ROZDZIAŁ 9

171 12 1
                                    

PERSPEKTYWA  ADRIENA



W głębi duszy modliłem się, żeby to wszystko okazało się złym snem. Nie zastanawiałem się nad niczym. Nie zapytałem nawet Luki czy wszystko okay. Gdyby nie on, to Biedronce nic by się nie stało. Kolejny raz ten dupek wtrąca swój nos tam gdzie nie trzeba. Ruszyłem przed siebie starając się wypatrzeć czerwony kostium, co nie było wcale takim łatwym zadaniem. Mijały kolejne sekundy, a ja nie mogłem pogodzić się z myślą, że nie mogę jej pomóc. Wtedy ktoś z przechodniów zawołał wskazując punkt na rzece. Dzięki Bogu. Wziąłem solidny rozbieg i odbiłem się od brzegu czując po chwili zimno wody i silny prąd wzburzonej rzeki. Myślę, że przy zdrowych zmysłach nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Z pewnością nie jako Adrien. Jednak w tej chwili to nie miało znaczenia. Chciałem ją uratować.Nikt nie mógłby mi jej zastąpić. Pomimo tego, że nie mam pojęcia kim ona jest, to jestem w stanie zrobić dla niej wszystko. Chociaż jako Czarny Kot chcę być tym dobrym. I w tej chwili w końcu udało mi się ją złapać. Przytuliłem ją do siebie jedną ręką, a drugą starałem się odpiąć swój kicikij od paska. Wysunąłem goi wylądowałem na brzegu. I co teraz? Jeśli wezwę karetkę, jej sekret może się wydać, ale jeśli tego nie zrobię, to konsekwencje mogą być jeszcze gorsze. Położyłem ją na chodniku klęcząc obok. Nie mam pojęcia kiedy, ale łzy napłynęły mi do oczu. Czułem się tak cholernie bezradny... ale musiałem wziąć się w garść. Podniosłem wzrok i zobaczyłem staruszka biegnącego ku mnie co sił. Przez zamazany obraz nie byłem w stanie rozpoznać jego twarzy. Dopiero kiedy usłyszałem jego głos dotarło do mnie kim jest. Fu. Wziął na siebie całą akcję ratowniczą. Byłem wściekły na siebie, że nie byłem w stanie zrobić niczego więcej.Na wpół leżałem opierając się o barierkę zabezpieczającą przed wpadnięciem do rzeki i coraz bardziej traciłem świadomość tego co się wokół mnie dzieje. Docierały do mnie pojedyncze słowa. Wtedy Fu potrząsnął mną i zacząłem kontaktować. 


 - Kocie? Pojedziesz ze mną do szpitala. Lekarze będą musieli z tobą porozmawiać i dowiedzieć się co się tutaj stało.

 - E.. tak. Tak, jasne.

 - Niczym się nie przejmuj. Będę tam z wami. Wasz sekret jest bezpieczny.


Zobaczyłem niebieskie światła, które w szybkim tempie się do nas zbliżały. Sam nie wiem kiedy, ale jakimś cudem byłem już w środku i patrzyłem na zamykające się drzwi. Między nimi zobaczyłem Lukę. Wyglądał jak zmoknięty bezpański pies, który właśnie coś przeskrobał i męczy go poczucie winy. W zasadzie to była jedna z ostatnich rzeczy, które zapamiętałem z tamtego popołudnia. Podali mi jakąś kroplówkę „na uspokojenie" po której zasnąłem jak dziecko. I dobrze. Nie chciałem zadręczać się teraz tymi wszystkimi myślami.

Obudziłem się w białej sali. Kiedy otworzyłem oczy poraziło mnie białe światło sufitowej szpitalnej lampy. Po prawej było jedno wolne łóżko. Tuż obok mojego siedział Fu.


 - Witaj Kocie.

 - Co z Biedronką?

 - Mogło być gorzej. Miała wielkie szczęście, że byłeś obok. Zawdzięcza ci życie. Gdyby nie ty...

 - To nawet nie chcę o tym myśleć. Mogę się z nią zobaczyć?

 - Bez maski? To niemożliwe. Dopóki wszystko nie wróci do normy nie możecie się przemienić.


Chwila. Bez maski?Spojrzałem na swoje ręce. Nie było na nich czarnego kostiumu. Czy teraz wszyscy wiedzą kto jest Czarnym Kotem? Biedronka... o niej też wiedzą? Nie. Nikt nie może tego wiedzieć. Nikt poza Fu.

Kiedy gasną światłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz