18. RANNI

3.2K 160 52
                                    


Wszędzie sztywne ciała. Martwe oczy i uchylone usta bez tchu. Krew, smród i muchy. Chciałam uciec, biec ile sił w nogach, ale nie mogłam się ruszyć. Spanikowana zrozumiałam, że coś mnie trzyma, obejmuje jak macki.

Krzyczałam i szarpałam się w niewidzialnych objęciach, aż nagle podskoczyłam, lądując w miękkim łóżku. Byłam spocona i zasapana bardziej niż po szaleńczym biegu przez Charing Cross Road.

Ramiona ścisnęły mnie jeszcze mocniej.

- Już spokojnie – Usłyszałam szept – To tylko sen.

To tylko sen, to tylko sen... Powtarzałam w kółko w myślach, ci wszyscy ludzie wcale nie są martwi.

Gdy serce nieco spowolniło zdecydowałam się uchylić ciężkie powieki. Było już jasno, więc musiałam spać całą noc, dręczona przez koszmary wywołane czarną magią i tulona przez Dracona Malfoya. Podniosłam wzrok, oczy miał zamknięte, ale wiedziałam, że nie śpi, był jednak tak spokojny, że mnie samą również ogarnął spokój. Tulił mnie do piersi, tak jak niejednokrotnie widziałam jak tulił Cyana. Cyan! Podniosłam głowę.

- Gdzie dziecko?

- Z Harrym i Ginny – Powiedział spokojnie uchylając powieki – Gdy horkruks cię opętał krzyczałaś tak głośno, że mały się obudził... Ginny go uspokoiła i zabrała na resztę nocy do swojego pokoju, żebyś odpoczęła.

- Kochana Ginny – Westchnęłam opadając z powrotem na poduszki – Jak znalazłam się na górze? Nic nie pamiętam.

- Przyniosłem cię, gdy zemdlałaś.

Leżeliśmy oboje na łóżku Draco, objęci jak para zakochanych, ale nie było niezręcznie. Było bezpiecznie. Po tym co zobaczyłam panika zalewała moje serce na samą myśl o opuszczeniu tych miękkich ramion, więc wtuliłam twarz mocniej w męski tors i szepnęłam.

- Dziękuję.

Byłam bliska łez, ale próbując zachować spokój zamrugałam szybko i niedbałym ruchem otarłam oczy wierzchem dłoni.

- Co się właściwie stało? – Zapytałam, by nie zauważył, że płaczę, choć pewnie i tak zauważył.

- Właśnie miałem cię zapytać o to samo.

Pociągnęłam nosem zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem. Ten horkruks mnie wołał, przyciągał, a gdy go dotknęłam... usłyszałam głos Sam-Wiesz-Kogo. Drwił ze mnie, śmiał się z mojego strachu... Pokazał mi was wszystkich, martwych. To było takie realne... Naprawdę myślałam, że wy...

Głos mi się załamał, a wtedy znów objął mnie mocniej i szeptał uspokajająco.

- Wszyscy żyjemy. On tak działa, karmi się ludzkim bólem i cierpieniem, czerpie przyjemność z naszych słabości.

- Co właściwie się stało? – Zapytałam, gdy już odzyskałam głos.

- Gdy cię opętał, czy co tam ci zrobił, zrobiłaś się blada jak ściana, oczy ci uciekły pod powieki, no wyglądałaś strasznie, jakbyś dostała jakiegoś ataku – Opowiadał, patrząc mi prosto w oczy z troską – Upadłaś, a ja w ostatniej chwili cię złapałem. Mnie też otumaniła siła bijąca z wnętrza skrytki, więc nie od razu zrozumiałem co się stało. Strasznie krzyczałaś, najpierw, jakby cię palono żywcem, wtedy Cyan się obudził i zaczął płakać, a Ginny też chyba dopiero wtedy się ocknęła i pobiegła na górę go uspokoić. Potem wołałaś... wykrzykiwałaś imiona, a Harry szarpał się z tobą, żeby wyrwać ci z ręki puchar, gdy mu się udało, zamknął go w skrytce i zabezpieczył, upadłaś bez życia. Wtedy przyniosłem cię tu.

Nowe życie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz