III. Jeśli tu przyszliście, umrzecie

Start from the beginning
                                    

    W czasie, gdy harcerze znajdowali swoje grupy, Zuzia podbiegła do Krzyśka, rozmawiającego z Antkiem i Leonem. Niewiele myśląc, obróciła chłopaka w swoją stronę i spojrzała w jego ciemne oczy. Uśmiechnął się jak to on i spojrzał na nią zdziwiony.

    — Co jest, Dzwoneczku? — zapytał łagodnie, a ona uniosła się na palcach, kreśląc mu znak krzyża na czole. Przymknął oczy, czując jej chłodne palce i po chwili poczuł na skórze delikatne muśnięcie drżących warg. Opadła na ziemię i już miała cofnąć rękę, gdy przytrzymał jej dłoń.

    — Bez Niego nie wygramy — szepnęła, a on dostrzegł medalik na jej szyi; nieco przybrudzony, dawno nie-srebrny owal z Matką Boską Niepokalanego Poczęcia. Delikatnie ujął go w dłonie i popatrzył na dziewczynę w niebieskiej sukience z białymi stokrotkami. Tak cholernie niepraktyczna, pomyślał, po czym uśmiechnął się lekko. Zuzia zacisnęła usta, nie widząc co powiedzieć, a on sięgnął do kieszeni po telefon. — Co robisz?

    — Chodź tu. — Otoczył ją ramieniem. — Nie mam nieśmiertelnika, ale... Uśmiechnij się. — Włączył przedni aparat i chwilę później w pamięci telefonu zapisało się zdjęcie ich dwójki. — Z czymś trzeba iść do powstania. — Posłał jej uśmiech.

    — E, Romeo, skończyłeś? — Lew szturchnął go w ramię. — Bierz WZ-tę i chodź. — Wcisnął mu karabin, po czym posłał Zuzi przydługie spojrzenie. Dziewczyna spuściła głowę; zaraz ją jednak podniosła, spoglądając na przydzielone jej sanitariuszki. Patrzyły na nią z przerażeniem, lecz ona tylko przytuliła najmłodszą z nich. Będzie dobrze, zdawały się mówić jej oczy. Jeśli tu przyszłyście, walczycie o wolność.

    Mała i Karo zostały przydzielone do łączności; zwinna zastępowa i przebiegła przyboczna doskonale radziły sobie w tej "branży" podczas okupacji. Zawadzka była bezwzględna, potrafiła zwabić Niemca w ciemny zaułek Różanych Schodków i bez skrupułów wbić mu nóż w brzuch. Witos wyglądała na bezbronną szesnastolatkę, którą przepuszczano w tramwajach i oferowano kromkę chleba, bo wyglądała jak siedem nieszczęść; wychudzona i wiecznie blada, z dużymi, szarymi oczyma. Patrzyła nimi teraz na Antka, który rozmawiał z Tianą, prywatnie Adą Tomaszewską, jedną z komendantek szkoły zastępowych. Witos przełknęła ślinę i przygryzła wargi, gdy Zawadzka stanęła obok niej z VIS-em.

    — Masz, nie postrzel się tylko. — Wcisnęła jej go w ręce i powiodła za wzrokiem dziewczyny. — Co? Bujasz się w Aniołku? — Wyjęła z kieszeni gumę i włożyła ją do ust.

     — Plotki. — Marianka odwróciła wzrok i westchnęła cicho. Zawadzka pokiwała głową, po czym wbiła ręce w kieszenie nieco znoszonych, czarnych dżinsów.

     — Bajeczki możesz opowiadać Zawiszakom, jak nie zginą w kanałach — rzuciła bez namysłu. — Lecisz na niego na bank. — Mlasnęła przy kolejnym przeżuciu gumy. — Chociaż i tak gorsza jest Dzwonka z tą swoją marną próbą podbicia do Fiołka. Wszyscy wiedzą, że się nie wylizał z traumy po Szucha. — Oparła się o ścianę i wciągnęła powietrze nosem. — Jak któreś z was nie zginie to będzie cud. A w cuda i Boga nie wierzę. — Prychnęła, po czym odeszła kilka kroków do reszty łączniczek. Mała zacisnęła mocno usta.

     Karo była zupełnie inna niż Dzwoneczek. Zuzia charakteryzowała się czułością, wrażliwością i zrozumieniem. Gdy podczas łapanki zginął cały ZZ Marianki, to właśnie Dzwonek zaopiekowała się nią i przyjęła do swojej drużyny. Robiła jej czarną herbatę z miodem, który zdobyła na Bazarze Różyckiego na Pradze (nikt nie wiedział w jaki sposób, gdyż Praga słynęła z dobrych papierosów i taniej wódki podczas wojny) i potrafiła siedzieć z nią na balkonie swojego domu na Bielanach i nucić stare, przedwojenne piosenki. Szczególnie upodobały sobie podśpiewywanie "Agnieszki" i ulubionego fragmentu Dzwonek — "Było ciepłe lato, choć czasem padało. Dużo wina się piło i mało się spało", choć sama szatynka nigdy nie piła alkoholu.

    Karolina zaś była wiecznie zabiegana, nieobecna i jakby odcięta od tego, co działo się w sercach jej przyjaciół. Nie lubiła rozmów i zwierzeń, była cięta i pełna dystansu do uczuć. Rzadko też o nich mówiła w towarzystwie. Lubiano ją jednak za jej obowiązkowość, co do powierzonych zadań i solidność w ich wykonywaniu. Jeśli chodzi o bycie w oddziale, zdecydowanie nie pełniła roli persona non grata. Czasem tylko postulowano, by zmienić jej pseudonim na "Narcyz", jednak tylko wtedy, gdy wiedziano, że na pewno tego nie usłyszy.

    — "Dziewczyny lubią brąz", co nie? — Antek wyszedł z sali matematycznej w panterce i położył ręce na biodrach. — Cool wyglądam? — Zaśmiał się, a Amnezja i Lew westchnęli ciężko.

    — Myślę, że Niemcy będą mieć to w dupie — uznał Leon, a Krzysiek tylko przełknął ślinę. Wskazówka na jego zegarku przesuwała się coraz szybciej i szybciej. Chłopak spojrzał w miejsce na ścianie, gdzie kiedyś znajdował się drewniany krzyż i przełknął ślinę.

    Czas na godzinę W, Boże, szepnął w sercu. Dla jednych to godzina Walki, dla innych Wolności. Może to inne imię Wojny czy Warszawy. Dla mnie to godzina Wiary. Chcę wierzyć, że to wszystko się uda. Że nam się uda.

    Wtedy nikt mu nie odpowiedział. Tylko o siedemnastej zawyły syreny. I miasto.

Status: WojnaWhere stories live. Discover now