Zaśmiałem się cicho i przyciągnąłem go do siebie, tuląc go i bawiąc się jego przydługimi kosmykami włosów, które opadały mu teraz lekko na twarz. Luke zmienił się z wyglądu diametralnie. Miał teraz loczki, które sięgały mu mniej więcej za ucho. Był wyższy niż ja o jakieś pół głowy, a jego barki stały się szersze. Wyglądał cholernie seksownie, pomimo iż dalej był moim malutkim chłopczykiem. Z jego ust również zniknął kolczyk, a na szczęce pojawił się dwudniowy zarost, którego nie chciało mu się golić. I jak tu teraz mówić, że to mój chłopiec, skoro jest mężczyzną? Chociaż w moim sercu zawsze będzie małym, niewinnym chłopcem.
Żeby nie było ja też się lekko postarzałem. Utrzymywałem delikatny zarost, rysy twarzy zrobiły się bardziej męskie, a swój styl z oficjalnego zamieniałem coraz częściej na luźniejszy. Niby wszytko nowe, ale u nas po staremu. Mimo wielkich zmian, ja pozostałem sobą, a Luke sobą i to było piękne.
— weźmy moich braci. - wtrącił po chwili. — a za świadka nie wiem, chciałbym Caluma. - szepnął.
— Luke... - cicho westchnąłem i ucałowałem wierzch jego dłoni. — też chciałbym, żeby był tu teraz z nami, lecz nic mu życia nie zwróci. To trudne i przykre, ale nie możemy pogrążyć się w depresji. On... on by tego nie chciał, prawda?
— muszę iść do pokoju. - szepnął po chwili ze łzami w oczach, a ja nie próbowałem go nawet zatrzymać.
Calum zginął, rozbijając się gdzieś w ciemnym lesie, kiedy ciężarówka wpadła w jego auto. To była wielka tragedia, która ciągle trwała, jednak Luke odczuł to najbardziej z nas wszystkich. Nikt się też temu nie dziwił, był to jego pierwszy i ostatni przyjaciel, z którym przeżył większość swojego życia. Stało się to niespełna pół roku temu. Przełożyliśmy datę ślubu ze względu na żałobę. Byliśmy na pogrzebie bruneta, żegnając się z nim. Często odwiedzaliśmy go na cmentarzu, gdzie sprzątaliśmy wspólnie jego pomnik, zostawialiśmy kwiaty oraz znicze. Czasami byłem świadkiem monologu mojego narzeczonego. Siedział na ławeczce przed grobem i opowiadał zmarłemu przyjacielowi o najdrobniejszej głupocie. Cal wiele dla niego znaczył. Bez wątpienia, gdyby teraz był tu z nami, byłby naszym świadkiem, tak jak zawsze chciał tego Luke.
Na samą myśl o tym łza zakręciła się w oku. Nie znałem go aż tak dobrze jak on, ale na pewno byłem mu wdzięczny za wiele rzeczy, które dla niego robił. W dodatku w pewnym sensie Cal, stał się i moim przyjacielem.
Podniosłem dupkę z kanapy. Poszedłem do blondyna, wcześniej zahaczając o kuchnię, żeby wziąć tabliczkę czekolady. Serce mi pękało za każdym razem gdy słyszałem rozpaczliwy płacz Luke'a. Nie pogodził się z tym i obawiałem się, że nigdy do tego nawet nie dojdzie. Usiadłem obok niego na łóżku, przytulając do siebie jego ciało, kiedy leżał do mnie tyłem. Obróciłem go w swoją stronę, złapałem za chusteczki leżące na szafce nocnej i delikatnie wytarłem jego łzy.
— wypłacz się, skarbie. - powiedziałem cicho, całując jego czoło. — a potem zjemy tabliczkę czekolady. Kupiłem twoją ulubioną.
— nie chce tego ślubu bez Caluma... - zapłakał nieco głośniej, a ja mocniej go przytuliłem. — on powinien na nim być, Mike.
— wiem, kochanie...
— pewnie siedziałby z nami i pomagał z tym wszystkim, mówił śmieszne rzeczy i rzucał w naszą stronę podteksty... życie jest niesprawiedliwe.
Przymknąłem oczy, bo to jak on przeżywał było okropne. Minęło stosunkowo dużo czasu, ale z drugiej strony o wiele za mało. Może powinienem zmienić datę ślubu raz jeszcze? W sumie i tak za wiele nie było załatwione, a jednak priorytetem było to, by Luke chociaż wtedy był w pełni szczęśliwy.
YOU ARE READING
Two Worlds • muke • /part.2/
FanfictionKontynuacja historii Michaela i Luke'a, którą znajdziecie u mnie na profilu. - "Hi Uncle" 🎖#120 🎖#36🎖#8 🎖#4 🎖#2 🎖#1
epilog
Start from the beginning
