Do zobaczenia w Bieszczadach

64 12 18
                                    

Wstawanie o piątej rano nigdy nie należało do ulubionej czynności nastolatków. Może wiązało się to ze świadomością, że piąta rano wcale nie brzmiała tak kozacko, jak pójście spać o trzeciej w nocy. A może po prostu organizm, tak przyzwyczajony do wstawania o trzy godziny później, wręcz buntował się na zabranie mu dodatkowego, należytego snu. Każda z tych teorii miała w sobie wiele prawdy i zmierzała do jednego z najbardziej oczywistych wniosków. Nikt nie lubił wstawać o piątej rano. 

Zuza zapięła pas bezpieczeństwa i wyjęła z kieszeni kurtki telefon. Po kliknięciu w fioletową ikonkę aparatu, została przekierowana na główną stronę swojego instagrama. Zrobiła dosyć szybkie zdjęcie pustych ulic w jej niezbyt znanym mieście, po czym zaczęła przesuwać palcem w poszukiwaniu odpowiedniego filtra. Jak zawsze decyzja padła na ciemny, dosyć nostalgiczny ze zbyt dużą ilością smutku. Jednak relacja miała dotyczyć tematu wyjazdu, a wyjazdy zawsze w jakimś stopniu są smutne. 

— Bez instagrama by się nie obeszło? — Zaśmiała się z przygryzoną dolną wargą pani Lewandowska. 

Wyglądała jak typowa mama, która wyrzekała się odpoczynku tylko po to, żeby zawieść swoje dziecko na kolejne atrakcje. Pomiędzy lekcjami tańca, grą w koszykówkę i niezliczoną ilością meczy, nic się nie zmieniło. Po raz kolejny odmawiała sobie snu, żeby towarzyszyć swojej córce na dworcu. 

Pomimo, że Zuzia udawała odprężoną, zdawała sobie sprawę że wcale taka spokojna nie była. Często rozglądała się na boki, sprawdzała czy w kieszeniach ma rękawiczki, bądź czy wpakowała do plecaka agrafki. Musiała udawać pewną siebie, w końcu była przyboczną. Nawet jak na kobietę nie obeznaną w harcerskiej rzeczywistości, pani Lewandowska wiedziała, że Zuza musi być odpowiedzialna. Jej funkcja ma to wręcz wypisane na zielonym sznurze. 

— To z czystego przyzwyczajenia, przecież wiesz jak nie umiem prowadzić jakiegoś internetowego życia. — Prychnęła, przypominając sobie swoją karierę na YouTubie, która zakończyła się fiaskiem ponad dwa lata temu. 

Podążanie za trendami? Od czasów nieudanego zarabiania na kanale, gdzie recenzjonowała przeczytane książki, odpuściła wszystkie trendy jakie powstawały. Może właśnie dlatego w dalszym ciągu nie miała iPhona, kupowała płyty z piosenkami a nie Spotify premium, czytała papierowe książki a nie te, które można było czytać w PDFie, była zbyt pewna siebie i nigdy nie założyła spodni z dziurami. Jeśli z czegoś zrezygnować to na stałę. 

Pani Lewandowska skręciła pod kątem ostrym na pas, który miał je doprowadzić do dworca zachodniego w Warszawie. Było to jedne z tych miejsc z którego odjeżdżały busy w każdą stronę i jednocześnie z ich małego miasteczka wystarczyło pół godziny, bez zbędnych korków, i można było podbijać świat. Jedynym minusem był fakt, że dworzec ten odstraszał i słynął z historii, które możnaby zebrać w potężną książkę. Liczni Ukraincy, nic nie robiący sobie z kultrurą mężczyźni, roztaczający się zapach licznych kebabów i kramów, cyrylica łączącą się z polskimi słowami, przepełnienie poczekalnie i niezliczone ilości gołębi. Tak wyglądał dworzec zachodni w oczach Zuzy. 

— Pamiętam jak się zamykałaś w pokoju i gadałaś do kamery w której prawie nie było ostrości. To się nazywa upartość. — Zahamowała zbyt raptownie. — Pomijając brak składni, to lubiłam te filmy. To byłaś taka prawdziwa ty w wieku piętnastu lat. Nikogo nie oszukiwałaś, mol książkowy dzięlacy się swoimi ukochanymi bohaterami, albo tymi kretynami, którzy zupełnie nie pasowali. 

Każda książka zawiera w sobie bohaterów, którzy zasługują na zniszczenie w niszczarce. Jednak książki mają odzwierciedlać ludzie życie. A w nim pojawia się zbyt wiele kretynów, którzy zupełnie do niego nie pasują. 

Kubek ironiiWhere stories live. Discover now