Rozdział 52

Beginne am Anfang
                                    

Postanowiłam jednak, że pokażę mu moją radość spowodowaną miłym zaproszeniem. Mimo, że wyznałam mu uczucie on dalej chciał mnie na swojej imprezie. To całkiem sympatyczne, ale... Właściwie to nie wiedziałam, od kiedy Remus organizuje jakiekolwiek imprezy.

- Z jakiej okazji ta impreza?

- Tak wiesz... Po prostu. Bez okazji, аle możnaby uznać, że jest na pożegnanie wakacji. Przyślę ci listownie wszystkie szczegóły. - pokiwałam głową.

- Świetnie. Chciałam jeszcze tylko zapytać... Co będzie między nami? Znaczy się... Wiesz, o co mi chodzi. Czy moje wyznanie coś zmienia?

- Ogromnie zmienia. - mruknął pod nosem, najwidoczniej z nadzieją, że go nie usłyszę. Potem jednak dodał głośniej: - Nic nie zmienia. Możemy przecież dalej się przyjaźnić i...

-... I zachowywać jak gdyby nigdy nic się nie stało. - wtrąciłam mu w połowie zdania.

Złamało mnie to, a oliwy do ognia dodało skinięcie głową chłopaka. Zadrżała mi warga. Dotarło do mnie, że jestem na granicy płaczu, kiedy drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszła pani Potter z koszem na pranie w rękach. Na nasz widok zrobiła krok w tył i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Oh, wybaczcie mi! Nie wiedziałam, że tu jesteście. - wyszła tyłem z pomieszczenia, a gdy odwróciła się, by zamknąć drzwi, zatrzymałam ją.

- Spokojnie, proszę pani. Już wychodzimy.

W normalnych okolicznościach chwyciłabym chłopaka za dłoń i pocigąnęła za sobą, by dokończyć rozmowę w miejscu, w którym nikt by nam nie przeszkodził, ale w tym momencie pragnęłam, by zniknął mi z, przepełnionych wtedy łzami, oczu. Na moje nieszczęście zauważyła je Euphemia, gdy przechodziłam obok w celu wyjścia z łazienki.

- Emillie, skarbie, zostań proszę na sekundkę. - złapała mnie delikatnie palcami za rękaw, odprawiając Remusa. Powędrowała za nim wzrokiem, a kiedy zniknął za drzwiami pokoju Jamesa i zamknął je z lekkim trzaskiem, poprowadziła spowrotem w głąb pomieszczenia.

Wskazała mi, bym usiadła na zamkniętej klapie toalety. Zatrzasnęła drzwi, postawiła koszyk na szafce, opierając się o nią oraz obdarzając mnie zrozumieniem, mimo, że nie zdążyłam jej jesczsze nic powiedzieć.

- Co powiedział ci Remus?

Pierwsza łezka przecięła mój policzek po wytrawałej walce ze mną. Wcale nie uśmiechało mi się płakanie tuż przed mamą przyjaciela.

- Rzecz w tym, czego mi nie powiedział. - uśmiechnęłam się blado, co dziwnie kontrastowało z moim aktualnym samopoczuciem.

- Wiem, jak to jest być nastolatką. Wbrew pozorom sama kiedyś nią byłam. - uchwyciłam lekkie zmarszczki przy oczach i dołeczki w policzkach, kiedy roześmiała się. Również uśmiechnęłam się na te spostrzeżenie. - I wiem też, jak to jest być zakochaną nastolatką.

- Właściwie to nie jestem pewna, czy.... - wtrąciłam, lecz kobieta natychmiastowo mi przerwała.

- Skarbie, nie bój się tego. "Zakochanie" może wcale nie jest zbyt dużym określeniem na twoją sytuację. - jej rozpromieniona twarz zdawała się jakby namawiać mnie do uwierzenia we wszystko, co mówi. Bo jak nie ufać tak niewinnie wyglądającej kobiecie? Ktoś, za kim kryje się taka radość i pozytywność nie mógł kłamać.

Pani Potter mogłaby przekonać mnie do wszystkiego, posługując się jedynie swoim wyrazem twarzy. Nawet, gdyby zaczęła mi wmawiać, że jestem jedynym, wielkim gumochłonem zapewne uwierzyłabym i w to. Bo przecież mówi z takim przekonaniem, wiarygodnością.

- Właściwie to nie ma większego znaczenia. Ta sytuacja jest beznadziejna, a moje uczucia nie mają znaczenia. Remus i tak ich nie odwzajemnia. - poczułam ponownie napierające na mnie emocje, które koniecznie chciały wycisnąć ze mnie coraz więcej łez. Gardło zacisnęło się boleśnie podobnie jak pięści podczas walki z samą sobą.

- Czy powiedział ci, że ich nie odwzajemnia? - uniosła brew kobieta.

Zastanowiłam się przez chwilę, tym samym odwodząc swoje myśli od płakania. Może to i dobrze?

- Powiedział, że... - zająknęłam się, niemalże dławiąc łzami, kumulującymi się w środku. Kiedy tylko przestanę je powstrzymywać, ułożą się w wodospad nieodwazemnionych uczuć, który spłynie po mnie jak kubeł zimnej wody. Ale czy otrzeźwi mnie tak samo? Nie sądzę. - Powiedział, że chce, by to nic nie zmieniło w naszej dotychczasowej relacji. Odrzucił mnie.

Nie kontrolowałam następnego szlochu, który wydarł się z moich ust, gdy pani Potter odepchnęła się od ścianki szafki, zbliżając do mnie. Jej oczy i nos były identyczne jak te James'a, a zauważyłam to pod wpływem nagłej chęci pomyślnia o czymś innym niż o niezręczności tego momentu. Mama kumpla widziała jak płaczę i wiedziała o moich uczuciach. Co prawda, doceniałam to, że starała się mi pomóc i mnie wysłuchać, ale nie zmieniało to faktu, iż nie było to dla mnie zbyt komfortowe.

- Wcale cię nie odrzucił. Nie powiedział też jasno, że nie odwzajemnia uczuć. - prawy kącik ust drgnął w górę. - Daj mu czas. Wszystko wyjaśni się w swoim czasie.

Klepnęła mnie pokrzepiająco w kolano i opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie samą z moimi myślami oraz uroczym, małym ptaszkiem, który siedział na gałązce tuż za oknem. Wygrywał piękną melodię, a jego wrok był tak inteligentny, iż niemalże ludzki. Miałam wrażenie, że całkowicie mnie rozumie i wspiera dokładnie tak, jak Euphemia Potter.

POV. SYRIUSZ BLACK

Kiedy Lunatyk wrócił naburmuszony do pokoju, próbowałem podpytać go, jak przebiegła rozmowa z Emillie, lecz chłopak postanowił milczeć do momentu przekroczenia przez dziewczynę progu sypialni James'a, która stała się po części naszą sypialnią. Wszyscy spędzaliśmy tu noce na materacach i stertach miękkich kołder na podłodze.

Sinistre skrzyżowała nogi, siadając obok mnie. Posłałem jej badawcze spojrzenie bez problemu zauważając, że coś ewidentnie stało się podczas ich spotkania. I stali się nie tak, jak stać się powinno.

Gdyby rozmowa poszła tak, jak ja przewidywałem, Remus wszedłby  tutaj za rękę z dziewczyną, rozanielony jak Filch przy przyłapywaniu ucznia na korytarzu po północy. Oboje natomiast nie patrzyli na siebie. Nie posyłali sobie tęsknych spojrzeń, jakie miałem nadzieję zobaczyć w ich wykonaniu, gdy tylko dotrze do nich, że są ślepi i nie zauważają gęstniejącego w powietrzu zauroczenia.

Wbijali jednak wzrok w ten sam fragment jasnej, drewnianej podłogi w pokoju Rogacza.

Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

**

Dzień przed wyjazdem od Potter'a wszyscy wstaliśmy zadziwiająco wcześnie. Poranne godziny spędziliśmy na podwórku i w dużym ogrodzie James'a. Głównie rozgrywaliśmy nędzą imitację meczu Quidditcha, a gdy się zmeczyliśmy, na naszą prośbę, Fleamont Potter zaczarował roślinkę tak, by pryskała na nas wodą.

Gorące popołudnie przymusiło nas do zostania w domu.

Emillie wachlowała się najnowszym wydaniem Proroka Codziennego, którego wcześniej nie omieszkała skrytykować wzdłuż i wszerz. Suzanne wraz z Marlene nie siedziały tak blisko jak zwykle - teraz zwyczajnie byłoby im przez to jeszcze bardziej gorąco. Mi i Potter'owi to nie groziło, bo jako jedyni w towarzystwie odważyliśmy się, by pozbyć się górnych części garderoby. Remus natomiast rozpiął koszulę, a Peter siedział w podkoszulku, dysząc z gorąca.

Czas do wieczora zleciał nam szybko, bo spedzilismy go na narzekaniu na bezlitosną temperaturę oraz na graniu w karty. W środku partii, którą wygrałem, Emillie oświadczyła, że idzie po szklankę wody do kuchni. Ktoś poprosił, by jemu też ją dostarczyła, a dziewczyna przytaknęła z uśmiechem i wyszła.

W ciągu kilku dni od napięcia pomiędzy nią a Remusem nieco jej się poprawiło. Nie to, że przestała rzucać w jego kierunku smutne spojrzenia, kiedy nie patrzył i wzdychać jak najęta przy każdej sytuacji, co to, to nie. Ale przynajmniej ogólnie była wesoła, często się uśmiechała.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt