Owoc

25 0 0
                                    

Korekta ShadowL: https://www.wattpad.com/user/SHAD0WL

Lato było tak gorące, jak gorące jest piekło. Czasami można było odnieść wrażenie, że oddycha się smołą. Gęstość powietrza i duchota dawały o sobie znać. Jazda w takich warunkach nie należała do najprzyjemniejszych. Kropelki potu powoli spływały po skroni. Agresywnie przerzucał biegi przyspieszając. Samochód ryczał jak oszalały. Wiedział, że jeżeli się nie pospieszy, to się spóźnią.

— Musisz tak pędzić? — Zapytała go zaniepokojona chwytając za uchwyt nad drzwiami.

— Spokojnie, cukiereczku. Wiesz, że świetnie jeżdżę. — Starał się ją uspokoić.

Nie odpowiedziała. Bała się nadal, ale wiedziała, że upominanie tylko jeszcze bardziej go rozsierdzi. DJ w radiu mówił, że za moment północ, chwilę później Markowski pytał Jolki czy pamięta. Minęli cmentarz i kościół w jednej z mniejszych mieścin, choć mieściną ciężko było to nazwać. To była zwykła, zabita dechami, wioska. Chłopak patrzył ukradkiem na jej uda i piersi i czuł narastające ciepło poniżej żołądka. W tym momencie, trach - wystrzeliła jedna z opon samochodu. Chłopak agresywnie skręcił kierownicą aby wyhamować, ale nie udało mu się. Wylądowali na pobliskiej latarni, która przewróciła się na dach. Powoli wydostali się z samochodu po czym przysiedli na pobliskim pniaku. W tym momencie dziewczyna zauważyła, że księżyc przybrał niezdrowy, trupi kolor.

— Masz telefon? — zapytał zestresowany.

— Mówiłam, żebyś tak szybko nie jeździł! — krzyczała na niego ocierając krew cieknącą cienką stróżką ze skroni. — Wzięliśmy kredyt na ten samochód! Pięknie kurwa, pięknie!

— Nie moja wina, że opona wystrzeliła! — wydarł się na nią.

Dziewczyna odeszła na bok i zalała się łzami. On bez słowa podszedł i przytulił ją do siebie. W jego silnych ramionach od zawsze czuła się bezpieczna. Sięgnęła do kieszeni po telefon. Spojrzała na niego po czym wyrzuciła go w krzaki przeklinając przy tym podle.

— Co się stało? — Zapytał jej z troską.

— Nie chciał się włączyć. Pewnie uszkodzony podczas wypadku — odeszła kawałek dalej.

Ręka chłopa w tym samym czasie powędrowała do jego kieszeni. Wyciągnął smartfon i zdziwiony sytuacją również zaklął.

— Kurwa mać! Uwierzyć w to nie mogę. Ktoś chyba rzucił na nas klątwę — powiedział gestykulując

— Będziemy musieli poszukać pomocy tam, w tej wiosce — dziewczyna wskazała na mały, stary kościół.

Poszli bez zastanowienia. Po drodze nie wypowiedzieli nawet słowa. Dziewczyna była zła na chłopaka, ale wiedziała, że to nie jest dobry moment na kłótnię. Dróżka, którą szli, coraz bardziej spowijała się w ciemności. Bez źródła światła trzeba było szczególnie uważać, żeby nie przewrócić się na którymś z kamieni. Szli spokojnie, jednak cisza, która wwiercała się w uszy coraz bardziej rozbudzała w nich niepokój. Drzewa nawet nie drgnęły. Nie było słuchać leśnych zwierząt. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, gdy nagle przerwał ciszę dochodzący z krzaków nieokreślony odgłos.

— Kto to? — chłopak spiął się cały, gotowy do bójki — Skończ te podchody, jeśli chcesz zatrzymać zęby!

— Uważaj, może to dzik — dziewczyna zaniepokojona stanęła za chłopakiem.

Oboje stali nieruchomo gdy w momencie krzak się poruszył i wybiegła z niego sarna. Przeskoczyła im przed twarzą i wbiegła wprost w krzaki po drugiej stronie piaszczystej drogi. Dziewczynie po policzku popłynęła łza. Chłopak dostrzegając to złapał ją za rękę. Jego dotyk ją uspokoił. Znów poczuła się bezpiecznie. Przeszli kawałek dalej przechodząc do początku wsi zabitej dechami.

OwocWhere stories live. Discover now