1. Początek

18 2 0
                                    

WORK IN PROGRESS. Będę wdzięczny za wszelką obiektywną krytykę!

Otworzyłem oczy. Powoli, jakby zza grubej, drewnianej ściany zaczynały dochodzić mnie dźwięki otoczenia. Zgiełk. Szczęki metalu. Krzyki. Poczułem okropny ból w głowie i klatce piersiowej. Podniosłem się, spojrzałem na moje ciało. Nic, żadnej krwi, a przynajmniej takiej, która należałaby do mnie. Uniosłem głowę, rozejrzałem się, dookoła byli inni strażnicy w zbrojach z symbolem prowincji, każdy z kimś walczył, miał przy sobie jakiegoś przeciwnika. Renegaci. Paskudny wrzód na górzystej rzyci Pogranicza. Nie mogą odpuścić tego, że ta część Skyrim nie należy się tylko im. Nerwowo zacząłem rozglądać się za moim mieczem, dookoła skały, prawie w ogóle zieleni, jedyny jej pas jest w okolicach stajni, a i tak miecza nie widzę... Nie zdążyłem dobrze rozeznać się w sytuacji, kiedy nie wiadomo skąd, tuż przed moją twarzą wyrósł obity metalem brzeg tarczy. Znów mrok przed oczami, iskierki. Zemdlałem.
Obudziłem się nagle, pierwszy dotarł do mnie ból głowy, nieustający i pulsujący. Potem do moich nozdrzy doleciał pomieszany zapach ziół, warzonych mikstur i innych specyfików, od których powietrze było niezwykle gęste i mdlące. Otwierając oczy, ujrzałem nad sobą kamienny sufit, dookoła inne łóżka z poopatrywanymi strażnikami, moimi towarzyszami broni. Gdzieś chyba dostrzegłem jakiegoś mieszkańca z bandażem na ręce. Na moim ciele z resztą, też bandaży nie brakowało, czułem jeden na głowie, a drugi widziałem na mojej klatce piersiowej, ten nie wyglądał ciekawie, na środku była spora bordowa plama. Słychać było pokasływania innych, jęki bólu. Leżałem w koszarowej infirmerii.

- Nie ruszaj się, twoja głowa porządnie oberwała. - usłyszałem głos Senny, tutejszej pielęgniarki.

- Żeby tylko głowa. - Próbowałem zażartować, jak tylko się odezwałem poczułem okropną suchość w gardle. - Wody, proszę.

Senna nalała mi wody z dzbana do jednego z kuflów z krasnoludzkiego metalu. W ludziach, którzy przyjeżdzają do Markartu pierwszy raz, te wszystkie ciemnożółte, metalowe przedmioty codziennego użytku wzbudzają nie lada zdziwienie i konsternację. Nie można się im dziwić, są dość niecodzienne jeśli chodzi o warunki Skyrim. Wypiłem zawartość jednym haustem, woda była zimna i cudownie łagodziła zaschnięty przełyk.

- Dziękuję Ci Senno... Co z innymi? Kto przeżył? Jak wyglądają straty? Wiesz co mi się prz...?

- Powoli, spokojnie. Jak widzisz leży tutaj garstka twoich towarzyszy. Oberwało się też Sigimundowi, strzała jakiegoś Renegata przeleciała nad murem i trafiła go prosto w ramię, biedaczysko. Atak na Markart został odparty, co prawda nie bez strat ale udało się. Być może Renegaci zostawią nas w spokoju przez jakiś czas. Mieszkańcy mają taką nadzieję i ja również. Zadaliście im mimo wszystko spore straty. Co do tego co Tobie się stało, wiem niewiele. Nie widziałam wszak bitwy, byłam tutaj i dbałam o rannych. - Usiadła przy mnie, wyciągnęła dłoń nad moją klatkę piersiową, zobaczyłem złotą łunę i poczułem błogie uczucie ukojenia. - Ale słyszałam, że najpierw dostałeś buławą, a potem ktoś rąbnął się brzegiem tarczy. W ten sposób ominął Cię koniec walki Bastrasie. Zaciągnęli Cię tylko do infirmerii a od tamtej pory to ja się zajmuję twoimi ranami.

Ułożyłem się wygodniej pozwalając, by ciepło zaklęcia rozeszło się po całym moim ciele. Szanuję magię przywracania. Jest niezwykle przydatna w wielu, naprawdę wielu przypadkach. Czy to do leczenia, czy walki z nieumarłymi.

- Jak dużo czasu minęło od bitwy? Długo byłem nieprzytomny?

- Bitwa miała miejsce wczoraj. Normalny czas rekonwalescencji po ciosie w głowę tarczą, jeśli można to nazwać normalnym, ale jeszcze spędzisz tutaj trochę czasu. Twoje rany wciąż wymagają doglądania. Ale jakimś cudem wszystko goi się szybciej niż powinno. To może być kwestia twojej krw... - ucichła na moment. - przepraszam, nie chciałam.

- Spokojnie, Tobie akurat nie mam tego za złe. Niewiele jest osób półkrwi. Sądzisz, że czas zasklepiania się moich ran może mieć związek z tym od kogo pochodzę? Nie przypominam sobie sytuacji, w której rany norda czy bosmera goiły by się szybciej.

- Nie, to prawda. Ale połączona... w twoich żyłach wszak płynie krew obu tych ras. Może to ma jakiś związek?

W tym momencie któryś z innych strażników zakaszlał i zaczął jęczeć z bólu.

- Wybacz, muszę zająć się innymi rannymi. Odpoczywaj, jeśli możesz, spróbuj zasnąć, sen Ci pomoże.

Pokiwałem lekko głową, na tyle na ile pozwalał mi ból. Wlepiłem mój wzrok w kamienny sufit nade mną studiując jego wszelkie niedoskonałości. W końcu począłem myśleć z nadzieją, że dopadnie mnie błogi sen. Nie myślałem o niczym szczególnym, o bitwie, która jak się dowiedziałem miała miejsce wczoraj, o Sennie i jej poświeceniu dla sprawy... ale w pewnym momencie moje rozmyślania padły w kierunku, który podsunęła mi właśnie ta urokliwa uzdrowicielka. Czy to faktycznie możliwe, że przez to iż jestem półkrwi, paskudnym mieszańcem jak to określają niektórzy, wynaturzeniem... czy to możliwe, że połączona krew moich rodziców dała mi jakieś „specjalne zdolności"? Mój ojciec był nordem, a matka leśną elfką. Może to dziwne, ale nie negowałem słów Senny, a nawet potraktowałem je dość poważnie. Faktycznie jak teraz myślałem, moje siniaki, czy zadrapania zawsze leczyły się szybko.
Moje rozmyślania przerwało zmęczenie i sen, który w końcu przyszedł. Zasypiając słyszałem rozmowy, formuły recytowane przez uzdrowicielkę... zasnąłem.

Kamu telah mencapai bab terakhir yang dipublikasikan.

⏰ Terakhir diperbarui: Dec 27, 2019 ⏰

Tambahkan cerita ini ke Perpustakaan untuk mendapatkan notifikasi saat ada bab baru!

Opowieści z PograniczaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang