four

100 8 4
                                    

Tego samego wieczoru kupiałam bilet na koncert oraz bilet na pociąg. Następnego dnia, po szkole poszłam do sklepu, w którym można zamówić koszulkę z własnym nadrukiem. Pokazałam sprzedawczyni mój projekt koszulki, na której oczywiście miało znaleźć się zdjęcie Reece'a, Blake'a i George'a. Mój t-shirt miał być gotowy następnego dnia i wtedy też go odebrałam. Z niecierpliwością czekałam na dzień drugiego czerwca. Dzień wcześniej pakowałam się do mojego granatowego plecaka. Wzięłam kilka podstawowych rzeczy jak ubrania na przebranie czy przybory toaletowe. Miałam zostać na noc w Warszawie. Mama załatwiła mi nocleg w skromnym pensjonacie "pod klonem".

- Na ich stronie przeczytałam, że mają tam świetny syrop klonowy własnej roboty.

- Ależ to fascynujące ! - uniosłam rękę w górę, wygłupiając się.

- Nieprawdaż ? - zaśmiała się mama siedząca na moim łóżku. Ja tymczasem wkładałam do plecaka kosmetyczkę, w której była już szczoteczka do zębów, pasta, dezodorant i kilka innych rzeczy, jednak wśród nich nie było żadnych szminek czy pudrów. Jedyną rzeczą, której przeznaczenie można by nazwać makijażem była przeźroczysta pomadka, której używałam, aby wyleczyć moje wiecznie spierzchnięte usta. Uważam, że naturalne piękno jest lepsze. Według mnie nie ma co się przesadnie tapetować, z całym szacunkiem. Chill out, chill out, chill out, chill out take you make up off.

W końcu gdy stwierdziłam, że spakowałam już wszytko, co potrzebne, zamknęłam mój plecak.

- Wzięłaś legitymację ? - spytała mnie mama.

- Tak, mam ją w podręcznym worku.

- A portfel ?

- Też jest w worku.

- Na pewno wystarczy ci ta stówka ? Może dam ci jeszcze 50 złotych ?

- Nie trzeba, tyle wystarczy.

- Nie no, masz - rzekła wciskając mi do ręki pieniądze. - A masz naładowany telefon ?

- Tak mamo - westchnęłam. - Wzięłam ładowarkę na wszelki wypadek. Nie martw się mamuś, spakowałam to co trzeba. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

- Dobrze. Lepiej kładź się już do łóżka. Jutro trzeba wcześnie wstać, a musisz się przecież wyspać.

- Okej, okej.

Położyłam się do łóżka, a moja mama przykryła mnie kordłą. Po chwili leżałam już sama ze zgaszonym światłem. Wyobrażałam sobie jak miło spędzę jutrzejszy dzień.

O godzinie szóstej usłyszałam alarm mojego budzika. Wyłączyłam go i z radością wstałam z łóżka, a zwykle gdy muszę wstać wcześnie rano, to oczywiście moje zachowanie jest zupełnie inne.

- Now the clouds are starting to part, yeah, I feel I'm on my way, now I see the sun is shining, each and every day - zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek. Oczywiście trochę fałszowałam, ale mimo tego nie przestałam śpiewać.

Prędko ubrałam moją nową czarną, koszulkę z nadrukiem New Hope Club. Włożyłam jeszcze krótkie spodenki, bo na polu było ciepło, w końcu mamy czerwiec.

Później wykonałam poranną toaletę,  wzięłam plecak i idąc do kuchni nuciłam :

- It's gonna be a good day, good day, it's gonna be a good day, good...

Przestałam dopiero, gdy znalazłam się przy stole, bo mogłaby mnie usłyszeć moja mama, która już przygotowywała śniadanie. Zjadłam czekoladowe płatki z mlekiem. Spakowałam dwie kanapki na podróż, zrobione przez moją mamę. Musiałyśmy już wychodzić, bo do dworca nie było blisko. Z bratem pożegnałam się wieczorem, więc wyszłyśmy z domu i pojechałyśmy samochodem na dworzec. Usiadłyśmy na ławce na odpowiednim peronie. Nie było tam zbyt wiele osób. Miałyśmy jeszcze dziesięć minut, więc spokojnie mogłyśmy się pożegnać. Po chwili przyjechał mój pociąg.

- Uważaj na siebie - rzekła kobieta.

- Dobrze - odpowiedziałam.

Ucałowałam mamę i razem z innymi pasażerami wsiadłam do wyżej wymienionego środku transportu. Znalazłam wolne miejsce. Usiadłam przy oknie i pomachałam bliskiej mi kobiecie. Widziałam lekką niepewność na jej twarzy, ale uśmiechała się do mnie. Po chwili widziałam już tylko malutki punkcik w oddali.

Reconciled with the factWhere stories live. Discover now