Rozdział 24

18.5K 1.3K 484
                                    

Porażka. Dokładnie tam określiłbym sam siebie w tym momencie – jako największa niepowodzenie tego świata. Czego się nie dotknąłem – obsypywało się w pył, wszyscy których obdarzyłem zaufaniem – kończyli zranieni. Ludzie odchodzą i przychodzą, ale gdybym ich nie zmuszał, sprawy wyglądałyby inaczej.

Zawiodłem. Zawiodłem siebie, zawiodłem ją. Po miesiącach, kiedy w końcu daliśmy spokój z udawaniem, wszystko się popsuło. Odsunęliśmy się od siebie… Nie, to ja ją odepchnąłem, bo nie potrafiłem znieść myśli o kimś innym w jej życiu, kto był ważny. Teraz byliśmy jak dryfujące statki na morzu, rozchodząc się w dwie różne strony. Z mojej winy.

Chrissie była wszystkim tym, co było dla mnie dobre. Drogowskazem, przyjaciółką, miłością. Połową mnie, którą nie spodziewałem się nigdy ujrzeć. Patrzenie na jej skupioną twarz przynosiło spokój, całowanie smakowało jak niebo.

Patrzenie na rudą dziwkę pode mną nie budziło emocji, było bardziej rozładowaniem frustracji. Tylko seks, zero emocji które mogłyby zniszczyć człowieka. Dziura, do której się wkłada, wyjmuje i wychodzi.

Agresywnie dokończyłem stosunek i nie mówiąc wiele wstałem z prowizorycznego łóżka i zapiąłem spodnie, rzucając pliczek banknotów w kobietę i wyszedłem, rozchylając zasłony chroniące pokój przed wzrokiem wścibskich. Blondynka stojąca przy ladzie burdelu skinęła do mnie głową, uśmiechając się sztucznie.

- Dziękujemy i zapraszamy ponownie – odezwała się chrypiącym głosem i zatrzepotała obrzydliwie rzęsami. Prychnąłem i ostatecznie opuściłem przybytek, zastanawiając się nad wyborem kolejnego baru. Bo teraz… teraz chodziło tylko o zabawę.

Ranek po naszej kłótni… Po prostu wyszedłem. Na jedno piwo, które trwało nadal. Zaliczyć wszystkie kluby w mieście? Dlaczego nie. Wydać ostatnie pieniądze na tanie dziwki które nie potrafią dobrze obciągnąć? Spoko.

Alkohol.

Narkotyki.

Seks.

Pieniądze.

Życie było cudowne.

Telefon milczał, nikt do mnie nie dzwonił, nikt się nie martwił. Obawiałem się na początku, że będzie dzwoniła do mnie, martwiąc się, sprawdzając czy żyję, ale… Nie było tego, jakby kompletnie sobie odpuściła. Winić jej nie mogłem, ale w jakiś sposób zabolało. Nie ignoruje się Ashtona Irwina, na miłość boską.

Nie patrząc nawet na nazwy klubów wchodziłem do nich, wypijałem kilka mocnych drinków, tańczyłem, brałem jakąś dziewczynę do łazienki, ruchałem, i wychodziłem do następnego miejsca. Proste? Proste.

Zielony neon świecił zachęcająco, oferując zniżkę na alkohol do godziny dwudziestej trzeciej, więc niewiele myśląc, minąłem bramkarza i wszedłem do dusznego pomieszczenia. Torując sobie drogę do baru zwróciłem uwagę na nieproporcjonalną liczbę mężczyzn na parkiecie.

Szlag, klub dla gejow.

Czułem spojrzenia na sobie, kilka prób złapania mnie za tyłek, ale moja zniesmaczona mina szybko sprawiła, że dostawiający się do mnie, zalani faceci odpuszczali. Bycie atrakcyjnym dla obu płci jest kurewsko ciężkie.

Odebrałem Martini od uroczej blondynki, której uśmiech miał w sobie coś, co ukuło mnie w tył głowy; bardzo przypominała mi Chrissie, a przecież cały plan polegał na tym, żeby o niej zapomnieć. Kurwa.

Pluszowa niebieska kanapa na której usiadłem była pusta, prawdopodobnie dlatego, że jej drugi koniec był zwyczajnie zarzygany. Przytknąłem szklaneczkę do ust, wypijając powoli łyk palącego płynu i ignorując nieznośny zapach.

Trouble / Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz