Rozdział I - Katharsis

279 21 53
                                    


Nie żył. Wykrwawił się w jego ramionach. Pozbawił go wszystkiego, mimo że obiecał. Obiecał, że to on go zabije. Słyszał za sobą jakiś szmer. Ktoś do niego mówił. Nie słyszał go, nawet gdyby chciał, nie zrozumiałby słów do niego wypowiadanych. W tym momencie czuł się, jakby stracił zdolność mowy, zapomniał języka ludzi. Zdziczał, został samotnym wilkiem, który wyje do obcego księżyca. Tylko Askeladd trzymał go w ryzach, tylko on widział jego księżyc. Rozumiał pragnienie zemsty. Jednak go oszukał, pozbawił jej.

Ciało drgnęło spazmatycznie, a słowa za jego plecami zamarły. Tak samo, jak ręka Canute'a, która powoli zmierzała w stronę Thorfinna. Chociaż w tamtym momencie tylko dwie osoby zastygły w szoku, każdy wyczuł coś niepokojącego. Tłum zarejestrował jedynie dziwną scenę, dlaczego nikt nie pozbędzie się tego dzieciaka? Myśleliby tak, gdyby nie ten pusty wzrok. Nie, on nie był pusty. Kłębiło się w nim tak wiele emocji, że same pożerały się nawzajem, nie mogąc się dłużej znieść.

Thorkell w niedowierzaniu spojrzał się na sylwetkę chłopca. Gdyby zaczął płakać, znaczyłoby to, że został złamany. Wtedy bezpowrotnie stanie się inną osobą, ponieważ Thorfinn nie był już dzieckiem. Był wojownikiem, jednym z najlepszych, jakich znał – bezlitosny, a tacy nie pokazują słabości. Nie wahają się. Błagał, by mimo wszystko pozwolił sobie na łzy, by dał upust emocjom. Inaczej zaatakuje każdego w zasięgu wzroku i skarze się na śmierć. Znał ten stan, w połączeniu z charakterem nastolatka mogła wyniknąć z tego burda. Thorkell odruchowo odsunął księcia od tykającej bomby, bo tym był Thorfinn. Mógł w każdej chwili wybuchnąć. Jednak ręka Canute'a nadal była wyciągnięta w stronę chłopaka, tak jakby chciał go pocieszyć.

Ciche parsknięcie śmiechu już całkowicie zdezorientowało wszystkich obecnych. Nikt nie wiedział, co się działo. Kto w takiej sytuacji był rozbawiony? Krótki dźwięk, który wydobył się z ust Thorfinna, szybko się urwał, a oczy zaszkliły. Przymknął powoli oczy i po chwili otworzył, pozwalając popłynąć jednej, jedynej łzie. Po czym wykonał gwałtowny ruch ręką, w której trzymał sztylet. Wszystkie osoby, które stały blisko niego cofnęły się krok w tył lub sięgnęły w stronę broni. Nikt jej nie użył. Nastolatek wbił ostrze w tors Askeladda. Zanurzył metal aż po rękojeść, rozrywając mięśnie w jeszcze ciepłym ciele i jednym, płynnym ruchem wyszarpnął. Krople krwi obryzgały twarz Thorfinna, ściekając z umoczonego w rubinowej cieczy sztyletu. Zamachnął się kolejny raz i następny, i następny.

− Czego mi to robisz?! D-dlaczego nie mogę cię n-nienawidzić?! − Wrzeszczał łamiącym się głosem w stronę zwłok, które coraz bardziej wyglądały jak kupa poszatkowanego mięsa.

Nie czując ulgi, a tylko coraz bardziej rozdzierający ból, rzucił ostrze w ścianę. Nie było teraz ważne. Nic nie było ważne. Oprócz starego, głupiego, znienawidzonego, kłamliwego sukinsyna, który nadal leżał u jego stóp.

Jak na zawołanie jedna postać rzuciła się w stronę już nieuzbrojonego nastolatka. Ten ruch był chaotyczny, gwałtowny, ale nie brutalny. To mogła być tylko jedna osoba z tego pomieszczenia. Canute złapał mocno za nadgarstek Thorfinna, a ten nawet nie miał siły się wyrywać. Jak bezwładna, szmaciana lalka dał się podciągnąć odrobinę do góry, tak że klęczał przed księciem, a nie leżał na podłodze. Oczy Canute'a wpatrywały się z mieszaniną niepewności, ale też poczucia winy w twarz chłopaka. Gdy zauważył beznamiętne spojrzenie, zdecydował. Thorfinn nie poradzi sobie bez celu, który właśnie stracił. Był wynaturzony, pogoń za Askeladdem zniszczyła wszystkie jego szanse na samodzielne życie. Nie pozwoli mu na samozniszczenie. Wrzucił do wody nieumiejącego pływać, więc teraz musi go uratować. Poza tym, mimo że żaden z nich by się do tego nie przyznał, zdążyła ich połączyć cienka nić zrozumienia. Zbyt drobna by została zauważona przez innych. Jednak dla nich: dorosłych w ciałach dzieci, którzy nigdy jej nie doświadczyli, była najważniejsza w całym ich życiu. Książę nie potrafił jej zignorować, postanowił, więc że uratuje ich oboje. Nie ważne za jaką cenę.

Plask uderzenia rozbrzmiał echem wśród możnych, którzy wydawałoby się, że wstrzymali oddech przez cały rozwój wydarzeń. Zaczerwieniony policzek widocznie otrzeźwił nastolatka. Nadal patrzył się ze zdezorientowaniem i zagubieniem na otoczenie, ale w końcu zdawał się zauważyć Canute'a. Lekki szmer zaskoczenia przeszedł wśród tłumu, książę znany z łagodnego charakteru, wyglądał jak prawdziwy władca – zimny, nietolerujący braku dyscypliny oraz ogłady.

− Thorfinnie, jesteś moim wasalem, wasalem króla − powiedział chłodnym, cichym tonem Canute. Po nazwaniu się królem niektórzy lekko się skrzywili, chcąc protestować. Jednak ucichli pod zabójczym spojrzeniem Thorkella. − Takie zachowanie nie przystoi członkowi dworu.

Gdyby nie mężczyzna zabijający wzrokiem każdego, kto choćby pomyślał o odezwaniu się, każdy z tłumu burzyłby się na wypowiedź księcia. Nazwał się królem, chociaż nie było koronacji, jego wasal był nieokrzesany i prawdopodobnie chory psychicznie, a do tego Canute nie nadał mu jeszcze lenna. Jednak to nie tylko Thorkell trzymał ich w milczeniu. Zaimponował im. Niczym nie przypominał księżniczki z opowieści. Za takim władcą byli gotowi podążyć — niebojącym się trudnych sytuacji oraz zdecydowanym, który przywraca do porządku nawet najbardziej beznadziejne przypadki.

− Niech żyje król Canute! − Basowy głos Thorkella poniósł się po sali. Chwilę wcześniej podszedł do chłopaka i klęknął, przyciskając dłoń do piersi.

− Niech żyje król! − Po chwili niepewności, rozbrzmiały inne głosy, aż po chwili wiwatował każdy możny, zgromadzony na spotkaniu.

Canute nie był przerażony, wiedział co się stanie, gdy ochroni Thorfinna w taki sposób, lecz to była jedyna opcja, by ocalić ich oboje. Zdecydował. Zdecydował, że nigdy nie zerwie tej cienkiej nici.

><><><><><><

Tak wiem, katharsis jest greckim określeniem, a bohaterowie to gadające po japońsku wikingusy z Europy, jednak ta nazwa jest idealna. Ponieważ (wiem, nie zaczyna się od „ponieważ", ale po napisaniu tego rozdziału w jeden dzień nie mam już siły na wymyślanie poprawnie gramatycznych zdań) czy nie było ono odczuwalne? Czy Thorfinn właśnie wzbudził tych uczuć? Pamiętajcie, mój teatr na papierze lubi oblewać się krwią, a aktorzy mordować swoich przyjaciół :).

PS: Rozdział byłby dłuższy, ale zostałby dodany dopiero za kilka dni, a pewna osoba (*kaszel* Dager *kaszel*) zmusiła mnie by był dziś.

Pozbawieni pięknaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang