021 ■ nothing breaks like a heart

1.8K 237 400
                                        

Rozdział jest chyba najgorzej napisanym w mojej karierze. W ostatniej chwili zmieniłam całą koncepcję pewnego wątku, co okazało się błędem. Jestem kompletnie niezadowolona, ale może wam się spodoba.

Przypominam wam bardzo serdecznie, że jeśli jednak wam się spodobało, to możecie oddać głos czy skomentować.

Miłego czytania:)

PS Piosenka nie jest tu bez znaczenia.

•••

Anne wpatrywała się w ciemny sufit swojego pokoju, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że leży w tym stanie od kilku dobrych godzin. Kiedy kładła się do łóżka tego wieczoru, wiedziała, że będzie ciężko jej zasnąć, ale nie że aż w takim stopniu.

Za każdym razem kiedy zamknęła oczy, odtwarzała pocałunek z Gilbertem. Mogła niemal poczuć zapach jego perfum na swojej skórze. Kiedy tylko najdrobniejsze szczegóły przychodziły do jej głowy, serce przyspieszało jej gwałtownie, oddech stawał się coraz bardziej płytki, a po ciele rozlewały się dreszcze.

Mogła poczuć jego dotyk na sobie. To kiedy pogłębiając pocałunek, przyciągał ją bliżej siebie. Kiedy zaciskał swoje palce na jej plecach. Mogła poczuć drżenie jego ciała, kiedy trzymał ją w swoich ramionach.

Tym bardziej nie rozumiała jego reakcji po wszystkim. Czy żałował, a może była tak słaba w całowaniu, że Blythe się zniechęcił? Przed wszystkimi mogła udawać, że wszystko było w porządku, ale w środku serca wiedziała, jak bardzo bolało ją jego zachowanie.

Zostawił ją bez słowa wyjaśnienia.

I to nie tak, że nie próbowała się z nim skontaktować. Napisała do niego SMS, czy wszystko było u niego w porządku, ale nigdy nie doczekała się odpowiedzi. Nie wysłała więc kolejnej. Przecież nie mogła się jemu narzucać.

Może po prostu ten pocałunek nic dla niego nie znaczył.

I gdzieś między drugą a trzecią godziną przysnęła. Śniła o ciemnym pomieszczeniu, w którym chciała szukać bruneta, ale jedyne co tam znalazła to kompletna pustka. Potem sen się zmienił i Anne przeniosła się z powrotem na bal, kiedy wraz z przyjaciółmi siedziała przy stole, a Gilbert wypowiedział słowa „Zemsta jest pierwszym krokiem do przebaczenia".

I wtedy się obudziła. Z łóżka podniosła się na tyle gwałtownie, że zakręciło się jej w głowie. Z zaskoczeniem dziewczyna zauważyła, że jest już dzień. A raczej ledwo dzień. Rudowłosa rzuciła się na swój telefon, ale nie było tam żadnej wiadomości. Kiedy zobaczyła jednak godzinę, dostała niemal palpitacji. Wstawanie o ósmej rano w wolny dzień był jak strzał w kolano.  

Wiedziała, że miała się skupić na odnalezieniu rozwiązania tej zagadki, ale jej myśli raz po raz wracały do Gilberta i powodu, dla którego się nie odzywał do dziewczyny. Nie mogła się skupić nawet na czytaniu książki, którą znała idealnie na pamięć. Dwukrotnie posoliła swoją herbatę, zamiast ją posłodzić. Zamiast umyć włosy szamponem, umyła balsamem do ciała, który stał na tej samej półce. 

Jej przyjaciele na szczęście o niczym nie wiedzieli i nie dobijali się do niej. Napisała im tylko, że musi pomóc rodzicom w domu, a oni życzyli jej miłego weekendu. Jednak miły on nie był. Więc całą sobotę i pół niedzieli spędziła w stanie w połowie wegetatywnym, albo wpatrując się w telefon, albo w sufit, albo bezmyślnie w telewizor. 

Miała dziwne przeczucia, a z każdą minutą one tylko się pogłębiały. 

Wiedziała jednak, że nie może czekać wiecznie na wiadomość od jakiegoś chłopaka i uznała, że zachowuje się odrobine patetycznie. Wykąpała się więc i usiadła do lekcji, odrabiając od razy wszystko do przodu. Nie znosiła być nieprzygotowana do czegokolwiek, a w szczególności już do szkoły.

Anyway ■ Shirbert (I&II)Where stories live. Discover now