— mam ochotę do niego zadzwonić. - pociągnął nosem.
— wiem, skarbie, wiem. - cicho westchnąłem i ostrożnie położyłem się obok niego.
Delikatnie gładziłem jego włosy, lulałem go jak małe dziecko, głaskałem po policzku i cicho nuciłem mu na zmianę, żeby tylko opanował szloch. Było mi go strasznie szkoda. Luke nigdy jeszcze nie cierpiał tak, jak po stracie Caluma. Widać po nim było, że w jego sercu pozostała pustka, której tak naprawdę nikt nie będzie w stanie do końca zapełnić.
Po dłuższej chwili przestał płakać, ale dalej nie odstępowałem go na krok. Potrzebował teraz kogoś, kto będzie dla niego wsparciem. Cmoknąłem go w czoło i przykryłem kocykiem.
— masz ochotę się poprzytulać? Tak po prostu, bez podtekstów. - zapytałem cicho, a Luke schował twarz w zagłębieniu mojej szyi i objął moje biodra nogą.
— pójdziemy dzisiaj do niego? Chcę mu opowiedzieć o tym, że tęsknie i zapytać jak się czuje. - chłopak szepnął, a ja bez wahania się zgodziłem.
Te wizyty bardzo go uspokajały, co prawda Calum nigdy mu nie odpowiedział, ale Luke mówił zawsze, że gdy tam przychodzi to czuje jego obecność. Ja z kolei trzymam się z boku. Nie chcę by chodził tam sam, ale nie chce też przeszkadzać mu w tych ważnych chwilach. Podchodzę do niego dopiero jak mamy się zbierać.
Blondyn znowu zaczął szlochać, a ja westchnąłem bezsilnie. Często płakał z powodu Caluma, ale nigdy nie mogłem go uspokoić w sytuacji gdy brunet miał być gdzieś z nami, ale jak wiadomo być nie może, a Luke to wszytko sobie obrazował. Zupełnie niepotrzebnie.
— siadaj kotek, zjemy czekoladę. - powiedziałem trochę bardziej entuzjastycznie żeby wyrwać go z tego stanu. Luke płacząc dalej, podparł się plecami o mój tors. Złapałem tabliczkę, po czym ściągnąłem ten śmieszny, szeleszczący papierek.
— zrób aaa... - starałem się poprawić mu humor, więc odłamałem kostkę i jak małemu dziecku, wsadziłem mu ją do buzi. Sposobem na samolot oczywiście.
Chłopak zaśmiał się przez łzy, kiedy przełykał to, co wleciało mu do ust, a potem oparł głowę o moje ramię. — nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił, Mike.
////
• Luke •
Stałem w jednej z sypialni w naszym wspólnym domu. Miałem na sobie czarny garnitur, białą koszulę, czarne buty, które może nie były zbyt wygodne, ale za to prezentowały się bardzo elegancko. Właśnie męczyłem się z zawiązaniem krawatu, o mało się na nim nie wieszając.
— no weź mi pomóż baranie, bo zaraz pan młody się tym udusi. - skwitowałem, widząc Jacka, który stał w progu drzwi.
— a myślisz, że ja umiem?
— za jakie grzechy wziąłem cię na drużbę? Przypomnij mi, proszę.
— oj zamknij się już. - zaśmiał się jak idiota, ale koniec końców pomógł mi z krawatem. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Bardzo podobała mi się ta formalna strona mnie i miałem nadzieje, że Michaelowi też się przypodoba.
— brakuje ci jeszcze tęczowej flagi. - spojrzałem na niego zażenowany.
— ty to jednak potrafisz spierdolić moment.
— od tego mnie masz, braciszku. - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. — dzisiaj jest twój dzień.
— wiem. - cicho westchnąłem i związałem jeszcze włosy w koczek, po czym wygładziłem koszulę dłońmi. — troszkę się stresuje.
YOU ARE READING
Two Worlds • muke • /part.2/
FanfictionKontynuacja historii Michaela i Luke'a, którą znajdziecie u mnie na profilu. - "Hi Uncle" 🎖#120 🎖#36🎖#8 🎖#4 🎖#2 🎖#1
epilog
Start from the beginning
