów.

Ich szef w końcu się odwrócił tyłem do hartowanego okna i spojrzał krytycznym okiem na Jaxa i Torena. Najpierw zmierzył ich od góry do dołu, a potem próbował chyba coś wyczytać z ich twarzy, chociaż starszy z tej dwójki nie rozumiał po co, przecież widocznym było, że byli mocno przerażeni. Ponownie ciężko przełknął gulę w gardle.

Piraci kosmosuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora