- ... May i Benjamin Parker - A.I kontynuowało bez wzruszenia.

Jakby w ogóle sztuczna inteligencja odczuwała emocje. Jasne Stark, kretynie, jak siedzisz między maszynami pół dnia, to zaczynasz je traktować jak ludzi. Właściwie lepiej niż ludzi, bo tego całego marnego gatunku homo sapiens nie znosisz.

- 43 i 48 lat, zamieszkali w dzielnicy Queens, martwi już od około 10 minut. Obydwoje postrzeleni w klatkę piersiową, mężczyzna posiada liczne rany kłute, prawdopodobnie chronił pozostałych...

- Tony! Tu jest jeszcze dziecko! - z głębi mieszkania usłyszałem głos Steve'a.

Poderwałem się z miejsca i idąc w jego stronę, myślałem o tym, jak bardzo nienawidzę tej pieprzonej roboty i jej konsekwencji.

Wszedłem do pokoju, ewidentnie chłopięcego. Niebieskie ściany, komiksy i jakieś dinozaury na półce. Steve klęczał koło łóżka i łagodnym głosem próbował nakłonić kogoś spod niego do wyjścia. Zrobiłem to samo co on. Na podłodze leżał chłopiec, który skulony trząsł się i nie odzywał ani słowem.

- Friday? - ponowiłem wcześniejsze działania.

- Peter Parker, 11 lat, zamieszkały w dzielnicy Queens z wujostwem, rodzice zginęli 5 lat temu. Brak ran, przyspieszone tętno, drgawki, podejrzewam duży wstrząs psychiczny.

- Jacyś krewni? - zapytałem cicho.

- Nie znaleziono żadnych powiązań, Benjamin Parker był jedynym.

Wstałem z klęczek i podszedłem do stojącej w drzwiach Nat.

- Nie ma rodziców, nie ma wujków, dzieciak został sam - powiedziałem szeptem, żeby nie budzić paniki w młodym, który dalej nie wychodził z "kryjówki".

- Ale to oznacza... - kobieta spojrzała na mnie ze strachem w oczach.

- Sierociniec, tak, wiem. - westchnąłem.

Natasha złapała mocno moją rękę.

- Nie rób tego Tony. Nie każ mu przechodzić przez to piekło.

- Widzisz jakieś inne wyjście, do cholery? - warknąłem.

Kobieta spojrzała na mnie zobowiązująco. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, o czym myśli.

- Nie ma mowy.

- Ale...

- Nie. Ma. Mowy.

- Nie będziesz się musiał nim zajmować, reszta z nas to zrobi, chodzi tylko o to, żeby miał opiekę.

- Tam też mu jakąś zapewnią.

- Tony...

- Co Tony, co Tony? Nie zaadoptuję dzieciaka, którego opiekunowie zginęli z mojej winy, jak to niby ma wyglądać?!

- To przez co on będzie musiał przechodzić w sierocińcu, jest dużo gorsze niż twoje relacje z ojcem, które stworzyły cię tym, kim teraz jesteś, więc z łaski swojej rusz ten tyłek miliardera i zrób coś dla świata - syknęła Nat, zdenerwowana jak nigdy.

Ogólnie wiem, że kobiety to chodzące bomby, tym bardziej Natasha, ale w tamtym momencie chyba się zapomniałem na chwilę.

Do zanotowania dla wszystkich czytających: Nie wkurwiajcie swoim egoizmem rosyjskich agentek. Zwłaszcza tych ładnych, są cholernie podstępne.

- Ratuję świat prawie codziennie, jeden dzieciak go nie zbawi - prychnąłem. - Poza tym wyciąganie moich rodzinnych brudów to cios poniżej pasa. Zważ na to, że...

as a father ~ irondad & spidersonWhere stories live. Discover now