2

3.3K 302 19
                                    

Kochani, bardzo dziękuje za każdy komentarz i gwiazdkę. Bardzo proszę o wasze przemyślenia gdyż dają niezłego kopa do pisania. Pozdrawiam!

Kiedy jego przyjaciele brali ślub, Harry w prezencie podarował im dom przy Grimmauld Płace pod numerem dwunastym, jako dodatek, dał im również pieniądze na remont tego zaniedbanego miejsca. Sam nie mógł zamieszkać w tym domu ponieważ wspomnienia związane z tym ponurym miejscem, Syriuszem i Lupinami, były dla niego zbyt bolesne ale nie mógł też zdobyć się na to, by go sprzedać. Odkąd mieszkali tam państwo Weasley, Harry przynajmniej był w stanie przekroczyć próg domu i nie czuć bólu w klatce piersiowej. Ponieważ Grimmauld Place przestało być domem Syriusza, jego zmarłego Ojca Chrzestnego a zaczęło być domem jego przyjaciół, którzy byli całkowitym zaprzeczeniem śmierci.
Harry stał teraz na ulicy i czekał aż pojawi się wejście do dawnej kwatery Zakonu Feniksa. Wziął głęboki oddech, przeskoczył szybko schodki stając przed drzwiami i zapukał. Usłyszał radosny krzyk i tupot stóp a potem głos swojej najlepszej przyjaciółki strofujący córkę.
- Rose Granger- Weasley zatrzymaj się w tej chwili!- po czym drzwi otworzyły się ukazując brązowowłosą kobietę, w zaawansowanej ciąży, i małą, dwuletnia dziewczynkę z burzą rudych loków na głowie, chowającą się miedzy nogami mamy.
- Łuło!- krzyknęła z dziką radością dziewczynka rzucając się na mężczyznę. Harry momentalnie porwał ją w ramiona i uniósł wysoko w górę, lekko podrzucając, przez co mała Rosę zaczęła piszczeć radośnie.
- Witaj mała księżniczko.- powiedział z uśmiechem przytulając ją do siebie.- Witam również największą kobietę w magicznej Brytanii.- powiedział z uśmiechem a Hermiona strzeliła mu kuksańca w ramię.- Ej! Za co to? Tak to się wita starych, dobrych przyjaciół?- zapytał udając urażenie.
- Jeśli pijesz do moich rozmiarów to zaraz oberwiesz czymś gorszym, niż tylko moja pieść.- powiedziała ze śmiechem Hermiona.
- Nie śmiałbym, pani minister. Odnoszę sie jedynie do Twojego stanowiska.- mrugnął łobuzersko.
- Wchodź szybko do środka, nie będziemy tak stać.- powiedziała przesuwając się w drzwiach, tak by mógł wejść. W tym momencie bardzo przypominała mu Molly. Przywitał go długi, jasny korytarz na którego ścianach były gustowne ramki, ze zdjęciami członków rodziny Weasley i Granger a nawet ich trójki.- Do salonu, Harry.- poinstruowała go.- Zaraz do Ciebie dołączę, tylko zrobię kawę.
- Hermiona, mogę sam sobie ją zrobić, co więcej mogę ją zrobić i podać Tobie.- widząc jej minę powiedział szybko.- Oczywiście, Tobie inkę.
- Harry Jamesie Potterze jestem w ciąży, nie umierająca!- powiedziała jak do małego dziecka.- Dam sobie radę.- wskazała mu dłonią drogę na górę, do salonu, a gdy się nie poruszył tupnęła nogą. Temu nie mógł się sprzeciwić, groziło to śmiercią na miejscu. Zabrał wiec Rosę i udał się w wyznaczone mu przez panią domu miejsce.

Usiadł na puszystym, brązowym dywanie wraz z małoletnią Weasley'ówną, która natychmiast zaczęła mu robić herbatkę w różowej filiżance i przedstawiła wszystkie swoje misie pousadzane w rzędzie. Harry „pił" swój napój grzecznie, przedstawiając się kolejnym pluszakom, jednocześnie przyglądając się pomieszczeniu. To, co zrobiła z tym miejscem Hermiona było niesamowite, wreszcie wyglądało jak dom a nie umieralnia. Jasne ściany, miękka, brązowa kanapa i fotele do kompletu ustawione na przeciw odnowionego kominka, nadawały przytulności. Białe firany i brązowe zasłony w oknach dodawały ciepła, pod jednym z nich stał odnowiony sekretarzyk Walburgii Black.
- Rose czy mogę prosić śmietankę i cukier do mojej herbaty?- zapytał grzecznie dziewczynkę, która energicznie pokiwała głową i podbiegła do stolika po odpowiednie plastikowe naczynia. Ustawiła je na tacce i podała wujowi razem z łyżeczką i serwetką.- Dziękuje, moja droga.- powiedział z uśmiechem siedząc i mieszając na niby swoją herbatę.
- Powinieneś mieć dzieci Harry.- usłyszał ciepły głos przyjaciółki.- Byłbyś świetnym ojcem.- odwrócił się by zobaczyć jak jego przyjaciółka opiera się o futrynę i uśmiecha się ciepło patrząc na niego i swoją córkę.
- Może kiedyś...- powiedział z westchnieniem zwracając dziewczynce naczynia.- Dziękuję kochanie, była przepyszna.- pogłaskał dziewczynkę po głowie i wstał.
- Mówię poważnie.- powiedziała z poważna miną ale jej oczy wyrażały ogromną czułość.- Możesz adoptować. Jest wiele dzieci potrzebujących miłości a ty masz jej całe góry.- powiedziała z przejęciem.
- Jak się czujesz?- zapytał zmieniając temat.
- Dobrze, pomijając fakt, że Hugo daje mi nieźle w kość.- ustawiła kubki na stoliku kawowym i usiadła koło przyjaciela, pozwalając mu na ucieczkę od bolesnego tematu.- Uważa, że mój pęcherz to trampolina a mój brzuch to sala temreningowa.- zaśmiała się gładząc brzuch, który się poruszał co jakiś czas.
- Czy mógłbym..?- zapytał nieśmiało a ona uśmiechnęła się i chwyciła jego dłoń, przykładając do brzucha odzianego w czerwona sukienkę. Dziecko jakby wyczuwając obcy dotyk uderzyło wprost w dłoń Pottera. Mężczyzna poczuł ciepło w sercu, to uczucie było niesamowite, spojrzał roziskrzonymi oczami w brązowe teczowki i uśmiechnął się promiennie.- To niesamowite...- kobieta skinęła głową.
- A co to za obmacywanie mojej żony, hę?- zapytał rudowłosy mężczyzna stojący w drzwiach.
- Dada!- krzyknęła radośnie Rose i rzuciła się na ojca. Harry zabrał dłoń z brzucha Gryfonki i wstał aby przywitać się z przyjacielem.
- Wybacz stary.- powiedział wstając, obejmując przyjaciela i poklepując go po plecach.- Chciałem go poczuć. To jest super!- Ron pokiwał głową i podszedł do żony by ją czule pocałować. Usiadł obok sadzając sobie Rose na kolanach i położył rękę na jej brzuchu.
- Cześć Hugo!- powiedział pochylając się do brzucha.- Byłeś dziś grzeczny?- jak na zawołanie brzuch zafalował.- Biorę to za nie.- oboje się zaśmiali. Harry stał z boku i pomimo tego, że cieszył się szczęściem przyjaciół, teraz czuł smutek i ukłucie zazdrości.
- Mama jutro przyjedzie z tatą i zostaną do porodu.- powiedziała spokojnie kobieta. Kiedy zobaczyła głupkowaty uśmiech męża już wiedziała o czym myśli.- Ani mi się waż upijać z ojcem!- pogroziła palcem. Harry chrząknął nieznacznie przypominając im o swojej obecności.
- Wybacz stary...- Ron speszył się lekko.- Jak w Hogwarcie? Dzieciarnia daje w kość?
- Nawet nie masz pojęcia...- zaśmiał się Potter.
- Harry? Czy w tym roku też...- nie dokończyła pytania bo tak naprawdę znała odpowiedź.
- Tak, jak tylko stąd wyjdę ruszam szukać Snape'a.- powiedział wzdychając ciężko i opadając na fotel.
- Stary powinieneś zająć się własnym życiem, a nie szukaniem tlustowłosego dupka.- powiedział rudzielec za co zarobił kopniaka od żony.- No co?- popatrzył na Hermionę nie rozumiejąc o co jej chodzi.- Ten nietoperz i tak tego nie doceni.
- Ron jestem mu to winien...- zaczął zielonooki mężczyzna ale rudzielec zrobił się aż czerwony na twarzy.
- Nie jesteś nic winien temu, temu dręczycielowi!- krzyknął przez co Rose aż podskoczyła.- Całe twoje życie w szkole cię dręczył i znęcał się nad tobą psychicznie. Nie jesteś mu nic winien, poza kopniakiem w jego chudą, wredną dupę!
- Ron!- krzyknęła kobieta wściekła na męża i złapała się za brzuch gdyż Hugo zaczął wierzgać.
- Przepraszam kochanie.- Weasley wypuścił powietrze starając się uspokoić.
- Nie rozumiecie, on poświecił wszystko abyśmy wygrali a ja... Ja mu nie pomogłem gdy potrzebował pomocy!- powiedział zrozpaczony wstając z miejsca. Zaczął krążyć po salonie nerwowo bawiąc się dłońmi.
- Harry byłeś nieprzytomny!- powiedziała błagalnie Hermiona.

Harry Potter gdy ostatecznie pokonał Voldemorta opadł wyczerpany magicznie na ziemię. Był nieprzytomny przez miesiąc, podczas którego odbywały się przesłuchania i procesy Śmierciorzerców, w tym Severusa Snape'a. Harry wiedział, że Mistrz Eliksirów przeżyje, sam zaleczył jego ranę, gdy już zebrał jego łzy, a następnie wlał mu do ust antidotum na jad Nagini. Zawsze był pod wrażeniem tego, co nosiła Hermiona w tej swojej torbie. Gryfon chciał przesłuchać profesora i doprowadzić przed Wizengamot, by odpowiedział za zbrodnie zabicia Albusa Dumbledora. Jednak gdy obejrzał wspomnienia, poznał prawdziwe życie i ogrom poświęcenia tego mrocznego, wyniosłego mężczyzny, zmienił o nim całkowicie pogląd. Był mu wdzięczny i cenił go ponad samego Dumbledora, liczył, że będzie mu dane po wyjściu ze szpitala podziękować i może, zażegnać konflikt miedzy nimi. Kiedy ostatecznie został uznany za zdrowego i wypuszczony ze Świetego Mungo, dowiedział się od swojej przyjaciółki, że Malfoy broniąc siebie, pogrążył całkowicie Mistrza Eliksirów obarczając go winą za swoje zbrodnie. Słowo przeciw słowu, a przecież słowo Malfoya jest więcej warte niż to, które należało do znienawidzonego przez wszystkich profesora. Snape sam z siebie nie bronił się wcale, Ron i Hermiona próbowali, ale nie oni oglądali wspomnień a jedynie mieli szybkie streszczenie Harry'ego, które niewiele znaczyło. Zwłaszcza, że fiolka z nimi zaginęła podczas bitwy o Hogwart. Nikt nie wiedział, że Gryfon dla bezpieczeństwa ukrył ją, za obrazem ukochanego dyrektora Hogwartu. Tym sposobem Severus Snape został wygnany do świata mugoli, jego magia związana a różdżka mu odebrana. Tyle udało wywalczyć się jego obrońcom. Zważywszy, że miał w perspektywie pocałunek dementora, to kara była o niebo lepsza. Choć zależy dla kogo. Kiedy Harry się obudził Snape'a nie było już w czarodziejskim świecie, młody Gryfon szukał swojego profesora ale ten jakby zapadł się pod ziemię. Jedyną rzecz jaką udało się wywalczyć Harry'emu to,  to, że różdżka Ślizgona nie została zniszczona a zdeponowana u Wybawcy Magicznej Brytanii. Złoty Chłopiec ukrył ją w Hogwarcie w nadzieji, że pewnego dnia zwróci ją właścicielowi. Oczyścił nazwisko byłego Śmierciorzercy z zarzutów i wyniósł go na piedestał, jako bohatera, jakim zresztą był. Nikt nie wątpił w jego słowa ale nikt nie kwapił się by odszukać pokrzywdzonego mężczyznę. Harry postanowił, że odnajdzie byłego dyrektora ale sprawa nie była tak prosta jak mu się wydawało. Wynajmował detektywów, sam szukał choćby najmniejszej wzmianki o tym mężczyźnie. Hermiona wymusiła na nim przyrzeczenie, że skonczy z tym szaleństwem,jeśli w przeciągu dziesięciu lat mu się nie uda. Dlaczego dziesięciu? Ponieważ miałby jeszcze czas by rozpocząć normalne życie. Zgodził się, nie miał wyjścia. Ostatecznie rozpoczął naukę na Mistrza Eliksirów, chciał pokazać Snape'owi, kiedy już go odnajdzie, że jest coś wart. Otworzył własny interes z eliksirami „szytymi na miarę", który szybko zrobił furorę. Każdy chciał mieć miksturę przyrządzoną przez Złotego Chłopca. Z biegiem czasu ludzie jednak zapomnieli a jego medykamenty i inne eliksiry jakie robił, były po prostu najlepszej jakości, dlatego ludzie wracali po nie za każdym razem. Dzięki temu mógł zatrudnić pracowników, którzy doglądali interesu a on mógł poszukiwać swojego profesora. Wtedy właśnie dostał list z prośbą od Minervy aby wrócił i pomógł jej w prowadzeniu szkoły, bo Horacy szedł na zasłużoną emeryturę. Zgodził się z sentymentu do tej starszej kobiety. Tak się właśnie toczyło jego życie, dzięki interesowi i pracy w Hogwarcie miał pieniądze na poszukiwania, udało mu się nawet zgromadzić małą fortunkę. Tak minęło dziesięć lat i w tym roku miał ostatnią szansę by odnaleźć Snape'a.
- Stary ta menda może już dawno być martwa.- powiedział zły Ron patrząc na krążącego na przeciw przyjaciela.- Pamiętaj, że był zdrajcą, najpierw jasnej a potem ciemnej strony. Po Twojej interwencji nikt nie ma co do tego wątpliwości. Pół czarodziejskiego świata na niego dybało a on bez różdżki, jak się miał bronić?
- Harry...- zaczęła delikatnie Hermiona.
- Wiem, że mówicie z sensem ale ja wiem, że on żyje. Czuje to.- powiedział zdesperowany mężczyzna.- To już ostatni raz wyruszam.- powiedział zatrzymując się i patrząc błagalnie na przyjaciół.
- Dobra stary. Tylko bądź ostrożny.- poddał się jak co roku Weasley.
- Gdzie go będziesz szukał tym razem?- zapytała zmartwiona Hermiona.
- Nie chce zapeszać ale mam pewien trop...
- Tylko wróć do nas Harry.- powiedziała cicho kobieta znów gładząc się po brzuchu. Rose podeszła do wuja i pociągnęła za nogawkę jego dżinsów,kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego ręce. Harry wziął ją w ramiona.
- Czas na obiadek i chyba chce żebyś Ty ją nakarmił.- uśmiechnęła się pani minister i wstała z kanapy nakazując im gestem ręki aby poszli z nią do kuchni.

OpiumTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon