AKT I

38 0 0
                                    

Przez lasy ciemne, czasem wyminie dom szary, z placówki edukacji, powolnie Gill się wlecze, miewając przeróżne mary. Znów przecina korki, 140 autostradą, miewając różne myśli, żyje ludzką wadą. Z nutką powolnej melodii,którą nuci w swej głowie, powoli dojeżdża, będąc pod wpływem lecz tylko w połowie. Ze stokłos zaś to eskapada, ciemną uliczką, zmierza ludzka szkarada. Jego drżące, palce ociężałe, znów dotykają brudnych domofonu przycisków, w strachu przed alkoholowym zawałem.

Wchodzi na klatkę, powoli w drzwi puka, lecz kto mu otwiera, cóż to za sztuka! Zmieszany w ganku stoi, to nie jego mieszkanie, cóż on tu robi! Lecz kim jest ta dziewczyna, oczy świecące niczym gwiazdki, a cera jej piękna jak słońce! Stali tak, przez moment niedługi, lecz nagle z przedpokoju rozległ się znajomy głos : - Gill, masz szlugi? Nic nie odpowiedział, sięgnął do kiermany, myśli ciągle u kogo on jest, jak nie u swej mamy. W jego pustej głowie, nowa myśl się rodzi co chwila, kim jest ta dziewka, kim jest ta miła? Zawołali go wnet na imprezy końcówkę, już nie pamięta nawet do kogo wszedł na domówkę. Zauroczony czas cały, ona tak wielka, on przy  niej tak mały, ciężkie są jego powieki, upadł zdrętwiały..

Panna Zuzanna, czyli ostatnie melo u KladziWhere stories live. Discover now