⭐️ opowieść właściwa ⭐️

517 34 159
                                    

Zakon Prawych i Sprawiedliwych powstał gdy jego kanclerz Lech zaczął zyskiwać coraz większe poparcie wśród ludu domagającego się odtajnienia dokumentów z okresu Galaktycznej Republiki Ludowej. Uwielbiany przez wszystkich przywódca miał brata, Jarosława, który przejął władzę po tragicznej śmierci Lecha w katastrofie statku kosmicznego. Od tego czasu rządy zaczęły nabierać cech autorytaryzmu, a wśród mieszkańców galaktyki zaczęło być zauważalne coraz większe niezadowolenie z sytuacji. Coraz większe grupy ludzi i innych istot zamieszkujących wszystkie planety zaczęły przyłączać się do Federacji Lewych, którzy stanowili zdecydowaną opozycję w stosunku do organów sprawujących władzę. Wyróżniała ich przede wszystkim otwartość, radość z życia i towarzyszące im wszędzie tęczowe barwy. Pod wodzą liderów Rebelii, uśmiechniętego Bierdona i silnego Adrianberga, każdego dnia starają się udowodnić wszystkim, że władza ich oszukuje, krzywdzi i kradnie denary ze zbiorowego funduszu. Pomimo wszelkich przeciwności losu Zakon Prawych i Sprawiedliwych posiadał stałą grupę zwolenników, wśród których największą część stanowił Międzygalaktyczny Związek Konfederatów, którzy oprócz podobnych poglądów na kwestie społeczne i gospodarcze, mieli równie silną potrzebę sprawowania władzy. Przywódcą tego ugrupowania był imperator Korwiniusz, mężczyzna potrafiący stanowczo przedstawić swoje zdanie i nie przejmujący się opinią innych. Konfederaci już od najmłodszych lat wychowywani byli w duchu tradycji i wolności obywatelskiej, z pełnym przekonaniem, że należą im się wszelkie dobre dostępne w Galaktyce. To właśnie te wartości od małego wpajane były Krzysztofowi pseudonim Bosak, który na tyle zainteresował się polityką, że już w wieku młodzieńczym zaczął pełnić funkcję doradcy imperatora Korwiniusza.

Bosak jednak coraz częściej zastanawiał się nad swoją przynależnością partyjną. Zaczęło się to pewnego dnia, kiedy to planeta Sejm, zajmowana przez Zakon Prawych i Sprawiedliwych oraz ich sprzymierzeńców, ustawiła się w jednej linii z Wiosenną Gwiazdą, czyli siedzibą Federacji Lewych. Taka sytuacja miała miejsce raz na kilkaset lat, dlatego zostały zarządzone huczne obchody. Nie obyło się jednak bez problemów. Uśmiechnięty Biedron od długiego czasu planował przelot tęczowych statków z jednej planety na drugą. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, jednak po upływie krótkiej chwili Lewi zostali osaczeni przez  wrogie im maszyny R2-Narodow-D2, będące na usługach imperatora Korwiniusza. Atmosfera zaczęła robić się gorąca, w powietrzu czuć było narastający konflikt. Doszło do użycia broni zamontowanej w statkach Konfederatów. Na planetę Sejm dotarły tylko najsilniejsze jednostki Lewych, a wśród nich księżniczka Iggy, która swoim lewactwem zarażała poddanych, a gdy tylko zaczynała przemawiać, tłum milknął, a w tle dało się słyszeć anielskie chóry śpiewające „Delfina", utwór skomponowany specjalnie na jej życzenie przez wirtuoza Bedopsa.

Iggy na zewnątrz wydawała się być bardzo silną i rozsądną kobietą. W środku jednak czuła ogromny niepokój, ponieważ kiedy urodziła się, miejscowa wyrocznia przepowiedziała jej, że to ona będzie tą, która pomoże przywrócić ład i harmonię w galaktyce. Warunek był jeden - musiała znaleźć Wybrańca, czyli jednego z Zakonu Prawych i Sprawiedliwych bądź z ugrupowań mu sprzymierzonych, który jako jedyny potrafi władać Mocą i zarazić go lewactwem. Mając te słowa w pamięci, Iggy wiedziała, że choć sytuacja jest bardzo trudna, to być może właśnie tak wygląda jej szansa na uratowanie galaktyki. Wysiadła więc ze swojego statku, poprawiła różowe włosy i ruszyła prosto do budynku przypominającego cyrk, by porozmawiać z kanclerzem Jarosławem. Miała nadzieję, że Bierdon oraz Adrianberg jakoś poradzą sobie z nieprzyjacielem i że mimo wszystko niewielu Lewych ucierpiało w wyniku tego ataku. To było tylko jedno z licznych zmartwień księżniczki. Okazało się bowiem, że aby wejść do „cyrku" trzeba przedrzeć się przez żywopłot, odpowiedzieć na pytanie zadane przez czarnego, błyszczącego kota, przepłynąć wpław rzekę wypełnioną napojem energetycznym Monster Ultra i w końcu wejść do budynku pokonując 474747 schodków zrobionych z bardzo śliskiego marmuru. Iggy wzorowo poradziła sobie z przeszkodami i już miała łapać za klamkę, ale wyprzedził ją pewien mężczyzna. Miał brązowe włosy ułożone w taki sposób, że księżniczka była przekonana o tym, że spędził bardzo dużo czasu na ich układaniu, niebieskie jeansy z nogawkami zawinięte w charakterystyczny sposób, białą koszulę i szarą marynarkę.

- Dziwne - pomyślała Iggy. - Nikt z mieszkańców Sejmu nie ubiera się w tak elegancki sposób.

Tajemniczy mężczyzna uśmiechnął się do niej i przepuścił ją w drzwiach. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i pewnych krokiem udała się w stronę gabinetu kanclerza. Jakież było jej zdziwienie, kiedy w środku, oprócz Jarosława, zastała imperatora Korwiniusza oraz mężczyznę w szarej marynarce.

- Czego chcesz? - burknął Korwiniusz.
- Wasi ludzie zaatakowali statki lecące z Wiosennej Gwiazdy. Nie taka była umowa - odpowiedziała Iggy.
- Tak to jest z umowami, nikt jej nie spisał, więc nie masz żadnych dowodów złotko - odezwał się Jarosław.
- Naprawdę nie macie w sobie żadnych ludzkich odruchów... Nie znacie pojęć takich jak empatia, miłość, szacunek czy tolerancja. Powinniście się wstydzić, zwłaszcza, że wasi przodkowie dokładnie o te wartości walczyli, a wy tak często powołujecie się na tradycję! - Iggy podniosła głos, obróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.

Stamtąd udała się prosto do Sejmowego ogrodu, aby ukoić nerwy i przemyśleć, jaki powinien być jej kolejny ruch. Kiedy usiadła na jednej z kamiennych ławek, tuż przy dużej starej lipie, przysiadł się do niej mężczyzna w szarej marynarce.

- Nazywam się Krzysztof. Tak jak ta lipa - zaśmiał się nerwowo. - Dlatego wszyscy mówią na mnie Bosak...
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała księżniczka.
- Chciałem porozmawiać. Słuchałem tego, co wykrzyczałaś w gabinecie i czułem, jakbyś brała słowa prosto z mojego serca i wypowiadała je w tak piękny sposób. Wiesz księżniczko, ja chyba tu nie pasuję i mam wrażenie, że ta planeta mnie nie chce. Kiedy tylko myślę o Lewych, dzieją się zle rzeczy - coś wybucha, drzewa zaczynają wysychać...

Iggy spojrzała na Krzysztofa. Wiedziała z kim ma do czynienia. Tuż obok niej siedział Wybraniec, ten który mil jej pomoc przywrócić równowagę w galaktyce. Wyjęła z kieszeni tęczowa flagę i zarzuciła ją Bosakowi na ramiona w taki spodoba, że oboje byli nią przykryci. Spojrzała mu prosto w oczy i złożyła na jego ustach szczery pocałunek. Kiedy ich wargi zetknęły się, chory anielskie zaczęły śpiewać „Delfina", co miało symbolizować spełnienie się przepowiedni. Harmonia nie trwała jednak długo.

- Co się ... - zaczął Bosak i padł zemdlony.

Iggy odwróciła się. Tuż za nimi stał Korwiniusz trzymający w ręku ogromny blaster, z którego strzelił do swojego asystenta.

- Tak to zawsze robią szuje, wszystko wszystkim obiecuje, że będziemy w mig bogaci, a nie pyta kto zapłaci, dla planety ratowania, zamiast lecieć do lewactwa, trzeba wziąć takiego drania, obciąć jaja, albo gorzej - powiedział.

Wybraniec Mocy | Krzysztof BosakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz