Wypchała motor pod samą bramę garażową, by przypadkiem żaden domownik nie próbował mnie zatrzymać. Przerzuciłam nogę przez maszynę i wsunęłam kluczyk do stacyjki. Od odpalenia motoru do wyjazdu miałam tylko parę sekund nim zleci się ochrona i spróbuję mnie powstrzymać. Jak znam, życie udałoby im się to z pewnością. Poprawiłam rękawiczki na dłoniach, opuściłam szybkę. Kliknęłam przycisk otwierający bramę. Gdy zauważyłam, że po drugiej jej stronie nikogo nie ma, przekręciłam kluczyk. Silnik obudził się do życia, na jego dźwięk mimowolnie zareagowałam uśmiechem. Przyjemne wibracje przeszły mi po ciele. Kliknęłam pilota otwierającego bramę wjazdową. Gdy zaczęła powoli się rozsuwać, ruszyłam do przodu.

   W ciągu kilku sekund wyjechałam na główną ulicę. Skręciłam w prawo i wiedziona instynktem, udałam się w jedyne miejsce, jakie przyszło mi na myśl. Miejsce, w którym ostatnim razem byłam z mamą, jeszcze zanim nastąpiła remisja. Od Shellness dzielił mnie spory kawałek. Przez centrum przejechałam starając się nie łamać przepisów drogowych, by nie rzucać się mundurowym w oczy. Był niedzielny poranek, więc na drogach nie panował aż taki ruch, jak w tygodniu. Płynnie lawirowałam między samochodami. Ten motor prowadził się jak marzenie. Musiałam się nim nacieszyć, póki miałam na to okazję. Bo bez wątpienia wpakowałam się w kłopoty. Czy się tym przejmuje? Niekoniecznie. Potrzebowałam chwili swobody i tej wolności, a motor tylko mi to ułatwił. Po raz pierwszy od postrzału mogłam odetchnąć, ale tak naprawdę.

  Po mniej więcej godzinie dotarłam do celu. Zaparkowałam motor na przydrożnym parkingu. Nie chciałam jechać aż do głównej plaży, tam mogliby się kręcić jacyś turyści. Tu gdzie teraz stałam, byłam sama. Zasiadłam z maszyny i ściągnęłam kask. Zawiesiłam go na kierownicy, a kluczyki schowałam do małej kieszeni, umieszczonej na piersi. Podeszłam do niewielkiego murku oporowego, który odgradzał drogę od piachu i kamieni. Usiadłam na nim, jedną nogę ustawiłam tak, bym mogła na niej swobodnie się oprzeć ramionami. Pięknie tu, odetchnęłam głęboko. W tym miejscu Tamiza kończyła swój bieg i wpadała do morza. Wokół panowała cisza, żadnego samochodu, żadnych ludzi. Słychać było tylko szum wiatru i niewielkie fale rozbijające się o brzeg. Uwielbiałam to miejsce, tu mogłam się wyciszyć i przestać myśleć, obierając sobie za punkt obserwacyjny wodę.

   Gdy wiatr się nasilił, przez co musiałam co rusz ogarniać włosy z twarzy, zeskoczyłam z murku. Ruszyłam po piachu w stronę falochronów. Pamiętam, że jak byłam mała, próbowałam po nich chodzić, utrzymując równowagę. Drewno było śliskie i nie skończyło się to najlepiej. Mimo tego, że mama mnie ostrzegała, byłam tak uparta, że po tej wyprawie kilka godzin spędziliśmy w szpitalu na licznych prześwietleniach i opatrywaniu ran. Do tej pory posiadam bliznę na biodrze.

   Podeszłam do linii brzegowej i przykucnęłam. Wyciągnęłam rękę i czekałam aż fala dopłynie do mnie. Woda była lodowata. Zrobiłam kilka kroków w tyl i usiadłam na mokrym piachu. Zapatrzyłam się na kłębiące się chmury na niebie. Rękoma objęłam kolana i oparłam na nich brodę. Tęskniłam za mamą. Wstyd się przyznać, ale ostatnio tyle się wydarzyło, że nie miałam czasu rozmyślać o tym, że jej już nie ma. Widocznie ten u góry miał powód, by mi ją zabrać tak szybko.

— Nie powinnaś siedzieć tu sama. – Dobiegł mnie czyjś cichy głos.

   Poderwałam gwałtownie głowę do góry. Byłam tak zapatrzona, że nie usłyszałam, że ktoś się zbliża. Co on do diabła tu robi? Nataniel stał obok, ubrany w granatowe jeansy i szarą bluzę. W takim wydaniu go jeszcze nie widziałam.

— Myślałam, że to ochrona – palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy.

  Nie chciałam by wiedział, jak zdziwił mnie jego przyjazd tutaj.

— Ochrona jest tam. – Wskazał głową w stronę parkingu i usiadł obok mnie.

   Obejrzałam się przez ramię, gdzie stały nowe samochody. Jeden obok mojego motoru a drugi kawałek dalej. Przewróciłam oczami i zwróciłam się z powrotem w stronę wody. Nawet nie chciałam wiedzieć jak długo tu stoją. Tym bardziej teraz nie miałam ochoty wracać do domu.

— Co tu robisz?

— Wspominam – odpowiedziałam nie patrząc na niego.

   Siedział zdecydowanie za blisko. Miałam wrażenie, że przez kombinezon, który miałam na sobie czułam bijące od niego ciepło. A to przecież niemożliwe! W tej chwili nie ufałam sobie, nie miałam odwagi spojrzeć na niego. Nie chciałam rozmawiać o tym, co się stało w kuchni, bo to nie powinno się wydarzyć.

— To dobre wspomnienia? – głos miał opanowany i cichy.

  Dekoncentrowało mnie to trochę. Szczerze mówiąc, myślałam, że też będzie zły o to, że wzięłam motor bez pozwolenia i wyjechałam bez ochrony. Wnioskuję to po tym, jakie wojny toczyłam z bratem o moje dwa cienie a Nataniel będąc często w domu dziadka, brał w nich udział.

— Bardzo dobre, mama często mnie tu zabierała – po co ja mu to mówię?

   Zapadła między nami cisza, lecz nie była ona niezręczna. Czułam, że nie tylko ja zatopiłam się w swoich myślach, Nate też to uczynił.

Przyszłość, która nadejdzie Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang