Prolog. Kiedy spadną buty

2.9K 184 80
                                    

Dziewczyna przesuwała zakupy na taśmie, nadając leniwy rytm produktom spożywczym. Przy odliczaniu należnej gotówki spojrzała uważnie na Arnolda, wiedząc, że już nieraz zdarzyło mu się oszukać którąś z jej koleżanek na różne kwoty. A może nie chodziło o oszustwo, tylko chłopu mózg przeżarła wódka? Jagoda nie była pewna, czy w ogóle umiał liczyć.

Arnold był jednym z tych typów, którzy mogli mieć równie dobrze trzydzieści, co siedemdziesiąt lat, bo wypity alkohol i życie w melinie skutecznie maskowało jego wiek, pokrywając go warstwą zaniedbania. Pośpiesznie pozbierał do brudnej, szmacianej torby puszki z gotowymi daniami i chleb, na wierzchu z namaszczeniem ułożył dwie flaszki wódki, a papierosy schował do kieszeni na piersi. Wyszczerzył się w bezzębnym uśmiechu i życzył Jagodzie miłego wieczoru. Podziękowała automatycznie, myśląc o tym, jak nienawidziła tej pracy. Nie miała oczywiście nic do kasjerek – robota równie wartościowa, co każda inna – ale osobiście nienawidziła śmierdzącej alkoholem albo roszczeniowej klienteli. Na szczęście jej zmiana dobiegała końca; za chwilę miała posprzątać, przekazać nocną wartę koleżance i wrócić do domu. Tyle że po krótkim odpoczynku trzeba będzie wstać i zabawa zacznie się od nowa.

Odbierając rok wcześniej dyplom szkoły wyższej, miała nieco większe ambicje, ale szybko stłamsiła je rzeczywistość. Może gdyby była to uczelnia ekonomiczna albo studia medyczne czy prawnicze, nieważne, bo na jedne i drugie nie było jej stać... Ale skończyła tylko pedagogikę, a tutaj nie stawiało się na edukację, lecz na przeżycie.

– Już jestem! – usłyszała promienny głos Reginy. W przeciwieństwie do Jagody, pulchna blondynka po czterdziestce, pewna siebie i wesoła, doskonale odnajdywała się w pracy z klientem. Nie bez powodu pełniła funkcję kierownika. – Możesz się zbierać.

– Moja zmiana trwa jeszcze pół godziny – zaoponowała dziewczyna nieśmiało.

– Daj spokój, przecież nie będziemy tu bez sensu ślęczeć we dwie. Tylko nie przepierdol tego czasu na głupoty. – Regina pogroziła żartobliwie palcem, a Jagoda nachyliła się, by na pożegnanie cmoknąć ją w policzek.

Powietrze na zewnątrz wydawało się jeszcze gorętsze niż za dnia, dziewczyna jednak wiedziała, że to tylko ułuda. Tutaj nagrzany asfalt i budynki oddawały ciepło, jednak gdy tylko opuści ścisłe centrum i znajdzie się w miejscu, gdzie będzie więcej drzew i trawników, momentalnie zrobi jej się chłodno.

Dojrzawszy przed sobą spory tłum, gromadzący się wokół czegoś na ulicy – tajemniczego kształtu, którego nie mogła dostrzec przez półmrok i zasłaniające go osoby – chciała początkowo ominąć zgromadzenie, przechodząc na drugą stronę ulicy. Po chwili jednak, widząc ogólne przerażenie, kręcenie głowami z niedowierzaniem oraz słysząc ciężkie westchnienia, przyspieszyła kroku, kierowana przeczuciem.

Nie bawiąc się w przepraszanie, łokciami utorowała sobie drogę do środka niewielkiego kółka, po czym z niedowierzaniem rozejrzała się po twarzach zebranych. Ujrzała samych staruszków, którzy zazwyczaj przesiadywali całymi dniami na osiedlowych ławkach. Na asfalcie leżał mężczyzna, dysząc ciężko, a jego twarz pokrywała świeża krew. Po przyjrzeniu się dużo gorzej wyglądała ręka, wygięta pod nienaturalnym kątem. Kiedy Jagoda wytężyła wzrok, dostrzegła zarys kości przebijającej skórę oraz rozlewającą się wokół jego ramienia kałużę krwi, w tym świetle przypominającą raczej smołę.

Na sam widok zrobiło jej się niedobrze. Nie znała tego faceta, ale nagle poczuła zupełnie niezrozumiałą więź, jakby był dla niej kimś bliskim. Myśl, że mógłby umrzeć tutaj, na jej rękach, przyprawiała ją o czarną rozpacz. Kimkolwiek był, zamierzała zrobić wszystko, aby wyszedł z tego żywy.

Z niedowierzaniem rozejrzała się po obliczach zgromadzonych ludzi.

– Kurwa, dlaczego nikt nic nie robi? – wykrzyknęła z rozpaczą, opadając na kolana tuż przy ciele.

– But mu spadł – odezwał się starszy pan, wskazując palcem na obuwie leżące nieopodal. – Mówią, że jak samochód człowieka potrąci i spadną mu buty, to nie ma co ratować. Pani Gienia wezwała karetkę, ale pewnie tylko stwierdzą zgon.

– Jak nikt nie ruszy dupy, to na pewno – mruknęła pod nosem z wściekłością, wyciągając z dużej torebki cienki sweter, który rano wzięła w razie wieczornego chłodu. – Hej, słyszysz mnie?

Mężczyzna poruszył się z westchnieniem, otwierając na chwilę oczy i patrząc nieprzytomnie. Źrenice miał rozszerzone z bólu i strachu.

– Postaram się pomóc, dobrze? – starała się mówić spokojnym tonem, lecz krążąca w jej żyłach adrenalina zdecydowanie to utrudniała. – Zostanę z tobą do przyjazdu karetki, nie bój się. – Złożyła błękitny sweter w kilka warstw. – To, co teraz zrobię, będzie bolało, ale nie mam innego wyjścia – dodała przepraszająco.

Kiedy przyłożyła jasny materiał do rozerwanej przez kość skóry, mężczyzna zaczął niewyraźnie jęczeć i kręcić głową. Jagoda opanowała jednak odruch cofnięcia dłoni, zamiast tego przycisnęła je z całej siły do rany. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przypomniały jej się wszystkie kursy pierwszej pomocy, na jakie chodziła: w liceum, dwa na studiach i jeden przed zrobieniem prawa jazdy; a także historie z policyjnej służby, które opowiadał jej brat.

– Wszystko będzie dobrze – skłamała, przyglądając się z niepokojem, jak z minuty na minutę napięcie schodziło z jego ciała, które zaczynało wiotczeć. – Pan mi pomoże! – Wskazała palcem jednego z gapiów. Mężczyzna około sześćdziesiątki rozejrzał się, oszołomiony, jakby sądził, że chodziło jej o kogoś innego. – Chodź pan tu i przyciskaj z całej siły.

Wezwany ukląkł obok niej i niepewnie przejął sweter, przyglądając się z obrzydzeniem krwi, która zdążyła już poplamić jego jasne spodnie i przesączała się przez materiał, znacząc jego palce. Jagoda na kolanach okrążyła poszkodowanego, by przyłożyć mu policzek do ust. Z siniejących, chłodnych jak na tak gorący wieczór warg nie wydobywał się oddech, nie widziała też, by szeroka, umięśniona klatka piersiowa unosiła się w czasie, gdy ona liczyła do dziesięciu.

– Nie, nie, nie, nie, kurwa. Chłopie, nie rób mi tego. Gdzie to pogotowie, do cholery?!

Gdy zaczęła rozpinać elegancką, ale brudną i podartą koszulę, ręce drżały jej ze zdenerwowania. Z irytacją rozerwała materiał, a drobne guziki posypały się na asfalt. Kiedy ułożyła wyprostowane ręce na piersi mężczyzny, rozpoczynając uciski, kątem oka ujrzała, że tłum się rozstąpił. Spomiędzy emerytów wyłonił się facet około czterdziestki o opanowanej, skupionej twarzy.

– Jestem ratownikiem medycznym, zastąpię panią. – Miał jasny, zdecydowany głos. Jagoda wahała się tylko przez chwilę, nie dłuższą niż trzy uciśnięcia.

– Nie, obiecałam mu, że z nim zostanę do przyjazdu karetki – wypaliła irracjonalnie, tak jakby nieznajomemu miało to pomóc.

– No dobrze, to ja będę robił resuscytację, a ty zastąpisz pana w uciskaniu rany. – Ratownik wskazał na bladego i zdegustowanego emeryta, który brzydził się dotykać zabrudzonego materiału, więc nie przykładał się tak, jak powinien. Jagoda, czując już zmęczenie w ramionach, skinęła głową, z ulgą pozwalając przejąć najtrudniejszą część zadania komuś innemu. – Weź sobie rękawiczki i chustę.

Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że postawiono obok niej apteczkę samochodową. Posłusznie naciągnęła błękitny nitryl na i tak już upaprane krwią dłonie, i zamieniła swój sweter na jałowy materiał.

– Potrąciło go auto, tak? – upewnił się ratownik.

– Biała półciężarówka, ale gościu zwiał – uściślił starszy pan, który wcześniej opowiadał bzdury na temat butów.

– Cholera, wygląda to na wstrząs hipowolemiczny. Jak zaraz nie przyjedzie karetka, pacjent nam się wykrwawi – wydyszał pomiędzy kolejnymi uciśnięciami. – W ramieniu poszły pewnie duże naczynia, oby nie tętnica, ale na moje oko ma też jakiś krwotok wewnętrzny.

Z gulą w gardle zerknęła na rękę niemal wyrwaną z barku. Uspokoiło ją nieco przejęcie dowodzenia przez kogoś, kto miał większą wiedzę i doświadczenie niż ona. Wreszcie cała odpowiedzialność za życie nieznanego jej człowieka nie spoczywała tylko na jej głowie. Jednak całkowite rozluźnienie, a jednocześnie i wyczerpanie, wywołał dopiero zmienny ton sygnału ambulansu, słyszalny gdzieś niedaleko.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 11, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ani kropli prawdy / ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz